Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 7 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Utopia
‹Todd Rundgren’s Utopia›

EKSTRAKT:70%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułTodd Rundgren’s Utopia
Wykonawca / KompozytorUtopia
Data wydania1974
NośnikWinyl
Czas trwania59:22
Gatunekrock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Todd Rundgren, Jean Yves „M. Frog” Labat, Mark „Moogy” Klingman, Ralph Schuckett, John Siegler, Kevin Ellman
Utwory
Winyl1
1) Utopia [live]14:29
2) Freak Parade10:21
3) Freedom Fighters04:05
4) The Ikon30:26
Wyszukaj / Kup

Non omnis moriar: Tomasz Morus byłby dumny

Esensja.pl
Esensja.pl
Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj amerykańska formacja Utopia.

Sebastian Chosiński

Non omnis moriar: Tomasz Morus byłby dumny

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj amerykańska formacja Utopia.

Utopia
‹Todd Rundgren’s Utopia›

EKSTRAKT:70%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułTodd Rundgren’s Utopia
Wykonawca / KompozytorUtopia
Data wydania1974
NośnikWinyl
Czas trwania59:22
Gatunekrock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Todd Rundgren, Jean Yves „M. Frog” Labat, Mark „Moogy” Klingman, Ralph Schuckett, John Siegler, Kevin Ellman
Utwory
Winyl1
1) Utopia [live]14:29
2) Freak Parade10:21
3) Freedom Fighters04:05
4) The Ikon30:26
Wyszukaj / Kup
W końcu lat 60. i początkach 70. XX wieku Amerykanie należeli raczej do epigonów aniżeli prekursorów rocka progresywnego; świecili światłem odbitym, wzorując się głównie na formacjach brytyjskich, co nieco jednak od siebie dodając. A to szczyptę psychodelii, to znów odrobinę glamu. Najlepiej widać to w twórczości Todda Rundgrena – kompozytora, producenta, inżyniera dźwięku, ale przede wszystkim wokalisty i multiinstrumentalisty, który, choć nagrywa po dziś dzień, swój najlepszy okres zaliczył właśnie przed czterema dekadami. To wtedy przecierał progresowi szlaki za Oceanem, starając się przy tym uszlachetniać tradycyjną muzykę popową. Urodził się w 1948 roku w Upper Darby na przedmieściach Filadelfii, a wśród swoich przodków miał Szwedów i Austriaków. Profesjonalną karierę muzyczną zaczął jako dziewiętnastolatek, wiążąc się z bluesowo-psychodeliczną grupą Woody’s Truck Stop, w której – oprócz niego – znaleźli się jeszcze: gitarzysta i klawiszowiec Tim Moore, basista Carson Van Osten oraz perkusista Larry Gold. Zespół działał krótko, ale zdążył pozostawić po sobie album – zatytułowany po prostu „Woody’s Truck Stop” – który ukazał się jednak dopiero w 1969 roku, czyli dwa lata po artystycznej śmierci formacji.
W tym czasie Rundgren i Van Osten udzielali się już w grupie Nazz, która starała się łączyć garażową psychodelię z coraz bardziej popularnym w Stanach Zjednoczonych hard rockiem. Skład zespołu uzupełnili jeszcze: grający również na instrumentach klawiszowych wokalista Robert Antoni oraz bębniarz Tom Mooney. W ciągu dwóch lat kwartet zarejestrował materiał na trzy płyty: „Nazz” (1968), „Nazz Nazz” (1969) oraz – ponownie wydaną już po rozpadzie kapeli – „Nazz III” (1971). Rundgren także tym razem długo nie płakał nad rozlanym mlekiem i nie rozpamiętywał tragedii. Ba! gdy stało się oczywiste, że grupa dogorywa, postanowił rozpocząć karierę solową. Jej pierwszym efektem okazał się nagrany z muzykami sesyjnymi art-popowy album „Runt” (1970). Zdobył on na tyle dużą popularność, że rok później Todd zaryzykował wydanie dwupłytowego krążka „Runt. The Ballad of Todd Rundgren”, który w większości zawierał popowe piosenki wykonywane jedynie przy akompaniamencie fortepianu. Ciekawym eksperymentem była też płyta (ponownie składająca się z dwóch krążków) „Something/Anything?” (1972), której trzy czwarte Rundgren zarejestrował samodzielnie, wykonując w studiu wszystkie partie instrumentalne.
Ostatnia (czwarta) część zawierała natomiast utwory nieco bardziej rockowe, w powstaniu których wspomogli Amerykanina muzycy sesyjni. A byli wśród nich między innymi klawiszowiec Mark Klingman „Moogy” oraz gitarzysta basowy John Siegler, do współpracy z którymi Rundgren powrócił w kolejnych latach. „Something/Anything?” – co najistotniejsze – zapoczątkowała stopniową zmianę stylistyki; Todd coraz bardziej zwracał się w stronę rocka progresywnego, choć wciąż jeszcze nie rezygnował z wykorzystywania wpływów popu i psychodelii. Taką przynajmniej muzykę można znaleźć na albumach „A Wizard, a True Star” (1973) oraz „Todd” (1974), które ukazały się w momencie, gdy muzyk kierował już „na boku” nową, progresywną formacją. Powołał ją do życia w 1973 roku, a nazwał – Utopia. W pierwszym składzie zespołu – poza liderem – znaleźli się: gitarzysta Jean Yves Labat (używający pseudonimu „M. Frog”), keyboardzista Dave Mason oraz sekcja rytmiczna złożona z braci Salesów: basisty Tony’ego i perkusisty Hunta (w przyszłości obaj będą współpracować z Iggy Popem oraz Davidem Bowie). Co ciekawe, po roku Rundgren diametralnie przemeblował skład, pozostawiając u swego boku jedynie Labata, który jednak musiał zrezygnować z gry na gitarze na rzecz… syntezatorów.
Było to o tyle dziwne, że jednocześnie Todd „zatrudnił” dwóch innych klawiszowców (znanych sobie już zresztą z prac nad albumami solowymi): Marka Klingmana i Ralpha Schucketta. Ze starych znajomych w nowym składzie Utopii pojawił się jeszcze John Siegler; zupełnie nową twarzą był natomiast bębniarz i perkusjonalista Kevin Ellman. Materiał, który znalazł się na debiutanckim krążku – „Todd Rundgren’s Utopia” – nagrany został w kwietniu 1974 roku w Atlancie w dwóch miejscach: w studiu The Secret Sound oraz podczas koncertu (jeden utwór) w The Fox Theater. Kilka miesięcy później album ujrzał światło dzienne nakładem nowojorskiej wytwórni Bearsville Records. I otworzył nowy rozdział w historii amerykańskiego rocka. Od tej pory bowiem Todd sukcesywnie będzie wypuszczał kolejne płyty sygnowane na przemian własnym nazwiskiem i nazwą zespołu. O ile początkowo było to w pełni uzasadnione (Utopia koncentrowała się bowiem na graniu stricte rockowym), o tyle z czasem różnice stylistyczne zacierały się do tego stopnia, że trudno było już rozpoznać, co jest produkcją solową, a co zespołową Rundgrena. To jednak dopiero melodia przyszłości; dzisiaj skupiamy się na czym innym.
Rundgren od początku kariery miał zamiłowanie do rozmachu; wiele jego wydawnictw z lat 70. to albumy podwójne, a kiedy już zdarzały się jednopłytowe, nierzadko czasem trwania biły one na głowę inne krążki z epoki. Nie inaczej jest z debiutem Utopii, który – bez kilkudziesięciu sekund – trwa godzinę (co było zapewne także wyzwaniem dla Bearsville Records, chcącego, aby winyl został wytłoczony w taki sposób, by nie ujmować jakości zawartym na nim dźwiękom). Płytę otwiera jedyny w zestawie utwór zarejestrowany na żywo – „Utopia”. Wnioskując z tytułu, mógł on powstać jako pierwszy w historii zespołu; poza tym należałoby go chyba traktować także – w formie symbolicznej – jako definicję stylu obranego przez zespół. Co zatem pod jego postacią otrzymujemy? Przede wszystkim mocne progresywne otwarcie z hardrockowymi inklinacjami, podkreślonymi przez odpowiednio motoryczną sekcję rytmiczną, zgrzytliwą gitarę lidera oraz niekiedy zaskakująco agresywne partie klawiszy. Z biegiem czasu to one wybijać będą się na plan pierwszy, co nie powinno zresztą dziwić, biorąc pod uwagę, że Rundgren skorzystał z aż trzech muzyków grających na tych instrumentach. Na szczęście znalazł też na nich odpowiedni patent; panowie Labat, Klingman i Schuckett doskonale się uzupełniają, nie wchodzą sobie w drogę, niekiedy budują wręcz potężną ścianę dźwięku, przez którą z mozołem muszą przebijać się pozostałe instrumenty.
Ale „Utopia” ma również delikatniejsze momenty, w których sięga po szlachetny pop rock, co słyszalne jest zwłaszcza wówczas, gdy Todd zabiera się za śpiewanie, a akompaniuje mu przy tym na syntezatorach Jean Yves. Uwagę przykuwa również klasycznie progresywna końcówka, w której Rundgren robi wreszcie – pożądany przez każdego fana tej muzyki – użytek ze swojej gitary. Od mocnego uderzenia zaczyna się również „Freak Parade”, tyle że w tym przypadku moc i energia dość szybko ustępują miejsca subtelniejszym klimatom. Pojawia się więc szczypta fusion i całkiem spora porcja soulu i funku (z niemal hiphopowym wokalem). Ważną rolę odgrywa tu też Labat, którego syntezatory wyrastają na najważniejszy instrument – do tego stopnia, że dostaje on od Todda nawet wolną rękę w improwizowaniu. Najkrótszy w całym zestawie „Freedom Fighters” to z kolei progresywno-popowa piosenka, której ton nadają urokliwe chórki i nałożone na siebie wokale Rundgrena. Daleko jej do przeboju, ale na pewno stanowi miłą odskocznię od tego, co zespół zaproponował w dalszym ciągu. By do niego przejść, należy jednak wcześniej przewrócić winyl na drugą stronę. Zajmuje ją jedna, ale za to trwająca trochę ponad pół godziny kompozycja – suita „The Ikon”.
Czym różni się ona od wcześniejszych utworów? Głównie czasem trwania. Bo od strony muzycznej przede wszystkim zbiera ona w jedno wcześniejsze doświadczenia. Słyszymy w niej to, co Utopia proponowała już wcześniej. Nie brakuje więc fragmentów czysto progresywnych (ponownie wstęp), ale i mocno popowych (zwłaszcza kiedy Todd bierze się za śpiewanie), zdarzają się też jazzrockowe improwizacje (choć nigdy nie są one dominującymi elementami, raczej pełnią formę smaczków). Jeśli chodzi o instrumentalistów, na plan pierwszy ponownie wybijają się dwaj – gitarzysta, czyli Rundgren, i obsługujący syntezatory Labat; od czasu do czasu szansę na zaprezentowanie swoich umiejętności otrzymują też pozostali klawiszowcy, choć tym razem znacznie częściej jest im dane pełnić „rolę służebną”. I szkoda, że tak nie pozostało do samego końca, ponieważ gdy w finale suity Klingman i Schuckett przechodzą do wariacji w klimacie country-bluegrassowym, robi się cokolwiek dziwnie i nieprzewidywalnie. I wcale nie jest to komplement. Być może jednak lider potraktował ten wtręt jako ukłon w stronę amerykańskich słuchaczy, rozmiłowanych przecież w takiej muzyce.
„Todd Rundgren’s Utopia” nie jest arcydziełem, ale mimo wszystko zasługuje na ocalenie od zapomnienia. Także z tego powodu, że samej będąc efektem inspiracji rockiem brytyjskim, płyta ta zainspirowała także innych wykonawców. W podobnym klimacie za lat kilka grać będą chociażby The Alan Parsons Project, jeszcze później Keats czy – po drugiej stronie Atlantyku – Meat Loaf i jemu podobni. Rundgren też po wydaniu debiutu Utopii nie spoczął na laurach. W latach 70. systematycznie publikował kolejne albumy solowe („Initiation”, 1975; „Faithful”, 1976; „Hermit of Mink Hollow”, 1978; „Back to the Bars”, 1978) i zespołu („Another Live”, 1975; „Ra”, 1977; „Oops! Wrong Planet”, 1978; „Adventures In Utopia”, 1979). Z czasem jednak coraz bardziej odchodził od prog-rocka w stronę art- i power popu. Osiągając zresztą na tym polu niemałe sukcesy.
koniec
20 czerwca 2015
Skład:
Todd Rundgren – gitara elektryczna, śpiew
Jean Yves Labat „M. Frog” – syntezatory
Mark Klingman „Moogy” – instrumenty klawiszowe
Ralph Schuckett – instrumenty klawiszowe
John Siegler – gitara basowa, wiolonczela
Kevin Ellman – perkusja, instrumenty perkusyjne

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Nie taki krautrock straszny: Od krautu do minimalistycznego ambientu
Sebastian Chosiński

6 V 2024

Pierwsza nagrana po rozstaniu z wokalistą Damo Suzukim płyta Can była dla zespołu próbą tego, na co go stać. Co z tej próby wyszło? Cóż, „Soon Over Babaluma” nie jest może arcydziełem krautrocka, ale muzycy, którzy w składzie pozostali, czyli Michael Karoli, Irmin Schmidt, Holger Czukay i Jaki Liebezeit, na pewno nie musieli wstydzić się jej.

więcej »

Non omnis moriar: Siła jazzowych orkiestr
Sebastian Chosiński

4 V 2024

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj longplay z serii Supraphonu „Interjazz” z nagraniu dwóch czechosłowackich orkiestry pod dyrekcją Jana Ptaszyna Wróblewskiego i Gustava Broma.

więcej »

Nie taki krautrock straszny: Eins, zwei, drei, vier, fünf…
Sebastian Chosiński

29 IV 2024

Wydawana od trzech lat seria koncertów Can z lat 70. ubiegłego wieku to wielka gratka dla wielbicieli krautrocka. Przed niemal trzema miesiącami ukazał się w niej album czwarty, zawierający koncert z paryskiej Olympii z maja 1973 roku. To jeden z ostatnich występów z wokalistą Damo Suzukim w składzie.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.