Biskupin: prasłowiański mitMit Biskupina został wykreowany przed drugą wojną światową w ściśle określonym celu. Jako prasłowiański gród warowny miał świadczyć o przynależności byłych ziem zaboru pruskiego do Polski. Po 1945 r. twórczo wykorzystały go komunistyczne władze PRL-u w celach propagandowych. Dziś jest miejscem najpopularniejszych festiwali archeologicznych w kraju. Kto „stworzył” Biskupin i dlaczego?
Michał FoersterBiskupin: prasłowiański mitMit Biskupina został wykreowany przed drugą wojną światową w ściśle określonym celu. Jako prasłowiański gród warowny miał świadczyć o przynależności byłych ziem zaboru pruskiego do Polski. Po 1945 r. twórczo wykorzystały go komunistyczne władze PRL-u w celach propagandowych. Dziś jest miejscem najpopularniejszych festiwali archeologicznych w kraju. Kto „stworzył” Biskupin i dlaczego? Część pierwsza: przed wojną W 1933 r. w warszawskim „Tygodniku Ilustrowanym” ukazał się artykuł archeologa Stefana Krukowskiego „O najwybitniejszym pomniku pradziejów w Europie Środkowej”. Znany wówczas badacz nie miał bynajmniej na myśli odkrytego w tym samym roku Biskupina, a odsłoniętą jedenaście lat wcześniej neolityczną kopalnię krzemienia w Krzemionkach Opatowskich. Kto jednak dziś pamięta o Krzemionkach poza archeologami i grupą zapaleńców? To Biskupin stał się „polskimi Pompejami”, najpopularniejszym skansenem i miejscem największego festynu archeologicznego w kraju. Jednak mógł zaistnieć w tej formie tylko dlatego, że na przełomie XIX i XX wieku polska i niemiecka archeologia weszły na wojenną ścieżkę. A punktem zapalnym była kwestia, kto mieszkał nad Odrą i Wisłą wcześniej: Słowianie czy Germanie? Oczywiście, każda ze stron twierdziła co innego. Niekulturalni Słowianie Wszystko zaczęło się w 1902 r. Niemiecki archeolog z Berlina Gustaf Kossinna opublikował pracę pod skomplikowanym tytułem „Kwestia indogermańska wyjaśniona ze stanowiska archeologicznego”. Autor dowodził w niej, że Indoeuropejczycy (czyli przodkowie współczesnych Europejczyków) byli tak naprawdę Pragermanami i zamieszkiwali w przeszłości między innymi ziemie Polski. Czytelnik Kossinny mógł odnieść wrażenie, że Słowianie musieli być jakimś późniejszym, niezbyt ciekawym ludem, który przypadkowo zabłąkał się na tereny Europy Środkowej. Na odpowiedź ze strony polskich archeologów nie trzeba było długo czekać. Krakowski archeolog Erazm Majewski pisał: „Traktat pozornie akademicki i czysto archeologiczny jest owocem zatrutym wybujałego do wprost potwornych kształtów szowinizmu narodowego i stanowi jedno z ogniw oraz narzędzi propagandy idei, streszczających się w pysznych i dumnych słowach: «Deutschland, Deutschland über Alles»”. Tak naprawdę kwestia tego, kto mieszkał na terenach Polski i Niemiec w pradziejach, nie była akademickim dyskursem – chodziło o roszczenia polityczne. Na początku XX wieku niemieccy archeolodzy starali się wykazać prawo swojego państwa do zajmowania terenów zamieszkiwanych przez Polaków. Między innymi po to Kossinna stworzył tzw. metodę archeologii osadniczej (Siedlungsarchäologie). Jej celem było dowiedzenie, że począwszy od neolitu ziemie polskie należały do plemion pragermańskich, a Słowianie byli tylko przybłędami. Z tego też względu pisano o zaawansowanej kulturze i technice przodków Niemców i – z drugiej strony – o zacofaniu i głupocie Słowian. Kossinna rozpoczął jeden ze swoich wykładów słowami: „Teraz będziemy zajmować się kulturą, a właściwie brakiem kultury u Słowian”. Tak było do 1918 r. Ale w wyniku I wojny światowej i zmian na mapie Niemcy stwierdzili nagle, że ich wschodnie ziemie znalazły się w rękach potomków owych „niekulturalnych Słowian”. Co więcej, polscy archeolodzy mogli teraz zupełnie otwarcie atakować tezy swoich zachodnich kolegów. Wykładów Kossinny słuchał polski student Józef Kostrzewski, zwolennik Romana Dmowskiego i endecji. Kostrzewski był jednym z najlepszych uczniów berlińskiego archeologa, ale też jego najzagorzalszym wrogiem. Świetnie opanował metodę osadniczą, przenosząc ją na rodzimy grunt. W 1914 r. obronił doktorat w Berlinie, a w 1919 zaczął wykładać na nowo powstałym Uniwersytecie Poznańskim. Można powiedzieć, że Kossinna nieświadomie wyhodował na własnym łonie żmiję, która po odzyskaniu przez Polskę niepodległości zaczęła go boleśnie kąsać. Archeologiczna schizofrenia Rok 1918 był przełomowy – archeolodzy przystąpili do batalii o byłe ziemie zaboru pruskiego: Wielkopolskę, Pomorze i Śląsk. Kossinna opublikował w Gdańsku pracę „Kraj nad Wisłą – prastara ziemia ojczysta Germanów”. Inny archeolog, Bolko von Richthofen, napisał tekst „Czy Śląsk jest polską ziemią?”. Na odpowiedź Polaków nie trzeba było długo czekać. Kostrzewski wytoczył ciężkie działa – pracę „O prawach naszych do Śląska w świetle pradziejów tej dzielnicy”. Dowodził, że na podstawie znalezisk archeologicznych można stwierdzić przynależność terytorialną Śląska do Polski. Prawda była taka, że na podstawie tych samych odkryć polscy i niemieccy archeolodzy wysnuwali diametralnie odmienne wnioski. To, co dla Kostrzewskiego było słowiańskie, Kossinna traktował jako germańskie. W 1933 r. do władzy doszedł Adolf Hitler. Nowa władza potrzebowała naukowych dowodów na słuszność prowadzonej polityki – nie tylko „germańskiej” swastyki i elementów mitologii, ale porządnych prac historyków czy archeologów. Dlatego wypowiedzi Kossinny i pokrewnych mu badaczy szybko wykorzystała propaganda. Zaczęto organizować wystawy i prelekcje, publikowane były prace naukowe, w których ziemie Polski przedstawiane były jako odwieczna część Heimatu. Wydawało się, że Polacy zostaną zepchnięci do defensywy. Kostrzewski pisał w 1935 r.: „[…] niedawny artykuł Fritza Steinigera w urzędowym miesięczniku narodowo-socjalistycznym dla Pomeranji: «Das Sollwerk», gdzie otwarcie wyznaje się, że mapy prehistorycznego osadnictwa mają w danym razie służyć jako podstawa do rewizji granic […]”. Ale nie tylko Niemcy żądali zmiany granic. Ten sam Kostrzewski w artykule „Polonia irredenta” opublikowanym w „Kurierze Poznańskim”, wielkopolskim dzienniku mocno związanym z endecją, z 1 czerwca 1919 pisał: „Możemy chwilowo nie mieć sił i możności odzyskania nie przyznanych nam ziem kresowych, ale dążenie do połączenia ich z macierzą będzie świętym przykazaniem każdego Polaka i przyjdzie czas, że z bronią w ręku upomnimy się o kresy utracone”. Patrząc z dzisiejszej perspektywy, wydaje się, że wojna archeologów miała cechy ostrej schizofrenii. Bo z jednej strony Polacy oburzali się na Niemców, że ci nie chcą zaakceptować zmian po I wojnie, z drugiej sami snuli marzenia o korektach granic na korzyść Rzeczpospolitej. Wciąż jednak brakowało Polakom porządnego archeologicznego argumentu. Przełom nastąpił w 1933 r. W rękach polskich archeologów pojawił się poważny oręż, prawdziwa naukowa Wunderwaffe. Odkryto Biskupin. Wunderwaffe Kiedy w 1932 r. Walenty Szwajcer objął posadę nauczyciela w małej wiosce koło Żnina, z pewnością nie spodziewał się, że to dzięki niemu o Biskupinie usłyszy cała Europa. Z nadania kuratora trafił do małej, biednej wsi otoczonej jeziorami, położonej około 80 km od granicy z Rzeszą i 300 od Berlina. Z przyjazdem Szwajcera zbiegła się regulacja rzeki Gąsawki – głównego dopływu Jeziora Biskupińskiego. Na skutek obniżenia poziomu wody wyłoniły się drewniane pale, które Szwajcerowi skojarzyły się z słynnym wówczas odkryciem w Szwajcarii. Nauczyciel próbował zainteresować swoim odkryciem lokalne władze – bez powodzenia. Dopiero za radą policjanta 1 października 1933 r. napisał list do Kostrzewskiego z informacją o znalezisku. Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać. W swoich wspomnieniach Kostrzewski pisze: „Jesienią 1933 r. doniósł mi Walenty Schweitzer […] o odkryciu przez siebie dachów zatopionych domów na półwyspie jeziora biskupińskiego. Przybywszy na miejsce stwierdziłem, że nie są to oczywiście zatopione domy, lecz […] falochron”. Bardzo szybko odkryciem zajęła się prasa. Już w listopadzie 1933 r. „Kurier Poznański” podał pierwsze informacje o Biskupinie. W 1934 r. na miejsce przyjechał Karol Prausmüller z „Ilustracji Polskiej”, o odkryciu pisały także „Ilustrated London News”. Wykopaliska pod kierownictwem Kostrzewskiego ruszyły w czerwcu następnego roku. Odkrycie Biskupina prawie natychmiast stało się „ostatecznym dowodem” na odwieczną przynależność pradziejowej osady i okolicznych ziem do przodków Polaków. Prawda była oczywista – to Prasłowianie zamieszkiwali byłe ziemie zaboru pruskiego, a Germanie byli jedynie dzikimi najeźdźcami z północy. Polscy archeolodzy natychmiast przeszli do kontrofensywy. 18 sierpnia 1935 r. na łamach „Kuriera Poznańskiego” można było przeczytać artykuł Antoniego Bechczyc-Rudnickiego: „Na terenie wykopalisk w Biskupinie przekonać się możemy naocznie, jak oczernili nas wrogowie naszego narodu. Nie byli przodkowie nasi bynajmniej dzikusami, skoro poziomem swej kultury dorównywali najbardziej kulturalnym narodom im współczesnym. […] Jeśli więc po dobie rozkwitu kultury prasłowiańskiej przychodzi jej zmierzch, a raczej zahamowanie, zawdzięczamy to właśnie owym włóczącym się rabusiom germańskim, którzy, nęceni zamożnością naszego pracowitego przodka – rolnika, nachodzili go dla łupieży przez tyle stuleci i dziś jeszcze patrzą okiem łakomem na nasze dziedziny odwieczne, na których siedzimy już czwarte tysiąclecie. Z wytrwałości przodków naszych, którzy nie dali się ani zepchnąć, ani wytępić, czerpać możemy otuchę i wiarę, że na naszej granicy zachodniej skończył się raz na zawsze pochód niemiecki w głąb słowiańszczyzny”. |
Czy Magda Kozak była pierwszą Polką w stanie nieważkości? Ilu mężów zabiła Lukrecja Borgia? Kto pomógł bojownikom Bundu w starciu z carską policją? I wreszcie zdjęcie jakiego tajemniczego przedmiotu pokazywał Andrzej Pilipiuk? Tego wszystkiego dowiecie się z poniższej relacji z lubelskiego konwentu StarFest.
więcej »Długie kolejki, brak podstawowych towarów, sklepowe pustki oraz ograniczone dostawy produktów. Taki obraz PRL-u pojawia się najczęściej w narracjach dotyczących tamtych czasów. Jednak obywatele Polski Ludowej jakoś sobie radzą. Co tydzień w Teleranku Pan „Zrób to sam” pokazuje, że z niczego można stworzyć coś nowego i użytecznego. W roku 1976 startuje rubryka „Praktycznej Pani”. A o tym, od czego ona się zaczęła i co w tym wszystkim zmalował Tadeusz Baranowski, dowiecie się z poniższego tekstu.
więcej »34. Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier w Łodzi odbywał się w kompleksie sportowym zwanym Atlas Arena, w dwóch budynkach: w jednym targi i program, w drugim gry planszowe, zaś pomiędzy nimi kilkanaście żarciowozów z bardzo smacznym, aczkolwiek nieco drogim pożywieniem. Program był interesujący, a wystawców tylu, że na obejrzenie wszystkich stoisk należało poświęcić co najmniej dwie godziny.
więcej »GSB – Etap 21: Stożek - Ustroń
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 20: Węgierska Górka – Stożek
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 19: Hala Miziowa – Węgierska Górka
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 18: Markowe Szczawiny – Hala Miziowa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 17: Hala Krupowa – Markowe Szczawiny
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 16: Skawa – Hala Krupowa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 15: Turbacz – Skawa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 14: Krościenko nad Dunajcem - Turbacz
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 13: Przehyba – Krościenko nad Dunajcem
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 12: Hala Łabowska - Przehyba
— Marcin Grabiński
Steve Jobs wielkim poetą był
— Michał Foerster
Notatki na marginesie „Mapy i terytorium”
— Michał Foerster
Chociaż nie brzmi to zbyt oryginalnie
— Michał Foerster
„Ludzie tu w ogóle nie żyją, a jedynie umierają”
— Michał Foerster
Ifigenia, czyli Albania
— Michał Foerster
Miłosz, czyli sensacje XX wieku
— Michał Foerster
Szaleństwo, którego już nie ma
— Michał Foerster
Lovecraft tkwi w szczegółach
— Michał Foerster
Jezus Chrystus jako gatunek literacki
— Michał Foerster
W co dzisiaj wierzymy?
— Michał Foerster
Miałkość niemieckich dowodów potwierdza fakt, że Kostrzewski musiał ukrywać się przed Gestapo. Czego nie zdołali udowodnić niemieccy uczeni, mieli rozstrzygnąć niemieccy siepacze.