W Polsce już od dawna mamy deficyt inteligentnych filmów dla i o młodzieży. Czasy Janusza Nasfetera i Stanisława Jędryki najprawdopodobniej bezpowrotnie minęły. Z żalem możemy jedynie spoglądać na Wschód, zazdroszcząc Rosjanom takich obrazów jak kinowy debiut Dmitrija Fiodorowa „KostiaNika. Wriemja lieta”. Ten melodramat o nastolatkach wprawdzie nie grzeszy przesadnie oryginalnością, ale za to wzrusza. Bardzo wzrusza. Niemal do łez.
East Side Story: Gdy kocha się pierwszy raz…
[Dmitrij Fiodorow „KostiaNika” - recenzja]
W Polsce już od dawna mamy deficyt inteligentnych filmów dla i o młodzieży. Czasy Janusza Nasfetera i Stanisława Jędryki najprawdopodobniej bezpowrotnie minęły. Z żalem możemy jedynie spoglądać na Wschód, zazdroszcząc Rosjanom takich obrazów jak kinowy debiut Dmitrija Fiodorowa „KostiaNika. Wriemja lieta”. Ten melodramat o nastolatkach wprawdzie nie grzeszy przesadnie oryginalnością, ale za to wzrusza. Bardzo wzrusza. Niemal do łez.
Dmitrij Fiodorow
‹KostiaNika›
Dmitrij Fiodorow jest dopiero u progu reżyserskiej kariery. Dotychczas dał się poznać rosyjskim telewidzom jedynie jako twórca serialu „Sasza + Masza” (2003). Był to typowy sitcom, produkowany na zachodniej licencji, trudno więc przypuszczać, by taka praca spełniła ambicje młodego i ambitnego artysty. Na szczęście po kilku latach nadarzyła się wreszcie okazja zrealizowania filmu kinowego. Szukając odpowiedniego scenariusza, reżyser zwrócił uwagę na adaptację powieści Tamary Kriukowej autorstwa Lwa Delcowa. Wybór okazał się ze wszech miar słuszny, bo chociaż „KostiaNika” (tytuł stanowi połączenie imion głównych bohaterów) nie jest współczesnym rosyjskim „Love Story”, to mimo wszystko zasługuje na uwagę. Głównie dlatego, że pokazane w nim miłosne perypetie pary nastolatków dalekie są od uproszczeń, które cechują zdecydowaną większość podobnych produkcji amerykańskich i polskich.
Akcja filmu rozgrywa się latem 1995 roku. Szesnastoletni Kostia (w tej roli debiutujący na ekranie dwudziestoletni Iwan Wakulienko) spędza kolejne trzymiesięczne szkolne wakacje na daczy pod Moskwą. To dla niego czas błogiego nieróbstwa. Chłopiec całe dnie poświęca bądź to słuchaniu ulubionego hard rocka, bądź spotkaniom z przyjaciółmi, Miszką i Stiopką. Czasami pomaga w ogródku mamie. Poza tym jeszcze marzy – o sąsiadce z naprzeciwka. Blondwłosa Wierka (którą gra – również debiutująca – dwudziestotrzyletnia Anna Zdor) olśniewa urodą. Nie ma się więc co dziwić, że Konstantin wykorzystuje każdą okazję, by ją podejrzeć. Dziewczyna zresztą doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Paraduje nago przy otwartym oknie, doprowadzając nastolatka niemalże do apopleksji. Gdy jednak ten próbuje się do niej zbliżyć, ostentacyjnie odrzuca jego zaloty. Po jednej ze sprzeczek z Wierką, upokorzony chłopak ucieka do lasu. Dając upust swojej złości, niszczy wszystko, co znajduje się na jego drodze. I wtedy nagle spotyka piękną rudowłosą dziewczynę. Ta prowadzi go na swoją ulubioną polanę i chwilę później rozpływa się między drzewami. Jedyny ślad, jaki Kostii po niej pozostaje, to imię – Nika (mimo że bohaterka filmu jest zaledwie piętnastolatką, gra ją starsza o osiem lat Olga Starczenkowa). Jakiś czas później, idąc ścieżką, zupełnie przypadkowo przez otwartą furtkę jednej z posesji chłopak zauważa w ogrodzie nieznajomą piękność. Dziewczyna go jednak nie rozpoznaje, traktuje jak impertynenckiego intruza i w mało parlamentarnych słowach każe mu się wynosić. Zaskoczenie Konstantina zamienia się w szok, gdy od Miszy dowiaduje się, że Nika – córka znanego moskiewskiego malarza – od dziecka jest… kaleką. Zaintrygowany całą sytuacją chłopak nie daje za wygraną. Pojawia się w domu dziewczyny jeszcze raz i jeszcze razm, aż wreszcie udaje mu się przełamać jej niechęć. Ten moment wyznaczy początek ich przyjaźni.
Kostia od samego początku znajomości zafascynowany jest Niką. Początkowo musi jednak wykazać wiele cierpliwości, aby przebić się przez wzniesiony przez nią mur, za którym postanowiła schronić się przed nieprzyjaznym światem. Bogactwo ojca nie daje dziewczynie szczęścia. Jest bowiem półsierotą; jej matka zmarła, gdy Nika miała sześć lat. Ojciec, Rodion Iwanow (Władimir Simonow, który w kinie zadebiutował w 1979 roku w słynnej „Syberiadzie” Andrieja Konczałowskiego), nigdy niestroniący od romansów ze swoimi modelkami, wkrótce ożenił się po raz drugi, z o wiele od niego młodszą Nastią (Anna Czurina, znana między innymi z ról w „Oligarchu” i „Bumerze 2”, którą w przyszłym roku zobaczymy w remake’u Gogolowskiego „Wija”). Chorą córkę oddał natomiast pod opiekę surowej guwernantki Poliny (Lubow Germanowa, w Polsce znana przede wszystkim z ekranizacji powieści Astrid Lindgren „Mio, mój Mio”). Niemłoda już, samotna i chorobliwie ambitna kobieta w rzeczywistości nienawidzi swej podopiecznej. Czerpie chorą satysfakcję z jej całkowitego uzależnienia od siebie. Pojawienie się Kostii traktuje więc jako swoiste zagrożenie – boi się, że straci władzę nad dziewczyną. Od samego początku znajomości prowadzi z młodymi wyrafinowaną grę. Zresztą nie tylko ona. Rozgoryczona nagłym brakiem zainteresowania ze strony Konstantina, za intrygowanie zabierze się również Wierka. Jak się okaże, na dwie młode głowy spadnie nagle zdecydowanie zbyt dużo problemów. Niejedni dorośli nie zdołaliby unieść na swych barkach takiego ciężaru, a co dopiero przeżywający pierwsze poważne zauroczenie nastolatkowie.
Kostia i Nika pochodzą z dwóch różnych światów. Oboje zresztą mają tego świadomość. Głównie chłopak, którego Rodion Iwanow, mimo początkowo deklarowanej sympatii, z czasem traktuje jak człowieka pośledniejszego gatunku. Dlatego tak bardzo zaskoczy go upór, z jakim Konstantin będzie walczył o dziewczynę. Czy jednak walka może zakończyć się powodzeniem, gdy ma się praktycznie wszystkich przeciwko sobie? Przykład „Romea i Julii” jednoznacznie odpowiada na to pytanie. Jednak scenariusz Delcowa nie jest jedynie kolejną wariacją na szekspirowski temat. Bohaterom filmu Fiodorowa jest dana szansa – główny problem polega jednak na tym, że to, czy ją wykorzystają, nie zależy tylko od nich. Reżyser przedstawił swoich bohaterów z dużym wyczuciem. Z jednej strony starał się za bardzo nie słodzić, z drugiej – nie epatować tragizmem. W efekcie powstała wzruszająca opowieść, którą z przyjemnością obejrzą zarówno rówieśnicy głównych bohaterów, jak i ich rodzice. Pierwszych ujmie zapewne wiarygodny obraz przeżywającej swe wzloty i upadki pierwszej miłości, drugich – wspomnienia własnej młodości, kiedy sami mieli po kilkanaście lat i kochali pierwszy raz w życiu. Polskim widzom dzieło Fiodorowa może przywieść na myśl „Motyle” (1973) Janusza Nasfetera, „Koniec wakacji” (1975) Stanisława Jędryki bądź – z czasów nieco nam bliższych – „Nad rzeką, której nie ma” (1991) Andrzeja Barańskiego. Wszystkie te filmy łączy wspólny temat (nici sympatii rodzące się między niedoświadczonymi jeszcze bohaterami) oraz czas akcji (wakacje). We wszystkich brakuje też happy endu. Choć akurat zakończenie „KostiaNiki” najbardziej przypomina inny polski film – nakręcone przez Jana Batorego na podstawie powieści Krystyny Siesickiej „Jezioro osobliwości” (1972). Co istotniejsze, każde z tych porównań rosyjski reżyser powinien poczytać sobie za komplement.
Poza scenarzystą i reżyserem na wysokości zadania stanęli także aktorzy. Starczenkowa i Wakulienko nieźle oddali targające głównymi bohaterami emocje. Jak zwykle świetnie wypadła Germanowa, co nie dziwi, bo to aktorka najbardziej doświadczona z całego grona. Pozostali, choć dane było im jedynie wypełnić tło, również będą mogli zaliczyć swój udział w tym filmie do udanych. Na uwagę zasługuje jeszcze ścieżka dźwiękowa, w której – poza oryginalną muzyką Andrieja Dojnikowa – znalazły się też idealnie wpisujące się w nastrój obrazu piosenki zespołów Offside („W twoich głazach”), Bigudi („Gorizond”) oraz Nike’a Borzowa („Snowidienija”). Walory filmu Fiodorowa zostały zresztą dostrzeżone przez krytykę, o czym może świadczyć chociażby deszcz nagród, jaki posypał się na „KostiaNikę” na XIV Międzynarodowym Festiwalu Filmów Dziecięcych „Artek”, odbywającym się co roku nad brzegiem Morza Czarnego. Obraz otrzymał na Krymie nagrodą główną przeglądu; dodatkowo wyróżniono także odtwórców ról tytułowych oraz Lubow Germanową. Nie trzeba chyba dodawać, że wszystkie laury były jak najbardziej zasłużone.