To wcale nie musiał być średniej jakości film. Opowieść o nastolatku zakochanym w nieco starszej od siebie i rozpustnej kobiecie przeniesiona – prawdopodobnie – w lata 80. ubiegłego wieku dawała szansę na obraz subtelny i nostalgiczny. Problem w tym, że fabuły jest w nim na krótkometrażówkę, a rozciągnięty został do ponad siedemdziesięciu minut. W efekcie „Moją syrenkę, moją Lorelei” Nany Dżordżadze uznać należy za ambitną porażkę.
East Side Story: Miłość nie wybiera
[Nana Dżordżadze „Moja syrenka, moja Lorelei” - recenzja]
To wcale nie musiał być średniej jakości film. Opowieść o nastolatku zakochanym w nieco starszej od siebie i rozpustnej kobiecie przeniesiona – prawdopodobnie – w lata 80. ubiegłego wieku dawała szansę na obraz subtelny i nostalgiczny. Problem w tym, że fabuły jest w nim na krótkometrażówkę, a rozciągnięty został do ponad siedemdziesięciu minut. W efekcie „Moją syrenkę, moją Lorelei” Nany Dżordżadze uznać należy za ambitną porażkę.
Nana Dżordżadze
‹Moja syrenka, moja Lorelei›
EKSTRAKT: | 60% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Moja syrenka, moja Lorelei |
Tytuł oryginalny | Моя русалка, моя Лореляй |
Reżyseria | Nana Dżordżadze |
Zdjęcia | Michaił Kwirikadze |
Scenariusz | Dinara Seidowa |
Obsada | Jekatierina Mołczanowa, Jewgienij Ryba, Michaił Sztejnsznajder, Aleksandr Samusienko, Ołeh Skrypka, Wiaczesław Chachałkin, Aleksandr Oniszczenko, Walerij Bassel, Gieorgij Dielijew, Aleksandr Gorosz, Buba Dżordżadze, Swietłana Moskwina, Wiktoria Warlej, Walerij Krupienin |
Muzyka | Beck Bekson |
Rok produkcji | 2014 |
Kraj produkcji | Rosja, Ukraina |
Czas trwania | 74 miny |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Pierwsza miłość – to piekielnie wdzięczny temat na film. Ale niosący także pewne niebezpieczeństwa. Związane przede wszystkim z tym, że powstało już wiele obrazów eksplorujących ten właśnie wątek. Jest więc do czego się odnosić, z czym porównywać. Łatwiej też punktować niedoskonałości. A tych w „Mojej syrence, mojej Lorelei”, niestety, nie brakuje. I choć artystom raczej nie powinno wypominać się wieku, to jednak chyba nie jest najlepszym pomysłem kręcenie filmu o rozterkach miłosnych młodych chłopców, gdy jest się prawie siedemdziesięcioletnią kobietą. Gruzinka Nana Dżordżadze przyszła na świat w 1948 roku w Tbilisi. Najpierw ukończyła technikum muzyczne, później studia architektoniczne i dopiero po nich zdecydowała się na naukę reżyserii filmowej. Jej nauczycielami byli słynni gruzińscy twórcy: Tengiz Abuładze oraz Iraklij Kwirikadze, który zresztą został w przyszłości mężem Dżodżadze. Zaczęła od realizacji krótkometrażówek i dokumentów – między innymi „Podróż do Sopotu” (1980) i „Pomóżcie wspiąć się na Elbrus” (1981); pierwsze jej dzieło pełnometrażowe – komedia przygodowa „Robinsonada albo Mój angielski dziadek” – powstało w 1987 roku. Po upadku Związku Radzieckiego reżyserka przez wiele lat pracowała we Francji; tam, choć także za pieniądze producentów z innych krajów, powstały kolejne filmy: „1001 przepisów zakochanego kucharza” (1996) i „27 skradzionych pocałunków” (2000).
W XXI wieku rozpoczęła współpracę z rosyjskimi stacjami telewizyjnymi; dla nich nakręciła seriale: obyczajowy „Tylko ty” (2004) oraz kryminalny „Głosy” (2010). Pomiędzy nimi powstał najbardziej znany film Dżordżadze – komediodramat „Meteoidiota” (2008). Nakręcona w koprodukcji rosyjsko-ukraińskiej „Moja syrenka…” jest więc jej piątym obrazem kinowym. Opartym na scenariuszu mocno już zapomnianej scenarzystki Dinary Seidowej, która zaczęła karierę w latach 80., a potem słuch o niej zaginął. Światowa premiera dzieła miała miejsce w październiku ubiegłego roku w Warszawie (podczas Warsaw Film Festival) , w kinach ukraińskich pojawił się on dopiero w połowie kwietnia tego roku, natomiast Rosjanie oficjalnie nie mieli jeszcze okazji go zobaczyć. I raczej trudno przewidzieć, aby się do tego jakoś szczególnie garnęli. Najciekawszy w „Mojej syrence…” jest punkt wyjścia filmu. Dzieje się to w czasach współczesnych. Kola (w tej roli trzydziestodwuletni obecnie Aleksandr Samusienko, etatowy aktor Ukraińskiego Teatru Muzyczno-Dramatycznego w Odessie, w telewizji pojawiający się, jak do tej pory, głównie na drugim planie bądź w epizodach), reżyser filmowy, ukończył właśnie swoje kolejne dzieło. Aby nagrać do niego ścieżkę dźwiękową, zaprosił do studia zespół rockowy; za sceną, na ekranie, puszczony zostaje obraz, muzycy natomiast na żywo podkładają dźwięk.
W pewnym momencie do studia wpycha się jednak nieproszony gość – to Fiodor, przyjaciel Koli z lat dzieciństwa. Co rusz zgłasza jakieś obiekcje, przepycha się, chce widzieć, co dzieje się na ekranie. Twórca filmu irytuje się, nie chce przyjmować do siebie żadnych uwag, w końcu prosi kumpla o opuszczenie sali. Dlaczego Fiodora tak bardzo interesuje dzieło przyjaciela? Nie bez przyczyny. Bo to historia o nim, o jego pierwszej miłości – tyle że pokazana oczyma młodziutkiego Nikołaja. Nana Dżordżadze miesza płaszczyzny czasowe: w jednej chwili jesteśmy w studiu nagraniowym, by moment później przenieść się do świata wykreowanego w obrazie Koli. Świata sprzed co najmniej dwóch dekad. Miejscem akcji jest Odessa, a raczej jej przedmieścia. Czternastoletni Fiodor (gra go Jewgienij Ryba, który zadebiutował przed pięcioma laty w polsko-japońskim dramacie Doroty Kędzierzawskiej „Jutro będzie lepiej”) i młodszy o niego Nikołaj (Michaił Sztejnsznajder) spędzają czas głównie na włóczeniu się po ulicy, wśród drobnych handlarzy, złodziejaszków i sutenerów. Dla starszego z nich jest to zdecydowanie ciekawsze, niż przebywanie w domu z rodzicami-intelektualistami, którzy marzą jedynie o wyjeździe z kraju. Dlatego też ojciec chłopaka bez przerwy uczy się różnych języków obcych i do tego samego zmusza swoich synów. Fiodora interesują jednak zupełnie inne… rzeczy.
Jedną z nich jest osiemnastoletnia Niurka (pochodząca z Odessy Jekatierina Mołczanowa), rudowłosa piękność, marząca o tym, aby wyrwać się do Moskwy i zostać aktorką. W domu bez przerwy ćwiczy kwestie z powieści Anne i Serge’a Golonów „Angelika i król”. Jest przy tym bardzo naiwna i otwarta wobec mężczyzn. Lubi obdarzać ich miłością, co wykorzystuje sutener Kostia (w tej roli debiutujący Wiaczesław Chachałkin), który sprzedaje Niurkę wszystkim chętnym na starej barce, zakotwiczonej w porcie. A że dziewczyna jest ładna i tania, klientów jej nie brakuje. Fiodor, nie widząc innej szansy na zbliżenie się do swej miłości, postanawia porozmawiać z Kostią, który stawia sprawę jasno – zapłacisz, Niurka będzie (choć na krótko) twoja. By zdobyć pieniądze, chłopak zastawia u starego handlarza psa. Dzięki temu ma szansę pobyć z nią sam na sam. Spełnia się jego wielkie marzenie. I o tym właśnie jest dzieło Dżordżadze – o nastoletnich marzeniach, platonicznej miłości, która nawet w prostytutce każe widzieć kobietę czystą i niewinną. Pytanie tylko, co z tego wynika. Dotarłszy do końca filmu, niełatwo pozbyć się wrażenia, że Gruzinka zrealizowała impresję, która przedstawia pewną sytuację, zamiast opowiedzieć historię, co obiecuje wstęp. Jak potoczyło się dalsze życie Niurki? Co stało się z Fiodorem? – tego się nie dowiadujemy.
I nawet jeśli ktoś uzna, że ta wiedza przecież wcale nie jest konieczna, to mimo wszystko fajnie byłoby zostać uświadomionym, w jaki sposób ta przygoda wpłynęła na dalsze życie bohaterów. Spłynęła po nich jak woda po kaczce? Niby Fiodor interesuje się tym, co chce pokazać na ekranie Kola. Pewnie wie więcej, niż dane jest to widzowi. To, co Dżordżdze udało się najlepiej, to portret rzeczywistości, która już przeminęła. Stare, odrapane budynki, szalejący kierowca trolejbusa, za którym podąża kamera, by mieć pretekst, by pokazać zaułki miasta, do których nie zaproszą turystów żadne przewodniki. Na te fragmenty filmu patrzy się z dużym zainteresowaniem, docenia się przywołaną przez autorkę nostalgię, w czym zresztą ogromna zasługa operatora, Michaiła Kwirikadzego, prywatnie syna reżyserki. Sprawdza się również ścieżka dźwiękowa, wypełniona pulsującą groove’em rockową muzyką Becka Bensona, gruzińskiego eksgitarzysty działającego na Ukrainie zespołu SunSay. A jeśli przy muzykach jesteśmy, warto dodać, że w rolę milicjanta (również zakochanego w Niurze) wcielił się Ołeh Skrypka, lider kultowej punkrockowej formacji Wopli Widoplasowa (Воплі Відоплясова), która pamięta jeszcze czasy radzieckie.