Komisarz Beck za żelazną kurtyną [Maj Sjöwall, Per Wahlöö „Mężczyzna, który rozpłynął się w powietrzu” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl „Mężczyzna, który rozpłynął się w powietrzu” to drugi – po znakomitej „Roseannie” – kryminał szwedzkiego duetu Maj Sjöwall i Per Wahlöö ze sztokholmskim komisarzem Martinem Beckiem w roli głównej. I choć nie dorównuje on poziomem swemu poprzednikowi, to jednak wciąż – także z perspektywy ponad czterdziestu lat, które minęły od jego wydania – pozostawia po sobie dobre wrażenie. A dla tych, którzy znają Budapeszt, powinien być wręcz lekturą obowiązkową.
Komisarz Beck za żelazną kurtyną [Maj Sjöwall, Per Wahlöö „Mężczyzna, który rozpłynął się w powietrzu” - recenzja]„Mężczyzna, który rozpłynął się w powietrzu” to drugi – po znakomitej „Roseannie” – kryminał szwedzkiego duetu Maj Sjöwall i Per Wahlöö ze sztokholmskim komisarzem Martinem Beckiem w roli głównej. I choć nie dorównuje on poziomem swemu poprzednikowi, to jednak wciąż – także z perspektywy ponad czterdziestu lat, które minęły od jego wydania – pozostawia po sobie dobre wrażenie. A dla tych, którzy znają Budapeszt, powinien być wręcz lekturą obowiązkową.
Maj Sjöwall, Per Wahlöö ‹Mężczyzna, który rozpłynął się w powietrzu›Opublikowana w połowie lat 60. ubiegłego wieku „ Roseanna”, pierwsza wspólna powieść pary małżeńskiej Maj Sjöwall i Per Wahlöö, okazała się ogromnym wydarzeniem na skandynawskim rynku księgarskim. Otworzyła ona serię dziesięciu kryminałów, których głównym bohaterem był komisarz Martin Beck. Prawdopodobnie powstałoby ich jeszcze więcej, gdyby nie śmierć Wahlöö w 1975 roku. Po odejściu męża Sjöwall nie kontynuowała już cyklu, co wydaje się w pełni zrozumiałe, jeśli weźmie się pod uwagę głosy szwedzkich specjalistów od twórczości duetu twierdzących, że rzeczywistym autorem książek był jednak jej małżonek. Kryminał, w którym – wtedy jeszcze nie komisarz, a jedynie pierwszy policjant śledczy Komendy Głównej w Sztokholmie – Beck rozwiązuje skomplikowaną sprawę morderstwa podróżującej po Szwecji amerykańskiej turystki Roseanny McGraw, spotkał się ze znakomitym przyjęciem – i to zarówno ze strony czytelników, jak i krytyków. Jedynie kwestią czasu pozostawał więc jego powrót. Na szczęście nie trzeba było nań zbyt długo czekać. „Mężczyzna, który rozpłynął się w powietrzu” – druga odsłona przygód sztokholmskiego stróża prawa – ukazał się rok później. Co jednak mogło być zaskoczeniem, spora część akcji książki rozgrywała się nie w Skandynawii, ale za ówczesną żelazną kurtyną – w Budapeszcie, stolicy Węgierskiej Republiki Ludowej. Jest gorące lato 1966 roku. Martin Beck przygotowuje się właśnie do urlopu. Po południu ma dopłynąć promem do jednej z niewielkich wysepek archipelagu sztokholmskiego (sic! tak jest w powieści), na której – w domku letniskowym udostępnionym przez kuzyna żony – wypoczywają już od jakiegoś czasu jego najbliżsi, małżonka wraz z dziećmi: piętnastoletnią Ingrid i młodszym od niej o cztery lata Rolfem. Komisarzowi średnio uśmiecha się wypoczynek w takim gronie, ale nic nie może na to poradzić. Wybawienie od udręki ma miejsce następnego dnia. Beck otrzymuje wiadomość, że jest poszukiwany przez swego przełożonego; wsiada więc na łódź i płynie na sąsiednią wyspę, gdzie znajduje się najbliższy telefon. Zwierzchnik komisarza prosi go o natychmiastowy powrót do stolicy; indagowany, co się wydarzyło, odpowiada krótko i enigmatycznie, że „ktoś zaginął”. Komu przytrafiło się to nieszczęście, as sztokholmskiej policji dowiaduje się kilka godzin później od pracownika ministerstwa spraw zagranicznych. Chodzi o cenionego dziennikarza Alfa Matssona, który kilka dni wcześniej poleciał do Budapesztu i od tamtej pory nie dał znaku życia. Próby skontaktowania się z nim przez macierzystą redakcję, a później również przez służby dyplomatyczne nie przyniosły żadnego skutku. W takich okolicznościach pismo, w którym Matsson pracował, postanowiło dłużej nie zwlekać i opublikować na ten temat sążnisty artykuł, którego wymowy z kolei wystraszył się MSZ. Zaangażowanie się w całą sprawę władz wynikło więc przede wszystkim z obaw przed zaognieniem – i tak już bardzo delikatnych i drażliwych – stosunków Szwecji z krajem zza żelaznej kurtyny. Ostatecznie zawarto kompromis, uzgadniając, że gazeta wstrzyma się z drukiem tekstu do końca następnego tygodnia, a policja podejmie w tym czasie próbę wyjaśnienia całej sytuacji. I tak sprawa została przekazana najpierw do sztokholmskiej Komendy Głównej, a następnie na biurko bezpośredniego przełożonego Becka, komisarza Hammara. Martin Beck, stając przed dylematem, czy wrócić do zrzędliwej małżonki, czy też wsiąść na pokład samolotu i polecieć na Węgry – nie zastanawia się zbyt długo. Zanim jednak opuszcza Szwecję, zbiera jeszcze podstawowe informacje o zaginionym dziennikarzu. Dossier, które otrzymuje od pracownika MSZ-u, oraz rozmowa z żoną Matssona, z którą znajdował się on zresztą w separacji, przekonują komisarza, że zaginiony mężczyzna nie był ani przykładnym mężem, ani wzorowym obywatelem. Alkoholik, unikający płacenia alimentów i angażujący się w liczne romanse (a wszystko wskazuje na to, że nie są to wszystkie grzeszki, jakie ma na sumieniu) – to człowiek, po którym, jak sądzi Beck, można spodziewać się wszystkiego. Doleciawszy nad Dunaj, komisarz zatrzymuje się w tym samym hotelu – ba! w tym samym pokoju – w którym dzień przed swoim zniknięciem zameldował się reporter ze Sztokholmu. W recepcji przegląda pozostawione przez niego rzeczy, ale nie znajduje wśród nich niczego, co stanowiłoby jakiś widoczny ślad. Szybko za to przekonuje się, że jest śledzony. Pytanie tylko, przez kogo – węgierską milicję? służbę bezpieczeństwa? a może ludzi, którzy w jakiś sposób przyczynili się do zaginięcia Matssona, a nie są powiązani z komunistycznymi władzami Węgier? Szukając tropów, przybysz z chłodnej Skandynawii z trudem radzi sobie w słonecznym Budapeszcie. We znaki daje mu się nie tylko pogoda, do której nie przywykł, ale również pewna młoda dziewczyna, nie wiedzieć czemu, oferująca Beckowi wszystkie swoje wdzięki. Z biegiem czasu i ta zaskakująca zagadka zostaje wyjaśniona, tyle że wcześniej przyjdzie komisarzowi z powodu rozpustnej Węgierki przeżyć najprawdziwsze chwile grozy. „Mężczyzna, który rozpłynął się w powietrzu” (1966) – w porównaniu z wyśmienitą debiutancką „ Roseanną” (1965) – sprawia wrażenie niedopracowanego, z niezbyt wyszukaną intrygą i zdecydowanie niegodnym Maj Sjöwall i Pera Wahlöö, przesadnie melodramatycznym, rozwiązaniem kryminalnej łamigłówki. Można odnieść wrażenie, że szwedzkiej parze zabrakło dobrego pomysłu na zagospodarowanie Beckowi wolnego czasu, choć akurat wysłanie komisarza do Budapesztu można uznać za całkiem sprytny i udany koncept. Zresztą rozdziały, których akcja rozgrywa się w naddunajskiej stolicy, są najbardziej interesujące. Przede wszystkim dlatego, że autorzy znakomicie odrobili zadanie domowe na temat węgierskiej metropolii. Kto kiedykolwiek był w Budapeszcie w celach turystycznych, bez trudu odnajdzie na kartach powieści znane sobie miejsca – zabytkowe mosty na Dunaju, siedzibę parlamentu, Wyspę Małgorzaty, Wzgórze Gellerta i dzielnicę Újpest. Niestety, gdy tylko Beck wraca do Sztokholmu, cały czar pryska. Napięcie, zamiast rosnąć, siada – i to do tego stopnia, że czytelnika w zasadzie przestaje interesować, co tak naprawdę stało się z Matssonem. Co zatem zaszwankowało? Nade wszystko rozmach, jaki Sjöwall i Wahlöö chcieli nadać fabule, a którego ciężaru tym razem nie udźwignęli. Na manowce zaprowadziły ich również własne (lewicowe) sympatie polityczne. O ile bowiem opisy stolicy Węgier pozostawiają po sobie znakomite wrażenie, o tyle kryształowo czysta – przywodząca na myśl bohaterskich stróżów prawa z PRL-owskich powieści kryminalnych Heleny Sekuły, Anny Kłodzińskiej czy też Barbary Gordon – postać pomagającego w śledztwie swemu skandynawskiemu koledze po fachu majora madziarskiej milicji Vilmosa Szluki, może u polskiego czytelnika wzbudzać już dzisiaj ironiczny uśmieszek. A fakt, że głównymi czarnymi charakterami okazują się obywatele zgniłego Zachodu, uczucie to jedynie potęguje. Na szczęście w następnych powieściach – „ Mężczyźnie na balkonie” (1967) oraz „ Śmiejącym się policjancie” (1968) – wszystko wróciło do normy, a szwedzka para odzyskała wcześniejszy wigor i talent.
|