Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii
WASZ EKSTRAKT:
80,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup

Zrób to szybciej i intensywniej!

Esensja.pl
Esensja.pl
1 2 3 4 »
25 maja 1977 roku miała miejsce premiera filmu bez wątpienia wyjątkowego dla dużej części naszej redakcji. 30 lat temu na ekranach amerykańskich kin pojawiły się „Gwiezdne wojny”. Z tej okazji przygotowaliśmy dla Was mały blok okolicznościowy, który zaczynamy tradycyjną dyskusją redakcyjną Agnieszki Szady, Marcina Osucha, Eryka Remiezowicza, Kamila Witka i Konrada Wągrowskiego. Szukajcie w najbliższych dniach innych tekstów związanych z sagą z Odległej Galaktyki.

Marcin Osuch, Eryk Remiezowicz, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski, Kamil Witek

Zrób to szybciej i intensywniej!

25 maja 1977 roku miała miejsce premiera filmu bez wątpienia wyjątkowego dla dużej części naszej redakcji. 30 lat temu na ekranach amerykańskich kin pojawiły się „Gwiezdne wojny”. Z tej okazji przygotowaliśmy dla Was mały blok okolicznościowy, który zaczynamy tradycyjną dyskusją redakcyjną Agnieszki Szady, Marcina Osucha, Eryka Remiezowicza, Kamila Witka i Konrada Wągrowskiego. Szukajcie w najbliższych dniach innych tekstów związanych z sagą z Odległej Galaktyki.
WASZ EKSTRAKT:
80,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Konrad Wągrowski: 30 lat minęło… no może nie jak jeden dzień, ale to już 30 lat od premiery „Gwiezdnych wojen” (ojej, staro się poczułem, jak to sobie uświadomiłem). Premiery amerykańskiej oczywiście, bo polska była parę lat później. No właśnie – czy ktoś wie dokładnie, kiedy „Gwiezdne wojny” pojawiły się w Polsce? W każdym razie z tej okazji chciałbym zaprosić was do dyskusji.
Nie wiem, który już raz na ten temat będziemy dyskutować, w sumie też chyba powiedziano już prawie wszystko o „Gwiezdnych wojnach”, musimy się więc baaardzo postarać, aby być oryginalni. Proponuję spojrzeć zatem na stare, klasyczne, kanoniczne (jedyne prawdziwe, jak by niektórzy powiedzieli) „Gwiezdne wojny” przez pryzmat tej nowej, naznaczonej midichlorianami i Manekinem Skywalkerem. Co się zmieniło po pojawieniu się części I, II i III?
Eryk Remiezowicz: Zabawne, ale niewiele. Nadal „GW” pozostają dziełem pompatycznym i schematycznym, gdzie aktorzy są drewniani tylko mniej od dialogów. I w obu przypadkach, dzięki technologicznej, wizualnej przewadze i w miarę sprawnemu prowadzeniu opowieści, filmy z obu trylogii ogląda się i sprzedaje dobrze.
Marcin Osuch: Drobny, uszczypliwy komentarz do powyższej zajawki Konrada. Jaki syn, taki ojciec – innymi słowy, czy ktoś uważa Marka Hamilla za dobrego aktora? Obejrzałem ostatnio starą trylogię, ogólnie nie było źle, ale naprawdę nie mam pewności, komu wręczyć Złotego Manekina – Luke’owi czy Anakinowi?
KW: E tam – specjalnie włączyłem sobie fragmenty „Imperium kontratakuje” – Hamill nie jest może tytanem aktorstwa, ale żenady nie wprowadzał. W przeciwieństwie do Christensena, niestety.
Agnieszka Szady: Żeby aktor mógł coś zagrać, najpierw ktoś mu musi napisać dobre sceny i dialogi. Dobre, a nie jak z kiepskiej telenoweli (te koszmarne wyznania miłosne w „Ataku klonów”!…). Nie wiem, ile prawdy jest w pogłoskach, że Lucas jako reżyser udziela aktorom jedynie informacji w stylu „zrób to tak samo, tylko bardziej”, ale moim zdaniem zarówno Hamill, jak i Christensen grają na tyle dobrze, na ile im pozwala rola. Co innego ten mały, jak mu tam… aha, Jake Lloyd, z „Mrocznego widma”. To jest dopiero kawałek drewna. Ociężały i nabzdyczony. Nie żebym była jakąś specjalistką od dzieci, ale paru dziewięciolatków w życiu widziałam i naprawdę mały Anakinek przy nich to klocek.
Mrożone móżdżki Padme są przysmakiem na niektórych planetach.
Mrożone móżdżki Padme są przysmakiem na niektórych planetach.
Kamil Witek: Zgadzam się z Agnieszką. W dużej mierze w NT (nowej trylogii) zawiódł casting. Szczególnie, że w roku premiery „Mrocznego Widma” wypłynął talent Haleya Joela Osmenta przy okazji „Szóstego zmysłu”, po którego, notabene, chwilę później sięgnął kumpel Lucasa Steven Spielberg w „A.I.”. Skoro podobno ekipa Lucasa w fazie przedprodukcyjnej zapoznała się wnikliwie ze wszystkimi możliwymi kandydaturami na odtwórcę najistotniejszej postaci w całej sadze, trudno uwierzyć, że ich uwadze umknął tak wyrazisty i naprawdę zdolny chłopiec.
ASz: Wracając do pytania Konrada, zmieniły się różne rzeczy, nie tylko z powodu pojawiania się kolejnych filmów. Uniwersum „Gwiezdnych wojen” to również książki, komiksy, gry komputerowe – w części z nich pojawiają się informacje o świecie Bardzo Odległej Galaktyki, których w filmie nie ma, a teoretycznie powinny być traktowane na równi z wiedzą wyniesioną z kina (teoretycznie, bo część fanów akceptuje tylko to, co zostało pokazane w poszczególnych epizodach, a niektórzy nawet i tego nie – patrz midichloriany).
Oczywiście najważniejszą zmianą jest to, że już wiemy, jak się potoczyła historia rodziców Luke’a i Lei oraz zagłady rycerzy Jedi. Nie będzie już główkowania fanów, jak właściwie Vader przeszedł na ciemną stronę Mocy i czy to prawda z tym wpadaniem do lawy, o którym była wzmianka w nowelizacji VI Epizodu. Koniec i basta, Jedi nie żyją, Yoda odleciał na Dagobah, roboty trafiły w ręce kapitana Antillesa. Żadnych więcej tajemnic, żadnych niedopowiedzeń. Trochę szkoda.
KW: Szkoda, że Lucas poszedł prawie dokładnie po zapowiedziach i oczekiwaniach – nie pokusił się w ani jednym momencie na wprowadzenie jakiegoś całkowitego zaskoczenia, czegoś sprzecznego z przyjętą wizją, czegoś, co by nam udowodniło, że wcale nie wiedzieliśmy wcześniej, jak ta historia się potoczy.
• • •
Lucas krzyknął w tym momencie ‘Cięcie!’, ale nie otrzymał dokładnie tego o co mu chodziło…
Lucas krzyknął w tym momencie ‘Cięcie!’, ale nie otrzymał dokładnie tego o co mu chodziło…
KW: W tej części naszej dyskusji proponuję spojrzenie ogólne – nazwijmy je górnolotnie: kulturowe. Zadam więc pierwsze, retoryczne pytanie – czy jest ktoś wśród nas, kto sądzi, że nowa trylogia dorównała starej? Nie ma, dziękuję, to chciałem wiedzieć. Ale czy nie uważacie, że pojawienie się tej nowej trylogii w jakiś sposób zdeprecjonowało starą? Zacznijmy od tego, że oglądanie chronologiczne według dziejów Bardzo Odległej Galaktyki (jak rozumiem – obecnie zalecane) zarzyna, niestety, większość kluczowych zaskoczeń całej pierwszej serii – z „I am your father” na czele. Czy poza tym obecne oglądanie sześciu filmów może być takim przeżyciem jak niegdyś, zważywszy, że w pierwszych trzech są sceny naprawdę irytujące?
A może wcale nie zdeprecjonowało, lecz wręcz przeciwnie – uzmysłowiło nam wielkość starych filmów i karkołomny pomysł, by im dorównać?
A może po prostu – przynajmniej niektórzy z nas – wyrośliśmy już z tej opowieści?
MOS: Nie do końca chodzi o to, czy wyrośliśmy, czy też nie. Pytanie, czy jesteśmy w stanie spojrzeć i porównać te dwie trylogie w sposób obiektywny? Pewnie nie, ale… dzięki temu będzie ciekawsza dyskusja.
Mam wrażenie, że Lucasowi towarzyszyły trzy podstawowe założenia przy tworzeniu nowej trylogii: wyeksploatować maksymalnie wątki ze starej, oczarować widzów efektami specjalnymi, maksymalizować zyski.
ER: Przepraszam, szefie, ale dla mnie obie trylogie są na tym samym poziomie. Wróćmy więc to tempo z założeniami o ogólnej zgodzie co do wyższości starszej trylogii. Otóż teza o wyrastaniu, z którą się częściowo zgadzam, powoduje, że widać jak na dłoni wady obu trylogii i to, że tak naprawdę, poza zaawansowaniem technicznym twórców, niewiele je różni. Więcej nawet: mam wrażenie, że to nie tyle dojrzewanie widza zmieniło recepcję nowej trylogii, co dojrzewanie kina. Epizody IV-VI były wizualnie przełomem. Epizody I-III, mimo wizualnego przepychu, trafiały na widza, który już niejedno widział, i któremu niełatwo zasłonić oczy barwną dekoracją.
KW: Żaden z I-III nie dorobił się Oscara za efekty – przegrywając tu z „Matriksem”, „Władcą pierścieni” i „King Kongiem”. Części IV-VI zgarnęły tu całą pulę.
ER: Uważam też, że pojawienie się trylogii nowej nic nie mogło ująć starej, bo wszystkie jej zaskoczenia i kluczowe teksty stały się częścią tradycji kina i mało kto nie wie, kto naprawdę jest ojcem Skywalkera. Więcej nawet: wielką zaletą nowej trylogii jest majaczące na horyzoncie nieszczęście, to, że wiemy, jak to się skończy – i że nie skończy się najlepiej.
Dojrzałość rycerza Jedi poznaje się po tym, czy jego miecz potrafi utrzymać się w pionie, czy też jeszcze smutno zwisa.
Dojrzałość rycerza Jedi poznaje się po tym, czy jego miecz potrafi utrzymać się w pionie, czy też jeszcze smutno zwisa.
ASz: Co do rzekomego zalecania kolejności to nie przesadzałabym – i z Internetu, i z własnych doświadczeń widzę, że fani nie wyobrażają sobie innej kolejności oglądania niż IV – V – VI – I – II – III lub ewentualnie (jedyne odstępstwo, na jakie natrafiłam) IV – V – I – II – III – VI. No, chyba że chodzi o zalecanie przez Lucasa…
Jeżeli zaś mowa o dorównywaniu lub nie, zastanówmy się, co w starej trylogii najbardziej nas oczarowało.
Po pierwsze: niezwykłe, jak na tamte czasy, efekty specjalne – no tak, tutaj, w oczach większości widzów, nowa trylogia wygra w przedbiegach.
MOS: Tutaj mam poważne wątpliwości. Poziom efektów specjalnych? Tak, NT wygrywa. Ale czy filmy na tym rzeczywiście zyskały? Śmiem wątpić. Lucas poszedł na ilość, a nie na jakość. Może już się starzeję, ale miałem ogromny kłopot z ogarnięciem początkowej sceny bitwy na orbicie Coruscant w III oraz praktycznie wszystkich bitew naziemnych w II i III. Generał Grievous był ciekawie pokazaną postacią. Przynajmniej do momentu, kiedy wyciągnął cztery świetlne miecze. Dobrze, że nie będzie kolejnych części, bo pewnie ktoś wyciągnąłby ich osiem. Nowe światy w NT są pokazywane, mam wrażenie, na zasadzie wyliczanki: „Planeta pustynna i leśna już była, to teraz planeta pokryta oceanami i wulkaniczna. Czy coś jeszcze zostało?”.
W ST (starej trylogii) wykreowane światy w dużo większym stopniu wtapiały się w opowiadaną historię. Czy wyobrażacie sobie wydarzenia na Hoth w innej niż zimowa scenerii? Albo na księżycu Endora? A Kamino spokojnie mogła być planetą pustynną. Efekty specjalne mają wtedy sens, kiedy ilustrują wydarzenia i są ich tłem. W NT często wchodziły na pierwszy plan i dominowały.
Ale żeby nie być aż tak jednostronnym, to wspomnę moje dwie ulubione sceny z NT – użycie bomby sonicznej przez Jango oraz walka Qui-Gona i Obi-Wana z Maulem – zdecydowanie najlepsza scena walki na miecze ze wszystkich sześciu części. Tylko, czy to zasługa efektów specjalnych, czy niesamowitej choreografii?
1 2 3 4 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

„Kobra” i inne zbrodnie: Za rok, za dzień, za chwilę…
Sebastian Chosiński

23 IV 2024

Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.

więcej »

Z filmu wyjęte: Knajpa na szybciutko
Jarosław Loretz

22 IV 2024

Tak to jest, jak w najbliższej okolicy planu zdjęciowego nie ma najmarniejszej nawet knajpki.

więcej »

„Kobra” i inne zbrodnie: J-23 na tropie A-4
Sebastian Chosiński

16 IV 2024

Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.

więcej »

Polecamy

Knajpa na szybciutko

Z filmu wyjęte:

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Inne recenzje

10 najlepszych scen nowych „Gwiezdnych wojen”
— Marcin Osuch, Konrad Wągrowski

Prezenty świąteczne 2015: Film
— Esensja

Dziś Star Wars Day!
— Esensja

Najlepsze filmy SF – wybór czytelników
— Esensja

100 najlepszych filmów science fiction wszech czasów
— Esensja

Weekendowa Bezsensja: 10 twardzielskich wcieleń Liama Neesona
— Jakub Gałka

Status quo
— Kamil Witek

Lucas zwyczajnie przedobrzył
— Sebastian Chosiński, Jakub Gałka, Mateusz Kowalski, Marcin Osuch, Agnieszka Szady, Konrad Wągrowski, Kamil Witek

Do kina marsz: Luty 2012
— Esensja

10 najbardziej obciachowych scen starych „Gwiezdnych wojen”
— Marcin Osuch, Konrad Wągrowski

Tegoż twórcy

Status quo
— Kamil Witek

Kroniki odległej galaktyki
— Konrad Wągrowski

Tegoż autora

Uczmy się języków!
— Marcin Osuch

„Szalony Kojot” przez dwie chmury?
— Marcin Osuch

Aparat, góry, człowiek
— Marcin Osuch

Niech prezydent się tym zajmie
— Marcin Osuch

Ratunek czy porwanie?
— Marcin Osuch

Zatrzymane w słowach
— Marcin Osuch

Broń i pieniądze
— Marcin Osuch

Tylko wkrętacza brakuje
— Marcin Osuch

I gwiazdka z nieba nie pomoże, kiedy brak natchnienia
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Pożegnanie
— Marcin Osuch

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.