Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 28 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup

50 najlepszych filmów superbohaterskich

Esensja.pl
Esensja.pl
« 1 2 3 4 5 »

Esensja

50 najlepszych filmów superbohaterskich

WASZ EKSTRAKT:
80,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
20. Mroczny rycerz powstaje (The Dark Knight Rises, 2012, reż. Christopher Nolan)
„Morczny rycerz powstaje” poróżnił recenzentów. Opublikowaliśmy w „Esensji” trzy omówienia filmu, w każdej z nich film został oceniony zupełnie inaczej (50%, 70% i 100%) i trzeba przyznać, że każdy z recenzentów miał swoje racje. Owszem, film jest przegadany, a Bane nie został w pełni wykorzystany. Owszem, „MRP” inteligentnie nawiązując do części pierwszej, znakomicie spina całą trylogię. Owszem, następuje tu niewątpliwe rozjechanie się konwencji komiksowej i realistycznej, owocujące we wrażeniu niespójności konstrukcji świata, brak równie dobrych scen akcji, jak w „Mrocznym Rycerzu”, są niepotrzebne sceny i irytujący patos, ale prawdą też jest, że w finale film po prostu wzrusza. „Mroczny Rycerz powstaje” rzeczywiście jest za długi, rzeczywiście sceny w więzieniu niewiele wnoszą, a pogłębiają tylko wrażenie rozdarcie między ekranizacją komiksu, a realistycznym kinem sensacyjnym, rzeczywiście słowa, a właściwie szumne deklaracje wkładane w usta różnych bohaterów (rocznicowa przemowa Gordona, wygłoszona przez Bane′a, żale Blake′a) irytują, rzeczywiście, trudno uznać, by którakolwiek z sekwencji akcji naprawdę wciskała w fotel. Ale mamy tu jednak bardzo dobre tempo, udanego przeciwnika, pogłębienie, na tyle, na ile pozwala komiksowa konwencja, bohaterów, satysfakcjonujący finał. Nawet jeśli nie udało się dorównać „Mrocznemu Rycerzowi”, udało się godnie zamknąć jedną z lepszych trylogii w historii kina.
Konrad Wągrowski
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
19. Thor: Mroczny świat (Thor: The Dark World, 2013, reż. Alan Taylor)
Po zmianach na stanowisku reżysera przygody Thora zmieniły charakter. Szekspirowskie zacięcie Kennetha Branagha pozwoliło doskonale rozegrać braterski konflikt i kulturowe zderzenie między mitycznym Asgardem a swojską Ziemią, zabrakło natomiast miejsca na doprecyzowanie scen akcji. To zmieniło się diametralnie w kontynuacji. Znany z pracy przy „Grze o tron” Alan Taylor postawił na dowcipne widowisko z odniesieniami dla fanów Marvela, wartką akcją, fantastycznymi pomysłami wizualnymi, jak i ciekawymi sytuacjami zachodzącymi między znanymi i lubianymi postaciami. „Mroczny świat” z pewnością ma więcej werwy niż pierwsza część, jednak to nie to stanowi największą zaletę kontynuacji, a fakt, że nie otrzymujemy powtórki z rozrywki. Wizja Taylora jest zupełnie inna niż Branagha, a jednak oba filmy świetnie się dopełniają. W dodatku i wielbiciele serii, i przypadkowi widzowie poszukujący dobrej rozrywki dostaną coś dla siebie. Film wypełnia bowiem humor wpisany w przygodowe ramy, spektakularne wcielenie science-fantasy na granicy dziewięciu światów oraz soczyste postaci z charakterem. Każdy kadr tętni energią, a wszystkie elementy składowe – zemsta, romans, przygoda, komedia, kosmos i legendy – równoważą się w spójną całość, chociaż osadzono je w tradycyjnej komiksowej konwencji. Aktorsko natomiast każdy jest na swoim miejscu: Thor przechodzi przemianę, ale nie traci nic z uroczego nicponia, diaboliczny Loki do końca zaskakuje; błyszczy także drugi plan – chmurny Idris Elba jako strażnik Bifrosta i komediowy akcent w postaci Kat Dennings w roli stażystki Darcy. Kolejny dobry blockbuster z fazy drugiej Marvela.
Ewa Drab
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
18. X-Men (2000, reż. Bryan Singer)
„X-men” to film o dojrzewaniu. Rogue (w tej roli młoda Anna Paquin) odkrywa ze zgrozą, że jeśli nawiąże fizyczny kontakt z inną osobą, ta pada jak martwa na ziemię. Uciekając z domu, żeby nie móc skrzywdzić nikogo, kto jest jej bliski, napotyka Logana (po raz pierwszy na ekranach idealny Wolverine naszych czasów, czyli Hugh Jackman), kierowcę ciężarówki, dorabiającego sobie bijatykami w podrzędnych barach. Wkrótce okazuje się, że ta dwójka wplątuje się w aferę przekraczającą ich możliwości: w ten sposób zostajemy wprowadzeni do elitarnej szkoły Profesora Charlesa Xaviera (Patrick Stewart), gdzie kształcą się podobni do Rogue „odmieńcy” pod okiem innych, bardziej doświadczonych i lepiej – bądź gorzej, jak ma się okazać w następnych filmach serii – panujących nad swoimi mocami mutantów, wyższego ogniwa ewolucji. Dojrzewa również sytuacja polityczna, gdzie senator Kelly chce odseparowania mutantów od ludzi, uważając ich za zagrożenie. Nie jest jednak tak, że świat X-men, bo tak nazywa się mutantów obdarzonych tajemniczym genem „X”, jest zupełnie czarno-biały. Nie ma mowy o rozgrywce „ci dobrzy, nierozumiani, pozostający na marginesie” kontra „ten zły, butny, pozostający u władzy”. Także wśród mutantów istnieje kilka opcji, jak poradzić sobie z problemem, którym są populistyczne, ksenofobiczne hasła Kelly’ego i nie wszystkie te rozwiązania licują z wizerunkiem „tych dobrych”. Oczywiście można „X-men” odczytywać wyłącznie w prostej optyce opowieści o nietoleracji, ale Bryanowi Singerowi, twórcy „X-men”, „X-men 2” i wchodzących w obecnie do kin „X-men. Days of Future Past” udało się pokazać szersze spektrum tego problemu: wycieniował bohaterów tak, że trudno jest czasami przyznać w danym sporze komuś rację. Wprowadził również „X-men” w nowe tysiąclecie, pokazując, że seria się nie zestarzała i że warto poświęcić pieniądze na realizację kolejnych filmów. Efekty specjalne może już dzisiaj wydają się niezbyt specjalne, ale film nadal może zajmować wysokie miejsce na liście ulubionych, bo fabuła wciąż nabiera aktualności, nie wspominając już o tym, że do pokazanych na ekranie bohaterów po prostu chce się wracać.
Karolina Ćwiek-Rogalska
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
17. X-Men 2 (X2, 2003, reż. Bryan Singer)
„X2” powtarzając casus „Imperium kontratakuje” okazała się najlepszym odcinkiem trylogii. I to z tych samych powodów: nie ma tu konieczności wprowadzania bohaterów, nie ma też obowiązku dopinania wszystkich wątków. Ale to akurat atuty wszystkich części środkowych. Tymczasem „X2”, podobnie jak film Irvina Kershnera, jest najpoważniejszą odsłoną całego cyklu. Owszem, Bryan Singer wprowadza tu dużo elementów humorystycznych, buduje fascynujące do dziś sceny akcji, ale przede wszystkim pokazuje dramat mutantów. To ostatnie robi ze znakomitą maestrią, małymi, krótkimi scenami – retrospekcje Logana, odrzucenie Icemana przez rodziców, opowieść Nightcrawlera. Ponadto, umacniając trend panujący w filmowym X-świecie, „X2” wysuwa Wolverine′a przed szereg jako pierwszoplanowego bohatera – co również wpływa na jakość filmu. To jego miłosne rozterki względem Jean Grey, jego przywoływane wspomnienia o okrutnej przeszłości i jego działania oraz prześladująca go historia są motorem napędowym fabuły. Sam Rosomak też jest zresztą lepiej oddany, nabiera tu nie tylko więcej dramatyzmu (nawiązania do programu Weapon X), ale też dzikości – w scenie ataku na szkołę mutantów czy w trakcie pojedynku z Lady Deathstrike jest prawdziwą maszyną do zabijania. Także pomysł na zagrożenie czyhające na mutantów i całą ludzkość jest dużo bardziej poważny i realistyczny – szaleni wojskowi i naukowcy bez żadnych skrupułów, a nie magiczna maszynka do mutowania z pierwszej.
Jakub Gałka
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
16. Hellboy: Złota armia (Hellboy II: The Golden Army, 2008, reż. Guillermo del Toro)
Przyznaję, że od samego początku „Złota armia” miała o wiele większy potencjał, niż pierwsza część „Hellboya”. Zamiast maniaka pragnącego zniszczyć świat dostaliśmy o wiele bardziej sensowniejszego antagonistę, a cel, do którego dążył, wydawał się całkiem osiągalny. Tylko że zamiast kontynuować ten problematyczny wątek inności (tak idealnie ukazany w rozmowie Nuady z Hellboyem w przerwie widowiskowej walki z wielkim niby-entem), film idzie w stronę międzygatunkowych wątków romantycznych. Owszem, sprawdza się to odrobinę lepiej niż postać Mayersa z jedynki, ale w porównaniu z możliwościami, jakie oferowała pierwsza połowa filmu, całość okazuje się jednak ślepą uliczką. Nie zabrakło tu (po raz kolejny) niezwykle wymownych kreacji: niezwykle barwnego targu, tytułowej armii czy jakże efektownego pojedynku z wielgachnym bogiem lasu. Trochę więcej miejsca poświęcono Abe Sapienowi i Liz, ale okazuje się to zdecydowanie zbyt mocno powiązane ze wspomnianymi wątkami romansowymi, by można było uznać wątki tych postaci za zadowalająco rozwinięte. Co nie zmienia faktu, że druga część „Hellboya” to prawdziwie widowiskowa historia, uderzająca w zdecydowanie mniej okultystyczne klimaty niż część pierwsza i dotykająca pewnych ciekawych problemów.
Miłosz Cybowski
WASZ EKSTRAKT:
80,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
15. Kapitan Ameryka: Zimowy żołnierz (Captain America: The Winter Soldier, 2014, reż. Anthony Russo, Joe Russo)
Tym, co wyróżnia „Zimowego Żołnierza” na tle pozostałych filmów o przygodach Avengersów jest interesujący scenariusz, przywodzący na myśl raczej kino szpiegowskie niż pretekst do pociesznej rozwałki: przez niemal cały film Steve Rogers jednocześnie odkrywa skalę spisku zagrażającego ludzkości i ucieka przed wysłanymi w pogoń za nim agentami. Tak skonstruowana fabuła sprzyja ograniczeniu – na ile to oczywiście w tego typu produkcjach możliwe – CGI. Choć eksplozji komputerowo generowanej maszynerii w filmie nie brakuje, nowa odsłona przygód Kapitana Ameryki cieszy przede wszystkim znakomitymi scenami pościgów i walki wręcz. „Zimowy Żołnierz” to również pierwszy film cyklu, który tak wyraźnie podejmuje „dorosłe” problemy, wcześniej zarezerwowane dla komiksowego kina z najwyższej półki – kwestia inwigilacji pojawiała się wcześniej w „Mrocznym Rycerzu”, pytanie, czy poświęcić miliony dla pokoju i bezpieczeństwa miliardów to oczywiście „Watchmen”. Nawet jeśli konkluzje do jakich film braci Russo dochodzi, okazują się pewnymi unikami (wszak to ci źli chcą szpiegować i poświęcać), to już sam fakt, że takie wątpliwości się pojawiają, należy uznać za cenny, tym bardziej, że udaje się tu przemycić myśl, iż rozdęty w imię bezpieczeństwa aparat kontroli to patologia, a nie zło konieczne. Nowy „Kapitan Ameryka” to jednak przede wszystkim doskonała rozrywka, z akcją mknącą tak szybko, że nie zdążamy zapytać o jej logikę. Film nie jest może aż tak zabawny, jak ostatni „Thor” czy „Iron Man”, ale na brak humoru i ciekawych aluzji nie można narzekać.
Jarosław Robak
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
14. Iron Man (2008, reż. Jon Favreau)
Do pełnometrażowego filmu fabularnego o Iron Manie przymierzano się już w roku 1990, ale plany spaliły na panewce. I dobrze. Bo osiemnaście lat temu Robert Downey Jr. nie był jeszcze wystarczająco zblazowany i przechlany do roli Tony’ego Starka. Ron Perlman, najlepiej obsadzony do tej pory aktor w historii ekranizacji komiksów, podarował Hellboyowi swoją fizyczność. Robert Downey Jr. oddaje Tony’emu Starkowi coś jeszcze cenniejszego – swoje curriculum vitae. Biogramy superbohatera i gwiazdora krzyżują się przez cały film, by w finale wybrzmieć jedną pointą. Oto Stark, nonszalancko, ale i z niejaką dumą, oświadcza: „Prawda jest taka… że jestem Iron Manem”. Ów manifest, wygłoszony w blasku fotoreporterskich fleszy, ma wyraźny podtekst pozafilmowy. Downey Jr. wypowiada go w imieniu granej przez siebie postaci, ale i swoim własnym – faceta po przejściach, który po zwycięskiej walce z nałogiem odbudowuje podniszczoną karierę i jest na dobrej drodze, by wreszcie spełnić pokładane w nim niegdyś nadzieje. Na tym jednak zalety owej pointy się nie kończą. Doskonale wpisuje się ona bowiem w przewrotny charakter filmu, który nie rezygnując z patosu, przesadyzmu i ogólnej atmosfery radosnej rozwałki, jednocześnie z łobuzerskim wdziękiem obnaża marvelowskie stereotypy. Tak więc bohater nie robi ze swojego alter ego Wielkiej Tajemnicy, ale wręcz ostentacyjnie odsłania się przed światem. Nie ma też przypadku w pozornie wątpliwym wyborze reżysera, którego związki z wysokobudżetowym kinem superbohaterskim kończyły się do tej pory na epizodycznych rolach w „Daredevilu” i „Batman Forever”. Jon Favreau prywatnie jest wielkim miłośnikiem sztuki obrazkowej i to podczas seansu widać, słychać i czuć. Do powierzonego mu zadania filmowiec podszedł profesjonalnie, z pasją, ale i z dystansem, bynajmniej nie na kolanach. W efekcie dramatyzm, akcja i komizm znakomicie się równoważą, a te same sceny często bywają zarówno apoteozą, jak i kpiną z konwencji.
Piotr Dobry
WASZ EKSTRAKT:
80,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
13. Hellboy (2004, reż. Guillermo del Toro)
O take adaptacje komyksowe walczylyśmy! Gulliermo del Toro ma wyjątkowy talent do tworzenia atmosfery i kreowania interesujących postaci, i tylko brak szczęścia w Hollywood nie pozwolił mu dotąd zabłysnąć w wysokobudżetowej produkcji. Tym razem Meksykanin wreszcie pokazał, co potrafi: podszedł do adaptacji komiksu Mignoli z humorem i inteligencją – i zamiast wymyślać, co by tu wybuchnąć, żeby widzowie spadli z krzeseł, stworzył jednego z najciekawszych bohaterówfilmu komiksowego. Hellboy ma cięty język, dobry gust do muzyki i lubi koty – jak tu takiego nie kochać? Obsadzenie Rona Perlmana w tej roli to strzał w dziesiątkę. Całość może być nieco zbyt wyrafinowana dla typowego zjadacza popkornu – ale z pewnością zachwyci tych, co nie lubią komiksów, a doceniają bezpretensjonalnie podaną szczyptę filozofii, dbałość o detal, ironiczny humor, zgrabny scenariusz i piękną oprawę całości. Jest to jednocześnie ciekawe i całkiem przystępne wprowadzenie widza w uniwersum, w którym bohater tak naprawdę powinien być antybohaterem (wątek, który pojawia się także w „Złotej Armii”). I choć całość utrzymuje poziom głównie za sprawą tytułowego Hellboya i jego bezkompromisowego podejścia, to jednak ratowanie świata w jego wydaniu prezentuje się dość nietypowo (wliczając w to ekshumację zwłok i noszenie trupa na plecach) i jakże odmiennie od wielu podobnych wyczynów innych superbohaterów.
Kamila Sławińska, Miłosz Cybowski
WASZ EKSTRAKT:
85,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
12. X-Men: Pierwsza klasa (X-men: First Class, 2011, reż. Matthew Vaughn)
„Pierwsza klasa” po nieudanym „X-Men Geneza: Wolverine” kontynuuje koncepcję początków bohaterów, ale podchodzi do tematu w zupełnie inny sposób, a przede wszystkim bierze na tapetę zupełnie inny zestaw bohaterów. Podobno kolejnym filmem z serii „Geneza” miała być historia Magneto. I rzeczywiście, nie tylko dzięki fabule, ale też poprzez znakomite aktorstwo Michaela Fassbendera, mistrz magnetyzmu wybija się na pierwszy plan. Ale zgodnie z tytułem film Matthew Vaughna to historia zbiorowa – nagle okazało się, że za Profesorem X i Mystique też kryje się ciekawa historia, a drobną cegiełkę dokłada też Beast ze swoimi problemami. A przecież to tylko jedna strona medalu: po drugiej mamy przerażającego w swej pozornej przeciętności Sebastiana Shawa i ponętną Emmę Frost (zresztą film oferuje miłośnikom kobiecego piękna wyjątkowo dużo wrażeń). Jednak to za sprawą Magneto wygrany jest najważniejszy motyw filmu, który sprawia, że „Pierwsza klasa” jest w równej mierze doskonałym kinem akcji jak i dramatem. Chodzi oczywiście o motyw odmienności i walki z postrzeganiem mutantów przez ludzi jako potworów. Tutaj, pozornie, źródłem cierpienia młodego Erika Lehnsherra jest inny mutant, ale wszystkie wydarzenia, które rozgrywają się w jego życiu, a przede wszystkim kontekst II wojny światowej i obozów zagłady, kształtują tę postać. Tę drogę, a także rosnącą siłę i przede wszystkim samoświadomość własnych umiejętności genialnie zagrał Fassbender. Ale to do Jennifer Lawrence i jej Mystique należy mocne credo podsumowujące dramat odmieńców – „Mutant and proud!”. I to wolta tej postaci w dużej mierze ustawia „Pierwszą klasę” jako genezę przyszłych starć pomiędzy superbohaterami, rozstawiając pionki po różnych skrajach szachownicy. Szkoda tylko, że nigdy później (wcześniej – i wcześniej, biorąc pod uwagę chronologię kręcenia filmów) spór pomiędzy Profesorem X a Magneto – jako starcie osobowości i ideologii – nie był tak trzymający w napięciu.
Jakub Gałka
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
11. Powrót Batmana (Batman Returns, 1992, reż. Tim Burton)
„Powrót Batmana” to posępna baśń dla dorosłych, której chłód nie wynika jedynie z bożonarodzeniowej otoczki, lecz… wszechogarniającego uczucia samotności i wyobcowania. Pingwin jest zimnokrwistym mordercą, ale jego potworność jest przede wszystkim rezultatem braku akceptacji oraz napiętnowania ze strony najbliższych, a nie cielesnej deformacji. Kiedy po raz pierwszy widzimy Wayne’a, siedzi samotnie w pogrążonym w mroku salonie, zatopiony w myślach. Selina Kyle, wracając każdej nocy do domu, wita się z wyimaginowanym ukochanym. Samotnicy, ukryci pod postaciami zwierząt, wyrzucają z siebie pokłady tłumionych emocji – od silnego pożądania naznaczonego piętnem sadomasochizmu do pragnienia (auto)destrukcji. Próba przezwyciężenia chaosu oraz zrzucenia brzemienia alienującej tajemnicy („Jesteśmy tacy sami. Rozszczepieni na dwoje” – powie Bruce zdradzając Selinie swój najgłębszy sekret) przynosi tylko częściową ulgę. „Powrót Batmana”, najbardziej mroczna i ambitna część cyklu, nie stała się superprzebojem na miarę swojego poprzednika. To, co urzekło wielu krytyków, czyli odczytanie historii przez pryzmat psychoanalizy oraz niemieckiego ekspresjonizmu (dla przykładu – Max Shreck to nazwisko odtwórcy roli Nosferatu we wspominanej już „Symfonii grozy”), spotkało się z dość umiarkowanym entuzjazmem ze strony widowni nastawionej na czystą rozrywkę, choć i tak sequel zajął trzecie miejsce wśród kinowych hitów roku 1992. Mroczna wizja Burtona skutecznie podziałała za to na fanów Człowieka-Nietoperza oraz na innych twórców, owocując jednym z najciekawszych seriali animowanych o perypetiach Mrocznego Rycerza.
Przemysław Pieniążek
« 1 2 3 4 5 »

Komentarze

« 1 2 3 4
10 VI 2014   10:10:20

"Cień" w naszym głosowaniu zajął 72 miejsce.

26 III 2015   20:12:39

uwielbiam batmana

05 X 2016   22:27:52

Przepraszam, a gdzie Matrix

06 X 2016   09:21:29

@Paweł
Zapraszamy do naszego rankingu najlepszych filmów s-f

15 XII 2016   17:05:51

Czytałem i czytałem, już zastanawiając się jaki komentarz dowalę za brak jednego z najlepszych filmów o superbohaterach... No i zostałem zgaszony. 1 miejsce ^^

07 VII 2017   12:30:40

Autor nie do końca zna polskie kino, bo poza Asem mieliśmy jeszcze dwóch innych filmowych superbohaterów.
Zachęcam do poznania filmów:
"W stepie szerokim" i "Baśń o ludziach stąd"

20 V 2020   16:29:41

porażka

« 1 2 3 4

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

„Kobra” i inne zbrodnie: Za rok, za dzień, za chwilę…
Sebastian Chosiński

23 IV 2024

Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.

więcej »

Z filmu wyjęte: Knajpa na szybciutko
Jarosław Loretz

22 IV 2024

Tak to jest, jak w najbliższej okolicy planu zdjęciowego nie ma najmarniejszej nawet knajpki.

więcej »

„Kobra” i inne zbrodnie: J-23 na tropie A-4
Sebastian Chosiński

16 IV 2024

Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.

więcej »

Polecamy

Knajpa na szybciutko

Z filmu wyjęte:

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Inne recenzje

Ale co z tą papugą?
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

20 najlepszych filmów animowanych XXI wieku
— Esensja

15 najlepszych filmów superbohaterskich XXI wieku
— Esensja

100 najlepszych filmów XXI wieku. Druga setka
— Esensja

100 najlepszych filmów XXI wieku
— Esensja

Mroczny Rycerz w wersji anime
— Sebastian Chosiński

100 najlepszych filmów animowanych wszech czasów
— Esensja

Prezenty świąteczne 2016: Kolekcje filmowe
— Esensja

Esensja ogląda: Maj 2015 (2)
— Jarosław Loretz, Agnieszka ‘Achika’ Szady

Porażki i sukcesy 2014
— Karolina Ćwiek-Rogalska, Piotr Dobry, Jarosław Robak, Grzegorz Fortuna, Jacek Walewski, Konrad Wągrowski, Krystian Fred, Kamil Witek, Miłosz Cybowski, Adam Kordaś

Z tego cyklu

The Amazing You-Tube
— M. Fitzner

50 najlepszych komiksów wydanych przez TM-Semic
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Chodzi o dobre historie i ciekawych bohaterów
— Karolina Ćwiek-Rogalska, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Jakub Gałka, Kamil Witek, Konrad Wągrowski, Michał Kubalski

Superbohaterowie drugiego planu. Suplement do rankingu
— Konrad Wągrowski, Jarosław Loretz, Kamil Witek

Superbohater i „ci drudzy”
— Karolina Ćwiek-Rogalska

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.