Polskie wydawnictwa, włącznie z tymi najbardziej renomowanymi, prześcigają się w ostatnich latach w podpisywaniu umów ze skandynawskimi autorami kryminałów. Asem w talii Wydawnictwa Dolnośląskiego jest Norweg Jo Nesbø, będący nie tylko pisarzem, ale również ekonomistą i… muzykiem rockowym. „Pierwszy śnieg” to jego szósta powieść wydana w naszym kraju. Kolejna – znakomita!
Psycho Killer
[Jo Nesbø „Pierwszy śnieg” - recenzja]
Polskie wydawnictwa, włącznie z tymi najbardziej renomowanymi, prześcigają się w ostatnich latach w podpisywaniu umów ze skandynawskimi autorami kryminałów. Asem w talii Wydawnictwa Dolnośląskiego jest Norweg Jo Nesbø, będący nie tylko pisarzem, ale również ekonomistą i… muzykiem rockowym. „Pierwszy śnieg” to jego szósta powieść wydana w naszym kraju. Kolejna – znakomita!
Spośród wydawanych w Polsce skandynawskich autorów powieści kryminalnych, nie licząc będącego poza wszelką konkurencją weterana Henninga Mankella, Norweg Jo Nesbø doczekał się najwięcej publikacji. „Pierwszy śnieg” to już jego szósta książka, która trafiła w ręce czytelników nad Wisłą. Bohaterem wszystkich jest, pochodzący z Oslo, komisarz Harry Hole. Jego twórca przyszedł na świat równo pół wieku temu. I chociaż urodził się w norweskiej stolicy, dzieciństwo i młodość spędził – wraz z młodszym o rok bratem Knutem – w leżącym na zachodnim wybrzeżu Molde. Bracia mieli wiele wspólnych zainteresowań – razem kopali piłkę w lokalnym Molde FK, razem założyli i po dziś dzień grają w pop-rockowym kwartecie Di Derre (w ciągu trzynastu lat, między 1993 a 2006 rokiem, wydali pięć płyt, do tego należy doliczyć jeszcze solową płytę starszego z panów Nesbø). Jo początkowo wcale nie planował kariery pisarskiej. Po ukończeniu studiów ekonomicznych jako wolny strzelec zajął się dziennikarstwem, do pensji dorabiał także w roli maklera giełdowego. Dopiero w połowie ubiegłej dekady postanowił spróbować sił jako beletrysta. Pierwszy kryminał, z komisarzem Harrym Hole w roli głównej, wydał w 1997 roku („Człowiek-nietoperz”). Historia śledztwa prowadzonego przez gliniarza rodem z Oslo w dalekiej Australii spotkała się ze znakomitym przyjęciem krytyków i czytelników, a Skandynawskie Stowarzyszenie Kryminalne uhonorowało ją nagrodą Szklanego Klucza (przyznawaną najlepszym powieściom autorów z Islandii, Danii, Finlandii, Szwecji oraz Norwegii). W drugiej części cyklu, nie wydanych jeszcze w naszym kraju „Karaluchach” (1998), Nesbø wysłał swojego bohatera do Tajlandii; w kolejnych tropił on już jednak złoczyńców na ulicach norweskiej stolicy. „Czerwone Gardło” (2000), „Trzeci klucz” (2002) oraz „Pentagram” (2003) złożyły się na „Trylogię z Oslo”, ale i kolejne odsłony serii miały za tło dawną Christianię (jak na przykład wydany przed pięcioma laty „Wybawiciel”). Nie inaczej jest z „Pierwszym śniegiem”, choć w przypadku tej właśnie książki śledztwo na krótko przenosi się jeszcze do Bergen.
Harry Hole na kartach „Pierwszego śniegu” to czterdziestojednoletni komisarz Wydziału Zabójstw Komendy Okręgowej Policji w Oslo, prywatnie zaś człowiek, któremu w życiu do tej pory zdecydowanie się nie wiedzie. Matka zmarła, gdy był dzieckiem; siostra choruje na zespół Downa; z ojcem nie utrzymuje w zasadzie żadnych kontaktów. Mieszka samotnie w zawilgoconym i zapleśniałym mieszkaniu w starej kamienicy w centrum miasta. Wciąż nie może dojść do siebie po rozstaniu z Rakel Fauke, której nie potrafi przestać kochać. Ich związek nie wytrzymał jednak próby czasu, a przede wszystkim jego zaangażowania w pracę. Fauke, nie mogąca pogodzić się z często nieobecnością w domu i ciągłym zagrożeniem życia Harry’ego, postanawia w końcu odejść, po czym wiąże się z człowiekiem, który nie tylko gwarantuje jej życie na odpowiednim poziomie, ale również stabilizację uczuciową. Tym wybrańcem okazuje się Mathias Lung-Helgesen, zamożny lekarz, na co dzień pracujący w stołecznym Instytucie Anatomii. O ile kobieta akceptuje nowego kochanka, o tyle spore problemy ma z tym jej syn, dwunastoletni Oleg, wciąż bardzo mocno przywiązany do poprzedniego przyjaciela matki. Kiedy Hole dowiaduje się o planowanej przeprowadzce Mathiasa do domu Rakel oraz – w nieco dalszej perspektywie – ich ślubie, przeżywa kolejne załamanie, które o mało co nie kończy się powrotem do ciągu alkoholowego. Naprawdę dużo kosztuje go to, by ponownie nie popaść w wyniszczający nałóg. Po części wybawieniem od tego zagrożenia okazuje się seria tajemniczych zaginięć kobiet.
Pierwszą ofiarą pada Birte Becker, żona statecznego profesora fizyki, dużo młodsza od swego męża, piękna i wciąż bardzo atrakcyjna; drugą – również przykuwająca uwagę urodą Sylvia Ottersen, wraz z małżonkiem prowadząca sklep z artykułami sprowadzanymi z Afryki. Co łączy obie kobiety? Fakt, że miały rodziny, a ich dzieci korzystały z usług tego samego lekarza, właściciela prywatnej kliniki Idara Vetlesena. I jeszcze jeden, ale za to bardzo istotny szczegół. Bałwan! Którego ktoś – porywacz? zabójca? – ulepił w dniu zniknięcia Birte przed domem Beckerów… Którego znaleziono w lesie nieopodal miejsca kaźni Sylvii, na dodatek ozdobionego odciętą od tułowia głową kobiety… Komisarz Hole nie ma wątpliwości, że pojawił się niezwykle groźny seryjny zabójca. W tym przekonaniu utwierdza go list, który otrzymał kilka miesięcy wcześniej, ale którego – przynajmniej do tej pory – nie traktował zbyt poważnie. Z perspektywy czasu można go jednak uznać za zapowiedź obecnych dramatycznych wydarzeń, o czym przekonują zwłaszcza pierwsze trzy zdania epistoły: „Wkrótce spadnie pierwszy śnieg. Wtedy on znów się pojawi. Bałwan”. Skoro pada słowo „znów”, oznacza to, że coś podobnego musiało mieć miejsce już wcześniej. Intuicja nie myli Harry’ego. Analiza policyjnych statystyk szybko odsłania przed stróżami prawa okrutną prawdę. Pierwsza podobna historia wydarzyła się dwanaście lat wcześniej. Wtedy to na szczycie Ulriken nieopodal Bergen odnalezione zostało zmasakrowane ciało kobiety, na które z sąsiedniego pagórka spoglądał… tak, właśnie – śniegowy bałwan. Tyle że, jak mogło się wydawać, tamta sprawa została, przynajmniej częściowo, wyjaśniona. Uznano bowiem, że sprawcą tej i jeszcze jednej zbrodni był miejscowy policjant, ale o bardzo wątpliwej reputacji, Gert Rafto, który wkrótce po odkryciu ciał rozpłynął się w powietrzu. Czyżby teraz powrócił? Jeśli tak, to co działo się z nim przez cały ten czas?
Przełożonym komisarza Hole, w tym szefowi Wydziału Zabójstw nadkomisarzowi Gunnarowi Hagenowi, trudno jest pogodzić się z myślą, że na terenie Norwegii grasuje maniakalny morderca. W końcu jednak i on musi ulec i przystać na żądanie powiększenia zespołu Harry’ego, który od tej pory ma zajmować się tylko dochodzeniem w sprawie zabójstw pań Becker i Ottersen, a wkrótce także kolejnych osób (i to nie tylko kobiet). Prawą ręką komisarza zostaje, przeniesiona z bergeńskiej obyczajówki, Katrine Bratt, niezwykle zdolna, ale też bardzo samodzielna policjantka. I na dodatek – kobieta wyzwolona. Między głównymi bohaterami szybko zaczyna więc iskrzyć, co sprawia, że Hole trafia – i to niemal dosłownie – między młot (Katrine) a kowadło (Rakel). Nowa współpracownica budzi w nim jednak mieszane uczucia, więcej nawet: z biegiem czasu Harry nabiera coraz więcej wątpliwości co do jej intencji. Śledztwo bowiem co rusz ląduje w ślepym zaułku, jakby ktoś, kto jakimś cudem ma dostęp do poufnych informacji, świadomie wyprowadzał policję na manowce. Sprawa komplikuje się zresztą w dwójnasób, kiedy okazuje się – już bez żadnych wątpliwości – że współczesne zbrodnie są niejako ciągiem dalszym tych dokonanych przed laty. Odpowiedzi na wiele pytań trzeba zatem szukać w przeszłości i to niekiedy dość odległej. Nesbø umiejętnie plącze wątki i myli tropy, prowadząc przy tym bardzo wyrafinowaną grę z czytelnikiem. W niektórych momentach, jakby badając jego czujność, zdradza chyba nawet trochę więcej, niż powinien. Ale taki wniosek nasuwa się dopiero, kiedy docieramy do końca opowieści. A ten rozegrany jest w prawdziwie amerykańskim stylu. I choć ów le grande finale – ze znaną wszystkim wielbicielom Adama Małysza skocznią narciarską Holmenkollbakken w tle – uznać można za pewien dysonans (jego rozmach zdecydowanie i to aż nazbyt kontrastuje z wcześniejszym tonem książki), to mimo wszystko przyznać trzeba, że opisany został z ogromnym nerwem i wyjątkowym talentem.
„Pierwszy śnieg” jest modelowym wręcz przykładem skandynawskiego kryminału. Do pewnego stopnia powiela on dobrze już znane, również polskim czytelnikom, schematy, ale jednocześnie posiada znakomitą konstrukcję i intrygującą fabułę, co ratuje go przed oskarżeniami o wtórność bądź naśladownictwo dzieł innych autorów. Swoją drogą, po lekturze dwudziestu, trzydziestu podobnych książek można wyrobić sobie dość wyrazisty i chyba bliski prawdy pogląd na temat fobii dręczących bogate społeczeństwa północnej Europy. Jedną z najpoważniejszych wydaje się obawa przed przekazywanymi dzieciom groźnymi chorobami genetycznymi (czemu wyraz dał również Islandczyk Arnaldur Indriđason w powieści „
W bagnie”), inną, nie mniej istotną – niewierność i rozwiązłość seksualna, postrzegana w krajach ortodoksyjnie protestanckich jako jeden z najcięższych grzechów (co piętnował między innymi Thomas Kanger w „
Mężczyźnie, który przychodził w niedzielę”). Palącym problemem zdają się być jednak także obsesje związane z dewiacjami psychicznymi, których źródła tkwią w traumatycznych przeżyciach z dzieciństwa, w czym można dostrzec, wcale nie tak zakamuflowaną, krytykę skandynawskiego modelu wychowania dzieci i młodzieży (vide w „
Księżniczka z lodu” i „
Kaznodzieja” Camilli Läckberg oraz „
Śmierć w wodzie” Torkila Damhauga). Książka Nesbø to bardzo mroczna opowieść o człowieku pogrążającym się w szaleństwie, który postanawia rzucić wyzwanie nie tylko stróżom prawa, ale i całemu społeczeństwu. To historia Anioła Zemsty, który znaczy swój szlak krwawymi ofiarami. Sam przy tym zdaje sobie sprawę, że czasu ma już niewiele. Zegar tyka. A czytelnik boi się coraz bardziej!
Jeżeli powieść taka super, to dlaczego tylko 80%?
Jak dla mnie, recenzja trochę zbyt dogłębna i długa. Reszta ok. Czyżby przymiarka do pracy doktorskiej ;).