Wariacje literackie: Ulubione apokryfyHistoria apokryfów nie skończyła się ze średniowieczem, kiedy taśmowo wręcz produkowano coraz to ciekawsze wersje żywotów Chrystusa czy chrześcijańskich świętych. Gatunek literacki stawiający sobie za cel podszywanie się pod oryginał, ma się dziś całkiem dobrze. Również w Polsce.
Michał FoersterWariacje literackie: Ulubione apokryfyHistoria apokryfów nie skończyła się ze średniowieczem, kiedy taśmowo wręcz produkowano coraz to ciekawsze wersje żywotów Chrystusa czy chrześcijańskich świętych. Gatunek literacki stawiający sobie za cel podszywanie się pod oryginał, ma się dziś całkiem dobrze. Również w Polsce. U źródeł tego felietonu znajdują się „Pieśni Osjana”, które niedawno czytałem. Nie była to lektura specjalnie przyjemna, James Macpherson to dość marny twórca. Przypuszczam, że jego sztandarowym dziełem zachwyciło się tak wiele osób raczej ze względu na tematykę, niż wykonanie. Bowiem „Pieśni” przedstawiane były jako „Iliada Północy”, barbarzyńska wersja starożytnego poematu Homera. To by tłumaczyło, dlaczego takie postaci jak Napoleon, Goethe czy Mickiewicz zachwycały się byle jak skleconymi balladami szkockiego poety. Lektura „Pieśni” skłoniła mnie do przypomnienia sobie innych apokryfów, które już czytałem. I tu pojawił się problem, bo co dzisiaj jest apokryfem, a co nie? Granica jest niewyraźna. Na przykład takie „Imię róży”. Autor, Umberto Eco, udaje, że jego książka jest przypadkowo znalezionym manuskryptem (por. motto), który pewien Francuz przepisał ze średniowiecznej kroniki. Czytelnik oczywiście zdaje sobie sprawę z żartu - ale właśnie, czy to jest żart? Powieść Eco jest napisana tak wiarygodnie i z tak wielkim znawstwem, że chcąc nie chcąc zaczynamy wierzyć w przygody Wilhelma z Baskerville i jego młodego pomocnika Adso. Podobną zabawę widać w „Doskonałej próżni” Stanisława Lema. Pisarz (jak twierdził, z lenistwa) zamiast rozwinąć pomysły i pisać kolejne powieści, postanowił owe pomysły przekształcić w recenzje nieistniejących książek. W kilkunastu tekstach Lem zarysowuje genialne koncepcje (np. o fizyce rozumianej jako forma dialogu między odległymi cywilizacjami) i przy okazji mocno denerwuje czytelnika. Bo ten, zanurzając się w recenzjach nieistniejących książek zapomina, że to tylko zabawa. Zaczyna pragnąć fikcyjnych powieści, a następnie przeżywa rozczarowanie, przypomniawszy sobie jak rzecz ma się naprawdę. Apokryfy Lema niebezpiecznie zbliżają się do doskonałości, świetnie grają na granicy prawdy i fałszu. Jednak jednym z najciekawszych, jeśli nie najciekawszym apokryfem sporządzonym w naszym kraju jest książka „Wieloryb. Wypisy źródłowe”. To zdumiewająca praca zawierająca „oryginalne” teksty dotyczące tytułowego zwierzęcia, które - okazuje się - jest mocno związane z Polską. Anonimowa praca (ale jej prawdziwego autora łatwo zidentyfikować) to wyjątkowy projekt, wyśmienita zabawa literacka, rzecz niezwykle rzadka i dlatego warta lektury. Helena Szymańska, postać również apokryficzna, zebrała historie dotyczące wielorybów począwszy od starożytności, a skończywszy na 1995 roku. Mamy więc fragmenty Biblii, średniowiecznych kronik, dramaty stylizowane na Szekspira, czy nawet… komiks. W apokryficznej pracy naukowej pojawiają się również wielcy tego świata jak choćby Lech Wałęsa, który skoczył przez płot, bo zobaczył wieloryba. Jest też wątek główny, miłosna opowieść, który próbuje scalić opowieść. Co ciekawe, „Wieloryb” przeszedł bez większego echa, wydana w 1998 roku książka szybko znikła z półek księgarskich, a jej autor, który następne pozycje wydawał już pod prawdziwym imieniem i nazwiskiem, nie zyskał rozgłosu. Można powiedzieć, stał się prawdziwym apokryficznym autorem. 30 sierpnia 2009 |
Czy „Nowy wspaniały świat” Aldousa Huxleya, powieść, której tytuł wykorzystałem dla stworzenia nazwy niniejszego cyklu, oraz ikoniczna „1984” George’a Orwella bazują po części na pomysłach z „After 12.000 Years”, jednej z pierwszych amerykańskich antyutopii?
więcej »Kontynuując omawianie książek SF roku 2021, przedstawiam tym razem thriller wyróżniony najważniejszą nagrodą niemieckojęzycznego fandomu. Dla kontrastu przeciwstawiam mu wydawnictwo jednego z mniej doświadczonych autorów, którego pierwsza powieść pojawiła się na rynku przed zaledwie dwu laty.
więcej »Science fiction bliskiego zasięgu to popularna odmiana gatunku, łącząca zazwyczaj fantastykę z elementami powieści sensacyjnej lub kryminalnej. W poniższych przykładach chodzi o walkę ze skutkami zmian klimatycznych oraz o demontaż demokracji poprzez manipulacje opinią publiczną – w Niemczech to ostatnio gorąco dyskutowane tematy.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wiewiórki Nabokova
— Michał Foerster
A momenty były?
— Michał Foerster
Jak nie zostałem wielkim pisarzem science fiction
— Michał Foerster
Dobry czytelnik
— Michał Foerster
Szaleńcy boży Flannery O’Connor
— Michał Foerster
Literatura a życie
— Michał Foerster
Dlaczego nie lubimy poezji
— Michał Foerster
Autor i słowo
— Michał Foerster
Zabawy z Carrollem
— Michał Foerster
Najlepsza książka 2009 roku
— Michał Foerster
Popkultura i antyk: Elektra
— Michał Foerster
Steve Jobs wielkim poetą był
— Michał Foerster
Notatki na marginesie „Mapy i terytorium”
— Michał Foerster
Popkultura i antyk: Błagalnice
— Michał Foerster
Popkultura i antyk: Dzieci Heraklesa
— Michał Foerster
Popkultura i antyk: Persowie
— Michał Foerster
Chociaż nie brzmi to zbyt oryginalnie
— Michał Foerster
Popkultura i antyk: Trachinki
— Michał Foerster
Popkultura i antyk: Ajas
— Michał Foerster
Popkultura i antyk: Filoktet
— Michał Foerster
Bardzo ciekawy tekst.