Wilcze kły kapitalizmu należy stępić rozlewem krwi [Maj Sjöwall, Per Wahlöö „Morderstwo w Savoyu” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Oryginalny tytuł szóstej odsłony kryminalnego cyklu Maj Sjöwall i Pera Wahlöö o sztokholmskim komisarzu Martinie Becku należałoby przetłumaczyć jako „Glina, glina, kartoflana papka”. Polski wydawca powieści uznał go jednak najprawdopodobniej za niepoważny i niezrozumiały dla czytelnika, więc zamienił na – do bólu banalne – „Morderstwo w Savoyu”. W niczym jednak nie zmienia to faktu, że mamy do czynienia z kolejnym wyśmienitym dziełem słynnego duetu.
Wilcze kły kapitalizmu należy stępić rozlewem krwi [Maj Sjöwall, Per Wahlöö „Morderstwo w Savoyu” - recenzja]Oryginalny tytuł szóstej odsłony kryminalnego cyklu Maj Sjöwall i Pera Wahlöö o sztokholmskim komisarzu Martinie Becku należałoby przetłumaczyć jako „Glina, glina, kartoflana papka”. Polski wydawca powieści uznał go jednak najprawdopodobniej za niepoważny i niezrozumiały dla czytelnika, więc zamienił na – do bólu banalne – „Morderstwo w Savoyu”. W niczym jednak nie zmienia to faktu, że mamy do czynienia z kolejnym wyśmienitym dziełem słynnego duetu.
Maj Sjöwall, Per Wahlöö ‹Morderstwo w Savoyu›Maj Sjöwall i Per Wahlöö imponowali systematycznością! W ciągu dziesięciu lat, to jest między 1965 a 1975 rokiem – czyli do chwili śmierci Pera – opublikowali bowiem wspólnie dziesięć powieści, których głównym bohaterem był niezawodny w (prawie) każdej sytuacji sztokholmski policjant, komisarz Martin Beck. Mimo głośno deklarowanych przez autorów sympatii prokomunistycznych i wszechobecnej w ich książkach krytyki ustroju kapitalistycznego, w Polsce Ludowej ukazały się zaledwie trzy pozycje cyklu („Śmiejący się policjant”, „Człowiek z Säffle” oraz „Zamknięty pokój”), czwartą („Jak kamień w wodę”) dorzucono tuż po upadku komuny. I kto wie, czy dane byłoby nam poznać całość serii, gdyby nie wywołana przed kilkoma laty ogromną popularnością utworów Henninga Mankella i Stiega Larssona fala skandynawskich kryminałów, która dosłownie zalała polski rynek wydawniczy. Szczęśliwym trafem, znalazła się oficyna, która – w zalewie współczesnych twórców – postanowiła sięgnąć do źródeł i po części przypomnieć, a po części dopiero odkryć przed Polakami dzieła „rodziców chrzestnych” tego bardzo charakterystycznego nurtu we współczesnej prozie detektywistycznej. W nowych tłumaczeniach Haliny Thylwe przed trzema laty Amber rozpoczął publikację wszystkich opowieści o komisarzu Becku. Do tej pory, przy zachowaniu porządku chronologicznego, ukazały się: „ Roseanna” (1965), „ Mężczyzna, który rozpłynął się w powietrzu” (1966), „ Mężczyzna na balkonie” (1967), „ Śmiejący się policjant” (1968) oraz „ Wóz strażacki, który zniknął” (1969), będący nową wersją znanego już w naszym kraju „Jak kamień w wodę”. „Morderstwo w Savoyu” jest szóstą odsłoną cyklu – o tyle nietypową, że zarówno zawiązanie, jak i rozwiązanie zagadki tytułowego zabójstwa ma miejsce nie w Sztokholmie, ale w Malmö. Jest upalny lipiec 1969 roku. Pewnego środowego wieczoru w restauracji Hotelu Savoy w Malmö odbywa się kolacja biznesowa, podczas której znany nie tylko w Szwecji, lecz również na całym świecie przedsiębiorca Viktor Palmgren bawi się z trzema najważniejszymi dyrektorami podległych sobie firm i spółek (dla okrasy towarzyszą im również kobiety, a wśród nich młoda i piękna żona dojrzałego już Viktora). W chwili kiedy wygłasza właśnie uroczyste przemówienie, do sali wchodzi niepozornie wyglądający mężczyzna w ciemnej marynarce; idzie w stronę stolika, przy którym tyłem do niego stoi Palmgren, wyciąga broń i oddaje w jego kierunku jeden strzał. Pocisk trafia w głowę od tyłu, obok lewego ucha. Po wszystkim zamachowiec, jak gdyby nigdy nic, podchodzi do otwartego okna i wyskakuje przez nie na zewnątrz. Konsternacja w sali jest tak wielka, że nikt nie wpada na pomysł, aby ścigać zabójcę. Biznesmen zostaje wkrótce przewieziony do szpitala, gdzie następnego dnia wieczorem umiera. Zanim jednak do tego dochodzi, na miejscu zdarzenia pojawia się miejscowa policja i podejmuje szeroko zakrojone działania. Za przesłuchiwanie świadków zabiera się Backlund, jeden z najmniej rozgarniętych funkcjonariuszy w Malmö; gdy niebawem pojawia się w Savoyu Per Månsson – znany już z wcześniejszych części cyklu, specjalista od rewizji – jest tyleż samo rozbawiony, co przerażony tym faktem. Na tyle, na ile jest to możliwe, stara się od razu naprawiać ewentualne błędy kolegi. Niestety, mimo obecności wielu świadków, dopiero po godzinie od oddania strzału do Palmgrena udaje się sporządzić przybliżony rysopis sprawcy. W tym czasie udaje mu się już przepłynąć wodolotem do Kopenhagi, a stamtąd z portu lotniczego Kastrup odlecieć na sztokholmską Arlandę. Månssonowi udaje się to ustalić dzięki pomocy swego kopenhaskiego kolegi inspektora Mogensena. Współpracujący z Perem Månssonem, przeniesiony ze stolicy do Malmö zaledwie kilka miesięcy wcześniej (po nieudanej akcji opisanej w finale „Wozu strażackiego, który zniknął”), Benny Skacke natychmiast powiadamia o tym fakcie Gunvalda Larssona, prosząc go jednocześnie o zatrzymanie autobusu wiozącego właśnie pasażerów z Arlandy do centrum miasta. Wysłani na końcowy przystanek policjanci Karl Kristiansson i Kurt Kvant – już wcześniej będący w cyklu Sjöwall i Wahlöö synonimem niekompetencji i nieudacznictwa – spóźniają się jednak o kilka minut i tym samym pozwalają ptaszkowi odlecieć wolno. A to oznacza tyle, że sprawa, która mogła zostać rozwiązana w ciągu kilku godzin, może się teraz wlec całymi tygodniami. Aby do tego nie dopuścić (Palmgren był mimo wszystko zbyt ważną postacią dla szwedzkich interesów na świecie), komendant główny policji desygnuje do prowadzenia śledztwa Martina Becka. Komisarz nie jest tą decyzją zachwycony; wiadomość ta spada na niego bowiem akurat w momencie, kiedy urządza skromną parapetówkę dla swoich przyjaciół – Lennarta Kollberga (z żoną Gun) oraz Åsy Torell, teraz już policjantki w obyczajówce, wobec której, od czasu separacji z żoną i wyprowadzki z domu, Beck ma coraz poważniejsze, choć wciąż jeszcze skrywane zamiary. Nie może jednak odmówić i już następnego dnia, na ogromnym kacu, leci do Malmö, aby do spółki z Månssonem rozwikłać zagadkę tego bardzo nietypowego zabójstwa. Choć już we wcześniejszych powieściach, a zwłaszcza w wydanym w pamiętnym rewolucyjnym roku 1968 „Śmiejącym się policjancie”, Sjöwall i Wahlöö donośnie dawali wyraz swojej niechęci wobec policji, postrzeganej jako istotny element opresyjnego państwa kapitalistycznego, to w „Morderstwie w Savoyu” pobili pod tym względem chyba niedościgły już rekord. Pomijając stałych bohaterów serii, czyli Becka i jego kompanów (w tym również Månssona i Torell), wszyscy pozostali stróżowie prawa przedstawieni zostali jako wzbudzające jedynie litość kreatury. Że taką rolę przypisano Kristianssonowi i Kvantowi – czytelnicy zdążyli się już przyzwyczaić; teraz do tego żałosnego duetu dołączyli jeszcze Backlund, nowy – po przejściu na emeryturę Evalda Hammara – przełożony Martina, Stig Malm, oraz niejaki Paulsson, wysłany do Malmö przez swoich przełożonych indolentny funkcjonariusz SÄPO, czyli szwedzkiej służby bezpieczeństwa. To, co wyprawiają z nim autorzy powieści, przypomina dosłownie kopanie leżącego. Co ciekawe, tak godnego pożałowania portretu bezpieczniaka nie stworzyli nawet polscy pisarze publikujący w czasach PRL-u w drugim obiegu, a przecież mieli ku temu nieporównywalnie więcej powodów. Cała powieść skrzy się zresztą nie tylko od jawnej ironii, ale także od politycznych asocjacji. Zamordowany Palmgren to, pomimo otaczającego go za życia szacunku, prawdziwa kanalia – handlarz bronią i spekulant, bezwzględny kapitalista z wilczymi kłami, któremu należała się nie jedna kulka w łeb, ale cała seria pocisków dum-dum. Prowadzone przez niego interesy zostały tak złowieszczo nakreślone przez autorów, że w tej odwiecznej rozgrywce między policjantami a przestępcami czytelnik tym razem podświadomie kibicuje drugiej stronie. Nawet komisarz Beck w chwili ujęcia zbrodniarza, bo kiedyś przecież musi do tego dojść, nie wydaje się do końca przekonany, czy dobrze robi. Powieść została dwukrotnie przeniesiona na ekran. Po raz pierwszy w 1979 roku w… Związku Radzieckim przez Łotysza Jānisa Streičsa; adaptacja ta nosiła tytuł „Niedokończony obiad” („Незаконченный ужин”), a Martina Becka zagrał w niej rodak reżysera Romualds Ancāns. Czternaście lat później, już pod właściwym tytułem „Polis, polis, potatismos”, zekranizowali książkę Szwedzi (a mówiąc precyzyjniej, Per Berglund), komisarzem był zaś Gösta Ekman, odtwórca tej roli w sześciu filmach z lat 1993-1994.
|