Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 28 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Muzyka

Magazyn CCXXXV

Podręcznik

Kulturowskaz MadBooks Skapiec.pl

Nowości

muzyczne

więcej »

Zapowiedzi

Fatal Fusion
‹Total Absence›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułTotal Absence
Wykonawca / KompozytorFatal Fusion
Data wydania25 listopada 2016
Wydawca Karisma Records
NośnikCD
Czas trwania56:21
Gatunekrock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Knut Erik Grøntvedt, Stig Selnes, Erlend Engebretsen, Lasse Lie, Audun Engebretsen
Utwory
CD1
1) The Gates of Ishtar02:30
2) Shadow of the King07:40
3) Forgotten One06:09
4) Astral Flight05:34
5) The Emperor’s Letter07:21
6) Endless Ocean Blue11:37
7) Total Absence15:31
Wyszukaj / Kup

Tu miejsce na labirynt…: Czterdzieści lat minęło… a im się wciąż chce wracać!
[Fatal Fusion „Total Absence” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Skoro zespół wydał dopiero trzecią płytę długogrającą, mogłoby wydawać sie, że wciąż jeszcze mamy do czynienia z formacją na dorobku. Tymczasem lider nowerskiego Fatal Fusion, klawiszowiec Erlend Engebretsen, działa już – choć wcześniej pod innymi szyldami – od trzydziestu lat. Wiedząc o tym, tudno się dziwić, że „Total Absence” to tak udany, choć zarazem bardzo eklektyczny, album.

Sebastian Chosiński

Tu miejsce na labirynt…: Czterdzieści lat minęło… a im się wciąż chce wracać!
[Fatal Fusion „Total Absence” - recenzja]

Skoro zespół wydał dopiero trzecią płytę długogrającą, mogłoby wydawać sie, że wciąż jeszcze mamy do czynienia z formacją na dorobku. Tymczasem lider nowerskiego Fatal Fusion, klawiszowiec Erlend Engebretsen, działa już – choć wcześniej pod innymi szyldami – od trzydziestu lat. Wiedząc o tym, tudno się dziwić, że „Total Absence” to tak udany, choć zarazem bardzo eklektyczny, album.

Fatal Fusion
‹Total Absence›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułTotal Absence
Wykonawca / KompozytorFatal Fusion
Data wydania25 listopada 2016
Wydawca Karisma Records
NośnikCD
Czas trwania56:21
Gatunekrock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Knut Erik Grøntvedt, Stig Selnes, Erlend Engebretsen, Lasse Lie, Audun Engebretsen
Utwory
CD1
1) The Gates of Ishtar02:30
2) Shadow of the King07:40
3) Forgotten One06:09
4) Astral Flight05:34
5) The Emperor’s Letter07:21
6) Endless Ocean Blue11:37
7) Total Absence15:31
Wyszukaj / Kup
Początki Fatal Fusion, choć zespół istnieje zaledwie od ośmiu lat, tak naprawdę sięgają 1986 roku. To właśnie wtedy w stolicy Norwegii dwóch młodych muzyków zafascynowanych dokonaniami wielkich twórców rockowych z lat 70. XX wieku – klawiszowiec Erlend Engebretsen oraz basista Lasse Lie – założyło swój pierwszy zespół, który ochrzcili… No Name. W kolejnych latach przechodził on wiele przeobrażeń, zmieniał się nie tylko jego skład, ale i szyld. W 1997 roku, gdy Erlend powołał do życia grupę Hydra, zaprosił do udziału w niej swojego młodszego brata, grającego na perkusji Auduna, który – jak się okazało – pozostał z nim już na zawsze (przynajmniej jak dotąd). Razem znaleźli się również w formacjach Moonstone (1998-2000) i Chrystal Blues (2002-2007); razem, z pomocą Lassego, w 2008 roku ogłosili światu istnienie Fatal Fusion. Wkrótce dołączyli do nich dwaj kolejni artyści: najpierw wokalista Knut Erik Grøntvedt, a następnie gitarzysta solowy Stig Selnes (wcześniej w The Rumbling Tubes, a wtedy także jednocześnie w Agathe).
Na debiut płytowy Fatal Fusion trzeba było poczekać dwa lata, do momentu kiedy światło dzienne ujrzała wydana własnym sumptem płyta „Land of the Sun”. Spodobała się ona na tyle, że krótko po tym kontrakt z zespołem podpisała – mająca siedzibę w norweskim Bergen – wytwórnia Karisma Records. Z jej logo na okładce ukazał sie krążek „The Ancient Tale” (2013), który dzięki profesjonalnej dystrybucji zatoczył znacznie szersze kręgi. Tym sposobem Erlend i jego koledzy wyszli poza stołeczne środowisko, zyskując – ograniczoną wprawdzie, ale zawsze jakąś – popularność wśród wielbicieli skandynawskiego progresywnego hard rocka. Bo w tych właśnie okolicach lokują się zainteresowania Norwegów. Co znajduje potwierdzenie w podanej przez nich samych liście wykonawców, którymi się inspirują, a która to lista zawiera takie nazwy, jak King Crimson, Camel, Yes, Pink Floyd, Genesis, a także Led Zeppelin, Rush i Rainbow. Biorąc pod uwagę, że każdy z tych zespołów w jakiś sposób wpłynął na twórczość Fatal Fusion, czego można oczekiwać po kwintecie z Oslo? Pytanie z gatunku retorycznych…
Jeśli jednak ktoś ma jeszcze wątpliwości, rozwieje je na pewno „lektura” najnowszego wydawnictwa grupy – albumu „Total Absence”, który światło dzienne ujrzał (nakładem Karisma Records) 25 listopada. W ciągu minionych trzech lat – tyle bowiem minęło od premiery „The Ancient Tale” – grupa uzbierała niespełna sześćdziesiąt minut muzyki, co nie jest wynikiem zapierającym dech w piersiach. Ale wiadomo przecież – nie ilość, lecz jakość jest najważniejsza. A z tym akurat Norwegowie problemu nie mają żadnego. Na krążek trafiło siedem kompozycji, spośród których każda trzyma poziom, a niektóre mogą doprowadzić wręcz do ekscytacji każdego, kto wychował się na klasyce sprzed czterech dekad. Choć z drugiej strony warto z miejsca zaznaczyć, że w muzyce Fatal Fusion nie ma miejsca na wirtuozerskie popisy; nie uświadczycie na ich płytach ciągnących się w nieskończoność solówek, które mają udowodnić przede wszystkim, że jestem lepszy od najlepszego instrumentalisty na świecie. Czasami bywa kanciasto i topornie, ale jednocześnie bywa bardzo klimatycznie i melodyjnie.
Album otwiera majestatyczna instrumentalna kompozycja „The Gates of Ishtar”, w której marszowemu rytmowi perkusji towarzyszy orientalny motyw zagrany przez Erlenda Engebretsena na syntezatorach. Stanowi ona swoiste preludium do progresywno-hardrockowego „Shadow of the King”, które już po kilkunastu sekundach przywodzi na myśl jedno tylko skojarzenie – niemieckie Eloy! Jest tu odpowiednia moc, jest wpadający w ucho refren, jest wreszcie partia gitary (znów z lekko orientalnym odchyłem), której na pewno nie powstydziłby się Frank Bornemann. Parę nowych elementów pojawia się w – kto wie, czy nie najlepszym w całym zestawie – „Forgotten One”, który to utwór zaczyna się jak zagrany na rockowo walczyk, a z czasem przeistacza się w urzekającą pięknem próbkę nawiązania do muzyki dawnej (z brzmieniem fortepianu, fletu i odpowiednio stylizowanym śpiewem Knuta Erika Grøntvedta). Nawet gdy w drugiej części robi się bardziej czadowo, o klimat wciąż dba starszy z braci Engebretsenów, wypełniając tło nastrojowymi dźwiękami organów Hammonda oraz syntezatorów.
W instrumentalnym „Astral Flight” powraca duch wczesnego (czytaj: z pierwszej połowy lat 70.) Eloy (vide Hammondy plus progresywna gitara), ale o dziwo Erlend i Stig Selnes znajdują w sobie również odwagę, by poeksperymentować trochę z jazz-rockiem. Kolejnym mocnym punktem albumu jest balladowy „The Emperor’s Letter”, w którym ponownie ciężar zyskania sympatii słuchaczy biorą na siebie przede wszystkim dwaj muzycy – imponujący orkiestrowym rozmachem w aranżacji syntezatorów Engebretsen oraz Stig, w którego głowie (a pewnie i sercu) zrodził się przepiękny motyw gitarowy. W „Endless Ocean Blue” Norwegowie rzucają się na naprawdę głęboką wodę, przywołując ducha Pink Floyd z połowy lat 70. Nie dość, że muzyka snuje się psychodelicznie, to na dodatek Grøntvedt śpiewa jak, nie przymierzając, natchniony Roger Waters. Skojarzenia z Brytyjczykami rozwiewają się nieco w dalszych fragmentach (oscylujących wokół hard rocka), ale pierwsze wrażenie długo nie opuszcza słuchacza.
Na finał wybrzmiewa kompozycja tytułowa – najdłuższa i zarazem… najmniej intrygująca. Oczywiście wszystko jest w niej na miejscu (włącznie z otwierającym ją dialogiem Knuta Erika z grającym na gitarze akustycznej Stigiem i późniejszymi progresywnymi solówkami Selnesa), ale całość jest nazbyt wykoncypowana, pobzawiona ducha i polotu. Może nie zaniża poziomu, ale też niczym szczególnym się nie wyróżnia. Komu powinno przypaść do gustu „Total Absence”? Tym, którzy wychowali się na Deep Purple i Uriah Heep, którzy w późniejszym czasie z wypiekami na twarzy sięgali po albumy Rush i Eloy, wreszcie tym, którym nie przeszkadza eklektyczność przekazu i brak jakicholwiek zapędów eksperymentatorskich.
koniec
6 grudnia 2016
Skład:
Knut Erik Grøntvedt – śpiew
Stig Selnes – gitara elektryczna, gitara akustyczna
Erlend Engebretsen – organy Hammonda, syntezatory, mellotron
Lasse Lie – gitara basowa
Audun Engebretsen – perkusja, instrumenty perkusyjne

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Tu miejsce na labirynt…: Ente wcielenie Magmy
Sebastian Chosiński

26 IV 2024

Chociaż poprzednia płyta Rhùn, czyli „Tozïh”, ukazała się już niemal rok temu, najnowsza, której muzycy nadali tytuł „Tozzos”, wcale nie zawiera nagrań powstałych bądź zarejestrowanych później. Oba materiały są owocami tej samej sesji. Trudno dziwić się więc, że i stylistycznie są sobie bliźniacze.

więcej »

Czas zatrzymuje się dla jazzmanów
Sebastian Chosiński

25 IV 2024

Arild Andersen to w świecie europejskiego jazzu postać pomnikowa. Kontrabasista nie lubi jednak przesiadywać na cokole. Mimo że za rok będzie świętować osiemdziesiąte urodziny, wciąż koncertuje i nagrywa. Na dodatek kolejnymi produkcjami udowadnia, że jest bardzo daleki od odcinania kuponów. „As Time Passes” to nagrany z muzykami młodszymi od Norwega o kilkadziesiąt lat album, który sprawi mnóstwo radości wszystkim wielbicielom nordic-jazzu.

więcej »

Tu miejsce na labirynt…: Oniryczne żałobne misterium
Sebastian Chosiński

24 IV 2024

Martin Küchen – lider freejazzowej formacji Angles 9 – zaskakiwał już niejeden raz. Ale to, co przyszło mu na myśl w czasie pandemicznego odosobnienia, przebiło wszystko dotychczasowe. Postanowił stworzyć – opartą na starożytnym greckim micie i „Odysei” Homera – jazzową operę. Do współpracy zaprosił wokalistkę Elle-Kari Sander, kolegów z Angles oraz kwartet smyczkowy. Tak narodziło się „The Death of Kalypso”.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.