Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 5 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Ron Howard
‹Anioły i demony›

EKSTRAKT:70%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułAnioły i demony
Tytuł oryginalnyAngels & Demons
Dystrybutor UIP
Data premiery15 maja 2009
ReżyseriaRon Howard
ZdjęciaSalvatore Totino
Scenariusz
ObsadaTom Hanks, Ewan McGregor, Ayelet Zurer, Stellan Skarsgård, Pierfrancesco Favino, Nikolaj Lie Kaas, Armin Mueller-Stahl, Cosimo Fusco, Rance Howard
MuzykaHans Zimmer
Rok produkcji2008
Kraj produkcjiUSA
Czas trwania140 min
WWW
Gatunekthriller
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup

Dżinn w akceleratorze
[Ron Howard „Anioły i demony”, Dan Brown „Anioły i demony” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
« 1 2 3

Marcin T.P. Łuczyński

Dżinn w akceleratorze
[Ron Howard „Anioły i demony”, Dan Brown „Anioły i demony” - recenzja]

Nikt nie spodziewał się hiszpańskiej inkwizycji... w tak licznej reprezentacji.
Nikt nie spodziewał się hiszpańskiej inkwizycji... w tak licznej reprezentacji.
W takim momencie zaczyna mieć znaczenie kontekst kulturowy, intuicja badacza, jego otoczenie, środowisko i kultura, w których żyje – najrozmaitsze czynniki, jakie tylko potrafią formować człowieka. Ludzie wierzący będą się starali udowodnić, że między nauką a religią nie ma sprzeczności, że obie te dziedziny, oba te rezerwuary ludzkiej myśli da się pogodzić, że da się pomiędzy nimi przerzucić pomost. Zdeklarowani ateiści zastosują rzecz jasna strategię biegunowo odmienną – co zresztą pod wodzą Richarda Dawkinsa dziś robią. A najciekawsze jest w tym wszystkim chyba to, że w przyrodę są wbudowane mechanizmy ograniczające możliwości jej poznania przez obserwatorów (na poziomie kosmosu tę granicę dobitnie pokazał Albert Einstein, w swojej szczególnej teorii względności negując możliwość, by jakakolwiek informacja przemieszczała się szybciej niż światło; na poziomie subatomowym barierę poznania wskazał Werner Heisenberg, formułując swoją słynną Zasadę Nieoznaczoności, która na zawsze pozbawiła naukowców możliwości dokonywania dowolnie dokładnych pomiarów pewnych występujących parami cech cząstek – np. pędu i położenia) i być może dociekania na tym najwyższym pułapie także mają swój niewidzialny na razie dla nas sufit, od którego zawsze się odbijemy. Nie dlatego, że nie mamy albo wystarczających technicznych możliwości, albo pieniędzy na stworzenie odpowiednio zaawansowanego instrumentarium, ale dlatego, że być może tak jest po prostu skonstruowany Wszechświat w jego najgłębszej istocie.
Bo jeśli coś nam nauka przez okres jej imponującego, niezwykle dynamicznego rozwoju dowiodła, to właśnie to, że przyroda nie wyzbywa się wszystkich swoich sekretów.
• • •
Ale rozważań to nie koniec wcale. Chyba każdy, kto oglądał „Krzyżaków”, pamięta scenę, kiedy to tuż przed bitwą pod Grunwaldem Maćko z Bogdańca budzi się w lesie, trąca leżącego obok Zbyszka i mówi: „Pokłońmy się słońcu”. Trudno się dziwić temu, iż nasza gwiazda, jedno ze źródeł życia na Ziemi, cieszyła się takim szacunkiem wśród ludzi, że wznoszono dla niej świątynie, jak choćby Wielką Świątynię Słońca w Tenochtitlan, że tacy Rzymianie u schyłku istnienia swego imperium czcili Sol Invictus, Słońce Niezwyciężone, obchodząc jego święto 25 grudnia. Ale trudno też zlekceważyć fakt, że wszystkie te hołdy nasze słonko od zawsze miało daleko gdzieś.
Wspomniałem o dwóch powodach istnienia konfliktu pomiędzy nauką a religią. Ten pierwszy, opisany powyżej, nazwałbym merytorycznym, formalnym. Ten drugi jest historyczny, okolicznościowy, nie wynika on z natury samej przyrody, ale z kontekstu kulturowego, w jakim rozwijała się cywilizacja wydająca na świat owej przyrody badaczy. Mówiąc najprościej: hipoteza kreacjonistyczna, którą mają na myśli naukowcy, a hipoteza kreacjonistyczna, którą mają na myśli wyznawcy religii, to nie są te same hipotezy, nawet jeśli ci drudzy starają się sprawić takie wrażenie. To jest tylko i wyłącznie tymczasowy sojusz, który ma rację bytu, dopóki istnieje wspólny przeciwnik, hasłowo określany mianem ewolucjonistów.
Problem bierze się stąd, że kiedy funkcjonujące do dzisiaj religie się rodziły, wmontowano w nie bardzo antropocentryczne koncepcje determinujące kształt idei Stwórcy. I nie chodzi bynajmniej o to, że wyobrażano go sobie jako dziadka z brodą, lecz o kwestie dużo bardziej zasadnicze. Pierwszy przykład z brzegu: Stwórca nie tylko ulepił człowieka i tchnął weń życie. Jego los nadal owego Stwórcę żywotnie obchodzi. Do tego stopnia, że stwórca ów nie zawaha się zaingerować w porządek świata, byle jakoś ów los odmienić. Chyba nie ma czynnika lepiej łączącego dominujące na świecie religie, niż przekonanie, że modlitwa i ofiara mogą owego Stwórcę skłonić do działania. Innymi słowy, przechodząc na język cokolwiek techniczny, że Stwórca prowadzi bezustanny nasłuch naszej planety, a docierające doń sygnały (istne morze sygnałów, nawiasem mówiąc) jakoś przetwarza. Jest to idea Stwórcy, który wprawdzie jest oddalony od naszego świata, ale jakby co, to jest sposób przekonania go, by „nakłonił swe ucho, a wołanie nasze by do niego przyszło”.
To oczywiście tylko czubek góry lodowej. Pod wodą natomiast tańczy mnóstwo, momentami bardzo oryginalnych, zagadnień. Rytuały chociażby – to akurat da się zbyć twierdzeniem, że są one potrzebne człowiekowi do wytworzenia odpowiedniego nastroju. Albo przekonanie, że Stwórca chce, by go czcić. Przeświadczenie, że Stwórca jest sędzią, że istnieją zaświaty, inna od naszej rzeczywistość, w której nasz przyszły los będzie zależny od tego, jak wiedziemy nasze obecne życie. Nie warto chyba mnożyć ponad miarę tego rodzaju przykładów, dość powiedzieć, że kontynuując wyliczankę, dotarlibyśmy do coraz bardziej niewygodnych w łączeniu z nauką aspektów. Aspektów, które bynajmniej nie są skansenem, jakimiś historycznymi zaszłościami kultywowanymi, by podtrzymywać tradycję, by religia miała swój kolor, a de facto nieistotnymi. Nie, wszystkie te elementy – ot, choćby koszerność posiłków, czy posiadanie armii świętych – są integralną częścią religii w tym sensie, że o rezygnacji z nich jej wyznawcy raczej nie będą chcieli słyszeć. Ani o ujmowaniu tym aspektom ich ważkości.
Jednym z większych problemów Watykanu są dość rzadko rozmieszczone toalety.
Jednym z większych problemów Watykanu są dość rzadko rozmieszczone toalety.
Trudno mi sobie wyobrazić, by nauka z pełną powagą potrafiła swoją ideę Stwórcy jakoś z tą przebogatą i różnorodną ornamentyką uzgodnić. A ponieważ nie jestem w tych wątpliwościach sam, ponieważ wśród ludzi nauki dominują raczej ludzie gorąco niechętni takim aliansom, konflikt pomiędzy religią a nauką pozostaje w mocy, choć nie w tym sensie, który jest przedmiotem filmu „Anioły i demony”. Zaś opowiedzenie się po którejś ze stron, jak na razie, może się oprzeć tylko na arbitralnej decyzji.
Nie jest łatwo.
• • •
Na sam koniec tych luźnych rozważań wokół problemu, który w „Aniołach i demonach” jest pokazany z oczywistym dla celów rozrywkowych przesunięciem ku ekstremum, pozostaje czysta formalność – czyli kilka uwag na temat budzącej tyle emocji antymaterii. Ta właśnie kwestia – w odróżnieniu od „Kodu Leonarda da Vinci”, gdzie główny ciężar zainteresowania opinii publicznej legł na zagadnieniach historycznych i religijnych – wzbudziła największe emocje. Zrobiło swoje patrzenie na naukę poprzez pryzmat romantycznych konotacji, każących ją postrzegać jako tropienie i odkrywanie tajemnic Wszechświata dostępne zrozumieniem tylko dla nielicznych. Antymateria wykradziona z Conseil Européen pour la Recherche Nucléaire (Europejskiej Organizacji Badań Jądrowych) jest tu nie tylko owocem działania najbardziej zaawansowanej techniki eksploracyjnej, jaką obecnie dysponujemy, ale i źródłem wielkiej mocy, która łatwo może się stać siłą niszczycielską, jak kiedyś, przed laty, stała się taką energia atomowa. Dwa lata po wojnie na wygłoszonym w Massachusetts Institute of Technology wykładzie Robert Oppenheimer wypowiedział słynne zdanie: „Fizycy poznali grzech i to jest wiedza, której nie mogą stracić.”, które jako memento weszło do popkultury – przywołam frazę zamykającą utwór „Brighter than a thousand suns” grupy Iron Maiden: „Holy Father, we have sined…”
Dan Brown przyzwyczaił swoich czytelników do zatrważającej ilości błędów, jakie w jego najważniejszych książkach można odnaleźć i „Anioły i demony” nie są wyjątkiem w tym względzie. Ale pomijając takie detale, jak choćby fakt, że kamerlingiem – czyli głową Kościoła katolickiego po śmierci papieża na czas sede vacante – musi być książę Kościoła, a więc kardynał, a nie zwykły ksiądz, choćby był najlepszejszejszym przyjacielem zmarłego papy, najciekawsza jest właśnie kwestia uzyskanej w akceleratorze CERN-u antymaterii, źródła niszczycielskiej mocy i symbolu nauki, jej potęgi, ale i zagrożeń, które ze sobą niesie. A właściwie to, że coś takiego nie miało prawa się zdarzyć. Jeszcze nie. I jeszcze długo, długo nie.
Antymateria to cząstki. Bardzo podobne do cząstek budujących koinomaterię, czyli materię „zwyczajną”, taką, którą rozumiemy pod tym określeniem potocznie, z której jesteśmy zbudowani, która formuje otaczający nas świat. Formalnie różnica pomiędzy materią a antymaterią jest ukryta w ładunku elektrycznym, a także we wszystkich addytywnych liczbach kwantowych (takich jak izospin, liczba barionowa, dziwność), a konkretnie w ich znakach, które w przypadku antymaterii są przeciwne do tych w koinomaterii. A trochę mniej tajemniczo rzecz ujmując (ale tylko trochę): antymateria i materia mają taką przedziwną cechę, że gdy cząstka tej pierwszej zetknie się z cząstką tej drugiej, dochodzi do ich anihilacji – obydwie zmieniają się w stu procentach w energię, która zostaje wypromieniowana jako światło lub jako ciepło. Jest to najefektywniejsze w przyrodzie spalanie, energia zostaje uzyskana z całego paliwa, nie ma żadnych odpadów.
Problem w tym wszelako, że w tym gigantycznym liczebnie natłoku cząstek materii, wyodrębnienie pojedynczej cząstki antymaterii (podczas zderzeń prokurowanych w akceleratorach) i wyizolowanie jej w pułapce magnetycznej jest niezwykle trudne techniczne i zdarza się bardzo rzadko. W filmie antymaterii zebranej w jednym zaledwie cyklu pracy akceleratora wystarcza na gigantyczną, niszczycielską eksplozję; w rzeczywistości wszystkie cząstki antymaterii, jakie się dotąd udało wygenerować, zebrane do kupy nie dałyby podczas anihilacji energii wystarczającej do tego by – jak się ładnie wyraził jeden z fizyków specjalizujących się w tej konkretnej dziedzinie – zagotować czajnik wody na herbatę.
Jednym z powodów tych wielkich trudności jest kosztowność energetyczna i złożoność konstrukcyjna wymagane, by stworzyć naczynie, w którym dałoby się taką cząstkę przechować. Bo owym naczyniem może być tylko starannie wymodelowane pole magnetyczne. W tym celu jego źródła wymagają dość nietypowego skorelowania, by owo pole utworzyło coś na kształt kuli, która nie pozwoli uwięzionej w jej wnętrzu cząstce z niczym się zetknąć. Sugestię, że taka pułapka może mieć rozmiar pozwalający ją komuś zmieścić w walizeczce i nieść jedną ręką, na dokładkę zasilając ją bateryjką, a nie potężnym generatorem, uważam za jedno z największych kuriozów literackich.
Tak to jest, jak thriller religijny chce podlać sosem SF ktoś, kto nie ma pojęcia, jak się SF pisze i jakiej dyscypliny, o wiedzy nie wspominając, taka twórczość wymaga. Ale wie ten ktoś coś innego: że mianowicie jakiś śmieszny promil czytelników ma o tych sprawach wystarczające pojęcie, by się takimi brakami przejąć. I w sumie słusznie, w końcu to powieść sensacyjna, w której nauka jest tylko sztafażem. A że jest on dość parciany…
koniec
« 1 2 3
10 czerwca 2009

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Klasyka kina radzieckiego: Gdy miłość szczęścia nie daje…
Sebastian Chosiński

1 V 2024

W trzecim odcinku tadżyckiego miniserialu „Człowiek zmienia skórę” Bensiona Kimiagarowa doszło do fabularnego przesilenia. Wszystko, co mogło posypać się na budowie kanału – to się posypało. W czwartej odsłonie opowieści bohaterowie starają się więc przede wszystkim poskładać w jedno to, co jeszcze nadaje się do naprawienia – reputację, związek, plan do wykonania.

więcej »

Fallout: Odc. 5. Szczerość nie zawsze popłaca
Marcin Mroziuk

29 IV 2024

Brak Maximusa w poprzednim odcinku zostaje nam w znacznym stopniu zrekompensowany, bo teraz możemy obserwować jego perypetie z naprawdę dużym zainteresowaniem. Z kolei sporo do myślenia dają kolejne odkrycia, których Norm dokonuje w Kryptach 32 i 33.

więcej »

East Side Story: Ucz się (nieistniejących) języków!
Sebastian Chosiński

28 IV 2024

W czasie eksterminacji Żydów w czasie drugiej wojny światowej zdarzały się niezwykłe epizody, dzięki którym ludzie przeznaczeni na śmierć przeżywali. Czasami decydował o tym zwykły przypadek, niekiedy świadoma pomoc innych, to znów spryt i inteligencja ofiary. W przypadku „Poufnych lekcji perskiego” mamy do czynienia z każdym z tych elementów. Nie bez znaczenia jest fakt, że reżyserem filmu jest pochodzący z Ukrainy Żyd Wadim Perelman.

więcej »

Polecamy

Android starszej daty

Z filmu wyjęte:

Android starszej daty
— Jarosław Loretz

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Inne recenzje

SPF – Subiektywny Przegląd Filmów (8)
— Jakub Gałka

O aniołach i rozrywce
— Przemysław Romański

Pan Samochodzik i Iluminaci
— Artur Długosz

Tegoż twórcy

Suplement filmowy 2019
— Adam Lewandowski, Marcin Mroziuk, Marcin Osuch, Konrad Wągrowski

Krótko o filmach: Han Solo
— Marcin Osuch

Krótko o filmach: Han Solo
— Sebastian Chosiński

Pozwól Wookieemu wygrać
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Solo, ale w drużynie
— Konrad Wągrowski

Scenarzysta bez Wergiliusza
— Marcin T.P. Łuczyński

Im bliżej jesteś śmierci, tym bardziej czujesz, że żyjesz
— Konrad Wągrowski

Co się kryje na dnie piekła?
— Kamil Armacki

SPF – Subiektywny Przegląd Filmów (5)
— Jakub Gałka

Two Men Show
— Piotr Czerkawski

Tegoż autora

Piosenki Wojciecha Młynarskiego
— Przemysław Ciura, Wojciech Gołąbowski, Adam Kordaś, Marcin T.P. Łuczyński, Konrad Wągrowski

Wracaj, gdy masz do czego
— Marcin T.P. Łuczyński

Scenarzysta bez Wergiliusza
— Marcin T.P. Łuczyński

Psia tęsknota
— Marcin T.P. Łuczyński

Dym/nie-dym i polarne niedźwiedzie na tropikalnej wyspie
— Konrad Wągrowski, Jędrzej Burszta, Marcin T.P. Łuczyński, Karol Kućmierz

Zagraj to jeszcze raz, odtwarzaczu…
— Marcin T.P. Łuczyński

Panie Stanisławie, Mrogi Drożku!
— Marcin T.P. Łuczyński

Towarzyszka nudziarka
— Marcin T.P. Łuczyński

Tom Niedosięgacz
— Marcin T.P. Łuczyński

Filiżanki w zlewie
— Marcin T.P. Łuczyński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.