Jean-Pierre Gibrat to kolejny z francuskich autorów komiksów, który – pomimo ogromnej popularności na Zachodzie – w Polsce pozostaje szerzej nieznany. A jest za co go chwalić! I za albumy erotyczne, i za opowieści humorystyczne, i za serie historyczne, których ma w swoim dorobku kilka. Jedną z ciekawszych jest dwutomowy „Lot kruka”, który opowiada o ostatnich tygodniach nazistowskiej okupacji Paryża.
Historia w obrazkach: Czerwony – komunistyczny – Kapturek
[Jean-Pierre Gibrat „Lot Kruka – tom 1” - recenzja]
Jean-Pierre Gibrat to kolejny z francuskich autorów komiksów, który – pomimo ogromnej popularności na Zachodzie – w Polsce pozostaje szerzej nieznany. A jest za co go chwalić! I za albumy erotyczne, i za opowieści humorystyczne, i za serie historyczne, których ma w swoim dorobku kilka. Jedną z ciekawszych jest dwutomowy „Lot kruka”, który opowiada o ostatnich tygodniach nazistowskiej okupacji Paryża.
Jean-Pierre Gibrat
‹Lot Kruka – tom 1›
„Lot kruka” Jean-Pierre’a Gibrata pod wieloma względami – vide temat, czas i miejsce akcji, wreszcie kreacja głównej bohaterki – przypomina, omawiany nie tak dawno, pierwszy tom „
Ruchu oporu” Jean-Christophe’a Derriena (scenariusz) i Claude’a Plumaila (rysunki). Należy jednak wziąć pod uwagę fakt, że Gibrat premierową odsłonę kolejnej ze swych opowieści opublikował w renomowanym belgijskim wydawnictwie Dupuis przed jedenastoma laty, podczas gdy dzieło duetu Derrien-Plumail ujrzało światło dzienne dopiero w 2010 roku. Nie ma więc najmniejszych wątpliwości, komu należy się palma pierwszeństwa. Autor „Lotu kruka” urodził się w Paryżu w 1954 roku; jako twórca opowieści rysunkowych zadebiutował w połowie lat 70. XX wieku w magazynie „Pilote”. Szybko przebił się na rynku, najpierw zasilając swoimi pracami kilka antologii, a następnie wydając pełnoprawne albumy. Świetnie czuje się w każdym z gatunków, do których sięga. A próbował już swych sił w komiksach humorystycznych („Goudard”, pięć tomów, 1980-1987), przygodowych („Visions futer”, 1980; „Zaza”, tom pierwszy, 1985; „Lekarze bez Granic”, trzy albumy, 1988-1994), futurystycznych („Marée Basse”, 1996) i obyczajowych („Les Gens Hounêtes”, dwie części, 2008-2010). Popularność Gibrat zawdzięcza jednak głównie erotycznej „Pinokii” (1995) oraz historycznym „Le Sursis” (dwa tomy, 1997-1999), „Lotowi kruka” (2002-2005) oraz czekającemu jeszcze na finał, poświęconemu pierwszej wojnie światowej, „Mattéo” (do tej pory ukazały się dwa albumy – w 2008 i 2010 roku).
Akcja „Ruchu oporu” zaczęła się w czerwcu 1940 roku, w ostatnich dniach zwycięskiej dla Adolfa Hitlera kampanii francuskiej, a jedną z głównych bohaterek komiksu jest Sonia Pachter, ideowa komunistka pochodzenia żydowskiego (jak widać, stereotyp żydokomuny zakorzeniony jest nie tylko w świadomości polskiej). Z kolei fabuła „Lotu kruka” – przypomnijmy: wydanego osiem lat wcześniej – rozgrywa się dokładnie cztery po wydarzeniach opisanych przez Derriena, w czerwcu 1944 roku, tuż po lądowaniu wojsk sprzymierzonych na plażach normandzkich, a postacią, wokół której kumulują się wszystkie wypadki, jest młoda i piękna Jeanne (nazwiska nie poznajemy), ideowa – tak, tak, to nie błąd w „druku” – komunistka. Swoją drogą, to należy zazdrościć Francuzom, że ich komunistki – jeśli oczywiście wierzyć komiksom – w niczym nie były podobne do takiej chociażby Wandy Wasilewskiej. Ale do rzeczy! I przy okazji mały rzut oka w wstecz: Druga wojna światowa powoli zbliża się do końca. Na froncie wschodnim już od roku, to jest od przegranej bitwy na Łuku Kurskim, Niemcy zbierają cięgi. Wojska sowieckie prą na zachód, wkroczyły już na dawne Kresy II Rzeczypospolitej i niebawem pojawią się w okolicach Warszawy. Na zachodzie z kolei pełną parą trwają przygotowania do otwarcia drugiego frontu w Normandii; wywiady aliancki i nazistowski toczą ze sobą zaciekłą wojnę – pierwsi na wielką skalę dezinformują przeciwnika, drudzy starają się dociec prawdy i odpowiedzieć na pytanie: Gdzie dokładnie uderzą Amerykanie, Brytyjczycy i ich sojusznicy? Bo że uderzą lada chwila, wątpliwości nie ma.
W Paryżu życie płynie normalnym torem, to znaczy – normalnym od 1940 roku. Francuzi zajmują się swoimi sprawami, a Niemcy swoimi. Nieliczni tylko angażują się w działalność ruchu oporu; przodują w tym zwolennicy zagrzewającego rodaków do boju z Londynu generała Charles’a de Gaulle’a oraz – słowo rzekło się już wcześniej – komuniści. Jedną z działaczek podziemia jest urzekająca urodą i gustownym czerwonym kapelusikiem Jeanne. Pewnego dnia kolaborująca z hitlerowcami francuska policja otrzymuje donos na dziewczynę, która – zdaniem denuncjatora – zajmuje się nielegalnym handlem. Przeszukanie w jej mieszkaniu daje jednak zaskakujące rezultaty; zamiast mięsa czy kiełbasy funkcjonariusze znajdują rewolwery, granaty, ulotki i zakazaną literaturę. W efekcie Jeanne ląduje w celi. Francuski komisarz z kolei bije się z myślami i własnym sumieniem, bo nie bardzo wie, co z nią zrobić. Przepisy okupacyjne są bezlitosne: powinien ją wydać Niemcom, ale z drugiej strony – to przecież rodaczka i na dodatek – nie udawajmy, że to nie ma żadnego znaczenia – bardzo ładna. Rozważania oficera przerywa pojawienie się kolejnego aresztanta – zuchwałego złodzieja François, którego właśnie przyłapano na rabunku sklepu z antykami. Przystojny opryszek trafia do tej samej celi co kobieta. I od samego początku między nimi iskrzy, choć na razie jedynie w myśl powiedzenia, że kto się czubi, ten się lubi. Ona traktuje go z wyższością, bo to przecież przestępca, on ją – z pobłażaniem i ironią, bo przecież człowiek angażujący się w ruch oporu na nic innego nie zasługuje.
To właśnie od François Jeanne dowiaduje się o lądowaniu wojsk sprzymierzonych w Normandii. I to dzięki niemu – a dokładniej: dzięki jego cwaniactwu i sprytowi – udaje im się niebawem, podczas nalotu samolotów alianckich na Paryż, który wykurza policjantów do schronu w piwnicy, opuścić celę i uciec na dach kamienicy. Od tego momentu kobieta zdana jest już tylko na łaskę lub niełaskę sympatycznego złodzieja, który – co chyba nikogo nie będzie dziwić – ostatecznie wcale nie okazuje się takim draniem, jak wydaje się na pierwszy rzut oka. Niestety, scenariusz Gibrata nie należy do nazbyt oryginalnych; autor często powiela schematy wykorzystywane już wcześniej w wielu filmach o francuskim ruchu oporu. Ale nie tylko. Podobnie wykreowane postaci – ona szlachetna i pryncypialna, on cyniczny i bezideowy, z biegiem czasu pod jej wpływem przeistaczający się jednak we wzór cnót wszelakich – spotkać można w niemal każdej komedii romantycznej i w sporej części melodramatów. Nie trzeba nawet szukać daleko, wystarczy przypomnieć sobie polską literaturę – „Potop” Henryka Sienkiewicza, ewentualnie „Między ustami a brzegiem pucharu” Marii Rodziewiczówny. Tyle że u Gibrata dochodzi smaczek w postaci okupacji hitlerowskiej. I oczywiście wątek zdrady. Wszak François, któremu coraz bardziej zależy na Jeanne, nie może odpuścić, musi dowiedzieć się, kto był autorem donosu.
„Lot kruka” jest kontynuacją wcześniejszej, również dwuczęściowej, opowieści Gibrata – „Le Sursis”. Z tą różnicą, że w komiksie z końca lat 90. ubiegłego wieku główną bohaterką była Cécile, siostra Jeanne. Teraz też jest o niej mowa (i tylko mowa) – w związku z zagrożeniem, jakie może przynieść kobiecie najpierw wpadka, a następnie ucieczka z aresztu Jeanne. Gibrat obdarzony jest charakterystyczną kreską; postaci – a zwłaszcza zbliżenia twarzy – przypominają trochę monidła. Poza tym rysuje bardzo realistycznie, dbając o niezwykle szczegółowe przedstawienie wnętrz pomieszczeń (vide biuro komisarza policji) i architektury ulic paryskich. Zachwyca zaś przede wszystkim w drugim elemencie. Kadrami (niekiedy całkiem sporymi), w których widzimy Jeanne, François i innych bohaterów szlifujących stołeczne bruki, długo można sycić wzrok. Ciekawym zabiegiem okazało się również „zmuszenie” niecodziennej pary do ucieczki dachami, ponieważ dzięki temu Gibrat otworzył sobie drogę do zaprezentowania Paryża z zaskakującej perspektywy. I z tego również wyszedł obronną ręką. Do tego stopnia, że można mu wybaczyć pewną miałkość scenariusza i zdecydowane przegadanie.