Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 30 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Ridley Scott
‹Łowca androidów: Edycja Kolekcjonerska (5DVD)›

EKSTRAKT:100%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułŁowca androidów: Edycja Kolekcjonerska (5DVD)
Tytuł oryginalnyBlade Runner: Ultimate Collector’s Edition (5DVD)
Dystrybutor Galapagos
Data premiery3 grudnia 2007
ReżyseriaRidley Scott
ZdjęciaJordan Cronenweth
Scenariusz
ObsadaHarrison Ford, Rutger Hauer, Sean Young, Edward James Olmos, M. Emmet Walsh, Daryl Hannah, William Sanderson, Joe Turkel, Joanna Cassidy
MuzykaVangelis
Rok produkcji1982
Kraj produkcjiUSA
CyklBlade Runner
Czas trwania112 min
ParametryDolby Digital 5.1; format: 2,35:1
GatunekSF
EAN7321909184978
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup

Klasyka pod lupę: Biegnij, Blady, biegnij czyli legenda Blade Runnera

Esensja.pl
Esensja.pl
Michał Chaciński, Konrad Wągrowski
1 2 3 4 »
Mija dwadzieścia pięć lat od śmierci Philipa K. Dicka i tyle samo od powstania jednego z najsłynniejszych filmów science fiction, „Blade Runnera”, opartego na jego prozie. Ponieważ historia realizacji filmu jest prawie równie fascynująca jak sam film, warto ten temat przybliżyć czytelnikom. Z powodów podanych w dalszej części tekstu uważamy polski tytuł, „Łowca androidów”, za niezbyt szczęśliwy i będziemy w tekście używać tytułu oryginalnego.

Michał Chaciński, Konrad Wągrowski

Klasyka pod lupę: Biegnij, Blady, biegnij czyli legenda Blade Runnera

Mija dwadzieścia pięć lat od śmierci Philipa K. Dicka i tyle samo od powstania jednego z najsłynniejszych filmów science fiction, „Blade Runnera”, opartego na jego prozie. Ponieważ historia realizacji filmu jest prawie równie fascynująca jak sam film, warto ten temat przybliżyć czytelnikom. Z powodów podanych w dalszej części tekstu uważamy polski tytuł, „Łowca androidów”, za niezbyt szczęśliwy i będziemy w tekście używać tytułu oryginalnego.

Ridley Scott
‹Łowca androidów: Edycja Kolekcjonerska (5DVD)›

EKSTRAKT:100%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułŁowca androidów: Edycja Kolekcjonerska (5DVD)
Tytuł oryginalnyBlade Runner: Ultimate Collector’s Edition (5DVD)
Dystrybutor Galapagos
Data premiery3 grudnia 2007
ReżyseriaRidley Scott
ZdjęciaJordan Cronenweth
Scenariusz
ObsadaHarrison Ford, Rutger Hauer, Sean Young, Edward James Olmos, M. Emmet Walsh, Daryl Hannah, William Sanderson, Joe Turkel, Joanna Cassidy
MuzykaVangelis
Rok produkcji1982
Kraj produkcjiUSA
CyklBlade Runner
Czas trwania112 min
ParametryDolby Digital 5.1; format: 2,35:1
GatunekSF
EAN7321909184978
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
Słynny scenarzysta filmowy William Goldman napisał kiedyś, że ani jedna osoba w świecie filmu nie wie, co może się udać, a co nie. Film, który zapowiada się na wielki przebój, może ponieść całkowitą klapę. Skromny obraz może stać się superprzebojem. Słabo przyjęty przez krytykę i niedoceniony przez publiczność obraz może po latach zyskać ogromną popularność i zostać uznanym za arcydzieło. I to jest właśnie przypadek „Blade Runnera” Ridleya Scotta na podstawie powieści Philipa K. Dicka.
Książka
Na początku było słowo, a dokładniej mówiąc, powieść genialnego Philipa K. Dicka. O nim samym i jego twórczości można napisać niejedną książkę i na pewno byłaby to lektura fascynująca (zainteresowanym polecamy „Boże inwazje” – biografię Dicka pióra Lawrence’a Sutina). Dick, geniusz niedoceniany przez wiele lat, mający ambicje pisania powieści mainstreamowych, dla pieniędzy tworzył fantastykę i dzięki tej fantastyce zyskał nieśmiertelność. Człowiek, który wątpił w rzeczywistość i widywał Boga. Nie da się o nim opowiedzieć w kilku słowach. Poprzestańmy więc na stwierdzeniu, że w 1966 r. napisał książkę „Czy androidy marzą o elektrycznych owcach?”, na podstawie której powstał „Blade Runner”. Film niewątpliwie ją rozsławił, ale i bez tego książka by się obroniła – jest jedną z lepszych w bogatym dorobku Dicka. Ziemia została wyniszczona przez nuklearny konflikt, wyginęły w większości zwierzęta, posiadanie prawdziwego psa czy owcy jest nieosiągalnym luksusem, więc ludzie zastępują je mechanicznymi replikami. Główny bohater, Rick Deckard, zarabia na życie, zabijając zbiegłe z marsjańskich kolonii androidy. Bliższy kontakt ze swymi przyszłymi ofiarami i współczucie dla nich paradoksalnie pozwala mu zrozumieć różnicę między człowiekiem a maszyną oraz istotę człowieczeństwa. Wybiegając nieco naprzód, wypada zauważyć, że „Blade Runner” okazał się twórczą ekranizacją – film zmienił akcenty (androidy u Dicka są dużo mniej ludzkie niż w filmie, rzec można, iż w filmie Deckard uczy się od replikantów, czym jest człowieczeństwo, a w książce uczy się od androidów, czym ono nie jest), przemówił własnym głosem, ale to, co najistotniejsze, wziął z pierwowzoru literackiego.
Wielopoziomowa wizjonerska książka szybko zainteresowała filmowców. Jako pierwszy sięgnął po nią już w 1969 r. sam Martin Scorcese, ale szybko zrezygnował. W 1974 roku prawa do ekranizacji zakupiła firma Herb Jaffe Associates, Inc., a za pisanie scenariusza wziął się syn właściciela, Robert Jaffe. Scenariusz, który stworzył, oscylował w kierunku… komedii i spotkał się z całkowitą dezaprobatą Dicka. Wówczas na scenie pojawił się mało znany aktor z ambicjami odegrania większej roli w przemyśle filmowym – Hampton Fancher.
Fancher nie znał literatury Dicka, nie interesował się też fantastyką naukową. Miał jednakże w kieszeni dziesięć tysięcy dolarów i chciał je zainwestować – na przykład zakupując prawa do ekranizacji jakiejś perspektywicznej powieści. Przyjaciel polecił mu „Czy androidy marzą o elektrycznych owcach?”. Francher zainteresował się książką, choć go nie zachwyciła. Dotarł do Dicka, ale nie był w stanie odkupić praw od Jaffe. Gdy już miał zamiar porzucić pomysł, otrzymał nieoczekiwane wsparcie od początkującego producenta Briana Kelly’ego. Kelly odkupił prawa do powieści, namówił Fanchera na napisanie scenariusza i znalazł potężnego sprzymierzeńca: angielskiego producenta Michaela Deeleya. To już była znana postać – Deeley produkował takie filmy jak „Konwój”, a przede wszystkim oscarowego „Łowcę jeleni”. W 1978 roku prace nad ekranizacją mogły ruszyć z kopyta.
Deeley miał swojego faworyta do reżyserii filmu – był nim wsławiony dwoma dobrze przyjętymi filmami, „Pojedynkiem” i „Obcym – ósmym pasażerem Nostromo”, Ridley Scott. Pozyskanie Scotta nie było jednak proste; był on między innymi zaangażowany w ekranizację „Diuny” Franka Herberta, rozważano więc innych reżyserów, przykładowo Roberta Mulligana („Zabić drozda”). Traf chciał, że wówczas umarł brat Scotta, a do prac nad „Diuną” było jeszcze trochę czasu. Scott rozpaczliwie szukał jakiegokolwiek zajęcia i w ten sposób trafił do projektu Fanchera, Kelly’ego i Deeleya. Zaczęły się kolejne prace nad scenariuszem i kompletowanie obsady.

Philip K. Dick
‹Blade Runner›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułBlade Runner
Tytuł oryginalnyDo Androids Dream of Electric Sheep?
Data wydania10 listopada 2005
Autor
PrzekładSławomir Kędzierski
Wydawca Prószyński i S-ka
ISBN83-7469-231-6
Format272s. 105×171mm
Cena15,90
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Batman vs Rick Deckard
Oryginalny tytuł powieści Dicka należy niewątpliwie do najbardziej frapujących w historii fantastyki, ale zapewne byłby zmorą większości producentów filmowych – kto poszedłby na film o takim tytule? Nic więc dziwnego, że wkrótce tytuł roboczy scenariusza został skrócony do banalnego „Android”. Taki tytuł kojarzył się jednak z produkcjami fantastycznymi klasy „B”, od których ekranizacja miała się dystansować. Na dodatek słowo „android” sugeruje człekokształtnego robota, a Rachael, Roy Batty i spółka mieli być czymś więcej, istotami bliższymi człowiekowi. Wymyślono więc później dla nich nazwę „replikanci”, nie ostał się też tytuł. Fancher odkrył czasopismo o nazwie „Mechanismo” – bardzo mu się spodobało to słowo, ale uzyskanie do niego praw było poza jego zasięgiem. Film otrzymał więc kolejne miano, niestety znów wyjątkowo banalne – „Niebezpieczne dni” („Dangerous Days”) – które przez dłuższy czas pozostawało tytułem roboczym filmu. Na szczęście nie na zawsze. Podczas prac nad scenariuszem pojawiła się dyskusja nad nazwą zawodu wykonywanego przez Deckarda – „detektyw” był zbyt mało oryginalny, trzeba było wymyślić coś ciekawszego. Fancher odkrył małą książeczkę Williama Burroughsa „Blade Runner (a movie)” i ta nazwa tak bardzo mu się spodobała, że uznał, iż najlepiej nada się na określenie mało szlachetnej profesji Deckarda. Zakupiono więc prawa do niej oraz do innej książki o dokładnie tym samym tytule – opowieści Alana Nourse’a o przemytnikach środków medycznych – „Blade Runner”. Wkrótce nazwa ta stała się też kolejnym roboczym tytułem filmu. Roboczym, bowiem Scottowi marzyło się coś rodem z komiksu – „Gotham City”, czyli nazwa miasta rodzinnego samego Batmana. Na to jednak też nie otrzymał prawa i w ten sposób film wszedł na ekrany pod… tytułem roboczym. Całe szczęście.
Warto dodać, że najbardziej rozpowszechniona polska wersja – „Łowca androidów” – jest dokładnym zaprzeczeniem intencji twórców. Pojawia się w niej niepożądane i nieobecne w filmie słowo „android”, a nazwanie Deckarda po prostu „łowcą” woła o pomstę do nieba. Bywało zresztą gorzej – czasem film w Polsce nazywano „Łowcą robotów”…
W trakcie prac nad scenariuszem pojawiły się pierwsze konflikty. Wizje filmu dwóch najważniejszych postaci, które ten film tworzyły – Scotta i Fanchera – bardzo się różniły. Fancher ostro sprzeciwił się pomysłom Scotta i… został zwolniony. Scenariusz dokończył David Peoples. To była dobra decyzja – Peoples zachwycił się tekstem Fanchera, ale dokonał w nim zmian oczekiwanych przez Scotta i Deeleya.
Detektyw bez kapelusza?
O tym, kto powinien zagrać Deckarda, Hampton Fancher myślał już w 1975 roku, przy pierwszych przymiarkach do ekranizacji powieści. Kto jest uosobieniem detektywa w czarnym kryminale, jakim miał być „Blade Runner”? Oczywiście Chandlerowski Philip Marlowe. W 1975 r. ostatnią ekranizacją prozy Raymonda Chandlera był film „Żegnaj, laleczko” z Robertem Mitchumem w roli Marlowe’a, i ten właśnie aktor przychodził na myśl Fancherowi. Cztery lata później koncepcja głównego bohatera ewoluowała ku książkowemu Deckardowi – jawił się on scenarzyście jako „biurokrata w okularach”, a wśród możliwych odtwórców pojawili się między innymi Tommy Lee Jones i Christopher Walken (skądinąd rozważany wcześniej do roli Hana Solo w „Gwiezdnych wojnach”). W sierpniu 1980 roku pojawiło się nazwisko, które zelektryzowało twórców (poza Fancherem, niezbyt przekonanym do tej kandydatury) – rolą zainteresował się sam Dustin Hoffman. Sprawy rozwijały się nad wyraz pomyślnie: Scott i Deeley byli zachwyceni, przez kilka miesięcy negocjowano z gwiazdą zmiany w scenariuszu (które, notabene, nie były w smak Fancherowi), po czym Hoffman zrezygnował z roli (przyczyna była prozaiczna – pieniądze). Wraz z nim zniknęły wprowadzone za jego namową zmiany, a także powróciła koncepcja detektywa w stylu Marlowe’a. Wtedy na scenie pojawił się Harrison Ford.
Ford był już wówczas gwiazdą „American Graffiti” i „Gwiezdnych wojen”, ale świat miał poznać postać Indiany Jonesa dopiero rok później. Scott uznał go za idealnego Deckarda. Widział w Harrisonie Fordzie postać niejednoznaczną, chwiejną, prawie antybohatera – a taki miał być Deckard. Złożona postać głównego bohatera przemówiła również do Forda i tytułową rolę można było uznać za obsadzoną.
Nieznany jeszcze Indiana Jones miał jednakże pewien wpływ na film Scotta. Według planu Deckard, jak każdy znużony detektyw z czarnego kryminału, miał nosić kapelusz. Przewidując sukces „Poszukiwaczy zaginionej Arki” i wiedząc, jak wyglądał strój Forda w tym filmie, Scott uznał, że Deckard w kapeluszu może zbyt przypominać słynnego wkrótce archeologa. Dlatego też Marlowe A.D. 2019 utracił charakterystyczny element garderoby…
1 2 3 4 »

Komentarze

13 V 2010   13:06:32

Brat Ridleya Scotta wciąż żyje chyba, że ma jeszcze jakiegoś innego brata niż Tony Scott.

18 V 2010   23:30:59

Tzn. ma, a raczej miał - jest to opowiedziane w materiałach dodatkowych.

10 VII 2010   19:15:48

szkoda ze w akapicie -Pojazdy „Blade Runnera”- autor nie podał kto był projektantem pojazdów a był nim "Leonardo" naszych czasów

01 VIII 2015   02:17:06

Jak przyleci obca cywilizacja i obejrzy ten film to może nas oszczędzą.

01 VIII 2015   08:13:27

"Deckard wydaje się wytrzymalszy od zwykłego człowieka w pojedynku z Pris i Battym"

Wytrzymalszy? Deckard chyba nawet palcem nie dotknął Batty'ego i głównie uciekał przed nim po dachach, drobna Pris o mało nie wkręciła mu głowy do tyłka, Leon wprasował go w ścianę, a od półnagiej Zhory też z początku dostawał lanie. Nie taki twardy ten Deckard, to pewnie replikant w jakiejś zubożonej wersji, model ze specjalnością strzelecką, a nie atletyczną...

23 X 2015   17:19:33

Całe szczęście, że nieudacznik Hoffman zrezygnował. Jak by wyglądały jego pojedynki, buahahaha.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

„Kobra” i inne zbrodnie: Za rok, za dzień, za chwilę…
Sebastian Chosiński

23 IV 2024

Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.

więcej »

Z filmu wyjęte: Knajpa na szybciutko
Jarosław Loretz

22 IV 2024

Tak to jest, jak w najbliższej okolicy planu zdjęciowego nie ma najmarniejszej nawet knajpki.

więcej »

„Kobra” i inne zbrodnie: J-23 na tropie A-4
Sebastian Chosiński

16 IV 2024

Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.

więcej »

Polecamy

Knajpa na szybciutko

Z filmu wyjęte:

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Inne recenzje

Prezenty świąteczne 2017: Film
— Esensja

Dobry i Niebrzydki: Ludzie bez duszy, replikanci bez ciała
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski

Najlepsze filmy SF – wybór czytelników
— Esensja

Ranking, który spadł na Ziemię
— Sebastian Chosiński, Artur Chruściel, Jakub Gałka, Jacek Jaciubek, Michał Kubalski, Jarosław Loretz, Konrad Wągrowski, Kamil Witek

100 najlepszych filmów science fiction wszech czasów
— Esensja

Najlepsze pakiety filmowe na prezent
— Esensja

35 najbardziej wpływowych owiec
— Piotr Dobry

Grudzień 2007
— Esensja

Transmisja z Wrocławia: Pewnego dnia one już będą
— Paweł Pluta

Kanon filmów fantastycznych „Framzety” – rozstrzygnięcie
— Konrad Wągrowski

Tegoż autora

Kosmiczny redaktor
— Konrad Wągrowski

Po komiks marsz: Maj 2023
— Sebastian Chosiński, Paweł Ciołkiewicz, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Marcin Knyszyński, Marcin Osuch, Konrad Wągrowski

Statek szalony
— Konrad Wągrowski

Kobieta na szczycie
— Konrad Wągrowski

Przygody Galów za Wielkim Murem
— Konrad Wągrowski

Potwór i cudowna istota
— Konrad Wągrowski

Migające światła
— Konrad Wągrowski

Śladami Hitchcocka
— Konrad Wągrowski

Miliony sześć stóp pod ziemią
— Konrad Wągrowski

Tak bardzo chciałbym (po)zostać kumplem twym
— Konrad Wągrowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.