Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 18 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Gonda Sextet
‹Sámánének›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułSámánének
Wykonawca / KompozytorGonda Sextet
Data wydania1976
NośnikWinyl
Czas trwania43:03
Gatunekjazz, rock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
János Gonda, Tamás Berki, Gábor Balázs, Péter Kántor, István Dely, Gyula Kovács, Károly Friedrich, Endre Sipos, László Dely
Utwory
Winyl1
1) Sámánének06:11
2) Párbeszéd05:09
3) Elcserélt fejek09:08
4) Afro-Cuban11:58
5) Lavina03:19
6) Profán ünnep07:19
Wyszukaj / Kup

Non omnis moriar: Szamańskie pieśni znad Balatonu

Esensja.pl
Esensja.pl
Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj węgierska formacja Gonda Sextet.

Sebastian Chosiński

Non omnis moriar: Szamańskie pieśni znad Balatonu

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj węgierska formacja Gonda Sextet.

Gonda Sextet
‹Sámánének›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułSámánének
Wykonawca / KompozytorGonda Sextet
Data wydania1976
NośnikWinyl
Czas trwania43:03
Gatunekjazz, rock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
János Gonda, Tamás Berki, Gábor Balázs, Péter Kántor, István Dely, Gyula Kovács, Károly Friedrich, Endre Sipos, László Dely
Utwory
Winyl1
1) Sámánének06:11
2) Párbeszéd05:09
3) Elcserélt fejek09:08
4) Afro-Cuban11:58
5) Lavina03:19
6) Profán ünnep07:19
Wyszukaj / Kup
János Gonda uznawany jest za jednego z najważniejszych węgierskich pianistów jazzowych, chociaż zdarzało się, że w swojej twórczości wykraczał poza ortodoksyjnie pojęty jazz. O czym świadczy na przykład opublikowana w połowie lat 70. ubiegłego wieku, sygnowana przez formację Gonda Sextet, płyta „Sámánének”. Jej lider przyszedł na świat w 1932 roku w Budapeszcie. Studiował w Akademii Muzycznej imienia Franciszka Liszta – najpierw muzykologię, a następnie pianistykę. Pierwszy ze swoich licznych zespołów – Qualiton Jazz Ensemble – założył, mając lat trzydzieści; był też wtedy inicjatorem wydawania wielce zasłużonej dla węgierskiej muzyki rozrywkowej serii „Modern Jazz”. Pod koniec lat 60., do spółki z polskim wibrafonistą Ryszardem Kruzą (znanym chociażby z albumu Krzysztofa Klenczona „Powiedz stary, gdzieś ty był”), powołał do życia Gonda-Kruza Quartet; Gonda Sextet rozpoczął natomiast swoją działalność w 1972 roku, a cztery lata później nagrał i opublikował (nakładem, będącej części koncernu Hunagaroton, Pepity), jak się później okazało, swój jedyny album.
Gonda był już wtedy postacią niemal pomnikową. Obok wielu płyt jazzowych, miał bowiem na koncie również kilkanaście ścieżek dźwiękowych – między innymi do znanych także w Polsce filmów: „Karambol” (1960) Feliksa Máriássy’ego, „Mrok za dnia” (1964) Zoltána Fábriego, „Ja, twój syn” (1966) i „Film o miłości” (1970) Istvana Szabó, „Morderca jest w domu” (1971) Róberta Bána oraz „Horyzont” (1971) i „Podróże z Jakubem” (1972) Pála Gábora – a poza tym zahaczający o muzykę klasyczną „Koncert australijski” (1970) oraz musical „Pro urbe” (1974). W ramach nowego projektu, czyli wspomnianego powyżej sekstetu, zdecydował się eksplorować rejony tak bardzo popularnego w tamtym czasie jazz-rocka. W utworzonej przez niego grupie znaleźli się: wokalista i gitarzysta Tamás Berki, saksofonista Péter Kántor, kontrabasista Gábor Balázs, perkusjonalista István Dely oraz bębniarz Gyula Kovács. Oprócz nich w sesji gościnnie wzięli udział jeszcze trzej muzycy: puzonista Károly Friedrich, trębacz Endre Sipos oraz grający na congach László Dely.
Album „Sámánének” („Pieśń szamana”) otwiera kompozycja tytułowa; patetycznej, elegijnej partii instrumentów dętych (połączone siły saksofonu, puzonu i trąbki) towarzyszy wokaliza Tamása Berkiego. W tym krótkim, niespełna dwuminutowym, fragmencie daje o sobie znać klasyczne wykształcenie lidera, który jednak nie zapomina również o tym, że Gonda Sextet powołany został przede wszystkim po to, aby przekraczać granice i szukać nowych dróg. Dlatego w dalszej części utworu mamy do czynienia z jednej strony z frazami bliskimi bluesowi, z drugiej – z jazzrockowymi improwizacjami dęciaków i wokalu. W finale zespół wraca do pierwotnego motywu, a rozedrgane emocje zostają stopniowo wyciszone. Podobnie dzieje się w drugim na liście „Párbeszéd”, choć tu kolejność zostaje odwrócona – najpierw mamy improwizację kontrabasu i fortepianu, z której dopiero później, po dość długim oczekiwaniu, wyłania się wpadający w ucho motyw przewodni grany przez Jánosa Gondę. Na zakończenie ustępuje on miejsca dalszym poszukiwaniom formalnym prowadzonym przez pianistę i Gábora Balázsa.
Stronę A winylu zamyka dziewięciominutowy numer „Elcserélt fejek”. Ileż w nim się dzieje! Majestatyczna introdukcja wokalna „gryzie” się z radosnymi tonami fortepianu i dęciaków, które w dość ryzykowny, ale na pewno pozwalający docenić odwagę kompozytora sposób przełamują pełen nostalgii klimat budowany przez Berkiego. Dalej jest tylko ciekawiej: rytm napędzają conga, za którymi starają się nadążyć pozostałe instrumenty, traktowane głównie jako smaczki; pojawia się wśród nich również fortepian elektryczny, który z czasem wybija się na plan pierwszy. Gdy zaś Gonda postanawia na chwilę zrobić sobie przerwę, jego miejsce zajmuje Péter Kántor, serwując smakowitą postbopową partię saksofonu. A i to jeszcze nie koniec atrakcji; w ostatnich fragmentach zapewniają je zarówno wokalista, jak – ponownie decydujący się na improwizację – pianista (wspomagany partią kontrabasu). Po przełożeniu płyty na drugą stronę otrzymujemy rozkołysany, pełen inspiracji muzyką latynoamerykańską – zatytułowany zresztą adekwatnie do zawartości – utwór „Afro-Cuban”.
Główną rolę odgrywają w nim perkusjonalia, którym podporządkowane są partie solowe pozostałych instrumentów: fortepianu elektrycznego i dęciaków. Rola tych ostatnich rośnie z każdą kolejną minutą, aby w finale pozwolić sekstetowi – a w zasadzie nawet nonetowi – Gondy zabrzmieć niemal jak prawdziwy big band. Najkrótsza z zawartych na „Sámánének” kompozycji, czyli „Lavina”, dzieli się na dwie znacznie się od siebie różniące części: otwiera ją i zamyka duet saksofonowo-kontrabasowy, rozdziela natomiast solówka perkusji – i nawet jeśli średnio one do siebie przystają, są swoistym świadectwem poszukiwań muzyków. Ostatnim utworem jest nastrojowy „Profán ünnep”. Z początku bardzo niepokojący, hipnotyczny klimat budują w nim grający w duecie kontrabas i fortepian, do którego niebawem dołącza jeszcze wokalista – i, co ciekawe, po raz pierwszy i oczywiście ostatni Tamás Berki śpiewa tu normalny tekst. W części instrumentalnej możemy natomiast podziwiać partie solowe trąbki (jedyny raz!) oraz fortepianu; ten drugi pozostaje zresztą na dłużej, odgrywając, im bliżej końca, ważniejszą rolę. Finisz – z fortepianem, kontrabasem i przejmującym wokalem – jest popisem klasycznego jazz-rocka.
Żałować tylko można, że Gonda nie zdecydował się iść dłużej tym szlakiem. Że „Sámánének” nie był otwarciem nowego rozdziału w jego twórczości, ale jednorazowym eksperymentem. Być może jednak czuł się on zmęczony prowadzeniem tak rozbudowanego składu, o czym świadczyłby fakt, że w następnych latach skupiał się na projektach znacznie bardziej kameralnych. Album „Vonzások és választások” (1980) nagrał w pojedynkę, a na „Keyboard Music” (1986) towarzyszyli mu – obok muzyków sesyjnych – jedynie wibrafonista Ryszard Kruza oraz, jako drugi pianista, Frigyes Pleszkán.
koniec
28 lutego 2015
Skład:
János Gonda – fortepian, fortepian elektryczny
Tamás Berki – śpiew (1,3,4,6), gitara elektryczna
Gábor Balázs – kontrabas, gitara basowa
Péter Kántor – saksofon altowy, saksofon sopranowy (1-4,6)
István Dely – conga (1,3,4,6)
Gyula Kovács – perkusja (1-4,6)
gościnnie:
Károly Friedrich – puzon (1,4,6)
Endre Sipos – trąbka (1,4,6)
László Dely – conga (4,6)

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Nie taki krautrock straszny: Średnio udane lądowanie
Sebastian Chosiński

13 V 2024

W połowie lat 70. zespół Can zmienił wydawcę. Amerykanów z United Artists zastąpili Brytyjczycy z Virgin. Pierwszym albumem, jaki ujrzał światło dzienne z nowym logo na okładce, był „Landed” – najsłabszy z wszystkich dotychczasowych w dorobku formacji z Kolonii.

więcej »

Non omnis moriar: Jak to jest płynąć „trzecim nurtem”…
Sebastian Chosiński

11 V 2024

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj album z „trzecionurtowymi” kompozycjami Pavla Blatnego w wykonaniu Orkiestry Gustava Broma.

więcej »

Nie taki krautrock straszny: Od krautu do minimalistycznego ambientu
Sebastian Chosiński

6 V 2024

Pierwsza nagrana po rozstaniu z wokalistą Damo Suzukim płyta Can była dla zespołu próbą tego, na co go stać. Co z tej próby wyszło? Cóż, „Soon Over Babaluma” nie jest może arcydziełem krautrocka, ale muzycy, którzy w składzie pozostali, czyli Michael Karoli, Irmin Schmidt, Holger Czukay i Jaki Liebezeit, na pewno nie musieli wstydzić się jej.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.