Dobry i Niebrzydki: Dziś rzewnie szlochamyPiotr Dobry, Konrad Wągrowski Zbliża się „Australia” (nie, nie chodzi nam o ruch płyt kontynentalnych), więc tym razem porzucamy zombiaków, superbohaterów, krwawych Majów, czyli nasze tradycyjne tematy, i zalewamy się łzami na myśl o Wielkich Filmowych Nieszczęśliwych Miłościach.
Piotr Dobry, Konrad WągrowskiDobry i Niebrzydki: Dziś rzewnie szlochamyZbliża się „Australia” (nie, nie chodzi nam o ruch płyt kontynentalnych), więc tym razem porzucamy zombiaków, superbohaterów, krwawych Majów, czyli nasze tradycyjne tematy, i zalewamy się łzami na myśl o Wielkich Filmowych Nieszczęśliwych Miłościach.
Wyszukaj / Kup Konrad Wągrowski: Piotrze, wybacz pytanie, ale czy czujesz się człowiekiem romantycznym? Piotr Dobry: Na to pytanie najlepiej odpowiedziałaby moja żona. Kiedy miałem lat 17 czy 18 i była jeszcze tylko moją dziewczyną, po jakiejś ostrej kłótni (oczywiście z mojej winy, bo jak zapewne wiesz, wina zawsze leży po stronie faceta) oblepiłem wszystkie drzewa i słupy w naszym miasteczku kartkami z napisem „Renatko, wybacz mi”. Nie wiem dlaczego, ale uznała to za megaobciach, choć dla mnie był to wówczas szczyt romantyzmu. :-) No i – wiem, że to mnie całkowicie spala jako poważnego krytyka – bardzo łatwo się wzruszam, w dodatku nie tylko na starych melodramatach, ostatnio choćby na „Hellboyu 2”… KW: Nie przebijesz mnie, bo ja płakałem na SF („Solaris”, „Ludzkie dzieci”), horrorze („Sierociniec”), filmie kung-fu („Przyczajony tygrys, ukryty smok”). Niewiele brakowało na „Casino Royale”. PD: Mnie też niewiele brakowało. Na „Sierocińcu” też płakałem. Poza tym: „Gwiezdny pył”, „Gnijąca panna młoda”, „Kopciuch Elmo”… KW: Ale dziś – z okazji zbliżającej się „Australii” (zabrzmiało jak zapowiedź katastrofy geologicznej) – chciałem pogadać o filmach mających z założenia wyciskać łzy. O tak zwanych melodramatach. Twój ulubiony? PD: Z klasyki oczywiście „Casablanca”. Z rzeczy bardziej współczesnych: „Pamiętnik”. Z mniej konwencjonalnych: „Leon Zawodowiec”, „Edward Nożycoręki”, „King Kong” Jacksona. KW: A Ty znowu swoje. Ja mówię o filmach, które z założenia mają być przede wszystkim wzruszającymi opowieściami o miłości, a Ty mi wyskakujesz z „Leonem”. Och, wiem, że obronisz swoje zdanie, ale mnie chodzi jednak teraz o kino, które uwzględniłaby pani Grażyna Stachówna w książce „100 melodramatów”. PD: Toć przecież uwzględniłaby „Casablankę” i „Pamiętnik”, tamte podałem tylko nawiasem. KW: Toć „Casablanki” i „Pamiętnika” się nie czepiam. PD: No dobra, lubię jeszcze „Stalowe magnolie” i beczałem, jak Julia Roberts umarła, zadowolony? KW: No wiesz co, zdradzasz mi zakończenie… PD: A DiCaprio tonie w „Titanicu”, ha! KW: Kurde, to o czym ma być sequel?? PD: Okaże się, że Leo miał brata bliźniaka… KW: Pomyliłeś się. To „Titanic” miał bliźniaka. Wydaje mi się, że pytanie „czego właściwie oczekujesz od melodramatu”, jest oczywiste – wzruszenia. Ale to jest czasem łatwo uzyskać nawet w słabych filmach. Czym więc powinien się cechować naprawdę dobry melodramat? PD: Przede wszystkim poruszającą historią, sprawnie opowiadaną, na tyle mało sztampową, na ile tylko w obrębie gatunkowego schematu można. Chemią między ekranową parą. Brakiem happy endu. W przypadku melodramatów kostiumowych – wizualnym rozmachem, czego najwybitniejszym przykładem „Titanic”. Chyba tyle. KW: Rozczarowujesz mnie. Nic nie wspomniałeś o rozbieranych scenach. PD: Nie wspomniałem, bo dla mnie to oczywista oczywistość, że te są wskazane w każdym gatunku… KW: Jesteś pewien tego braku happy endu? Rozumiem, że jak się pojawi, to nie mamy do czynienia z melodramatem, tylko z komedią romantyczną, ale ja w sumie nie uważam, że melodramat musi się źle kończyć. Czy „Casablanca” się źle kończy? PD: Melancholijnie. Może więc inaczej – uważam, że melodramat nie powinien się kończyć oczywistym happy endem. A jak najbardziej może tak jak w „Casablance” albo jak w „Pamiętniku”, gdzie co prawda bohaterowie umierają, ale umierają oboje w tej samej chwili, we śnie, przytuleni, co jest piękne. KW: Ze swojej strony dodam, że potrzebuję też jakiegoś skomplikowania postaci głównych bohaterów. Nie tam zaraz jakiejś strasznie pogłębionej psychologii, ale niech będą ludźmi ciekawymi, złożonymi, mającymi swoje zalety i wady. I niech to wygląda jakoś szczerze. PD: Ta szczerość wpisuje się chyba w chemię między aktorami, którą wymieniłem jako jeden z obowiązkowych składników? KW: Chemia to pokazanie, że na siebie lecą. Szczerość w moim sensie to pokazanie, że są prawdziwymi ludźmi. PD: Okej, ale jeśli pomiędzy tymi prawdziwymi ludźmi nie będzie iskrzyć, to ich relacje i tak nie będą nas obchodzić na tyle, by się wzruszyć czy jakoś specjalnie przejąć. KW: No właśnie – uczucia też muszą wyglądać prawdziwie, muszą pozwolić dać się zgłębić i przyswoić… Gdy Olivier Barrett IV idzie na koniec „Love Story” na brzeg nowojorskiej ślizgawki i siada na ławeczce, ja czuję całą jego pustkę i obezwładniającą samotność. I o to chodzi. PD: Kurczę, w sumie dlaczego Ryan O’Neal tak przepadł? Przecież za „Love Story” był nawet nominowany od Oscara. KW: No, miał swoje pięć minut, brylował przecież u Kubricka, tłukł Niemców w „O jeden most za daleko”. Ale rzeczywiście to było tylko pięć minut – od dłuższego czasu grywa epizody w serialach (jeśli ktoś ogląda „Desperate Housewives”, to zaznaczę, że jest teściem Lynette – ale pojawił się tylko w jednym odcinku). PD: Dokładnie, ale jeśli już mu się zdarzy zagrać w filmie, to nic nie psuje – w „Ludziach, których znam”, kameralnym dramacie sprzed kilku lat, był nie gorszy niż Pacino, więc tym bardziej nie kumam, czemu nie jest zatrudniany. KW: No a co się stało z Ali McGraw? Pamiętam ją z „Konwoju”, „Wichrów wojny” i… szlus. PD: A ona to akurat nigdy mi się nie podobała, tak fizycznie, jak i aktorsko. KW: Ale wracając do tej końcówki „Love Story”, to skłania mnie do konstatacji, że aby w pełni odebrać melodramat, potrzebne jest jednak jakieś doświadczenie życiowe. Nastolatkom pozostawiam więc raczej „High School Musical”. PD: Zdefiniuj nastolatka! Żartuję, ale „HSM” jest dobre dla dwunasto-piętnastolatków. Nieco starsi bez problemu przyswoją psychologię postaci „Pamiętnika” czy „Titanica”. KW: Bo to postaci skrojone dla nastolatków! Ich motywacją jest bunt wobec rodziny, ucieczka, dojrzewanie. Aby to zrozumieć, wystarczy mieć lat 15. PD: Ale my tu gadu-gadu, a Ty wciąż nie wymieniłeś swojego ulubionego melodramatu. KW: Chwila napięcia… Będzie zaskoczenie…? Nie będzie. „Casablanca”. Przy czym kocham ten film (moje absolutne top 5 wszech czasów) w mniejszym może stopniu za opowieść miłosną (w końcu jaki facet przedłoży Sprawę nad kobietę?), ile za fenomenalnych bohaterów, genialne teksty, szereg doskonałych scen. No i taki ogólny klimat tego całego Café Rick’s… A Ty co w tym filmie lubisz najbardziej? PD: Z grubsza to, co Ty, wiec myślę, Konradzie, że to może być początek pięknej przyjaźni… KW: Hej! Nie myśl, że tak łatwo zakończysz tę dyskusję! Mów teraz, co sądzisz o „Titanicu”. PD: Sądzę, że to świetny film – poruszający, dramatyczny, dobrze zagrany, z nagą Kate Winslet, a na dokładkę pełen doskonałych efektów specjalnych, co w melodramacie zdarza się raczej rzadko. KW: Odnoszę wrażenie, że w Internecie „Titanic” egzystuje jako pewien symbol obciachu – wstyd się przyznać, że ten film może się podobać. Tak więc ja też zaznaczę, że uważam to za kawał świetnego kina w swoim gatunku i – tak – szlochałem na koniec. PD: Brawo za odwagę! Ale „Titanic” funkcjonuje jako symbol obciachu nie tylko w necie przecież – tak myśli o nim prawie każdy facet, od krytyków począwszy, na studencikach-inteligencikach („oglądamy Almodovara, czytamy Coelho”) kończąc. Kobiety, owszem, lubią i w większości przypadków się tego nie wstydzą. Jednak z facetów to znam nas dwóch i jeszcze jednego takiego… KW: Wiesz, mam wrażenie, że temat skutecznie ograniczył wielkość naszych wypowiedzi (przy zombich i superbohaterach waliliśmy elaboraty). Czyżby o melodramatach po prostu nie dało się wiele powiedzieć poza tym, że powinien być ładny, mieć fajnych bohaterów i wywoływać łzy? PD: Uhm. KW: No i jaka będzie przyszłość gatunku? Melodramat gejowski już był, to co można wymyślić jeszcze? PD: Melodramat lesbijski, oczywiście. KW: A nie było jeszcze? PD: Pewnie gdzieś tam kiedyś był, ale rozgłosu nie zdobył, choćby tak niewielkiego jak lesbijska komedia romantyczna „Gry weselne”. KW: Kurcze, najwyraźniej naprawdę nie da się wiele wymyślić. Romans między młodym facetem i starszą babcią był („Harold i Maude”), romans między młodą dziewczyną i starszym dziadkiem bywa regularnie (w rolach głównych przeważnie Harrison Ford, Sean Connery i Robert Redford, u nas Boguś Linda). Romans między mężczyzną i owcą był, choć może w mało melodramatycznym ujęciu… Ale à propos owiec – czego oczekujesz po „Australii”? Wrażeń na miarę choć połowy „Titanica”, ładnych pejzaży, nagiego Hugh Jackmana? PD: Promują to jako nowe „Przeminęło z wiatrem”, ale większość dotychczasowych recenzji jest negatywna, więc właściwie nie mam żadnych oczekiwań w stosunku do tego filmu. Zwiastun mi się podoba, ale teraz takie czasy, że robią coraz lepsze zwiastuny coraz gorszych filmów… KW: No bez przesady, że większość. Na Rotten Tomatoes pół na pół. A właściwie 53 – 47 na korzyść. PD: No popatrz, kiedy ostatnio zaglądałem, była jeszcze przewaga negatywnych. KW: Poza tym od kiedy to kierujesz się ocenami krytyków przy kinie popularnym? PD: Od nigdy. Ale jeśli film robi zarówno artystyczną, jak i finansową klapę, mam prawo pozostawać sceptyczny. KW: A my pewnie będziemy mieli więcej do powiedzenia na temat romantyzmu w kinie, gdy na nasze ekrany zawita „Zack i Miri kręcą porno”… PD: O, tego to autentycznie nie mogę się już doczekać! Mam nadzieję na taką dawkę romantyzmu, która przebije nawet seks z osłem z „Clerks 2”. 23 grudnia 2008 |
Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.
więcej »Tak to jest, jak w najbliższej okolicy planu zdjęciowego nie ma najmarniejszej nawet knajpki.
więcej »Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.
więcej »Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz
Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz
Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz
Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz
Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz
Zemsty szpon
— Jarosław Loretz
Popkuriozum IV kwartału 2008 – nominacje
— Esensja
Oddech przestrzeni
— Ewa Drab
Porażki i sukcesy A.D. 2008
— Piotr Dobry, Ewa Drab, Urszula Lipińska, Kamil Witek, Konrad Wągrowski
Najlepsze filmy, aktorzy, wydarzenia, DVD 2008 roku według dziennikarzy Stopklatki i Esensji
— Esensja
„Tajne przez poufne” najlepszym filmem IV kwartału według Stopklatki i Esensji
— Esensja
Do kina marsz…: Grudzień 2008
— Esensja
Zemsta Dragów, czyli bokserska nostalgia
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski
Norwegia już nigdy nie będzie taka jak przedtem
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski
Duchy, diabły, wilkołaki i steampunkowe mechaniczne skrzaty
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski
Każdy kadr to Ameryka
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski
Rzeźnia dla dwojga
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski
Partia na party w czasach Brexitu
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski
Jak smakują Porgi?
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski
Chwała na wysokości?
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski
Podręczne z Kairu
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski
Atak paniki
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski
Kosmiczny redaktor
— Konrad Wągrowski
Po komiks marsz: Maj 2023
— Sebastian Chosiński, Paweł Ciołkiewicz, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Marcin Knyszyński, Marcin Osuch, Konrad Wągrowski
Statek szalony
— Konrad Wągrowski
Kobieta na szczycie
— Konrad Wągrowski
Przygody Galów za Wielkim Murem
— Konrad Wągrowski
Potwór i cudowna istota
— Konrad Wągrowski
Migające światła
— Konrad Wągrowski
Śladami Hitchcocka
— Konrad Wągrowski
Miliony sześć stóp pod ziemią
— Konrad Wągrowski
Tak bardzo chciałbym (po)zostać kumplem twym
— Konrad Wągrowski