Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 2 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Wariacje literackie: Słynne śmierci

Esensja.pl
Esensja.pl
Jest taki skecz grupy Monty Python, w którym Wolfgang Amadeusz Mozart przedstawia program pod tytułem „Słynne śmierci”. Prawdę mówiąc, nie pamiętam już, kto zajął w nim pierwsze miejsce. Między innymi dlatego przygotowałem własny ranking. Na początek listopada – słynne zgony w literaturze.

Michał Foerster

Wariacje literackie: Słynne śmierci

Jest taki skecz grupy Monty Python, w którym Wolfgang Amadeusz Mozart przedstawia program pod tytułem „Słynne śmierci”. Prawdę mówiąc, nie pamiętam już, kto zajął w nim pierwsze miejsce. Między innymi dlatego przygotowałem własny ranking. Na początek listopada – słynne zgony w literaturze.
Jak wygląda śmierć w literaturze popularnej? Pamiętamy słynne stwierdzenie Hamleta: „Reszta jest milczeniem”. Wydawać by się mogło, że rzeczywiście po zgonie głównego bohatera nie ma już nic więcej do dodania. Jednak w literaturze, często odwrotnie niż w życiu, bohater umiera, a akcja toczy się dalej. Na przykład Orhan Pamuk swoją powieść „Nazywam się Czerwień” rozpoczyna od narracji prowadzonej przez… zamordowanego. „Jestem trupem, nieruchomym ciałem na dnie studni” – wyznaje Elegant. Jeśli wziąć pod uwagę, że powieść Pamuka to kryminał (w dodatku dobry), taki początek wydaje się bardzo smakowity. Podobny zabieg możemy zaobserwować w „To nie jest kraj dla starych ludzi” Cormaca McCarthy′ego. Tam główna postać, wokół której toczy się narracja, ginie mniej więcej w połowie książki. Czytelnik, który spodziewał się standardowej opowieści w stylu „od zera do bohatera” będzie mocno zaskoczony. Literatura, nie tylko ta wysoka, pokazuje, że śmierć wcale nie jest końcem tekstu, a często wręcz odwrotnie – jego początkiem. Mając w pamięci słynne zgony bohaterów z przeczytanych książek, postanowiłem stworzyć prywatny ranking ulubionych śmierci w literaturze. Chaotyczny, bo takie też są moje lektury.
Śmierć Aslana
C.S Lewis, „Lew, czarownica i stara szafa”
Wiedźmy rzuciły się na Lwa i zawyły z triumfu, gdy stwierdziły, że nie stawia żadnego oporu. Potem inni – karły i małpoludy – ruszyli, aby im pomóc. […] Czarownica zrzuciła płaszcz, obnażając ramiona tak, jak to uczyniła, gdy ofiarą miał być Edmund. Potem zaczęła ostrzyć swój nóż.
(tłum. Andrzej Polkowski)
To była chyba pierwsza scena śmierci, jaką przeczytałem. W dzieciństwie, jak większość czytelników, bardzo emocjonalnie podchodziłem do lektury. Stąd też głębokie poruszenie wywołane zgonem Aslana, lwa i króla magicznej krainy Narnia z opowieści Lewisa. Dzisiaj myślę, że autor świetnie połączył mitologię z chrześcijańskim przesłaniem. Z jednej strony mamy Kamienny Stół, Czarownicę, wszelkiej maści potwory, krzemienny nóż i ofiarę. A z drugiej – jednostkę (no bo nie człowieka), która dobrowolnie oddaje swoje życie w zamian za zdrajcę, chłopca Edmunda. W krótkiej scenie zabójstwa Aslana Lewis przechodzi od baśni wyrastającej ze skandynawskich mitów wprost do chrześcijańskiej Ewangelii. Okazuje się, że opowieść, którą wcześniej braliśmy za przygodę z happy endem, jest czymś więcej. Na oczach bohaterów, czwórki angielskich dzieci, rozgrywa się najważniejsze, kulminacyjne wydarzenie, od którego zależą losy Narnii.
Ale scena śmierci Aslana jest też piękna sama w sobie. Lewis pokazuje Lwa, króla dżungli, najpotężniejsze ze zwierząt, który nie broni się przed oprawcami. „Łucja i Zuzanna wstrzymały oddech w oczekiwaniu na ryk Aslana i jego skok na wrogów. Ale nic takiego się nie zdarzyło.” Właśnie ta dobrowolna bezbronność, całkowite oddanie sprawiają, że scena porusza do głębi. Najlepsze natomiast jest to, że opowieść nie kończy się na śmierci, ale dopiero rozpoczyna.
Balsamowanie ojca Jelizy-Rose
Mitch Cullin, „Kraina traw”
[…] całą podłogę zakrywała pomarańczowa folia, na której leżał wyciągnięty na plecach mój ojciec, nagi, z czarnymi i czerwonymi plamami na całym ciele, na brzuchu, na piersiach, na udach. […] Pod brodą, w poprzek szyi biegło cięcie – świeża rana, cienka, różowa; kiedy spał wyglądała jak rysunek – symbol uśmiechu.
(tłum. Teresa Komłosz)
Do pewnego momentu powieść Cullina o dziewczynce i jej ojcu narkomanie można tłumaczyć sobie jako fantastyczne przedstawienie realnych wydarzeń. To znaczy, historia opowiadana przez Jelizę-Rose, jej marzenia na farmie w Teksasie, dają się logicznie wytłumaczyć. Problem zaczyna się, gdy pewnego dnia do domu dziewczynki przychodzi sąsiadka i zaczyna balsamować zwłoki ojca narkomana. To, że tatuś zmarł po przedawkowaniu ulubionej używki nie dziwi – cała narracja zmierzała do takiego finału. Ale scena, w której czytamy, jak mała dziewczynka obserwuje balsamowanie zwłok mrozi krew w żyłach. Trudno jest w ogóle w coś takiego uwierzyć. A przecież – co czytelnik doskonale rozumie – tak makabrycznej sceny nie mogła sobie wymyślić nawet najbardziej zwariowana dziewczynka. To się dzieje naprawdę. W tym momencie można wskoczyć za Jelizą-Rose do dziwacznego świata albo zostać na zewnątrz i niewiele zrozumieć z „Krainy traw”. Cullin zmusza do zawieszenia na czas lektury wszystkiego, co wiemy na temat rzeczywistości. Po drugiej stronie lustra nie można kierować się logiką. Scena z balsamowaniem zwłok pokazuje jeszcze jedną, interesującą rzecz. Rzeczywistość czasami okazuje się dziwniejsza od wyobraźni.
Literacka śmierć Jambo
Umberto Eco, „Tajemniczy płomień królowej Loany”
Lekka mgła, fumifugium mysiego koloru, rozpościera się jednak u szczytu schodów, przesłaniając wejście.
Czuję zimny powiew, podnoszę wzrok.
Dlaczego słońce staje się czarne?
(tłum. Krzysztof Żaboklicki)
Ostatnie strony najnowszej powieści Umberto Eco czyta się trochę jak poemat połączony z komiksem. Nie wiadomo do końca, czy Jambo, główny bohater książki, naprawdę umiera, czy też roztapia się w literaturze. Jego wcześniejsza utrata pamięci i myślenie cytatami z przeczytanych książek mogłyby sugerować, że właśnie to ostatnie rozwiązanie jest prawdziwe. Któryż bibliofil nie chciałby po śmierci trafić do wielkiej, niebieskiej biblioteki? Ale ostatnie słowa bohatera wprowadzają pewien niepokój. Może wcale nie trafił do raju dla miłośników literatury? W końcu, książki to tylko fantazja, coś co nie istnieje. Podobno człowiek, który umiera, w ostatnich chwilach może naprawdę trzeźwo spojrzeć na swoje życie. Spadają wszelkie klapki z oczu, oszukiwanie siebie i marzenia, którymi żył dotychczas. Całkiem prawdopodobne, że to właśnie widzi umierający Jambo – fikcję, jaką była jego egzystencja. Być może to nadinterpretacja, jednak słowa o czarnym słońcu przypominają mi wiersz Gérarda de Nervala, „El Desdichado”. On też wspomina o czarnym słońcu, chociaż w kontekście melancholii, smutku po utracie ukochanej rzeczy. Z tej perspektywy ostatnie słowa Jambo można zinterpretować jako żal po utraconym życiu. Albo po literaturze.
Fałszywa śmierć Sherlocka Holmesa
Arthur C. Doyle, „Ostatnia zagadka”
Parę słów wystarczy dla opisania, co zaszło potem. Badania ekspertów wykazały, że walka dwóch ludzi zakończyła się tak, jak tylko mogła się zakończyć w tych warunkach – upadkiem w otchłań obu splecionych w mocnym uścisku. […] Głęboko więc, w przepastnej kotlinie, gdzie spieniona woda kłębi się i burzy, pozostaną na wieki: najniebezpieczniejszy przestępca i najlepszy obrońca praw naszego pokolenia.
(tłum. Tadeusz Evert)
Nie mogłem uwierzyć w śmierć wielkiego detektywa. Przyczyna niewiary była jednak prozaiczna – w zbiorze „Przygód Sherlocka Holmesa” opowiadanie „Ostatnia zagadka” nie było ostanie. Ale nawet gdybym nie miał przed sobą uspokajających kartek następnego tekstu, trudno byłoby pogodzić się z myślą, że nieustraszony Holmes zginął. Pogromca straszliwego doktora Moriarty′ego nie mógł tak po prostu zakończyć swojego literackiego życia w „przepastnej kotlinie”, w trzewiach szwajcarskiej ziemi, w literackim Szeolu, gdzie nie ma nadziei na życie wieczne. Tak to już jest z mitami. Nawet Homer nie uśmiercił Achillesa w „Iliadzie”, chociaż pewnie wiedział, że jego bohater zginął pod murami Troi. A co dopiero Holmes, idealny detektyw, ucieleśnienie wiktoriańskiej sprawiedliwości – nie mógł zginąć, nawet jeśli pierwotnie taka była wola autora. Doyle szybko pogodził się z tym, że jego bohater jest nieśmiertelny i napisał jeszcze wiele przygód detektywa z Baker Street 221b. To w sumie bardzo pocieszające. Okazuje się bowiem, że nawet śmierć musi polec w walce z literaturą. „Exegi monumentum” i tak dalej.
Śmierć (niedoszłego) pisarza
Rudyard Kipling, „The Finest Story in The World”
Grish Chunder was right, Charlie had tasted the love of woman that kills remembrance, and the finest story in the world would never be written.
Pisarze, strzeżcie się całujących namiętnie kobiet! Kiplingowi w krótkim opowiadaniu udaje się zawrzeć być może istotę bycia twórcą literatury. Fabuła opowiadania traktuje o chłopcu, który postanawia zostać pisarzem, chociaż nie bardzo ma pojęcie, na czym to polega. Na szczęście spotyka na swojej drodze prawdziwego pisarza, który zaczyna podsuwać mu klasyków literatury (głównie Longfellowa). Chłopak, Charlie Mears, zatapia się w lekturze oczarowany słowem. Jednocześnie próbuje samemu opowiedzieć własną historię, piracką przygodę pod wiele mówiącym tytułem „The Story of a Ship”. Jest ona schematyczna i w gruncie rzeczy bardzo słaba, ale szybko okazuje się, że chłopiec nie mógł jej samodzielnie wymyślić. Zbyt dużo w niej szczegółów dotyczących życia piratów, terminów związanych z budową statku, których Charlie nie powinien znać. Pisarz, narrator opowiadania Kiplinga, prowadzi swego rodzaju śledztwo, próbując odnaleźć źródło, z którego czerpie chłopiec.
W „The Finest Story in The World” najciekawszy jest rodzący się „zmysł” pisarski w młodym chłopaku. Ów zalążek pielęgnowany przez lata ma szansę wyrosnąć we wspaniałe drzewo – autora rzeczywiście najpiękniejszych opowieści na świecie. Ale coś przerywa ten wzrost. Kobieta, która jest u Kiplinga symbolem prozaicznego świata. Wyobraźnia spętana wizją małżeństwa, dzieci i codziennej pracy nie ma szans się rozwinąć. Charliego zabija paradoksalnie miłość, coś co od wieków opiewane jest przez pisarzy. Ale ciekawa jest jeszcze jedno. Otóż, jeśli wejdziemy na kolejny poziom interpretacji, okazuje się, że Kipling stworzył piękną opowieść, która przedstawia fiasko rodzącej się kariery literackiej Chariliego Mearsa. To naprawdę wspaniałe, w jednym tekście brytyjskiemu autorowi udało się zawrzeć i śmierć, i życie.
koniec
9 listopada 2008

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Okładka <i>Amazing Stories Quarterly</i> z wiosny 1929 r. to portret jednego z Małogłowych.<br/>© wikipedia

Stare wspaniałe światy: Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
Andreas „Zoltar” Boegner

11 IV 2024

Czy „Nowy wspaniały świat” Aldousa Huxleya, powieść, której tytuł wykorzystałem dla stworzenia nazwy niniejszego cyklu, oraz ikoniczna „1984” George’a Orwella bazują po części na pomysłach z „After 12.000 Years”, jednej z pierwszych amerykańskich antyutopii?

więcej »

Fantastyczne Zaodrze, czyli co nowego w niemieckiej science fiction? (24)
Andreas „Zoltar” Boegner

7 IV 2024

Kontynuując omawianie książek SF roku 2021, przedstawiam tym razem thriller wyróżniony najważniejszą nagrodą niemieckojęzycznego fandomu. Dla kontrastu przeciwstawiam mu wydawnictwo jednego z mniej doświadczonych autorów, którego pierwsza powieść pojawiła się na rynku przed zaledwie dwu laty.

więcej »

Fantastyczne Zaodrze, czyli co nowego w niemieckiej science fiction? (23)
Andreas „Zoltar” Boegner

14 III 2024

Science fiction bliskiego zasięgu to popularna odmiana gatunku, łącząca zazwyczaj fantastykę z elementami powieści sensacyjnej lub kryminalnej. W poniższych przykładach chodzi o walkę ze skutkami zmian klimatycznych oraz o demontaż demokracji poprzez manipulacje opinią publiczną – w Niemczech to ostatnio gorąco dyskutowane tematy.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Z tego cyklu

Wiewiórki Nabokova
— Michał Foerster

A momenty były?
— Michał Foerster

Jak nie zostałem wielkim pisarzem science fiction
— Michał Foerster

Dobry czytelnik
— Michał Foerster

Szaleńcy boży Flannery O’Connor
— Michał Foerster

Literatura a życie
— Michał Foerster

Dlaczego nie lubimy poezji
— Michał Foerster

Autor i słowo
— Michał Foerster

Zabawy z Carrollem
— Michał Foerster

Najlepsza książka 2009 roku
— Michał Foerster

Tegoż autora

Popkultura i antyk: Elektra
— Michał Foerster

Steve Jobs wielkim poetą był
— Michał Foerster

Notatki na marginesie „Mapy i terytorium”
— Michał Foerster

Popkultura i antyk: Błagalnice
— Michał Foerster

Popkultura i antyk: Dzieci Heraklesa
— Michał Foerster

Popkultura i antyk: Persowie
— Michał Foerster

Chociaż nie brzmi to zbyt oryginalnie
— Michał Foerster

Popkultura i antyk: Trachinki
— Michał Foerster

Popkultura i antyk: Ajas
— Michał Foerster

Popkultura i antyk: Filoktet
— Michał Foerster

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.