Wariacje literackie: O językachNie wierzcie w propagandę esperantystów – międzynarodowy język wymyślony przez Ludwika Zamenhofa jest w rzeczywistości bardzo trudny w nauce. Przy czym nie chodzi mi o jego warstwę gramatyczną, wymowę czy słówka, które należy wkuć na pamięć; problem z esperanto polega na tym, że to… łatwy język. I dlatego tak trudno się go nauczyć.
Michał FoersterWariacje literackie: O językachNie wierzcie w propagandę esperantystów – międzynarodowy język wymyślony przez Ludwika Zamenhofa jest w rzeczywistości bardzo trudny w nauce. Przy czym nie chodzi mi o jego warstwę gramatyczną, wymowę czy słówka, które należy wkuć na pamięć; problem z esperanto polega na tym, że to… łatwy język. I dlatego tak trudno się go nauczyć. Pozory mylą. Wydawałoby się, że nie ma nic prostszego od gramatyki języka nadziei, sprowadzającej się do łatwych do zapamiętania końcówek: rzeczowniki tworzymy dodając „–o”, a czasowniki: „–i” (albo: „–as”, „–os”, „–is” w zależności od czasu). Tryb rozkazujący uzyskuje się przez dołączenie do słowa sufiksu „–u”. Bardzo proste w nauce są także słówka: „kato” – kot, „patro” – ojciec, „havi” – mieć, „bela” – ładny. Nawet osoba słabo przyswajająca sobie słownictwo nie będzie miała większych problemów z rozpoznaniem znaczenia większości esperanckich wyrazów. Jednak ta pozorna łatwość sprawia, że – przynajmniej w moim wypadku – uczyć się nie chce. Przyznaję, że w moich przygodach z językiem uniwersalnym nigdy nie doszedłem dalej, aniżeli poza lekcje o bierniku. Nieważne, czy korzystałem ze współczesnych podręczników, programów komputerowych czy wydanego w 1937 roku „Samouczka pomocniczego języka międzynarodowego esperanto w osiemnastu lekcjach z ćwiczeniami, rozmówkami oraz z kluczem na końcu” – za każdym razem efekt był mierny. Autor tego ostatniego, Emil Klimsza, pisał: „Przy pomocy esperanta porozumiecie się z narodami całego świata”. Pewnie, tylko najpierw trzeba się go nauczyć. Można powiedzieć, że mój problem polega na braku motywacji: najpierw nie chciało się uczyć, a teraz narzekam, że język za prosty. Jednak nie chodzi tylko o brak chęci do kształcenia się; w językach uniwersalnych jest po prostu coś zniechęcającego. I nie mam na myśli jedynie esperanta. Są one skierowane do wszystkich (nawet jeśli są to tylko Germanie, jak w przypadku volapük), a przez to – właściwie do nikogo. Roszczą sobie – oczywiście nie explicite – prawa do statusu języka Adama, mowy sprzed zburzenia wieży Babel. Jak pisał Umberto Eco: „Podstawowy zarzut, jaki można postawić każdemu językowi aposteriorycznemu, sprowadza się do stwierdzenia, że nie stara się on na swoją sztuczną modłę określić czy zreorganizować systemu treści, lecz skupia uwagę na opracowaniu systemu wyrażania na tyle łatwego i giętkiego, by mógł wyrazić treści normalnie wyrażalne przez języki naturalne”. Cytat z fenomenalnej pracy „W poszukiwaniu języka uniwersalnego”. Być może bliżej celu był Ted Chiang w „Historii twojego życia”, aniżeli Zamenhof śniący o języku międzynarodowym. W opowiadaniu amerykańskiego pisarza system porozumiewania się przywieziony przez kosmitów polega na całkowitym przekształceniu koncepcji czasu. Autor wyszedł od hipotezy Sapira–Worfa mówiącej o determinizmie językowym (sposób mowy wpływa na myślenie i postrzeganie). Jak wiadomo, ludzkie języki porządkują czas w schemat: przeszłość – teraźniejszość – przyszłość. Jeśli jednak zmienilibyśmy język, tak aby potrafił zawrzeć wszystkie te opcje w jednej – sugeruje Chiang – być może także i sam czas w naszym postrzeganiu uległby modyfikacji. W takiej mowie można by się wypowiadać nie z perspektywy „teraz”, ale jednocześnie: „byłem”, „jestem” i „będę”, co pozwoliłoby na zupełną przemianę ludzkiej świadomości. Całkiem prawdopodobne, że właśnie takim językiem włada sam Bóg, dla którego czas jest całością, a nie jedynie małym fragmentem, skrawkiem bycia. Oczywiście, pomysł Chianga to fantastyka, jednak całkiem możliwe, że język uniwersalny powinien polegać nie na prostocie i łatwych w nauce słówkach, ale na odmiennym (lepszym?) ujęciu świata. Czytałem gdzieś, że w Chinach jest około trzystu esperantystów. Dla większości mieszkańców tego kraju język Zamenhoffa jest tak samo dziwny i trudny jak francuski albo włoski. Pokazuje to, że esperanto – jak i wiele podobnych mu tworów – jest owszem, językiem uniwersalnym, ale tylko z perspektywy kultury zachodnioeuropejskiej. Pewną odpowiedzią na problemy esperanta, czy raczej trawestacją jego idei, są liczne języki wymyślane na potrzeby książek fantasy, gier RPG i komputerowych, filmów i alternatywnych rzeczywistości. Impuls poszedł od J.R.R. Tolkiena i jego mowy elfów, jednak patrząc z pewnej perspektywy można powiedzieć, że ten urodzaj sztucznych języków (porównaj na przykład Polskie Forum Językotwórców) jest postmodernistyczną „odpowiedzią” na wcześniejsze koncepcje wspólnego języka. Quenya, klingoński, wenedyk (język słowiański zmieszany z łaciną), Starsza Mowa Andrzeja Sapkowskiego i cała masa mniej lub bardziej oryginalnych tworów, pokazują zupełne odejście od prób wskrzeszenia czasów sprzed wieży Babel. Sprawdzają się koncepcje gier językowych Ludwiga Wittgensteina: mowa nie jest sztucznym zbiorem wyrazów i praw nimi rządzących, nie jest opisem rzeczywistości, a funkcje: kognitywna, społeczna i afektywna, to tylko niezgrabne określenia, w które próbujemy ująć żywy twór. Cała zabawa z językiem polega na tworzeniu nowych wariacji, kolejnych odnóg w labiryncie. Wspomniany już Eco proponuje reinterpretację mitu o wieży Babel – język Adama nie był jednym systemem porozumiewania się, ale zbiorem wszystkich możliwości, nieskończoną biblioteką z opowiadania Jorge Luisa Borgesa. A także zadaniem dla przyszłych pokoleń. Koncepcja Eco znajduje swoje poparcie w jeszcze jednym fragmencie Biblii – tym razem z Nowego Testamentu. Kiedy apostołowie w dniu Pięćdziesiątnicy zostają natchnieni przez Ducha Świętego i dopada ich glosolalia, nie mówią wcale jednym językiem zrozumiałym dla wszystkich, ale wieloma odmianami mowy ludzkiej. A mimo wszystko to, co głoszą można uznać za język uniwersalny – nie na poziomie formy, ale właśnie treści. Nie da się więc stworzyć jednej mowy bez odwołania się do wspólnych wartości. Czy właśnie dlatego tak często nie potrafimy się dogadać? 14 września 2008 |
Czy „Nowy wspaniały świat” Aldousa Huxleya, powieść, której tytuł wykorzystałem dla stworzenia nazwy niniejszego cyklu, oraz ikoniczna „1984” George’a Orwella bazują po części na pomysłach z „After 12.000 Years”, jednej z pierwszych amerykańskich antyutopii?
więcej »Kontynuując omawianie książek SF roku 2021, przedstawiam tym razem thriller wyróżniony najważniejszą nagrodą niemieckojęzycznego fandomu. Dla kontrastu przeciwstawiam mu wydawnictwo jednego z mniej doświadczonych autorów, którego pierwsza powieść pojawiła się na rynku przed zaledwie dwu laty.
więcej »Science fiction bliskiego zasięgu to popularna odmiana gatunku, łącząca zazwyczaj fantastykę z elementami powieści sensacyjnej lub kryminalnej. W poniższych przykładach chodzi o walkę ze skutkami zmian klimatycznych oraz o demontaż demokracji poprzez manipulacje opinią publiczną – w Niemczech to ostatnio gorąco dyskutowane tematy.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wiewiórki Nabokova
— Michał Foerster
A momenty były?
— Michał Foerster
Jak nie zostałem wielkim pisarzem science fiction
— Michał Foerster
Dobry czytelnik
— Michał Foerster
Szaleńcy boży Flannery O’Connor
— Michał Foerster
Literatura a życie
— Michał Foerster
Dlaczego nie lubimy poezji
— Michał Foerster
Autor i słowo
— Michał Foerster
Zabawy z Carrollem
— Michał Foerster
Najlepsza książka 2009 roku
— Michał Foerster
Popkultura i antyk: Elektra
— Michał Foerster
Steve Jobs wielkim poetą był
— Michał Foerster
Notatki na marginesie „Mapy i terytorium”
— Michał Foerster
Popkultura i antyk: Błagalnice
— Michał Foerster
Popkultura i antyk: Dzieci Heraklesa
— Michał Foerster
Popkultura i antyk: Persowie
— Michał Foerster
Chociaż nie brzmi to zbyt oryginalnie
— Michał Foerster
Popkultura i antyk: Trachinki
— Michał Foerster
Popkultura i antyk: Ajas
— Michał Foerster
Popkultura i antyk: Filoktet
— Michał Foerster