WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Organizator | GGFF |
Cykl | Polcon |
Miejsce | Kraków |
Od | 29 sierpnia 2002 |
Do | 1 września 2002 |
Cztery dni mocnych akordówPaweł PlutaCztery dni mocnych akordówPewną rekompensatą za to stał się nowy film Stanisława Mąderka, goszczący na odkarmionym już dawno po czwartkowych przejściach komputerze Pawelców. Oglądaliśmy go podczas akcji uświadamiania Kaji, która jeszcze nie widziała eduROMów, a przedprodukcyjny zwiastun „Gwiazd w czerni” trafił się jako dodatkowa atrakcja chyba dla wszystkich. „Katedry”, chociaż ją miał już na dysku, Marek twardo nie pokazał, zostawiając, i słusznie, na wieczór. Ale za to pojechaliśmy z nim, Ewą i Kają ponownie „Pod Ogródek”. Było z tym trochę problemów, bo Kaja chciała wiedzieć, co to jest zapowiadana w programie „Kwintesencja, czyli największy błąd Einsteina”, ale kryzys zażegnała Ewa streszczając jej kolidującą z obiadem prelekcję w ciągu pięciu minut. Dość to specyficzne, acz praktyczne zastosowanie wiedzy fizycznej. „Pod Ogródkiem” trafiła się nam tym razem przerażająco przyjazna pani kelnerka o makijażu przypominającym galatę z owocami morza, którą sobie zamówiłem. Co gorsza, stawiając ją przede mną powiedziała zalotnie z włoska „pronto”, ale na szczęście danie było dobre, pozwoliło mi zapomnieć o tych traumatycznych przeżyciach i nawet tam pewnie jeszcze kiedyś przyjdę. Na wszelki wypadek tym razem nie siedzieliśmy jednak „Pod Ogródkiem” zbyt długo i nasz powrót na konwent wypadł w okolicach spotkania z redakcją „Nowej Fantastyki”. Słuchaczy było na nim nawet sporo, uznałem więc że poradzą sobie beze mnie i pod drzwiami sali dowiadywałem się, co się działo na Forum. Głównym punktem był oczywiście przyszłoroczny elbląski Polcon, na konto którego Pipok już teraz kolekcjonuje zapewne środki uspokajające. Nie ma się jednak, nomen omen, czym przejmować, jako że jest to jego rutynowe zajęcie na wszystkich imprezach Fremena i dzięki pipokowemu poświęceniu reszta klubu może sie skoncentrować na pracy, podczas gdy on oprócz standardowych zajęć jeszcze desperuje. Na skutek takiego podziału zadań konwenty w Elblągu są udane, czego i Polconowi życzę. Tymczasem zbliżało się oczekiwane przeze mnie spotkanie autorskie Kiryła Jes’kowa. Zdążyłem jeszcze przed nim wykorzystać słynny z nieograniczonych możliwości komórkowy WAP do jedynej sensownej rzeczy, jaką można nim zrobić, czyli do sprawdzenia rozkładu jazdy pociągów, w celu wysłania Kaji na czas do pracy i trzeba się było powoli zbierać pod salę. Kirył z Gienem Dębskim już czekali i mieli czekać jeszcze trochę, bo w środku Rafał Ziemkiewicz znowu, jak to ostatnio ma w zwyczaju, czytał dzieciom bajkę i trochę mu się przeciągnęło. Opóźnienie było jednak niewielkie i spotkanie zaczęło się w sumie bez trudności. Rzecz jasna, na sali tolkienistów prawie nie było, chociaż tak na zdrowy rozum powinni się tłoczyć hurmą i krzyczeć trzymając noże w zębach, mniejsza o to jak rzecz technicznie rozwiązując. Ich strata, chociaż nie tylko, bo spotkanie rozkręcało się powoli, w końcu ciekawsze pytania zadają mający pretensje do autora, niż zadowoleni. Gieno dzielnie tłumaczył w obie strony, widzowie pytali, dla poddierżenia rozgowora wyrwałem się i ja. Wyrwałem się po rosyjsku, naobracawszy zdanie w myślach kilka razy, przekonany że skoro w zasadzie rozumiem Jes’kowa bez tłumacza, to jakoś to będzie. Owszem, było, ale dopiero kiedy Gieno przetłumaczył odpowiedź, bo czy to z nerwów, czy akurat ta była bardziej zawiła, dość że właśnie z niej nie pojąłem prawie nic. Druga wszakże próba powiodła mi się znacznie lepiej i na pytanie, co właściwie autor „Ostatniego władcy Pierścienia” sądzi o twórczości Tolkiena jako takiej uzyskałem odpowiedź niespodziewaną, acz dość trafną. Tolkien jest mianowicie doskonałym pisarzem literatury dziecięcej. Nikim więcej i nikim mniej. Na szczęście żadnego z proroków tolkienizmu nie było, jak mówiłem, na sali, bo trzeba by było robić zrzutkę na jej remont. Tym, którzy Kiryła Jes’kowa nie spotkali należy sie jednak wyjaśnienie sytuacji. Otóż wszelkie jego opinie o twórczości Tolkiena są jak najdalsze od banalnej złośliwości. Posądzanie go o to jest, przy zachowaniu wszelkich proporcji dzieł tak oryginalnych, jak powstałych na ich podstawie, podobne posądzaniu Bułhakowa o kpiny z Ewangelii w jerozolimskim wątku „Mistrza i Małgorzaty”. Kirył, jak odpowiedział zapytany, po prostu lubi zabawę w detektywa. Dlatego jest paleontologiem i dlatego pisuje taką właśnie beletrystykę. Bo nie jedynie „Ostatniego władcę Pieścienia”, rekonstruującego prawdziwe zdarzenia z rycerskiego eposu, jakim jest „Władca Pierścieni” przecież stworzył. Pisze też swego rodzaju lustrzanie odbijającą ten mechanizm książkę, mianowicie rycerski epos jaki powstanie za trzysta lat o tych, którzy teraz zwykli jeździć białymi BMW z przyciemnianymi szybami. Chętnie przeczytam. Ale czas wrócić do Polconu. Przez pół godziny jeszcze na korytarzu zaciekle dyskutowałem osaczony przez obrońców Profesora, a zwłaszcza przez ładną, acz cokolwiek fanatyczną dziewczynę w zielonym płaszczu, którą wspomagał Rafał Olszowski. Muszę ze wstydem przyznać, że dzieląc z konieczności uwagę między dwie osoby Rafałowi poświęcałem jej nieco, jeżeli nie sporo, mniej, ale cóż mogę poradzić na to, że dziewczyna podobała mi się bardziej. Dowiedziałem się jednakowóż, że w pięćdziesięciu uczonych dziełach, w tym niektórych autorstwa samego Tolkiena, jest autorytatywnie napisane co jest napisane we „Władcy Pierścieni”, którego czytanie wydaje mi się w takiej sytuacji jakby już zbędną ekstrawagancją. Po tak ciężkich przeżyciach dla odpoczynku złapałem jeszcze pół godziny prelekcji Jarosława Grzędowicza o grozie, bo on o czym by nie mówił, zawsze robi to tak, że ciekawie posłuchać. Horror, jak się okazuje, jest dość zestandaryzowany, jako że ludzie boją się w kółko tych samych rzeczy, zapewne jeszcze od czasów, kiedy siedzieli po jaskiniach. Na zakończenie Jeremiasz zażądał „Mówcie do mnie”, co płynnie skomponowało się ze wspomnianą moment wcześniej serią „Obcych”, ale pytań musiało być niewiele, bo właśnie zamykano budynek Wydziału Fizyki. Zresztą i tak musiałem się zbierać, aby przed rozpoczęciem wieczornych uroczystości zdążyć wrócić z dworca, na który eskortowałem Kaję, żeby dobrze kupiła bilet na znaleziony wcześniej telefonem pociąg. Z biletem w ręce wracaliśmy pieszo przez Kraków, aż wreszcie po zebraniu kilku namiarów trafiliśmy do schowanego w lekko bocznych uliczkach „Żaczka”. Konkurs strojów co prawda nas ominął, ale jego najważniejsze elementy zostały uświetniać podium na środku, Maciek Nowak-Kreyer i Szaman stali bowiem jako dwie samobieżne statuetki Zajdla w charakterze tła dla zwycięzców. Ale na to czas miał dopiero nadejść. Najpierw wręczone zostały zaległe Śląkfy, przyznane a nieodebrane na Seminarium, Agnieszka Szady, jako zawodniczka rezerwowa pod nieobecność Tomka Frunia dostała od Pipoka nagrodę za wczesną wpłatę na przyszłoroczny Polcon, a wreszcie Majkosz zapowiedział wyświetlenie oczekiwanej „Katedry”. W drodze do salki projekcyjnej spotkałem wreszcie Kasię Kokułę, której nie mogłem znaleźć przez cały konwent. Okazało się, iż od Polconu poprzedniego usamodzielniła się do tego stopnia, że to ubiegłoroczny przewodnik musi jej szukać, a nie odwrotnie. I tak zresztą powinno być, inaczej trzeba by prowadzać za sobą rosnące z konwentu na konwent stadko, co przy pewnych wprawdzie zaletach nie wydaje mi się jednak koncepcją do końca udaną. Ale nie było to bynajmniej ostatnie tego wieczora niespodziewane spotkanie. Oto tuż przed samym zejściem do piwnicy, gdzie miał się odbyć pokaz, ujrzałem stojącą wśród niewielkiej grupki postać jakby znajomą, acz sporo niższą niż w rzeczywistości. Rzeczywistości filmowej, postać znałem bowiem z ekranów i widziałem ostatnio kilka godzin wcześniej. Spotkałem mianowicie Małego Rycerza Kinematografii Polskiej, Staszka Mąderka. Na dłuższe rozmowy nie było jednak wtedy czasu, bo zaczynała się „Katedra”. Nie ma sensu jej opisywać, ten film trzeba zobaczyć, jest genialną impresją na motywach „Katedry” Dukajowej, przy czym lepiej nie psuć sobie pierwszego wrażenia podglądaniem jej na komputerowym monitorze. Zwłaszcza, że byłby to podgląd zdobyty psim swędem, bo w Internecie na razie nic nie jest legalnie dostępne. Będzie, ale jeszcze nie teraz, wypada uszanować zamiary autora. Na mnie osobiście największe wrażenie robi scena wypełniania się Katedry światłem podczas wschodu słońca, ale to trzeba widzieć na dużym ekranie. „Katedra” jednak kończy się szybko, za to można ją było pokazać kilka razy, co też organizatorzy uczynili, jednak ja wróciłem na górę. Autora, Tomasza Bagińskiego ktoś mi już pokazał wcześniej, toteż miałem komu złożyć wyrazy uznania, aczkolwiek możliwe, że go trochę przestraszyłem. Na wszelki wypadek nie zgłębiałem tematyki różnic między gwiazdami czerwonymi i niebieskimi, chociaż przez moment rozmowa brała taki niebezpieczny obrót, ale udałem się zająć strategiczną pozycję przed rozdaniem nagród Zajdla. |
Czy Magda Kozak była pierwszą Polką w stanie nieważkości? Ilu mężów zabiła Lukrecja Borgia? Kto pomógł bojownikom Bundu w starciu z carską policją? I wreszcie zdjęcie jakiego tajemniczego przedmiotu pokazywał Andrzej Pilipiuk? Tego wszystkiego dowiecie się z poniższej relacji z lubelskiego konwentu StarFest.
więcej »Długie kolejki, brak podstawowych towarów, sklepowe pustki oraz ograniczone dostawy produktów. Taki obraz PRL-u pojawia się najczęściej w narracjach dotyczących tamtych czasów. Jednak obywatele Polski Ludowej jakoś sobie radzą. Co tydzień w Teleranku Pan „Zrób to sam” pokazuje, że z niczego można stworzyć coś nowego i użytecznego. W roku 1976 startuje rubryka „Praktycznej Pani”. A o tym, od czego ona się zaczęła i co w tym wszystkim zmalował Tadeusz Baranowski, dowiecie się z poniższego tekstu.
więcej »34. Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier w Łodzi odbywał się w kompleksie sportowym zwanym Atlas Arena, w dwóch budynkach: w jednym targi i program, w drugim gry planszowe, zaś pomiędzy nimi kilkanaście żarciowozów z bardzo smacznym, aczkolwiek nieco drogim pożywieniem. Program był interesujący, a wystawców tylu, że na obejrzenie wszystkich stoisk należało poświęcić co najmniej dwie godziny.
więcej »GSB – Etap 21: Stożek - Ustroń
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 20: Węgierska Górka – Stożek
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 19: Hala Miziowa – Węgierska Górka
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 18: Markowe Szczawiny – Hala Miziowa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 17: Hala Krupowa – Markowe Szczawiny
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 16: Skawa – Hala Krupowa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 15: Turbacz – Skawa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 14: Krościenko nad Dunajcem - Turbacz
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 13: Przehyba – Krościenko nad Dunajcem
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 12: Hala Łabowska - Przehyba
— Marcin Grabiński
Zabawa w ganianego
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Pamiątka z historii
— Paweł Pluta
Hidalgos de putas
— Paweł Pluta
My też mamy Makoare
— Paweł Pluta
El Polcon mexicano
— Paweł Pluta
Od Siergieja według możliwości, czytelnikowi według potrzeb
— Paweł Pluta
Elektryczne stosy
— Paweł Pluta
Ktoś nam znany, ktoś kochany…
— Paweł Pluta
Przejście przez cień
— Paweł Pluta
Druga bije pierwszą
— Michał Chaciński, Paweł Pluta, Eryk Remiezowicz, Konrad Wągrowski
A Słowo było u ludzi
— Paweł Pluta