Trzeba mieć ogromną pewność siebie, aby po ponad czterdziestu latach zmierzyć się z filmem, który uznany został za wybitny, a w którym główne role zagrali aktorzy uznawani za legendy Hollywoodu. Duńczyk Michael Noer, nawet jeżeli miał jakieś obawy, to zdusił je w zarodku i nakręcił remake słynnego dzieła Franklina J. Schaffnera – „Papillon”. I, co najważniejsze, wyszedł z tej batalii zwycięsko.
Twardym trzeba być, nie miękkim!
[Michael Noer „Papillon. Motylek” - recenzja]
Trzeba mieć ogromną pewność siebie, aby po ponad czterdziestu latach zmierzyć się z filmem, który uznany został za wybitny, a w którym główne role zagrali aktorzy uznawani za legendy Hollywoodu. Duńczyk Michael Noer, nawet jeżeli miał jakieś obawy, to zdusił je w zarodku i nakręcił remake słynnego dzieła Franklina J. Schaffnera – „Papillon”. I, co najważniejsze, wyszedł z tej batalii zwycięsko.
Michael Noer
‹Papillon. Motylek›
EKSTRAKT: | 80% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Papillon. Motylek |
Tytuł oryginalny | Papillon |
Dystrybutor | Monolith Video |
Data premiery | 16 stycznia 2019 |
Reżyseria | Michael Noer |
Zdjęcia | Hagen Bogdanski |
Scenariusz | Aaron Guzikowski |
Obsada | Charlie Hunnam, Damijan Oklopdzic, Christopher Fairbank, Jason Ryan, Eve Hewson, Sladjana Biljman, Joe David Walters, David Stoller, Rami Malek |
Muzyka | David Buckley |
Rok produkcji | 2017 |
Kraj produkcji | Czechy, Hiszpania, USA |
Czas trwania | 128 min |
WWW | Polska strona |
Gatunek | dramat, kryminał |
EAN | 9788365995407 |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
„Papillon” z 1973 roku skazany był na sukces. Świetny scenariusz, w którym Dalton Trumbo i Lorenzo Semple Jr. opowiedzieli dramatyczną historię, jaka wydarzyła się naprawdę, przeniósł na ekran Franklin J. Schaffner. Na dodatek w rolach głównych obsadził on Steve’a McQueena i Dustina Hoffmana. Czegóż chcieć więcej? Wszak każde z tych nazwisk to legenda amerykańskiej Fabryki Snów. Ktoś, kto odważyłby się przedstawić dzieje słynnej ucieczki Henriego Charrière’a z kolonii karnej w Gujanie Francuskiej na nowo – musiałby więc być albo samobójcą, albo… człowiekiem niezwykle ufnym we własne siły. Padło na duńskiego reżysera Michaela Noera (rocznik 1978), którym zanim zabrał się za fabuły, przez kilka dobrych lat robił karierę jako dokumentalista.
„Papillon. Motylek” (aby odróżnić nową wersję od klasycznej polski dystrybutor dodał do oryginalnego tytułu drugi człon) to czwarte pełnometrażowe – po kryminałach „R” (2010) i „Północny zachód” (2013) oraz melodramacie „Klucz, dom, lustro” (2015) – dzieło Skandynawa, zarazem pierwsze zrealizowane przez niego poza ojczyzną (piątym jest ubiegłoroczny dramat kostiumowy „Przed mrozem”). Pieniądze na remake wyłożyli Amerykanie, Hiszpanie i Czesi, a plenery poszukano na Malcie, w Czarnogórze i Serbii. Co zaskakuje o tyle, że bohaterowie filmu, uciekając z więzienia, przedzierają się przez południowoamerykański busz. Ale w końcu od czego są efekty specjalne i coś, co określamy potocznie „magią kina”? Najważniejsze, że na ekranie tej geograficznej niekonsekwencji w ogóle nie widać.
Za fabułę nowego „Motylka” odpowiada amerykański pisarz Aaron Guzikowski (vide „Kontrabanda” Baltasara Kormákura i „Labirynt” Denisa Villeneuve’a), który tyleż inspirował się wspomnieniowymi książkami Charrière’a („Papillon” i „Banco”), co oryginalnym scenariuszem sprzed prawie półwiecza. W efekcie remake pod wieloma względami przypomina obraz Schaffnera. Choć jednocześnie wydaje się mniej ponury i nieco bardziej – halo, halo! czy to nie przesada? – optymistyczny. Charrière (którego gra Charlie Hunnam) jest kasiarzem, gwiazdą paryskiego półświatka. W 1931 roku wskutek fatalnej pomyłki – w filmie pokazano to jednak trochę inaczej – zostaje oskarżony o zabójstwo i skazany na dożywocie. W efekcie wraz z wieloma innymi więźniami płynie do założonej w połowie XIX wieku na rozkaz Napoleona III Bonaparte kolonii karnej na Wyspie Diabelskiej, nieopodal wybrzeża Gujany Francuskiej.
Powszechna była wiedza, że mało kto opuszczał ją żywy (jeśli akurat nie odsiadywał dożywocia), a nawet jeżeli to się działo – uniemożliwiano mu później na wiele sposobów powrót do ojczyzny. Ale Henriemu bardzo zależy na tym, aby wrócić i zemścić się na tych, którzy wpakowali go w tarapaty. Dlatego już w drodze za Ocean zawiera układ z fałszerzem Louisem Degą (Rami Malek, nagrodzony Oscarem za rolę Freddiego Mercury w „
Bohemian Rhapsody”). Umowa jest prosta: pieniądze za ochronę życia! Bez zabezpieczenia sobie odpowiednich środków finansowych planowanie powrotu do Europy jest bowiem jedynie mrzonką szkodliwą dla zdrowia psychicznego. Ale nawet mając do nich dostęp, wydostanie się za mury więzienia, w którym za porządek odpowiada rygorystyczny naczelnik Barrot (w tej roli Holender Yorick van Wageningen) graniczy z cudem.
Charrière ma jednak nieziemską wręcz cierpliwość; siły dodaje mu również zaufanie do Louisa, który mimo fizycznej słabości, okazuje się człowiekiem obdarzonym wielkim hartem ducha. Dużo przekory jest w tym, że widz z każdą kolejną minutą coraz bardziej kibicuje osadzonym w więzieniu przestępcom (oczywiście nie wszystkim!). Że to ich podziwia i w nich właśnie widzi moralnych zwycięzców. To specyficzne odwrócenie wektorów etycznych w dużej mierze bierze się z podobieństwa „Motylka” do innych klasycznych obrazów przedstawiających motyw uwięzienia i dążenia do odzyskania wolności za wszelką cenę (vide „Wielka ucieczka” czy, w nieco mniejszym stopniu, „Most na rzece Kwai”, by pozostać przy tych nakręconych na Zachodzie). Bo czym w końcu kolonia Barrota różni się od nazistowskich bądź japońskich obozów jenieckich o zaostrzonym rygorze? Może jedynie mnie wyrafinowanymi metodami pozbawiania życia.
Charlie Hunnam i Rami Malek, którym dane było wejść w „buty” – odpowiednio – Steve’a McQueena i Dustina Hoffmana (swoją drogą na ekranie są nawet do nich bardzo podobni), poradzili sobie doskonale. Pierwszy z nich ma w sobie wrodzoną godność i moc charakteru, drugi dopiero te cechy kształtuje. I chociaż nie wyrasta z czasem na mitycznego herosa, również zyskuje sympatię widzów; przekonuje ich do siebie lojalnością wobec towarzysza niedoli i konsekwencją w działaniu, czyli cechami niezwykle rzadkimi w miejscu, w którym obu skazańcom dane było się znaleźć. Michael Noer, decydując się na powolną narrację, skupił się na mozolnym budowaniu przekonujących portretów psychologicznych Charrière’a i Degi. Nie zapominając przy tym o wybijającym się spośród wszystkich postaci drugiego planu naczelniku Barrocie, bez którego – w roli kontrapunktu – trudniej byłoby docenić postawę Henriego i Louisa.
Takie przeróbki kinowych klasyków udają się rzadko. Tym większe należą się duńskiemu reżyserowi brawa. Nakręcił bowiem film składający hołd „minionym cieniom”, ale jednocześnie opowiedziany w sposób, który jest w stanie wciągnąć, zaangażować emocjonalnie współczesnego widza. Że nie wszystko zostało przedstawione tak, jak wspominał to w swoich książkach Charrière – pal licho. To przecież nie ekranizacja tego typu, w której literalnie musi zgadzać się wszystko. W której jakikolwiek odstęp od rzeczywistości pociągałby za sobą oskarżenia o naciąganie bądź manipulowanie prawdą historyczną. Najważniejsze przesłanie Noera wypływające z „Motylka” można przedstawić w dwóch punktach: po pierwsze – warto twardo stać przy swoich poglądach (sic! fakt, że dotyczy to przestępców szybko schodzi na plan dalszy), po drugie – każdy system opresji opierający się wyłącznie na łamaniu fizycznym i psychicznym ludzi nie ma racji bytu. Kolonię karną na Wyspie Diabelskiej zlikwidowano na początku lat 50., Henri Charrière przeżył ją o dwie dekady.
Recenzja zachęca, choć z drugiej strony nie wiem gdzie twórcy filmu znaleźli las tropikalny na Malcie i na Bałkanach. Może w jakiejś oranżerii?
Z trzeciej strony "Rękopis znaleziony w Saragossie" jest dziełem wybitnym, a Jura Krakowsko-Częstochowska bez żadnych efektów komputerowych grała tam południową Hiszpanię...
Gwoli ścisłości wspomnienia Henri Charriera są kompilacją wspomnień różnych skazańców, chociaż w momencie wydania były prezentowane jako jego autobiografia. Nie są więc kompletnym zmyśleniem, ale nie jest to prawdziwy życiorys jednej osoby. Skoro Charriere mógł sobie kompilować, to i twórcy remake'u mogli urozmaicić akcję.
Aktor z plakatu fizycznie przypomina Steve'a Mc Queena. Charakterystyczne, że dzieło znów ekranizują Amerykanie, a nie Francuzi... System więziennictwa w Gujanie Francuskiej bardzo przypominał obozy koncentracyjne.