Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 5 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Dzyan
‹Mandala. SWF-Session 1972›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułMandala. SWF-Session 1972
Wykonawca / KompozytorDzyan
Data wydania2010
NośnikCD
Czas trwania51:09
Gatunekrock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Jochen Leuschner, Eddy Marron, Reinhard Karwatky, Gerd „Bock” Ehrmann, Lothar Scharf
Utwory
CD1
1) Resurrection09:47
2) Dragonsong11:32
3) Mandala – Transmigration02:07
4) Steel’s Electric06:29
5) Daddy Groove08:42
6) Saz08:06
7) Celestial City04:22
Wyszukaj / Kup

Non omnis moriar: Na rozstaju dróg

Esensja.pl
Esensja.pl
Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj – po raz drugi – (zachodnio)niemiecka grupa Dzyan.

Sebastian Chosiński

Non omnis moriar: Na rozstaju dróg

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj – po raz drugi – (zachodnio)niemiecka grupa Dzyan.

Dzyan
‹Mandala. SWF-Session 1972›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułMandala. SWF-Session 1972
Wykonawca / KompozytorDzyan
Data wydania2010
NośnikCD
Czas trwania51:09
Gatunekrock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Jochen Leuschner, Eddy Marron, Reinhard Karwatky, Gerd „Bock” Ehrmann, Lothar Scharf
Utwory
CD1
1) Resurrection09:47
2) Dragonsong11:32
3) Mandala – Transmigration02:07
4) Steel’s Electric06:29
5) Daddy Groove08:42
6) Saz08:06
7) Celestial City04:22
Wyszukaj / Kup
Naprawdę niewiele brakowało, aby historia pochodzącej z Hesji, a założonej przez gitarzystę basowego Reinharda Karwatky’ego, formacji Dzyan zakończyła się tak nagle, jak się zaczęła. Po wydaniu, nakładem wytwórni Aronda, debiutanckiego albumu – zatytułowanego po prostu „Dzyan” (co miało miejsce w kwietniu 1972 roku) – zespół opuściło dwóch bardzo istotnych muzyków: gitarzysta Harry Krämer oraz perkusista Ludwig Braum. Wydarzyło się to chyba w najgorszym możliwym momencie, gdy grupa startowała do kariery, gdy – na fali popularności krautrocka – pojawiły się zaproszenia na koncerty i festiwale. Lider musiał więc podjąć natychmiastową decyzję o dokooptowaniu nowych instrumentalistów. Nie zwlekał z tym i już po kilku tygodniach na „pokładzie statku” zamustrowali się Eddy Marron, który zastąpił Krämera, oraz Lothar Scharf, przyjęty na miejsce osierocone przez Brauma. Obaj mieli już doświadczenie w branży: ten pierwszy współpracował wcześniej z jazzowym sekstetem Jochena Brauera i kapelą Vita Nova, drugi natomiast dał się poznać jako bębniarz tria Volkera Kriegela. W zrekonstruowanym składzie kwintet przystąpił do pracy nad nowym materiałem. I wtedy otrzymał niecodzienną propozycję wzięcia udziału w radiowej sesji nagraniowej. Ale po kolei…
W 1946 roku w Baden-Baden powołano do życia państwową regionalną rozgłośnię radiową (a jakiś czas później także nadawcę telewizyjnego) Südwestfunk (SWF). Swoim zasięgiem obejmowała ona Nadrenię-Palatynat oraz południową Badenię-Wirtembergię. W latach 70. ubiegłego wieku, dostrzegając wielką rolę kulturotwórczą muzyki rockowej (progresywnej, psychodelicznej i awangardowej), ktoś w kierownictwie firmy zapalił „zielone światło” i wyraził zgodę na ściąganie do studia radiowego młode, rokujące nadzieje na przyszłość zespoły, które stawiały dopiero pierwsze kroku na scenie i – jak kania dżdżu – potrzebowały promocji. Wiele z nich z czasem popadło w zapomnienie; po niektórych pozostały jedynie nagrania zarejestrowane – na tak zwaną „setkę” – właśnie w Baden-Baden. Latem 1972 roku zaproszenie takie trafiło do rąk Reinharda Karwatky’ego. Nie zastanawiając się zbyt długo, muzyk wyraził zgodę i 27 października wraz z kolegami z zespołu zameldował się w wyznaczonym miejscu. Co działo się dalej z tymi utworami? Na pewno zostały wyemitowane na antenie SWF (może nawet kilka razy), po czym na długie lata trafiły do archiwum. I kto wie, jak długo by tam jeszcze spoczywały, gdyby nie dokonana przed osiemnastu laty fuzja dwóch regionalnych nadawców – wspomnianego Südwestfunk i, mającego siedzibę w Stuttgarcie, Süddeutscher Rundfunk (SDR) – w wyniku której powstał nowy niemiecki potentat na rynku medialnym Südwestrundfunk (SWR).
Szefostwo SWR postanowiło właściwie wykorzystać odziedziczone archiwa i mniej więcej w połowie ubiegłej dekady – pod szyldem wytwórni Long Hair Records – rozpoczęło publikację serii płyt pod wspólnym hasłem „SWF-Session”. Zmieniały się tylko nazwy grup i rok, w którym dana sesja się odbyła. Nagrania zarejestrowane przez Dzyan ukazały się na kompakcie przed pięcioma laty. Co zaś przyniosła płyta, do której Karwatky dorzucił jeszcze osobny tytuł – „Mandala”? Pięć kompozycji nagranych w studiu Südwestfunk w Baden Baden oraz dwa bonusy, będące jednocześnie najkrótszymi fragmentami wydawnictwa, należy więc traktować je raczej jako dopełniające całość ciekawostki. Płytę otwiera dziesięciominutowy utwór „Resurrection” (ciekawe czy tytuł miał oddawać sytuację, w jakiej znalazła się grupa jesienią 1972 roku?), w którym od samego początku – nie licząc introdukcji – najważniejszą rolę odgrywa saksofon Gerda Ehrmanna, co stylistycznie jednoznacznie lokuje Dzyan w kręgu formacji jazzrockowych. Gdy nieco później do saksofonisty dołącza gitarzysta Eddy Marron, wpływy muzyki fusion stają się jeszcze wyrazistsze; do tego dochodzą skomplikowane podziały rytmiczne, które przekonują, że Lothar Scharf – nowy pałker – szybko odnalazł wspólny język z grającym na gitarze basowej (bądź kontrabasie) liderem. Choć nie brakuje też w „Resurrection” bardziej progresywnych momentów, słyszalnych czy to w śpiewie Jochena Leuschnera, czy to rozpędzonych frazach Scharfa.
Drugi w kolejności „Dragonsong” to jedyny numer, który parę miesięcy wcześniej pojawił się na debiutanckim albumie grupy. Wersja z „Mandali” różni się jednak znacząco – jest nie tylko o kilka minut dłuższa, ale przede wszystkim dużo bardziej rozimprowizowana, zagrana z większym zacięciem i dająca więcej pola do popisu gitarzyście. Marron bądź to towarzyszy Ehrmannowi (nierzadko obaj panowie grają unisono), bądź to stara się zachwycić słuchaczy ogniście rockową, wirtuozerską solówką. W dalszej części prawie wszyscy instrumentaliści dają sobie chwilę na wzięcie oddechu, dopuszczając tym samym do głosu Lothara Scharfa. Jego partia może nie wywołuje ciarek na plecach, ale przekonuje, że był godnym następcą Ludwiga Brauma. Króciutkie „Mandala – Transmigration” (według informacji umieszczonej na okładce albumu, nagrane nie wiadomo gdzie i kiedy) to wytwór wyobraźni lidera, który – nie po raz pierwszy zresztą – postanowił pobawić się znajdującym się w studiu (ale jakim?) sprzętem elektronicznym. Po tym przerywniku wracamy do nagrań z Baden-Baden. „Steel’s Electric” to kolejna zagrana ze sporym rozmachem porcja psychodelicznego jazz-rocka; uwagę przykuwają zaś zapadające w pamięć solówki – częściowo na pewno improwizowane – gitary elektrycznej i saksofonu. Świetnie radzi sobie także sekcja rytmiczna, grająca z takim funkowym groove’em, że aż trudno utrzymać stopy na miejscu.
„Steel’s Electric” płynnie przechodzi w kolejną kompozycję – „Daddy Groove”. Mimo że oba kawałki zostały połączone, znacznie się od siebie różnią. W tym bowiem, oprócz dźwięków psychodelicznych rodem z końca lat 60. (vide saksofon), pojawiają się frazy czysto bluesowe (wokal i gitara). Początek jest zaskakująco spokojny, choć z czasem Dzyan wyraźnie się rozkręca, prostą drogą zmierzając w stronę fusion. Pozostałością po poprzednim wcieleniu grupy, przynajmniej jeśli chodzi o zainteresowania kulturą i muzyką Wschodu (tym razem Bliskiego), jest numer zatytułowany „Saz”. Nie bez powodu ochrzczono go tym mianem; Eddy Marron – zamiast gitary – gra tu bowiem na… sazie, instrumencie strunowym szarpanym o bardzo charakterystycznym brzmieniu, który od wieków wykorzystywany był w muzyce ludowej plemion z Azji Mniejszej i Kaukazu (dopiero później dotarł do Europy, na Bałkany). Poza Marronem najwięcej pracy mają tutaj perkusjonaliści – Leuschner „obsługujący” conga i Scharf kotły – oraz sięgający po kontrabas Karwatky; Ehrmann zajmuje głos tylko raz i to na dodatek na krótko. Płytę zamyka drugi z utworów bonusowych – „Celestial City” – nagrany w czerwcu 1972 roku podczas koncertu na świeżym powietrzu w Darmstadt. Kto wie, czy nie był to w ogóle pierwszy występ Dzyan po dokonanych chwilę wcześniej zmianach personalnych. Jakość jest kiepska, ale i tak słychać ogromną energię, jaką grupa potrafiła wykrzesać z siebie w trakcie spotkań z publiką. Żałować tylko można, że formacja Karwatky’ego nie pozostawiła po sobie klasycznego krążka „live”.
Album „Mandala. SWF-Session 1972” jest wydawnictwem o tyle wyjątkowym, że portretuje zespół w chwili wielkiego przełomu, będąc niejako przy okazji jedyną rejestracją dokonań tego składu Dzyan. Sesja – przypomnijmy – odbyła się w październiku, a już miesiąc później szeregi grupy opuścili Jochen Leuschner i Gerd Ehrmann. Od tego momentu formacja funkcjonowała jako trio. W maju 1973 roku nastąpiła kolejna roszada personalna – z Marronem i Karwatkym pożegnał się Lothar Scharf, którego zastąpił Szwajcar Peter Giger (wcześniej w kwintecie Alberta Mangelsdforffa). Leuschner po kilku miesiącach odpoczynku od sceny związał się z działającym w Darmstadt zespołem Hardcake Special, który pozostawił po sobie tylko jeden album („Hardcake Special”, 1974), a potem rozpoczął pracę jako menedżer we frankfurckiej filii CBS Records, z którą rozstał się czternaście lat temu, aby założyć własną firmę. Dzisiaj mieszka w miejscowości Friedberg w Hesji i udziela się jako konsultant w sprawach muzycznych. Ehrmann z kolei przez jakiś czas grywał jeszcze akustyczny jazz, aby w połowie lat 70. zostać we Frankfurcie… pracownikiem socjalnym. Scharf, który powiedział Karwatky’emu „goodbye” na początku 1973 roku, dołączył natomiast do jazzrockowej grupy Virgo, z którą zarejestrował jednak tylko jeden, debiutancki, album („Virgo”, 1975); na kolejnych wydawnictwach zastąpił go za bębnami Clemens Schuster.
koniec
1 sierpnia 2015
Skład:
Jochen Leuschner – śpiew, conga, instrumenty perkusyjne
Eddy Marron – gitara elektryczna, saz
Reinhard Karwatky – gitara basowa, kontrabas, instrumenty perkusyjne
Gerd „Bock” Ehrmann – saksofon tenorowy
Lothar Scharf – perkusja, instrumenty perkusyjne, kotły

Komentarze

03 VIII 2015   07:57:48

"[..] drugi natomiast dał się poznać jako bębniarz tria Volkera Kriega", powinno być "tria Volkera Kriegela".

03 VIII 2015   12:29:12

Powinno!
Ach, ten Word.
Dziękuję za zwrócenie uwagi.

03 VIII 2015   13:03:48

I jeszcze: nazwisko gitarzysty pisze się przez dwa "r", jak widać na zamieszczonym zdjęciu.

08 VIII 2015   10:40:37

Już wszystko zostało wyprostowane. Jeszcze raz dziękuję i brawa za spostrzegawczość.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Non omnis moriar: Siła jazzowych orkiestr
Sebastian Chosiński

4 V 2024

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj longplay z serii Supraphonu „Interjazz” z nagraniu dwóch czechosłowackich orkiestry pod dyrekcją Jana Ptaszyna Wróblewskiego i Gustava Broma.

więcej »

Nie taki krautrock straszny: Eins, zwei, drei, vier, fünf…
Sebastian Chosiński

29 IV 2024

Wydawana od trzech lat seria koncertów Can z lat 70. ubiegłego wieku to wielka gratka dla wielbicieli krautrocka. Przed niemal trzema miesiącami ukazał się w niej album czwarty, zawierający koncert z paryskiej Olympii z maja 1973 roku. To jeden z ostatnich występów z wokalistą Damo Suzukim w składzie.

więcej »

Non omnis moriar: Brom w wersji fusion
Sebastian Chosiński

27 IV 2024

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj najbardziej jazzrockowy longplay czechosłowackiej Orkiestry Gustava Broma.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.