Słuchaj i patrz: M jak mordercaZnów czerń i biel, estetyka retro i kryminalny motyw. I ponownie przykład teledysku, w którym minimalizm środków okazał się właściwym wyborem.
Beatrycze NowickaSłuchaj i patrz: M jak mordercaZnów czerń i biel, estetyka retro i kryminalny motyw. I ponownie przykład teledysku, w którym minimalizm środków okazał się właściwym wyborem.
Wyszukaj / Kup Oczywiście nie można powiedzieć, że Florence Welch jest osobą mało znaną. Niemniej uważam ją za artystkę niedocenianą, zwłaszcza, gdy popatrzeć, jak u szczytu popularności są piosenkarki obdarzone ułamkiem jej umiejętności wokalnych oraz charyzmy. Odkrycie Florence and the Machine pozwoliło mi odzyskać nieco wiary we współczesną muzykę. Cenię wokalistów i wokalistki, którzy sami piszą sobie utwory. Taka autorska muzyka, przesycona osobowością twórcy, kiedyś dominowała, a teraz została zepchnięta na margines przez producentów wypuszczających kolejne „hity”, które rozbłyskują w sieci na czas krótki, zbierają miliony odsłon (co często bywa spowodowane nie jakością wykonania, a stopniem negliżu wokalistek), po czym przepadają w niebycie. Powróćmy jednak do rudowłosej Angielki, nie tylko w pełni zasługującej na miano osobowości scenicznej, ale też dysponującej świetnym warsztatem, co najlepiej słychać w nagraniach z koncertów. Najbardziej lubię piosenki z płyty „Ceremonials” („Only if for a night”, od której zaczęła się moja przygoda z Florence and the Machine, „No light, no light”, „Leave my body”, „Seven devils”, „Shake it out”… w sumie to niemal wszystkie z tego albumu), poza nimi m.in. „Breath of life”, „Drumming song”, „Cosmic love”, natomiast znacznie mniej podobają mi się utwory najnowsze. Ponieważ jednak cykl ten poświęcony jest teledyskom, wybrałam piosenkę, do której klip uważam za najciekawszy. Żeby być uczciwą dodam, że powstała ona do filmu „Zmierzch: Zaćmienie”. Inaczej jednak, niż ma to miejsce w przypadku wielu utworów „filmowych”, klip nie zawiera fragmentów filmu. Jego reżyserami są Tom Beard i Tabitha Denholm, którzy współpracowali z wokalistką także nad kilkoma innymi teledyskami. Za główną jego zaletę uważam klimat. W porównaniu np. z wystawnym klipem do „Spectrum”, ten został stworzony bardzo oszczędnie, a wzbudza w widzu niepokój. Jest coś skrajnie nienaturalnego w scenach z Florence bezwolnie wleczoną lub niesioną przez mężczyznę w kapeluszu. Wszystko tu do siebie pasuje – tekst, muzyka i obraz. Temat miłości i morderstwa pojawił się także w kultowym „Where the wild roses grow”, wykonywanym przez Nicka Cave’a i Kylie Minogue. Gdy byłam dzieckiem i nie znałam angielskiego, sądziłam, że to romantyczna piosenka ze szczęśliwym zakończeniem i się do niej wzruszałam. Potem się okazało, że, cóż, w sumie istotnie to jest o miłości… Ale zdecydowanie nie takiej, o jakiej bym marzyła. Klip do tego utworu był bardzo popularny i wyróżniał się na tle innych z tego okresu. Zamieszczam go tu na wszelki wypadek, gdyby znalazł się ktoś młodszy, który jakimś cudem ten utwór przegapił. 19 lipca 2017 |
Gdybym w połowie lat 70. ubiegłego wieku mieszkał w Republice Federalnej Niemiec i był fanem krautrocka, nie omieszkałbym wybrać się na koncert Can. Może nawet pojechałbym (i częściowo popłynął promem) do Brighton, choć pewnie nie byłoby to tanie. Po występnie musiałbym jednak uznać, że opłacało się. „Live in Brighton 1975” to najlepszy koncertowy zapis, jaki pozostawił po sobie zespół z Kolonii.
więcej »Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj kolejny longplay, tym razem wydany w RFN, na którym Orkiestra Gustava Broma wykonuje utwory Pavla Blatnego.
więcej »W połowie lat 70. zespół Can zmienił wydawcę. Amerykanów z United Artists zastąpili Brytyjczycy z Virgin. Pierwszym albumem, jaki ujrzał światło dzienne z nowym logo na okładce, był „Landed” – najsłabszy z wszystkich dotychczasowych w dorobku formacji z Kolonii.
więcej »Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski
Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski
Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski
Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski
Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski
Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski
Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski
Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski
The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski
T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski
Stara miłość i najnowsze odkrycia
— Beatrycze Nowicka
Weź głęboki oddech
— Beatrycze Nowicka
Koniec dzieciństwa
— Beatrycze Nowicka
Garstka na Nowy Rok
— Beatrycze Nowicka
Uzbierane
— Beatrycze Nowicka
Rozmaitości ciąg dalszy
— Beatrycze Nowicka
Myślą, że nie dzieje się nic
— Beatrycze Nowicka
Z przymrużeniem oka
— Beatrycze Nowicka
Rozmaitości
— Beatrycze Nowicka
Szarpnąć strunę
— Beatrycze Nowicka
Tryby historii
— Beatrycze Nowicka
Imperium zwane pamięcią
— Beatrycze Nowicka
Gorzka czekolada
— Beatrycze Nowicka
Krótko o książkach: Kąpiel w letniej wodzie
— Beatrycze Nowicka
Kosiarz wyłącznie na okładce
— Beatrycze Nowicka
Bitwy nieoczywiste
— Beatrycze Nowicka
Morderstwa z tego i nie z tego świata
— Beatrycze Nowicka
Z tarczą
— Beatrycze Nowicka
Rodzinna sielanka
— Beatrycze Nowicka
Wiła wianki i to by było na tyle
— Beatrycze Nowicka