Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 2 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Muzyka

Magazyn CCXXXV

Podręcznik

Kulturowskaz MadBooks Skapiec.pl

Nowości

muzyczne

więcej »

Zapowiedzi

Fermáta
‹Pieseň z hôľ›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułPieseň z hôľ
Wykonawca / KompozytorFermáta
Data wydania1976
NośnikWinyl
Czas trwania40:06
Gatunekjazz, rock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
František Griglák, Tomaš Berka, Anton Jaro, Cyril Zeleňák, Milan Tedla
Utwory
Winyl1
1) Pieseň z hôľ11:07
2) Svadba na medvedej lúke04:15
3) Posledný jarmok v Radvani04:41
4) Priadky07:37
5) Dolu Váhom02:20
6) Vo Zvolene zvony zvonia10:10
Wyszukaj / Kup

Non omnis moriar: Krajobraz z widokiem na Dunaj

Esensja.pl
Esensja.pl
Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj słowacka grupa Fermáta.

Sebastian Chosiński

Non omnis moriar: Krajobraz z widokiem na Dunaj

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj słowacka grupa Fermáta.

Fermáta
‹Pieseň z hôľ›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułPieseň z hôľ
Wykonawca / KompozytorFermáta
Data wydania1976
NośnikWinyl
Czas trwania40:06
Gatunekjazz, rock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
František Griglák, Tomaš Berka, Anton Jaro, Cyril Zeleňák, Milan Tedla
Utwory
Winyl1
1) Pieseň z hôľ11:07
2) Svadba na medvedej lúke04:15
3) Posledný jarmok v Radvani04:41
4) Priadky07:37
5) Dolu Váhom02:20
6) Vo Zvolene zvony zvonia10:10
Wyszukaj / Kup
Słowacka Fermáta to jeden z najważniejszych zespołów rockowych lat 70. XX wieku u naszych południowych sąsiadów. Zapisał się on w dziejach muzyki rozrywkowej takimi samymi wielkimi zgłoskami, jak chociażby Prúdy Pavola Hammela, Collegium Musicum Mariána Vargi czy Provisorium Dežo (Dezidera) Ursiny’ego. Zresztą lider Fermáty, gitarzysta i klawiszowiec František Griglák, grał przez jakiś czas – jeszcze przed założeniem swego sztandarowego projektu – w dwóch pierwszych formacjach. Griglák – przez przyjaciół nazywany „Fero” – urodził się w Bratysławie w 1953 roku; pierwszy swój zespół założył w szkole – nazywał się Inside of Fire i przede wszystkim grał covery (Jimiego Hendriksa, The Kinks, The Troggs). Na zdolnego młodziana szybko zwrócili uwagę starsi koledzy po fachu, którzy zaproponowali mu współpracę: najpierw Hammel, z którym František zarejestrował album „Pavol Hammel a Prúdy” (1970), a następnie Varga, którego wspomógł w nagraniu dwupłytowego wydawnictwa „Konvergencie” (1971). Kiedy chwilę później na kilka lat rozpadło się Collegium Musicum, Griglák został „na lodzie”. Wtedy też pomocną dłoń wyciągnął do niego klawiszowiec Tomaš Berka, który zaprosił go do kierowanej przez siebie grupy Ex We Five (inspirującej się dokonaniami Jethro Tull). Po roku przyjęła ona nową nazwę – Fermáta.
Pierwszy skład Fermáty – oprócz Grigláka i Berki – tworzyli jeszcze basista Laco (Ladislav) Lučenič oraz perkusista Pavol Kozma, których zresztą bardzo szybko zastąpili nowi muzycy: odpowiednio Anton Jaro i Peter Szapu. W tym zestawieniu grupa nagrała debiutancki album zatytułowany po prostu „Fermáta” (1975). Płyta spotkała się ze znakomitym przyjęciem – i trudno się temu dziwić, skoro nawet dzisiaj (po czterdziestu latach od premiery) jawi się jako porcja progresywnego jazz-rocka najwyższych lotów. W kontekście tego dziwić może fakt, że po publikacji krążka nastąpiła kolejna zmiana w składzie; z kolegami rozstał się Szapu, a jego miejsce zajął Cyril Zeleňák. W nowej konfiguracji zespołowi przyszło nagrywać kolejną płytę, która ostatecznie otrzymała tytuł „Pieseň z hôľ” i ukazała się pod koniec 1976 roku nakładem bratysławskiego Opusu (dawnej filii praskiego Supraphonu). W jej realizacji gościnnie wziął udział grający na skrzypcach elektrycznych (oraz okazjonalnie drumli) Milan Tedla, co w istotny sposób wzbogaciło brzmienie, stylistycznie w paru utworach zbliżając Fermátę do Mahavishnu Orchestra.
Na podstawowej wersji winylowej albumu sprzed czterech dekad znalazło się sześć kompozycji. Otwiera go numer tytułowy (autorstwa Grigláka) – i należy podkreślić, że jest to prawdziwe „wejście smoka”. „Pieseň z hôľ” to bowiem jeden z najlepszych kawałków w całej historii zespołu. Uwagę zwraca przede wszystkim jego niezwykły, niepowtarzalny, pełen niepokoju klimat. Taka jest otwierająca utwór partia gitary basowej Antona Jaro, taka jest solówka fortepianu elektrycznego Tomaša Berki, tak samo brzmią pojawiające się w dalszej części skrzypce elektryczne Milana Tedli. Poza tym dzieje się też mnóstwo innych rzeczy: zachwyca sam lider formacji, František Griglák – a to płynnie przechodzący od zagrywek czysto jazzrockowych po hardrockowe riffy, to znów wdający się w ekscytujące dialogi z syntezatorem czy serwujący na finał pełną rozmachu partię solową gitary. Po tak potężnej porcji emocji i stylistycznej ekwilibrystyce druga w kolejności, będąca kompozycją zespołową, „Svadba na medvedej lúke” może jawić się zaledwie jako szkic. Ale nic bardziej mylnego. To smakowity jazz-rock w klimacie wczesnego Weather Report i Return to Forever Chicka Corei – z funkującym basem i zapętlonym motywem syntezatorów.
Zamykający stronę A wydawnictwa „Posledný jarmok v Radvani” (pod którym ponownie podpisał się Griglák) opiera się głównie na brzmieniu dwóch instrumentów: melodyjnej, aczkolwiek rockowej gitarze oraz jazzowym fortepianie elektrycznym (zahaczającym o funk). Z kolei pierwsze na stronie B winylu „Priadky” autorstwa Tomaša Berki to kolejna wycieczka do świata Return to Forever. Od pierwszych sekund klawiszowiec wprowadza niezwykły nastrój, grając na elektrycznym pianie Rhodesa. Kiedy zaś dołącza do niego gitarzysta, robi się niemal magicznie. Kolejny dialog Berki i Grigláka emanuje tak przeszywającym nostalgicznym klimatem, że nie sposób się nie wzruszyć. W najkrótszym w całym zestawie „Dolu Váhom” to František siada do fortepianu i syntezatora (co nie powinno dziwić, ponieważ pierwotnie uczył się właśnie gry na instrumentach klawiszowych), by przez niespełna dwie i pół minuty czarować słuchaczy najpierw delikatną i subtelną, potem podaną z coraz większym rozmachem melodią.
Całość wieńczy kompozycja Berki „Vo Zvolene zvony zvonia”, która ma momentami taką samą moc rażenia, co otwierający krążek „Pieseň z hôľ”. Wydatny wpływ na to ma również Milan Tedla, który z jednej strony sięga po raz kolejny po skrzypce elektryczne (i robi z nich właściwy użytek), z drugiej – dostarcza zaskakujących efektów dźwiękowych, grając na drumli. W kontemplacyjny nastrój idealnie „wbija” się także klawiszowiec. Choć tylko w części pierwszej, w drugiej, niestety, Berka dość niebezpiecznie skręca w stronę muzyki dyskotekowej – syntezatory są zdecydowanie nazbyt skoczne i radosne (oczywiście w porównaniu z pozostałą zawartością płyty), co jeszcze bardziej podkreśla nie mniej promienna i ognista sekcja rytmiczna. Jakby tego było mało, na kilka ostatnich sekund swoje „trzy grosze” dorzuca Griglák, którego wokaliza może wywołać niemałą konsternację. W sumie dobrze się stało, że muzycy postanowili chwilę później utwór wyciszyć. W efekcie pozwala to rozpatrywać śpiew Františka w kategorii autoironicznego żartu. I tak jest zdecydowanie lepiej.
„Pieseň z hôľ” to godna kontynuatorka debiutanckiej „Fermáty”. Ale czy można uznać ją za najlepsze wydawnictwo słowackiego kwartetu? Czy wybitniejszym dziełem nie był kolejny album grupy – wydany w 1977 roku „Huascaran”? Zastanowimy się nad tym niebawem.
koniec
28 listopada 2015
Skład:
František Griglák – gitara elektryczna, fortepian elektryczny (5), syntezatory (5), wokaliza (6)
Tomaš Berka – fortepian elektryczny, syntezatory, instrumenty perkusyjne
Anton Jaro – gitara basowa
Cyril Zeleňák – perkusja, instrumenty perkusyjne
gościnnie:
Milan Tedla – skrzypce elektryczne (1,6), drumla (6)

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Nie taki krautrock straszny: Eins, zwei, drei, vier, fünf…
Sebastian Chosiński

29 IV 2024

Wydawana od trzech lat seria koncertów Can z lat 70. ubiegłego wieku to wielka gratka dla wielbicieli krautrocka. Przed niemal trzema miesiącami ukazał się w niej album czwarty, zawierający koncert z paryskiej Olympii z maja 1973 roku. To jeden z ostatnich występów z wokalistą Damo Suzukim w składzie.

więcej »

Non omnis moriar: Brom w wersji fusion
Sebastian Chosiński

27 IV 2024

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj najbardziej jazzrockowy longplay czechosłowackiej Orkiestry Gustava Broma.

więcej »

Nie taki krautrock straszny: Czas (smutnych) rozstań
Sebastian Chosiński

22 IV 2024

Longplayem „Future Days” wokalista Damo Suzuki pożegnał się z Can. I chociaż Japończyk nigdy nie był wielkim mistrzem w swoim fachu, to jednak każdy wielbiciel niemieckiej legendy krautrocka będzie kojarzył go głównie z trzema pełnowymiarowymi krążkami nagranymi z Niemcami.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

Inne recenzje

Nie przegap: Listopad 2015
— Esensja

Z tego cyklu

Brom w wersji fusion
— Sebastian Chosiński

Praga pachnąca kanadyjską żywicą
— Sebastian Chosiński

Znad Rubikonu do Aszchabadu
— Sebastian Chosiński

Gustav, Praga, Brno i Jerzy
— Sebastian Chosiński

Jazzowa „missa solemnis”
— Sebastian Chosiński

Prośba o zmiłowanie
— Sebastian Chosiński

Strzeż się jazzowej policji!
— Sebastian Chosiński

Fusion w wersji nordic
— Sebastian Chosiński

Van Gogh, słoneczniki i dyskotekowy funk
— Sebastian Chosiński

Surrealizm podlany rockiem, bluesem i jazzem
— Sebastian Chosiński

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.