Białoruski raper nakręcił na Ukrainie film, w którym istotne role odgrywają Romowie (względnie, jak kto woli, Cyganie). Jakby tego było mało, u boku głównego bohatera pojawiła się piosenkarka rodem z… Boliwii. Gdzie można trafić na takie cuda? W telewizyjnym sensacyjnym melodramacie Siergieja Parchomienki „Gadźo”.
East Side Story: Parlez-vous romani, Mr. Gadźo?
[Siergiej Parchomienko „Gadźo” - recenzja]
Białoruski raper nakręcił na Ukrainie film, w którym istotne role odgrywają Romowie (względnie, jak kto woli, Cyganie). Jakby tego było mało, u boku głównego bohatera pojawiła się piosenkarka rodem z… Boliwii. Gdzie można trafić na takie cuda? W telewizyjnym sensacyjnym melodramacie Siergieja Parchomienki „Gadźo”.
Siergiej Parchomienko
‹Gadźo›
Nie sposób traktować tego filmu do końca poważnie. Wszak to dzieło amatora (przynajmniej jeśli chodzi o umiejętności kinematograficzne), który postanowił zrealizować jedno ze swoich wielkich marzeń. Dlatego z oceną w takich sytuacjach zazwyczaj bywa kłopot. Z jednej strony bowiem trudno wymagać od autora poziomu reprezentowanego przez znanych i uznanych twórców, z drugiej jednak – skoro decyduje się on na pokazanie swego „dziecka” w jednej z najpopularniejszych stacji telewizyjnych na Ukrainie, musi liczyć się z tym, że w przypadku niepowodzenia artystycznego zostaną mu wytknięte wszelkie potknięcia. Reżyserem, scenarzystą i odtwórcą roli tytułowej jest – urodzony w Homlu na Białorusi w 1976 roku (a więc jeszcze w czasach radzieckich) – Siergiej Parchomienko, w krajach rosyjskojęzycznych dużo bardziej znany jako raper Sierioga. W drugiej połowie lat 90. ubiegłego wieku po dwóch latach nauki na miejscowym uniwersytecie, opuścił on ojczysty kraj i przeniósł się do Niemiec, gdzie studiował politologię i ekonomię. W kraju naszych zachodnich sąsiadów rozpoczął także karierę muzyczną, współpracując z niemieckim raperem Azadem.
Ukończywszy studia na Zachodzie, nie wrócił na Białoruś, ale zamieszkał w Kijowie. Dzisiaj, a przynajmniej do niedawna, choć zapewne jest to dość trudne, dzieli swoje życie między stolicę Ukrainy a Moskwę. Pod pseudonimami Sierioga i Ivanhoe oraz z kolektywem Kontra-da-bandy nagrał w sumie kilkanaście albumów; pod swoim prawdziwym nazwiskiem wystąpił natomiast w paru filmach fabularnych, ukraińskich i rosyjskich. Nie były to szczególnie ambitne obrazy komediowe. Między innymi „Dzień wyborów” (2007) Olega Fomina, „Bardzo noworoczne kino, czyli Noc w muzeum” (2007) Romana Butowskiego oraz „Bokserzy wolą blondynki” (2010) Aleksandra Itygiłowa młodszego. Mimo mało chlubnych początków, Parchomienko zagustował w kinie i przez kilka kolejnych lat nosił się z zamiarem nakręcenia własnego filmu. Z racji wielkiej popularności, jaką cieszy się jego muzyka, zdobył – bez większych problemów – potrzebne na ten cel pieniądze i w maju tego roku zabrał się do pracy. Zdjęcia do „Gadźa” powstały w Kijowie w ciągu ośmiu dni. Ciekawostką może być fakt, że początkowo reżyser zakładał, że nakręci piętnastominutową krótkometrażówkę, tymczasem w trakcie realizacji obraz rozrósł się do minut czterdziestu.
Wydanie znacznie większej, niż początkowo przewidywano, kwoty na produkcję nie było jednak jedynym poświęceniem ze strony Parchomienki. Do roli tytułowej raper schudł aż o piętnaście kilo, poza tym nauczył się mówić w języku romani (przynajmniej te kilkanaście zdań, które wypowiada). Pozostali aktorzy-amatorzy też zresztą mówią po cygańsku; chociaż w ich przypadku, pomijając dziewczynę wcielającą się w zauroczoną „gadźem” nastolatkę, nie było to szczególnym osiągnięciem, ponieważ z pochodzenia się mieszkającymi w Kijowie Romami. Film Parchomienki po raz pierwszy pokazany został w kanale „Inter” w jeden z sierpniowych sobotnich wieczorów, co uznać należy nawet jeśli nie za prime time, to na pewno bardzo dobry czas antenowy. Co oznacza tytuł dzieła? W romani to człowiek obcy, w znaczeniu: nie-Rom. „Gadźo” jest więc Ukrainiec, Rosjanin, Żyd czy Polak (by wymienić najpopularniejsze narodowości zamieszkujące współczesną Ukrainę).
Scenariusz filmu posługuje się schematem westernowym i można w nim upatrywać kolejną wariację na temat „jeźdźca znikąd”. Tyle że rozgrywającą się w hermetycznych środowisku (pod)kijowskich Romów. Zawiązanie akcji jest więcej niż sztampowe. Nad brzegiem rzeki dwóch meneli goni młodą dziewczynę, Cygankę; dopadają ją, rzucają na piasek i podciągają jej spódnicę. Kiedy wydaje się, że nic już nie uchroni zbłąkanej piękności przed brutalnym gwałtem, pojawia się On – nieznany z imienia i nazwiska mężczyzna w sile wieku. Nie przybywa, co prawda, na grzbiecie wierzchowca, ma za to luksusową czarną limuzynę. Zarówno wóz, jak i sam wygląd nieznajomego (plus broń trzymana w ręce), są wyrazistym przesłaniem mówiącym: „Lepiej ze mną nie zadzierać!”. Z takiego też założenia wychodzą napastnicy i natychmiast rozpływają się w powietrzu. Znika też bohater całej akcji, czym najbardziej smuci się ocalona. Szczęście będzie jej jednak sprzyjać – jeszcze tego samego dnia drogi tych dwojga przecinają się ponownie.
Dziewczyna – jej imienia również nie poznajemy – mieszka w willi na przedmieściach. Zajmują ją Romowie, o których powiedzieć możemy jedynie tyle, że na pewno nigdzie nie pracują (a już na pewno nie uczciwie). To właśnie w ich domu obcy (czyli „gadźo”) znajduje bezpieczną melinę. Nikt mu tu nie zadaje pytań, bo wszyscy zdają sobie sprawę, że w takich przypadkach im mniej się wie, tym dłużej się żyje. A skoro nieznajomy trafił właśnie do nich, to znaczy że ktoś go tu skierował – i na pewno był to swój. Cygańska nastolatka, marząca o lepszym życiu, z miejsca zakochuje się w mężczyźnie. Tylko jaką przyszłość może mieć dziewczyna, której facet pozostaje na usługach mafii? Gdyby nie romska otoczka filmu, „Gadźo” byłby kompletnie niestrawnym, szmirowatym dziełem kinematograficznego grafomana. Dzięki niej film staje się nieco bardziej strawny, choć na szmirowatości wcale mu nie ubywa. I nie pomaga nawet patetyczne ujęcie tematu, powłóczyste kadry, eksponujące głównego bohatera, jakby był co najmniej Człowiekiem bez Imienia granym przez Clinta Eastwooda.
Najbardziej zaskakuje jednak fakt, że miejscowi Romowie zdecydowali się ostatecznie – ponoć po licznych dyskusjach i kontrowersjach – wziąć udział w realizacji obrazu Siergieja Parchomienki. Dlaczego? Ponieważ „Gadźo” podkreśla większość stereotypów krążących na ich temat. Że nie nadają się do uczciwej pracy. Że są prymitywni. Że zadowalają się życiem w ściśle zamkniętym środowisku, do którego nie dopuszczają „obcych”. A jeżeli już tak się dzieje, to „gadźo” jest zwyczajnym bandytą. Od strony realizatorskiej film także niczym nie zaskakuje i od pierwszej do ostatniej minuty na odległość „pachnie” amatorską produkcją. Jedynym niezaprzeczalnym plusem wydaje się być ścieżka dźwiękowa, w której Parchomienko wykorzystał własne kompozycje. Ale to mimo wszystko trochę zbyt mało, aby wieszczyć mu świetlaną reżyserską przyszłość.
Jak już wiemy, w postać tytułową wcielił się sam reżyser. W roli zakochanej w killerze dziewczynie obsadził natomiast młodziutką, niespełna osiemnastoletnią, Michelle Andrade, Boliwijkę od kilku lat mieszkającą w Kijowie. Zwrócił na nią uwagę, gdy występowała jako piosenkarka w ukraińskiej wersji programu „X Factor”. Innym znajomym reżysera jest także trzydziestoczteroletni operator Aleksiej Choroszko, który przez lata współpracował z Sieriogą jako twórca jego teledysków. Ten absolwent Kijowskiego Instytutu Kultury i Sztuki miał też wcześniej swój udział w powstaniu dwóch filmów Lubomira Lewickiego: thrillera przygodowego „Sztolnia” (2006) oraz komedii kryminalnej „Lombard” (2013). Istotnym pozostaje natomiast pytanie, czy Parchomienko zdecyduje się na kontynuowanie kariery reżyserskiej. Pierwszy krok, choć może nie najpewniejszy, już zrobił.