Gdyby wierzyć filmom, wakacje w Rumunii byłyby wyprawą po prostu samobójczą. Wygląda bowiem na to, że wampiry, gargulce czy najprawdziwszy Cerber po prostu usychają z tęsknoty za nieroztropnym przyjezdnym, na którym można by się uczciwie pożywić. Teraz, dzięki „Jaskini”, do tej menażerii można dorzucić jeszcze nienazwane zębate monstra, czyhające na nieostrożnych śmiałków próbujących zgłębiać tajemnice karpackich pieczar.
Strzeż się Rumunii!
[Bruce Hunt „Jaskinia” - recenzja]
Gdyby wierzyć filmom, wakacje w Rumunii byłyby wyprawą po prostu samobójczą. Wygląda bowiem na to, że wampiry, gargulce czy najprawdziwszy Cerber po prostu usychają z tęsknoty za nieroztropnym przyjezdnym, na którym można by się uczciwie pożywić. Teraz, dzięki „Jaskini”, do tej menażerii można dorzucić jeszcze nienazwane zębate monstra, czyhające na nieostrożnych śmiałków próbujących zgłębiać tajemnice karpackich pieczar.
Bruce Hunt
‹Jaskinia›
EKSTRAKT: | 60% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Jaskinia |
Tytuł oryginalny | The Cave |
Dystrybutor | Imperial |
Reżyseria | Bruce Hunt |
Zdjęcia | Ross Emery |
Scenariusz | Michael Steinberg, Tegan West |
Obsada | Cole Hauser, Morris Chestnut, Lena Headey, Marcel Iures, Piper Perabo, Daniel Dae Kim, Simon Kunz |
Muzyka | Reinhold Heil, Johnny Klimek |
Rok produkcji | 2005 |
Kraj produkcji | Niemcy, USA |
Czas trwania | 97 min |
Parametry | Dolby Digital 5.1; format: 2,35:1 |
WWW | Strona |
Gatunek | groza / horror |
EAN | 5903570110801 |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Rok 2005 najwyraźniej był okresem zejścia kina pod ziemię. Pojawiły się wówczas – i to mniej więcej w jednym terminie – aż trzy horrory o tragicznie zakończonych wyprawach speleologicznych. Pierwszy z nich, chyba najbardziej znany, to „Zejście” – krwawa, choć niezbyt mądra historyjka o kilku dziewczynach, które usiłują wydostać się z systemu jaskiń zamieszkiwanych przez mordercze humanoidalne stwory. Drugi, niemal zupełnie nieznany i nakręcony niskim nakładem kosztów, choć niepozbawiony pewnego wdzięku, to „WithIN” – opowieść o uwięzionej w ciągu jaskiń przez coś w rodzaju yeti grupie penetrującej tadżyckie groty. I wreszcie trzeci, najdroższy z nich – „Jaskinia”. Film, który poniósł finansową klapę w Ameryce i do Polski trafił wyłącznie w formie płyt DVD.
Z tych trzech filmów chyba właśnie „Jaskinia” ma najciekawszy pomysł i najlepiej skonstruowaną fabułę, aczkolwiek posiada jeden podstawowy mankament – jest czymś w rodzaju familijnego horroru. Mimo mnogości rozmaitych zębatych stworów, a także mimo niebezpieczeństw wynikających z ukształtowania podziemnych pasaży, film jest praktycznie bezkrwawy i budzi bardzo umiarkowane emocje. Więcej, nie ma tu brzydkiego słownictwa, golizny, poszarpanych zwłok, a sam proces uśmiercania kolejnych członków ekspedycji jest wyjątkowo schludny i pozbawiony budzących dreszcze dźwięków. Ciężko przez to zaklasyfikować „Jaskinię” jako horror. To raczej mocniejsze kino przygodowe z nutką science fiction, przeznaczone do oglądania w rodzinnym gronie.
Cała historia kręci się wokół znajdującej się w rumuńskich Karpatach jaskini, do której wejście przez stulecia było ukryte pod posadzką kościoła. Po latach, gdy zniszczona przez osuwające się zbocze budowla legła w gruzach, para naukowców organizuje ekipę badawczą, która ma spenetrować podziemne komory. Jako że wiele z tych komór jest zalanych i w istocie tworzy koryto podziemnej rzeki, do pomocy ściągnięta zostaje grupa najlepszych nurków. Niestety, już na samym początku wyprawy coś idzie źle. W wyniku wybuchu butli tlenowej zapada się skalny korytarz, odcinając śmiałkom drogę wyjścia. Mimo małej ilości zapasów, poszukiwania sposobu na wydostanie się z pułapki idą sprawnie. Panika pojawia się dopiero wówczas, gdy okazuje się, że gdzieś w mroku czają się mordercze monstra mające chrapkę na świeże mięso. Zaczyna się prawdziwy wyścig z czasem.
Podczas oglądania filmu czuje się, że na jego realizację poszło dużo pieniędzy (dokładnie 30 milionów dolarów, czyli dziesięć razy więcej niż na „Zejście” i dwieście razy więcej niż na „WithIN”). Zdjęcia są świetne i nawet w mroku jaskiń widać wszystko na tyle wyraźnie, by odróżnić człowieka od skały, z czym bywały problemy w obu pozostałych filmach. Efekty specjalne są bardzo porządne, choć wygląd stworów zbyt mocno przywodzi na myśl cykl o Obcym, a pokazana w czołówce skalna lawina jest sztuczna aż do bólu. Również scenografia potrafi miejscami wzbudzić zachwyt – wystarczy wspomnieć klimatyczny kościół stojący pośród omszałych nagrobków, a także grotę z ogromnymi kamiennymi słupami. Cóż z tego jednak, skoro filmowi brakuje owej magicznej iskry, która potrafiłaby rozniecić w widzu zainteresowanie fabułą czy losami bohaterów. Owszem, nie sposób się nudzić podczas seansu, bo zdarzenie goni zdarzenie, aktorzy poruszają się bardzo żwawo, a zagadka funkcjonowania stworów jest – przynajmniej początkowo – rzeczywiście interesująca, jednak trochę to za mało, by uczynić z „Jaskini” film godny powtórnego seansu. Prawdopodobnie u podstaw klęski leży przystosowanie pomysłu godnego krwistego, brutalnego horroru do wymogów niskiej kategorii wiekowej. Dzięki takiemu zabiegowi i poniesionej w kinach klapie „Jaskinia” nie doczekała się kontynuacji, mimo że zakończenie filmu pozostaje otwarte i aż się prosi o sequel.
Z ujemnych stron produkcji należy jeszcze wspomnieć niezbyt oryginalny scenariusz. Prócz nadmienionego wcześniej powiązania estetycznego z „Obcym”, film wykazuje początkowo nieprzyjemną zbieżność ze „
Statkiem widmo”, nad wyraz lichą, choć zrealizowaną za spore pieniądze historią o nawiedzonym statku. Oto bowiem widz ma okazję przekonać się, że klawe jest życie marynarza, a bohaterowie to zgrana paczka sześciu osób, najlepszych na świecie specjalistów w swojej dziedzinie. W „Statku widmie” była to ekipa odzyskująca porzucone na morzu jednostki (za ozdobę męskiego towarzystwa służyła tam Julianna Margulies), w „Jaskini” zaś są to doskonali nurkowie (tutaj w roli żeńskiej ozdoby oglądamy Piper Perabo, odtwórczynię głównej roli w uroczym „
Smokiem i mieczem”.
Na szczęście większość wymienionych minusów nie przeszkadza w oglądaniu filmu, nawet jeśli od czasu do czasu trafiają się w tłumaczeniu kwiatki w rodzaju „Kubla Kana” zamiast „Kubilaj Chana”. Przypominam jednak, że nie jest to pierwsza liga filmów rozrywkowych.