Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 4 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

George Lucas
‹Gwiezdne wojny: część IV – Nowa nadzieja›

WASZ EKSTRAKT:
80,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułGwiezdne wojny: część IV – Nowa nadzieja
Tytuł oryginalnyStar Wars: Episode IV – A New Hope
Dystrybutor Syrena
Data premiery21 marca 1997
ReżyseriaGeorge Lucas
ZdjęciaGilbert Taylor
Scenariusz
ObsadaMark Hamill, Harrison Ford, Carrie Fisher, Peter Cushing, Alec Guinness, Anthony Daniels, Kenny Baker, Peter Mayhew, David Prowse, James Earl Jones
MuzykaJohn Williams
Rok produkcji1977
Kraj produkcjiUSA
CyklGwiezdne wojny
Czas trwania125 min
WWW
GatunekSF
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup

Klasyka pod lupę: Jak Lucas zmienił wszystko

Esensja.pl
Esensja.pl
« 1 7 8 9 10 »

Michał Chaciński

Klasyka pod lupę: Jak Lucas zmienił wszystko

Plakat specjalnej edycji 'Gwiezdnych Wojen'
Plakat specjalnej edycji 'Gwiezdnych Wojen'
Po drugie, gorzką pigułką dla Foksa, a przez to wielką nauczką (na cudzym błędzie) dla reszty Hollywood było pozbycie się na rzecz Lucasa szeregu pobocznych praw do filmu – praw do ścieżki muzycznej, do kontynuacji filmu, do produktów wykorzystujących film i występujące w nim postacie itd. Fox zarobił na „Gwiezdnych wojnach” kilkaset milionów dolarów. Suma porażająca. Jednak ocenia się, że w ciągu kilkunastu lat od premiery pierwszego filmu wpływy z wszelkich okołofilmowych produktów związanych z „Gwiezdnymi wojnami” wyniosły od 3 do 4 miliardów dolarów. Do tego, o ile Fox przy pierwszym filmie zainkasował znakomitą większość zysku z rozpowszechniania, przy drugim przypadła mu mniejsza część, zaś przy kolejnych filmach musiał zadowolić się jedynie „odpadkami” ze stołu Lucasa. Podział zysków w przypadku „Mrocznego widma” odbywał się już w proporcjach 90/10. Lucas dzieli się zresztą wciąż zyskami z sagi jedynie dlatego, że potrzebuje dużego studia do rozpowszechniania filmu. Po „Gwiezdnych wojnach” hollywoodzkie studia zdały sobie sprawę, że prawa do produktów związanych bezpośrednio z filmem, prawa do kontynuacji (sequeli), prawa do rozpowszechniania w telewizji itp. stanowią kluczowe części kapitału studia – na równi z prawami do rozpowszechniania konkretnego tytułu w kinach. A dosłownie za rogiem pojawiała się już koncepcja domowych filmotek i sprzedaży filmów indywidualnym odbiorcom na nośnikach magnetycznych i optycznych – czyli nowe wielkie źródło dochodu.
Po trzecie, film Lucasa odblokował jakąś zapadkę w świadomości Amerykanów, a za nimi również widzów w innych krajach. Amerykańscy widzowie byli już najwyraźniej zmęczeni tym, co kino oferowało im w ciągu poprzedniej dekady. W drugiej połowie lat 70. całe pokolenie, które dorastało w atmosferze buntu w latach 60., zdążyło się już „dorobić”. Stały zawód, rodzina, dom z ogródkiem i niechęć do polityki po rozczarowaniach wcześniejszych kilku lat stanowiły część wspólną życia niegdysiejszych młodych buntowników. W pierwszej połowie lat 70. do głosu w amerykańskim kinie doszli przedstawiciele Nowego Hollywood, w większości świetnie wykształceni filmowo i niezainteresowani powielaniem starych hollywoodzkich schematów. Na krótki moment amerykańskie kino zmieniło się w gniazdo talentów – w większości młodych ludzi, którzy w kolejnych filmach chcieli przede wszystkim pokazać coś nowego, zmodyfikować skostniały gatunek, przestawić znane części układanki, zdekonstruować typ bohatera lub fabuły, zakpić ze „starego” sposobu myślenia. Początkowo widownia zareagowała na to entuzjastycznie, jak na każdy nowy, świeży trend. Pod koniec lat 60. i na początku 70. „poważne” filmy Roberta Altmana, Francisa Coppoli, Stanleya Kubricka, Williama Friedkina, czy Brytyjczyka Johna Boormana walczyły o widza równie skutecznie lub skuteczniej niż filmy katastroficzne i tradycyjne wyciskacze łez w rodzaju „Love Story”. Ale po kilku latach trend wyraźnie osłabł. Amerykańska widownia jakby zmęczyła się dramatem i brakiem happy endu.
Na zmianę tę bardzo szybko zareagowała Pauline Kael, publikując jeden ze swoich najsłynniejszych esejów „Fear of Movies” („Strach przed filmami”). Kael piętnowała amerykańskich widzów za pójście na łatwiznę i za nagłą niechęć do filmów, które zmuszają do myślenia i pokazują rzeczy niepokojące. Oskarżyła widzów o poszukiwanie sztuki przyjemnej, która nie wzburza ani nie zmusza do zastanowienia. Lucas należał do pierwszych filmowców, którzy również dostrzegli ten trend wśród widzów, jednak zamiast ich za to piętnować, zdołał to wykorzystać. Rok premiery „Gwiezdnych wojen” stał się przełomowym momentem dla amerykańskiego kina. Z jednej strony na dobre rozpoczęła się era blockbusterów (o tym więcej w następnym akapicie), z drugiej zaś amerykańskie kino ponownie odkryło siłę happy endu. I to nie happy endu „zwykłego”, tylko wielkiego, potężnego podsumowania filmu akordem niekwestionowanego triumfu. Obok „Gwiezdnych wojen” największym sukcesem roku był „Rocky”. Olbrzymie powodzenie obu filmów potwierdzało opinie Lucasa, że happy end jest tym, na co czekają widzowie. W ramach jednego pokolenia filmowców pochodzących dokładnie z tego samego kręgu na kinowym ekranie starły się dwa typy filmowej wrażliwości: ta spod znaku Coppoli, Scorsesego czy Friedkina – bliska kręgom nowojorskim, intelektualna, osadzona w literaturze, zainteresowana psychologią postaci, przeznaczona przede wszystkim dla dorosłego widza; oraz ta spod znaku Lucasa i Spielberga – małomiasteczkowa, proponująca proste podziały, unikająca trudnych tematów, przeznaczona w ogromnym stopniu dla młodzieży, czysto rozrywkowa. Wygrała ta druga opcja. Szturm na popularne kino rozpoczął trend, który z czasem nazwano „kinem nowej przygody”. Jak to określił później John Milius, okazało się, że nawet 40-latkowie woleli odkryć w sobie na nowo nastolatków, niż przyznać się przed sobą, ile mają lat.
Plakat z 'Gwiezdnych Wojen'
Plakat z 'Gwiezdnych Wojen'
Po czwarte, i ten punkt łączy wszystkie poprzednie, „Gwiezdne wojny” ostatecznie zmieniły podejście Hollywood do tego, jakie filmy należy realizować, ale zmieniły również samą strukturę Hollywood. Był to proces, który rozpoczął się już kilka lat wcześniej, wraz z niebotycznym sukcesem filmów innych reżyserów Nowego Hollywood. Gdy Francis Coppola przekroczył z „Ojcem chrzestnym” 80 mln dolarów zysku dla studia z rynku amerykańskiego, na początku lat 70. były to liczby niesłychane (następny na liście konkurent zebrał ponad 3 razy mniej). Choć Coppola ustanowił w ten sposób nowy rekord kasowy w amerykańskim kinie, uznano to wydarzenie za jednorazowy strzał w dziesiątkę. Ale gdy w ciągu następnych kilkunastu miesięcy to samo udało się osiągnąć Williamowi Friedkinowi z „Egzorcystą”, po czym poprzeczkę podniósł jeszcze wyżej Spielberg ze „Szczękami”, właściciele studiów i producenci w Hollywood zrozumieli, że nie będą mogli w tak zyskownej branży działać na starych zasadach. Powód: Hollywood przyciągnęło uwagę Wall Street, zaskoczonej faktem, że w rozrywce można osiągnąć aż takie zyski, wielokrotnie większe od zainwestowanych sum. Bezprecedensowy sukces Lucasa w skali światowej przypieczętował i zakończył ten proces. Mówiąc obrazowo, do Hollywood zaczęli zjeżdżać się „ludzie w czarnych garniturach” – zainteresowani nie tyle filmem jako dyscypliną, co branżą filmową jako rynkiem. Przynosząc ze sobą potężne kwoty, które chcieli inwestować w filmy i studia, dali początek temu, co trwa w kinie do dziś – erze blockbusterów, czy może raczej „hegemonii blockbusterów”.
Od tego czasu nowi producenci i właściciele hollywoodzkich studiów zmienili branżę w to, czym jest po dziś dzień – maszynę do produkowania maksymalnie spektakularnej, maksymalnie uproszczonej rozrywki dla maksymalnej liczby widzów. Wszystko, co ryzykowne w temacie i formie, stało się niepożądane. Potrzebny był produkt prosty, łatwo łączony z branżami okołofilmowymi (zabawki, gadżety), a do tego potencjalnie nadający się na nowy franchise. W ciągu następnych lat miała szybko wzrosnąć liczba wysokobudżetowych hollywoodzkich produkcji będących kontynuacjami poprzednich filmów (sequelami), kinowymi wersjami telewizyjnych seriali, odgrzewanymi kotletami sprzed lat. Coraz większa porcja produktu Hollywood miała być przeznaczona dla osób młodych, stanowiących najliczniejszą część widowni. Potrzeba pokazania w kinie „czegoś nowego” została zastąpiona marketingiem poprzez asocjację – filmy coraz częściej produkowano nie jeśli były oryginalne, tylko jeśli były podobne do innych filmów (reklamując je na zasadzie: „To będzie coś w stylu połączenia Rambo z Pretty Woman”). W zalewie podobnych produktów i przy wciąż spadającej ich jakości coraz większego znaczenia nabierał oczywiście marketing, toteż branża filmowa szybko przekształciła się w „przemysł pierwszego weekendu”, czyli znowu to, co obserwujemy dzisiaj: film trzeba sprzedać, zanim rozejdzie się o nim zła opinia wśród widzów. Do tego trzeba oczywiście również mnóstwa multipleksów, żeby dla nikogo nie zabrakło miejsca w „weekend otwarcia”. Wynik – dzisiejsze budżety marketingowe przekraczają często budżety produkcyjne filmów. Trudno powiedzieć, jak bardzo tego typu podejście w branży może się jeszcze zdegenerować… przepraszam, rozwinąć.
Skala sukcesu Lucasa i Spielberga została przez jego kolegów przyjęta jak wyrok śmierci. Martin Scorsese, wypowiadając się za całą grupę tych „poważnych” filmowców Nowego Hollywood ujął to w trzech krótkich zdaniach: „Liczyły się Gwiezdne wojny. Liczył się Spielberg. My byliśmy skończeni.”. John Milius komentował to nieco ostrzej: „Gdy byłem studentem na uniwersytecie San Francisco, ludzie tłoczyli się, żeby wejść na Powiększenie, a nie żeby w kinie ekscytować się tanią przejażdżką po wesołym miasteczku. Ale Lucas i Spielberg pokazali, że w takich produkcjach jest dwa razy więcej pieniędzy i studia filmowe nie mogły się temu oprzeć. Nikt nie miał pojęcia, że na filmie można się tak wzbogacić – dosłownie jak w starożytnym Rzymie. To ich dwóch można obwiniać za tę sytuację.” William Friedkin mówi o „Gwiezdnych wojnach” jeszcze bardziej bezpośrednio: „Gwiezdne wojny zmiotły ze stołu wszystkie karty. To, co nastąpiło po pojawieniu się Gwiezdnych wojen można porównać do tego, co nastąpiło, gdy pojawił się McDonald’s – nagle zanikła chęć konsumowania wartościowego jedzenia. Teraz cała branża się cofa. Cofamy się do jednej wielkiej wsysającej wszystko dziury”. Z kolei Paul Schrader (reżyser i autor scenariuszy m.in. do filmów Martina Scorsesego), jako najbardziej utalentowany pisarsko z całej tej grupy ujmuje swój komentarz w jednym, najbardziej dosadnym zdaniu: „Gwiezdne wojny były filmem, który pożarł serce i duszę Hollywood”.
« 1 7 8 9 10 »

Komentarze

« 1 2
10 XII 2015   12:58:27

@Konrad
Artykuł jest faktycznie z roku 2002, a odpowiednia funkcjonalność się znalazła. Już wszystko gra. :-)

10 XII 2015   14:10:51

Racja, tekst poszedł przed premierą "Ataku klonów", a mi się wydawało, że przed "Zemstą Sithów".

« 1 2

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

„Kobra” i inne zbrodnie: Rosjan – nawet zdrajców – zabijać nie można
Sebastian Chosiński

30 IV 2024

Opowiadanie Jerzego Gierałtowskiego „Wakacje kata” ukazało się w 1970 roku. Niemal natychmiast sięgnął po nie Zygmunt Hübner, pisząc na jego podstawie scenariusz i realizując spektakl telewizyjny dla „Sceny Współczesnej”. Spektakl, który – mimo świetnych kreacji Daniela Olbrychskiego, Romana Wilhelmiego i Aleksandra Sewruka – natychmiast po nagraniu trafił do archiwum i przeleżał w nim ponad dwie dekady, do lipca 1991 roku.

więcej »

Z filmu wyjęte: Android starszej daty
Jarosław Loretz

29 IV 2024

Kości pamięci, silikonowe powłoki, sztuczna krew – już dawno temu twórcy filmowi przyzwyczaili nas do takiego wizerunku androida. Początki jednak były dość siermiężne.

więcej »

„Kobra” i inne zbrodnie: Za rok, za dzień, za chwilę…
Sebastian Chosiński

23 IV 2024

Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.

więcej »

Polecamy

Android starszej daty

Z filmu wyjęte:

Android starszej daty
— Jarosław Loretz

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Inne recenzje

Dziś Star Wars Day!
— Esensja

Najlepsze filmy SF – wybór czytelników
— Esensja

100 najlepszych filmów science fiction wszech czasów
— Esensja

10 najbardziej obciachowych scen starych „Gwiezdnych wojen”
— Marcin Osuch, Konrad Wągrowski

Wojny klonów: Gwiezdne wojny w Esensji
— Esensja

Zrób to szybciej i intensywniej!
— Marcin Osuch, Eryk Remiezowicz, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski, Kamil Witek

Ciemna Strona Mitu
— Piotr ‘cct’ Bielatowicz

„Gwiezdne wojny” w Esensji i Framzecie

Kanon filmów fantastycznych „Framzety” – rozstrzygnięcie
— Konrad Wągrowski

Z tego cyklu

Biegnij, Blady, biegnij czyli legenda Blade Runnera
— Michał Chaciński, Konrad Wągrowski

Jak Kubrick stworzył ekranowy mit
— Michał Chaciński

Tegoż twórcy

Status quo
— Kamil Witek

Bardzo mroczne widmo galaktycznego Imperium
— Konrad Wągrowski

Kroniki odległej galaktyki
— Konrad Wągrowski

Atak krytyków
— Leszek ’Leslie’ Karlik

Klonowanie wyobraźni
— Grzegorz Wiśniewski

Tegoż autora

Co nam w kinie gra: 2001: Odyseja kosmiczna
— Konrad Wągrowski, Michał Chaciński

Tydzień z Wesem Andersonem: Tragikomedie dla dziwaków, czyli „Genialny klan”
— Michał Chaciński

Tydzień z Wesem Andersonem: Danie dla smakoszy, czyli „Rushmore”
— Michał Chaciński, Konrad Wągrowski

„Ten film był dnem dna”, czyli historia ekranizacji prozy Stanisława Lema
— Michał Chaciński, Sebastian Chosiński, Krystian Fred, Jarosław Loretz, Konrad Wągrowski

Great Scott!
— Michał Chaciński, Sebastian Chosiński, Piotr Dobry, Alicja Kuciel, Jarosław Loretz, Konrad Wągrowski, Kamil Witek

Władca Pierś Ceni, czyli edycja specjalna alternatywnych ekranizacji
— Michał Chaciński

Z Archiwum X: Spisek, mumbo-jumbo i potwory tygodnia
— Urszula Baluta, Michał Chaciński, Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Michał Kubalski, Konrad Wągrowski

Porażki i sukcesy A.D. 2007
— Michał Chaciński, Piotr Dobry, Ewa Drab, Urszula Lipińska, Łukasz Twaróg, Kamil Witek, Konrad Wągrowski

Strach siedzi w nas, czyli kino grozy pod lupą (2)
— Michał Chaciński, Sebastian Chosiński, Piotr Dobry, Michał Kubalski, Jarosław Loretz, Konrad Wągrowski

Strach siedzi w nas, czyli kino grozy pod lupą (1)
— Michał Chaciński, Sebastian Chosiński, Piotr Dobry, Michał Kubalski, Jarosław Loretz, Konrad Wągrowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.