To zaskakujące, że ta sama powieść szwedzkiego prozaika Pera Wahlöö – chodzi o „Morderstwo na 31 piętrze” – doczekała się w Związku Radzieckim aż dwóch adaptacji telewizyjnych: teatralnej w 1972 oraz filmowej w 1980 roku. Za tę drugą odpowiadała wytwórnia „Tallinnfilm” i estoński reżyser Peeter Urbla, który pozwolił sobie na kilka zmian wobec pierwowzoru literackiego. Na szczęście jednak w żaden sposób nie wypaczył przesłania książki.
Klasyka kina radzieckiego: Zdrajcy i ogłupiacze
[Peeter Urbla „Upadek działu trzydziestego pierwszego” - recenzja]
To zaskakujące, że ta sama powieść szwedzkiego prozaika Pera Wahlöö – chodzi o „Morderstwo na 31 piętrze” – doczekała się w Związku Radzieckim aż dwóch adaptacji telewizyjnych: teatralnej w 1972 oraz filmowej w 1980 roku. Za tę drugą odpowiadała wytwórnia „Tallinnfilm” i estoński reżyser Peeter Urbla, który pozwolił sobie na kilka zmian wobec pierwowzoru literackiego. Na szczęście jednak w żaden sposób nie wypaczył przesłania książki.
Peeter Urbla
‹Upadek działu trzydziestego pierwszego›
EKSTRAKT: | 70% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 %  |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Upadek działu trzydziestego pierwszego |
Tytuł oryginalny | 31. osakonna hukk |
Reżyseria | Peeter Urbla |
Zdjęcia | Walerij Blinow |
Scenariusz | Peeter Urbla |
Obsada | Lembit Ulfsak, Iwan Krasko, Jüri Järvet, Jüri Järvet junior, Heino Mandri, Omar Volmer, Enn Klooren, Aarne Üksküla, Alice Talvik, Annika Tõnuri, Eino Baskin, Jaan Ruus, Ago Roo, Margus Tuuling |
Muzyka | Rein Rannap |
Rok produkcji | 1980 |
Kraj produkcji | ZSRR |
Czas trwania | 133 min |
Gatunek | dramat, kryminał |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Przed tygodniem w rubryce poświęconej kryminalnym spektaklom teatru telewizji „«Kobra» i inne zbrodnie” odkurzyłem prawdopodobnie nigdy w Polsce nie prezentowane, oparte na powieści „
Morderstwo na 31 piętrze” szwedzkiego prozaika Pera Wahlöö (1926-1975), trzyczęściowe przedstawienie zrealizowane prze Telewizję Leningradzką „
Dział trzydziesty pierwszy”. Powstało ono w 1972 roku, a więc osiem lat po premierze powieści. Jak się jednak okazało, nie było to wcale ostatnie w Związku Radzieckim podejście do tej książki ani – szerzej – do twórczości pisarza powszechnie uznawanego w świecie za „ojca chrzestnego” literackiego nordic-noir. W 1979 roku kinematografiści łotewscy przenieśli na ekran – napisaną wspólnie z Maj Sjöwall – powieść „
Morderstwo w Savoyu” (1970), w efekcie czego powstał film „
Niedokończona kolacja”. W tym samym czasie natomiast Estończycy zabrali się za kręcenie filmowej wersji „Morderstwa na 31 piętrze”, choć wciąż tylko na potrzeby telewizji. Historię wymyśloną przez Pera zamknięto w dwóch częściach – jedna powstała w 1979, a druga w 1980 roku.
Premiera „Upadku działu trzydziestego pierwszego”, bo tak właśnie zatytułowano ponad dwugodzinny obraz, odbyła się jednak dopiero w 1981 roku podczas Wszechzwiązkowego Festiwalu Telewizyjnego w armeńskim Erywaniu, gdzie zresztą dzieło uhonorowano nagrodą za najlepszy debiut, doceniając w ten sposób pracę mało znanego w Związku Radzieckim reżysera Peetera Urbly. Urodził się on w miasteczku Türi w środkowej Estonii w roku zakończenia drugiej wojny światowej. Jako dwudziestoczterolatek ukończył wydział historyczno-filologiczny Uniwersytetu w Tartu. Nie został jednak ani zawodowym historykiem, ani tym bardziej zawodowym filologiem. Osiem lat później, czyli w 1977 roku, zaliczył Wyższe Kursy Scenariopisarstwa i Reżyserii w Moskwie, co otworzyło mu zupełnie nową drogę kariery. Choć gwoli ścisłości, to podążał nią już od kilku lat jako etatowy pracownik estońskiego Komitetu do spraw Radia i Telewizji. Ale dopiero z dyplomem w ręku mógł stanąć za kamerą; pod tym względem zbiurokratyzowany system sowiecki był nieugięty.
Peeter Urbla swoją drogę twórczą zaczął, jak większość, bardzo skromnie – od krótkometrażówki „Promenada” (1978), która była adaptacją dobrze znanego w Polsce opowiadania Kurta Vonneguta „Długi spacer do zawsze”. Filmik dołączono później do trzynowelowego zbioru i nawet pokazywano w kinach. Mając się już czym pochwalić, Urbla uzyskał zgodę na ekranizację powieści Pera Wahlöö. A potem poleciało z górki. W 1982 roku Estończyk nakręcił musical „Przebój”, następnie kolejny kryminał oparty na powieści szwedzkiego autora, tym razem Karla Arnego Bloma – „Zamknięty krąg” (1983), wojenne „Pod cudzym imieniem” (1984) oraz dramat społeczny „Nie jestem turystą, mieszkam tutaj” (1988). W niepodległej Estonii Urbla nakręcił tylko trzy filmy: nowelowe melodramatyczne „Bałtyckie historie miłosne” (1992), kryminał według powieści Sébastiena Japrisota „Pani w samochodzie” (1992) oraz komediodramat „Stylowa impreza” (2005), którym ostatecznie pożegnał się z zawodem, przechodząc na zasłużoną emeryturę.
Pisząc scenariusz do „Upadku działu trzydziestego pierwszego”, Peeter Urbla miał oczywiście w tyle głowy
spektakl Jurija Aksionowa; zależało mu jednak na tym, aby jak najbardziej oddalić się od tamtego przedstawienia, przy jednoczesnym zachowaniu wierności pierwowzorowi literackiemu. Fabuła filmu oddaje więc to, co wymyślił Wahlöö, lecz Estończyk pozwolił sobie na jedną, ale za to zasadniczą zmianę – nadał bohaterom imiona i nazwiska. W książce i przedstawieniu telewizyjnym pojawia się tylko jedna konkretna tożsamość – głównej postaci dramatu, czyli komisarza Jensena. Urbla to diametralnie zmienił, przy okazji, nie wiedzieć czemu, degradując dzielnego policjanta o jeden stopień – w „Upadku…” jest on bowiem jedynie inspektorem. Wcielił się w niego natomiast Lembit Ulfsak (1947-2017), jeden z najbardziej rozpoznawalnych w późniejszych latach aktorów estońskich, znany z Gogolowskiego horroru „
Wiedźma” (2006) oraz nominowanych do Oscara wojennych „
Mandarynek” (2013).
Wszystko zaczyna się po bożemu, jak w powieści. Policja otrzymuje zgłoszenie o anonimie, który trafił do szefostwa wielkiego koncernu medialnego; jego autor zapowiada, że 10 września dokładnie o godzinie czternastej w potężnym wieżowcu Domu Prasy (ta nazwa to również wkład własny scenarzysty) dojdzie do eksplozji. Naczelnik służby kryminalnej (w tej roli Iwan Krasko – patrz: „
Morderczy Afganistan” oraz „
Taras Bulba”) wysyła na miejsce Jensena. Czasu zostało już niewiele – zaledwie kilkadziesiąt minut – by podjąć decyzję: albo wierzymy w groźby i ewakuujemy budynek, albo ignorujemy je i tym samym ryzykujemy życiem ludzi. Szef generalny koncernu (Omar Volmer) oraz pierwszy dyrektor (Heino Mandri) skłaniają się ku temu drugiemu, argumentując w ten sposób, że kilkugodzinny przestój w pracy spowoduje paromilionowe straty. Ale z drugiej strony – jeżeli bomba naprawdę wybuchnie i zginą dziesiątki, a może i nawet setki pracowników firmy? Ostatecznie ulegają więc presji Jensena i wydają zgodę na ewakuację. Do eksplozji na szczęście nie dochodzi.

Mimo to policja postanawia rozpocząć szeroko zakrojone śledztwo, by znaleźć odpowiedź na pytanie, kto groził najpotężniejszemu koncernowi prasowemu w kraju i z jakiego powodu. Dochodzenie zostaje powierzone inspektorowi Jensenowi, który zaczyna je w dość nietypowy sposób – od zapoznania się z ofertą domu medialnego. Udaje się więc do salonu prasowego i dokonuje zakupu kilkunastu pism wydawanych przez koncern. Tu docieramy do ciekawego spostrzeżenia, które dzisiaj nikogo już nie dziwi, dla Europejczyka z Zachodu też pewnie nie byłoby to wtedy wielkim zaskoczeniem, ale u widza zza żelaznej kurtyny musiało wzbudzać konsternację. Wszystkie przeglądane przez policjanta żurnale i czasopisma, choć mają różne tytuły i zdjęcia na okładkach – są niemal identyczne. Robione w myśl zasady: maksimum zdjęć, minimum treści. Przesłanie tego było oczywiste: patrzcie, jak prasa zachodnia ogłupia swoich obywateli, jak prowadzi do ich odmóżdżania, a tym samym pozbawiając wiedzy na temat świata – podporządkowuje ich sobie. Dzisiaj taka polityka jest na porządku dziennym i prowadzi właśnie do tego, co sugerował już ponad pół wieku temu Per Wahlöö. Pod płaszczykiem przyjemnej rozrywki ogłupia się ludzi, aby łatwiej było nimi manipulować.
Prowadząc śledztwo, Jensen wpada na pewien trop, który każe mu sądzić, że autorem anonimowych gróźb może być któryś z niedawno zwolnionych pracowników, który na pożegnanie otrzymał od firmy dyplom z podziękowaniami. Tylko kto? Szef jednego z działów koncernu Rafael Krank (Eino Baskin) czy była redaktorka naczelna Anne Hollman (Alice Talvik)? A może zapijaczony reporter Gunnar Blindt (Aarne Üksküla), ewentualnie jego kolega po fachu Jan Schmidt (Jaan Ruus)? Należy brać jeszcze pod uwagę młodą graficzkę Julię Kvalheim (przedwcześnie zmarła śpiewaczka operowa Annika Tõnuri) i wiekowego dziennikarza Karla Brennera (Jüri Järvet, który aktorską nieśmiertelność zapewnił sobie rolami w „
Królu Learze” oraz „
Solarisie”)… Choć szef koncernu, dążąc do jak najszybszego zamknięcia sprawy, podrzuca inspektorowi innego sprawcę, na dodatek takiego, który sam przyznał się do wysłania gróźb – to niejaki Ben Gottlieb (Jüri Järvet junior). Tyle że Jensen nie wierzy w jego winę. Cała ta sprawa wydaje mu się szyta zbyt grubymi nićmi.
Prowadząc śledztwo, policjant odkrywa tajemnice koncernu – najważniejsza jest ta dotycząca specjalnego działu gazety, który znajduje się na trzydziestym pierwszym piętrze Domu Prasy. To kondygnacja, do której winda nie prowadzi. Dostać tam się można jedynie schodami, ale wejścia chronią stalowe drzwi. Oficjalnie rozmówcy Jensena zaprzeczają istnieniu „działu trzydziestego pierwszego”, lecz im energiczniej to robią, tym bardziej inspektor im nie wierzy. Podskórnie czuje, że to on jest głównym kluczem do rozwiązania zagadki. Chociaż Peeter Urbla starał się unikać jakiejkolwiek propagandy, gdzieś na dalekim tle ona się pojawia. Przy czym, co należy wyraźnie podkreślić, nikt nie przeinacza poglądów Pera Wahlöö. Szwedzki pisarz pod wieloma względami był w swoich książkach dużo bardziej krytyczny wobec rządu w Sztokholmie niż autor filmu. Z tą różnicą, że w dziele Urbly pewne zarzuty zostają spersonifikowane; tym samym wprost dostaje się partii socjaldemokratycznej (rządzącej Szwecją przez wiele lat do 1976 roku), której przywódcy przez jednego z bohaterów zostają oskarżeni o zdradę – idei, pisma i ludzi. Pomijając wycieczki polityczne, „Upadek…” jest bardzo przyzwoicie zrealizowanym filmem sensacyjno-kryminalnym, któremu reżyser przydał specyficznego, odrealnionego klimatu. Zadbał przy tym o intrygującą ścieżkę dźwiękową (autorstwa Reina Rannapa), na którą składają się zarówno kompozycje jazzowe, jak i elektroniczno-nowofalowe, dynamiczne i nastrojowe.
