Strach przed mutującym żywym inwentarzem, który swego czasu przetoczył się przez nasz glob, miał swoje odzwierciedlenie również w kinie grozy. Na jego fali powstała między innymi „Izolacja”, w której po ekranie szaleje krówka-grzebyk.
Cielę, jakich niewiele
[Billy O'Brien „Izolacja” - recenzja]
Strach przed mutującym żywym inwentarzem, który swego czasu przetoczył się przez nasz glob, miał swoje odzwierciedlenie również w kinie grozy. Na jego fali powstała między innymi „Izolacja”, w której po ekranie szaleje krówka-grzebyk.
Mimo że tak krowy, jak świnie czy drób niezmiennie faszeruje się różnymi podejrzanymi substancjami, temat BSE, ptasiej i świńskiej grypy bądź innych paskudnych chorób nękających przydomową żywiznę ostatnimi czasy niemal zupełnie zniknął z mediów, wylatując z pamięci nie tylko przeciętnym konsumentom, ale również i filmowym twórcom. Wyszło bowiem na to, że zjadliwość wspomnianych wirusów, o której jeszcze nie tak dawno temu tak szeroko się rozpisywano, w istocie rzeczy była mocno przesadzona i jedynymi skutkami ogłoszonych przez WHO pandemii, oprócz garstki ofiar śmiertelnych wśród ludzi (w granicach 200 zgonów w przypadku BSE i około 250 w przypadku ptasiej grypy; znacznie więcej w przypadku świńskiej grypy, tyle że „normalna” grypa zabiła w tym samym czasie – swobodnie licząc – kilkadziesiąt, o ile nie kilkaset razy więcej ludzi
1) ) oraz hekatomby wśród gospodarskich zwierząt, masowo zarzynanych na polecenie służb weterynaryjnych, było zniechęcenie ludzi do spożycia wołowiny (na przykład w Polsce zjechaliśmy obecnie do poziomu 2,5 kg krowy rocznie na osobę
2), podczas gdy wieprzowiny spożywamy powyżej 40 kilogramów
3) ) oraz nabicie kabzy koncernom farmaceutycznym, od których rządy wielu państw świata kupiły za grube pieniądze ogromne ilości szczepionek, w ogóle później nie wykorzystanych
4).
W efekcie krótkotrwałej histerii na punkcie wołowiny oraz strachu przed śmieciową, modyfikowaną genetycznie paszą powstało kilka horrorów próbujących wykorzystać potencjał drzemiący w zarażonych zwierzętach gospodarczych. Przy czym bodaj wszystkie te produkcje powstały mniej więcej w okolicach 2005 roku. Najpierw, z końcem roku 2004, światło dzienne ujrzało irlandzkie „
Martwe mięso” o krowach zombie. Niewiele ponad miesiąc później pojawiła się niemiecko-amerykańska „Larwa”, o zwierzęcych pasożytach mutujących od eksperymentalnej paszy. Następna była irlandzko-brytyjska „Izolacja”, wypuszczona pod koniec 2005 roku, będąca przedmiotem niniejszej recenzji, oraz zamykająca serię nowozelandzka „
Czarna owca”, wyprodukowana w roku 2006 i opowiadająca o zombie-owcach.
Na tle swoich tematycznych współbraci „Izolacja” wyróżnia się in plus o tyle, że nie idzie wyłącznie w rozrywkę, ale próbuje przy okazji dać bardziej dobitne ostrzeżenie przed nieodpowiedzialnym grzebaniem w genach zwierząt. Jednak o ile w „Martwym mięsie” i „Czarnej owcy” można się wystraszyć krwiożerczości łagodnych na co dzień krów czy owiec, o tyle w „Izolacji” grozę próbuje siać klasyczny, odhodowany w laboratorium mutant, a to przecież żadna nowinka dla obeznanego z kinem grozy widza.
Nocą, na zapyziałej irlandzkiej prowincji, zaczyna cielić się krowa. Jako że pojawiają się jakieś powikłania, farmer zmuszony jest prosić o pomoc chłopaka nocującego w zaparkowanej tuż za płotem gospodarstwa przyczepie campingowej. Niestety, cielę ma zdeformowany pysk i ogólnie robi nieciekawe wrażenie, w związku z czym dość szybko – choć ze sporymi problemami – zostaje uśmiercone. Ale to dopiero początek kłopotów. Jeszcze tej samej nocy zjawia się na farmie weterynarz, doglądająca zwierzęcia na zlecenie niezbyt odległego instytutu, który zapłacił za zapłodnienie krowy zmodyfikowanym genetycznie nasieniem i utrzymanie zwierzęcia w dobrym zdrowiu na czas ciąży. Ze zdumieniem odkrywa ona, że ledwo co narodzone cielę nosiło w sobie kilka wyraźnie już rozwiniętych płodów. Swoją drogą widz w tym momencie również wpada w zdumienie, bowiem coś, co kobieta opisuje używając sformułowań w rodzaju „szkielet zewnętrzny” i „całkowita deformacja”, nie tylko wcale nie przypomina małej – a choćby i zdeformowanej – krówki, ale w ogóle nie wygląda jak ssak. Ba! Nie sposób doszukać się w wyglądzie tego czegoś najmniejszych śladów podobieństwa do jakiegokolwiek istniejącego na naszym globie stworzenia. No chyba że wyobrazimy sobie konającą z przejedzenia stułbię.
Czym by stwór nie był, choć podejrzewam, że w grę wchodzi krzyżówka damskiego grzebyka z resztkami po mieleniu mięsa, weterynarz zaleca odizolować inne zwierzęta od zabitego cielaka i jego matki (ot, dostało się jej z pistoletu między oczy tak przy okazji), po czym rusza w drogę powrotną do laboratorium, by się zorientować, co w eksperymencie poszło nie tak. Jednak gdy tylko w szopie robi się pusto, jedna ze spasionych stułbi vel grzebyk mięsem babrany ożywa i przebierając niemrawo… uznajmy, że kończynami, czmycha z sekcyjnego stołu, mozolnie ciągnąc za sobą przesadnie grubą warstwę śluzu. Od tego momentu fabuła „Izolacji” zaczyna w szybkim tempie ześlizgiwać się w kierunku rasowego horroru, konfrontując garstkę bohaterów z coraz groźniejszym przeciwnikiem, działającym równolegle na kilku frontach.
To, co się dzieje w dalszej części fabuły, bardzo szybko zaciera dość niekorzystne wrażenie, jakie początkowo może zrobić pełzający grzebyk oraz cała sekwencja z sekcją zwłok, kiedy to weterynarz nacina skórę zwierzęcia, a potem lekką ręką wyciąga a to serce, a to płuca, jakby sięgała do wiaderka z podrobami. Wygląda to co najmniej dziwnie, zwłaszcza że sztywne truchło przypomina kształtem nie tyle cielaka, ile wyleniałego ze starości, wypchanego psa, ma się rozumieć słusznych rozmiarów.
Pomijając wspomniane mankamenty, a także zbyt częste wrzucanie w światło kamery osobliwego stworka, który swoją niemrawością raczej wzbudza uśmiech politowania, niż strach (w sumie nie wiadomo, jak miałby kogokolwiek dopaść i zdążyć zrobić mu krzywdę), film jest zrobiony nadzwyczaj porządnie. Przede wszystkim ma niesamowity klimat, od samego początku budowany z żelazną konsekwencją. Jego bazą jest posępna sceneria. Farma, na którą składa się kilka obszernych, zapuszczonych hal pełnych rdzewiejącego wyposażenia, stoi wśród bagnisk, czego widomym efektem jest nieustanna wilgoć, sącząca się tak z pochmurnego nieba, jak i z rozmiękłej ziemi. W wielu miejscach stoją głębokie nawet na metr rozlewiska przemieszanej z gnojówką wody, zaś tam, gdzie nie ma rozlewisk, zalega głębokie błoto, oblepiające dosłownie wszystko i wszystkich. W tej dekoracji tu i ówdzie stoi apatyczna krowa ze zmierzwioną sierścią, w absolutnym milczeniu przyjmując wszystko, co ze sobą niesie los. Cały ten obrazek to klasyczna antyteza nowoczesnego gospodarstwa rolnego.
Do tego dochodzą nad wyraz oszczędne dialogi oraz lekki posmak tajemnicy, ciągle przypominający widzowi, że nie tylko błoto i wilgoć trapią farmera. W pewnym momencie można wręcz złapać się na podobieństwie „Izolacji” do „Coś” Carpentera czy ogólnie do horrorów, w których akcja bazuje na konfrontacji odciętych od świata osób z czymś nieznanym, ale śmiertelnie niebezpiecznym. Tyle że zamiast pustkowi arktycznych czy bazy kosmicznej na drugim krańcu galaktyki mamy tutaj zagubioną pośród bagnisk farmę, na której bohaterowie tylko pozornie są odcięci, bowiem w każdej chwili mogliby tak naprawdę uruchomić samochód i po prostu odjechać.
W ogólnym rozrachunku „Izolacja” okazuje się więc nadspodziewanie dobrym filmem, pozostawiającym po sobie zadowalająco pozytywne wrażenie i pokazującym, że nawet posiadając niewygórowany budżet można stworzyć solidne kino grozy.
1) Denis Duclos podaje odpowiednio 214 osób dla BSE (z czego 168 w Wielkiej Brytanii) i 248 dla ptasiej grypy (z czego 80% ofiar pochodziło z Azji Południowo-Wschodniej) –
link2) link3) link4) Przykładowo Niemcy musiały zutylizować pod koniec 2011 roku część przeterminowanych szczepionek na ptasią grypę, bowiem mało kto chciał się szczepić przeciw chorobie, która w ogólnym rozrachunku okazała się niegroźna. Do zniszczenia przeznaczono wówczas prawie 30 z 34 milionów zakupionych szczepionek, co równało się wyrzuceniu w błoto niemal 240 milionów euro –
link ; jeszcze lepiej załatwili się Francuzi, którzy zostali z prawie 90 milionami niewykorzystanych szczepionek –
link.
a ja tam wolę wieprzowinę