Sławomir Kulpowicz zaliczał się – obok Krzysztofa Komedy i Mieczysława Kosza – do najwybitniejszych polskich pianistów jazzowych. Choć przyszedł taki moment, kiedy wydawało się, że na dobre rozstał się z jazzem. Powrócił do niego dopiero w ostatnich miesiącach życia. Czego efektem stał się nagrany krótko przed śmiercią zupełnie nowy materiał. Światło dzienne ujrzał on po ponad dwunastu latach od rejestracji na albumie zatytułowanym „Expression”.
Tu miejsce na labirynt…: Krzyk, w którym nie słychać bólu
[Kulpowicz Quartet „Expression” - recenzja]
Sławomir Kulpowicz zaliczał się – obok Krzysztofa Komedy i Mieczysława Kosza – do najwybitniejszych polskich pianistów jazzowych. Choć przyszedł taki moment, kiedy wydawało się, że na dobre rozstał się z jazzem. Powrócił do niego dopiero w ostatnich miesiącach życia. Czego efektem stał się nagrany krótko przed śmiercią zupełnie nowy materiał. Światło dzienne ujrzał on po ponad dwunastu latach od rejestracji na albumie zatytułowanym „Expression”.
Kulpowicz Quartet
‹Expression›
Utwory | |
CD1 | |
1) Expression 1 | 07:36 |
2) Goa Time | 14:05 |
3) Bad Habits | 07:46 |
4) 7+7 | 08:58 |
5) Expression 2 | 13:00 |
6) Funky Freeboper | 08:21 |
W ostatnich kilkunastu miesiącach wielbiciele jazzu ekscytowali się cudownie odnalezionymi nagraniami klasyków gatunku: saksofonisty Johna Coltrane’a („Both Directions at Once” z 1963 i „Blue World” z 1964 roku) oraz trębacza Milesa Davisa („Rubberband” z lat 1985-1986). O ile „nowe” płyty pierwszego z nich można uznać za spore wydarzenie, o tyle album drugiego z wymienionych artystów powinien już na zawsze spocząć w archiwach Warnera i nigdy nie oglądać światła dziennego. Jak się jednak okazało, w minionym już roku również w Polsce mieliśmy do czynienia z podobnym odkryciem. Na szczęście, znając oczywiście proporcje, raczej w duchu – jeśli chodzi o poziom – twórcy „Naimy” niż „Tutu”. Chodzi o zapomniane kompozycje Sławomira Kulpowicza – genialnego pianisty, od którego śmierci minie niebawem (7 lutego) dwanaście lat. Otóż okazało się, że na pół roku przed odejściem z myślą o nowej płycie nagrał on około stu minut muzyki, która powędrowała do archiwum i świat o niej zapomniał.
Na szczęście w 2013 roku o istnieniu tych nagrań dowiedział się Ryszard Wojciul – spiritus movens wydawnictwa For Tune – który nie spoczął aż do momentu, gdy ukazały się one na krążku „Expression”, co stało się niespełna półtora miesiąca temu, pod koniec listopada. Historia ich powstania jest bardzo ciekawa i do niej jeszcze dojdziemy. Najpierw mniej zorientowanym czytelnikom należy się wyjaśnienie (względnie przypomnienie), kim w ogóle jest bohater tekstu. Urodził się w Warszawie w 1952 roku w rodzinie o tradycjach artystycznych (jego ojciec był znanym kompozytorem, pedagogiem i akordeonistą). Na fortepianie zaczął grać jako pięciolatek; mając lat dwadzieścia dwa, został absolwentem Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej w katowickiej Akademii Muzycznej. W czasie studiów związał się ze swoim pierwszym zespołem, Silesian Set, ale nie wytrwał w nim długo, ponieważ wkrótce wrócił do stolicy, a tam upomniał się o niego sam Zbigniew Namysłowski, który formował właśnie swój nowy kwartet.
U boku
legendarnego saksofonisty Kulpowicz wszedł na europejskie i światowe salony. Występował na najbardziej prestiżowych festiwalach i nagrywał dla zagranicznych wytwórni („Live in der Balver Höhle”, 1977; „1.2..3…4….”, 1978; „Jasmin Lady”, 1979). Poczuł się też na tyle mocny, że szybko stanął na czele własnego Kwartetu (z przyczyn logistycznych posługującego się anglojęzyczną nazwą The Quartet), którego skład uzupełniali: saksofonista (i współlider) Tomasz Szukalski, kontrabasista Paweł Jarzębski oraz perkusista Janusz Stefański. Z tą grupą Kulpowicz wydał dwa longplaye – „The Quartet” (1979) i „Loaded” (1980) – a tuż po jej rozwiązaniu założył kolejną formację, notabene nazwaną In/Formation. Jej skład przez lata był płynny – od duetu aż po sekstet – jednak na dwóch opublikowanych na początku lat 80. albumach (oba zatytułowane były tak samo, jak nazywał się zespół) zaprezentowała się jako trio (z Witoldem Szczurkiem na kontrabasie i Czesławem Bartkowskim na bębnach).
W kolejnych latach Kulpowicz coraz bardziej odchodził od jazzu, poświęcając się muzyce etnicznej (głównie hinduskiej), ambientowej i new age’owi. Tę ewolucję dokumentują kolejne jego wydawnictwa: od nagranego z udziałem Czesława Niemena „Samarpan” (1987), poprzez „Sadhana” (1989), „East Side Story” (1991), aż po „World Symphony” (1996) i „The Elements of Feng Shui” (2001). A potem… nastąpił kolejny zwrot w karierze pianisty, który postanowił wrócić do jazzu i w 2006 roku zorganizował trasę koncertową pod hasłem „The Quartet Again”. Kolejnym krokiem miało być nagranie nowej jazzowej płyty. Na przeszkodzie stanęła jednak choroba nowotworowa. By ją zwalczyć, artysta udał się na niekonwencjonalną terapię do Indii. Nie dokończył jej, ponieważ na początku 2007 roku wrócił do kraju, aby sfinalizować pomysł reaktywowania Kwartetu. Zresztą poczuł się na tyle dobrze, że uznał, iż został wyleczony, co okazało się złudną nadzieją. W sierpniu grupa weszła do warszawskiego studia Mantram i nagrała materiał demo, który miał stanowić punkt wyjścia do opracowania repertuaru koncertowego i przygotowania krążka „Expression” (tytuł wymyślony został już w Indiach).
Niestety, choroba powróciła wkrótce ze zdwojoną siłą, a o nagraniach zapomniano. Tym bardziej że uznano je za niedokończone. Zarejestrowano je bowiem przy jednym podejściu, bez żadnych poprawek. Mogło się więc wydawać, że to jedynie szkice. Tymczasem odnalazłszy taśmę, Ryszard Wojciul uznał, że to praktycznie gotowy materiał – trzeba jedynie dokonać selekcji. Ostatecznie ze stu minut wybrał sześćdziesiąt (w sumie sześć utworów), decydując się przy okazji na dość ryzykowny krok. Polegał on na dograniu do trzech kompozycji partii trąbki, która gra jednak unisono z saksofonem, co oznacza, że w numerach tych nie pojawiła się ani jedna nuta, której twórcą nie byłby lider projektu. Tym sposobem Kwartet – w składzie: Kulpowicz (fortepian elektroniczny), Piotr Cieślikowski (saksofony sopranowy i tenorowy), Wojciech Pulcyn (kontrabas) i Kazimierz Jonkisz (perkusja) – rozrósł się, za sprawą trębacza
Tomasza Dąbrowskiego (jego partie dograno w październiku 2018 roku), do kwintetu. Ale wciąż brzmiącego i zaaranżowanego jak kwartet.
W efekcie „Expression” – opublikowane ponad dwanaście lat po rejestracji – stało się idealnym uzupełnieniem boxu „The Complete Edition” (sprzed siedmiu lat), zbierającego nagrania The Quartet, In/Formation Trio, solową muzykę baletową oraz jazzowo-hinduskie peregrynacje Kulpowicza i sitarzysty Shujaata Khana. Nie należy jednak patrzeć na te kompozycje jako archiwalną ciekawostkę; to pełnoprawny nowy album z utworami, które zasługują na szczególną uwagę, prezentują bowiem pianistę w doskonałej formie artystycznej. A są tym cenniejsze, że ostatnie w jego dorobku. Płyta dopieszczona przez Kulpowicza, gdyby tylko miał na to czas, mogłaby brzmieć trochę inaczej, różnić się w szczegółach, lecz i w edycji For Tune niczego nie brakuje, a pomysł dogrania partii trąbki okazał się nadzwyczaj trafny. Tam, gdzie saksofon Cieślikowskiego wypada nieco słabiej, mniej emocjonalnie czy też nazbyt chropawo – Dąbrowski podaje mu pomocną dłoń, niekiedy wręcz zastępuje, cały czas jednak realizując myśl przewodnią kompozytora.
Skompilowany przez Wojciula album otwiera „Expression 1” – energetyczny jazz w starym, dobrym stylu z lat 70. XX wieku. Współczesność miesza się z improwizacjami, a nad wszystkim górują dwa instrumenty solowe – jeden z saksofonów bądź fortepian elektroniczny (sic!). Wszystko w żelaznym uścisku trzymają natomiast Pulcyn i Jonkisz (perkusista, którego podobno szczególnie cenił Kulpowicz), dając liderowi i Cieślikowskiemu dużo miejsca do pokazania własnych umiejętności, ale z drugiej strony pilnujący ich, aby nie „popłynęli” zbyt daleko. Zresztą Kulpowicz nigdy nie miał takich zapędów – jego muzykę, nawet tę improwizowaną, charakteryzowała koncentracja. Nie brakowało jej przy tym ani rozmachu, ani emocji – i tak samo jest w przypadku „Expression 1”. Lider, jakby na przekór trawiącej go śmiertelnej chorobie, gra bardzo dynamicznie i żywiołowo; niekiedy tylko na plan pierwszy przebija się smutek. Nie jest on jednak uczuciem dominującym, znacznie więcej pobrzmiewa tutaj radości ze wspólnego muzykowania.
Jeszcze optymistyczniej – na tle poprzednika – wypada czternastominutowy (najdłuższy w całym zestawie) „Goa Time”. Głównie dzięki przewijającemu się regularnie przez cały czas charakterystycznemu motywowi granemu unisono przez Cieślikowskiego i Dąbrowskiego. Pomiędzy wstawkami dęciaków pojawiają się natomiast solówki – saksofonowa (dwukrotnie), fortepianowa (jak wcześniej) oraz perkusyjna. Ba! nie brakuje także zgrabnego duetu Pulcyna z Jonkiszem, który toruje drogę do efektownego finału. W takim samym klimacie, choć w dużo szybszym tempie, utrzymany jest „Bad Habits”. Kontrabasista dwoi się i troi, by utrzymać odpowiedni rytm, a saksofonista i trębacz niemal łamią sobie nogi, próbując go dogonić. Tylko lider przypatruje się temu pościgowi z dystansu i kiedy wreszcie przejmuje stery, wprowadza więcej spokoju. „Złe nawyki” zostają wytrzebione! Za to w „7+7” to Kulpowicz jest tym, który pozwala sobie na więcej. Pierwsze minuty to prawdziwie szalone fortepianowe boogie, które z czasem przeistacza się jednak w znacznie bardziej wyważone partie solowe saksofonu i kontrabasu. Na koniec lider wciąga do rozmowy Cieślikowskiego i wspólnymi siłami doprowadzają utwór do mety.
W „Expression 2” Kulpowicz ponownie rozwija skrzydła, pozwalając sobie na pełne energii dywagacje fortepianowe. Wspierają go w tym oczywiście pozostali muzycy: zarówno dynamiczna sekcja rytmiczna, jak i – po raz trzeci (i ostatni) – grające unisono dęciaki. Czasami tylko na plan pierwszy wybija się trąbka, w tych momentach saksofon schodzi na margines. Całość wieńczy kompozycja o „skocznym” tytule „Funky Freeboper”. Zdawałoby się, że powinniśmy mieć tutaj do czynienia z optymistyczną mieszanką free jazzu, funky i post-bopu, tymczasem jest to ponad ośmiominutowa porcja bardzo niepokojącej muzyki, z fortepianem wykorzystywanym (w pierwszej części) jako instrument rytmiczny i – dla odmiany – grającym solówkę kontrabasem. Dopiero w drugiej części Kulpowicz zmienia nastrój, pozwalając sobie na wirtuozerską partię improwizowaną. Ryszard Wojciul najprawdopodobniej wybrał ten właśnie utwór na zakończenie, zdając sobie sprawę, że słuchacze pozostaną jeszcze długo w oniemieniu, zafascynowani warsztatem i wyobraźnią pianisty.
Tak! Sławomir Kulpowicz mógł jeszcze wiele zaoferować polskiemu jazzowi. Wszak zmarł, mając zaledwie pięćdziesiąt sześć lat. Bardzo dobrze jednak się stało, że jego ostatnia sesja nie popadła w zapomnienie, zawiera przecież muzykę, która dorównuje najwybitniejszym dokonaniom The Quartet i In/Formation.
Skład:
Sławomir Kulpowicz – fortepian elektroniczny
Piotr Cieślikowski – saksofon sopranowy, saksofon tenorowy
Wojciech Pulcyn – kontrabas
Kazimierz Jonkisz – perkusja
oraz:
Tomasz Dąbrowski – trąbka (2,3,5) [2018]