EKSTRAKT: | 70% |
---|---|
WASZ EKSTRAKT: | |
Zaloguj, aby ocenić | |
Tytuł | Ernst-Ludwig Petrowsky |
Wykonawca / Kompozytor | Ernst-Ludwig Petrowsky |
Data wydania | 1978 |
Wydawca | Amiga |
Nośnik | Winyl |
Czas trwania | 45:37 |
Gatunek | jazz |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Utwory | |
Winyl1 | |
1) Aus „Eine Improvisation” [1977] | 02:01 |
2) Aus „Hagener Scjleife” [1976] | 02:50 |
3) Aus „Hundert Maaßgelinzerte” [1977] | 02:38 |
4) Stück für zwei Holzer [1974] | 05:21 |
5) Lagegäste [1977] | 04:33 |
6) Dreiklang [1974] | 05:10 |
7) Wandertag in Freiberg [1976] | 23:05 |
Non omnis moriar: Kuriozum jazzowej improwizacjiMuzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj pełnowymiarowy longplay zawierający różne wcielenia Ernsta-Ludwiga Petrowsky’ego.
Sebastian ChosińskiNon omnis moriar: Kuriozum jazzowej improwizacjiMuzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj pełnowymiarowy longplay zawierający różne wcielenia Ernsta-Ludwiga Petrowsky’ego. Ernst-Ludwig Petrowsky
Wyszukaj / Kup Urodzony w grudniu 1933 roku w meklemburskim Güstrow Ernst-Ludwig Petrowsky to jeden z najważniejszych wschodnioniemieckich jazzmanów, pionier free jazzu w dawnej Niemieckiej Republice Demokratycznej, człowiek-instytucja. Karierę zaczynał w latach 60. XX wieku, grając na saksofonie, klarnecie bądź flecie w działającym w przygranicznym Görlitz Manfred Ludwig Sextett oraz w berlińskim Modern Jazz Big Band 65 prowadzonym przez Klausa Lenza. Poznał wtedy większość muzyków, z którymi dane mu było współpracować w kolejnych dekadach, a zwłaszcza w szalonych, freejazzowych latach 70. Jak chociażby puzonistów Ulricha Gumperta i Huberta Katzenbeiera, trębaczy Joachima Graswurma i Jochena Gleichmanna, wreszcie kontrabasistę Klausa Kocha i bębniarza Güntera Sommera. Przewijali się oni niemal we wszystkich zespołach, z którymi Petrowsky w tamtym okresie kooperował, a więc w Ensemble Studio 4 („Jazz mit dem Ensemble Studio 4”, 1969), Ernst-Ludwig Petrowsky Quartet („Just for Fun”, 1973) czy Synopsis („Synopsis”, 1974; „Auf der Elbe schwimmt ein rosa Krokodil”, 1975). Pracowitość Petrowsky’ego nie przełożyła się jednak na bogactwo dyskografii. Sygnowanych jego własnym nazwiskiem płyt z czasów enerdowskich jest niewiele. Co wynikało zapewne ze specyfiki komunistycznego przemysłu muzycznego oraz podejrzliwości, jaką otaczano będący wynalazkiem „zgniłego Zachodu” free jazz. Te z kolei albumy, jakie się ukazały, nie oddają pełni możliwości artysty. Jak na przykład wydany przez Amigę w 1978 roku longplay zatytułowany po prostu „Ernst-Ludwig Petrowsky”, będący w zasadzie składanką koncertowych nagrań zarejestrowanych w latach 1974-1977 przez różne zespoły kierowane przez Ernsta-Ludwiga. Trudno wydawnictwo to uznać za w pełni reprezentatywne dla tego muzyka, skoro prezentuje ono raczej wyimki z kilku pól jego twórczej aktywności. Aczkolwiek da się jednak wyciągnąć pewne ogólniejsze wnioski po przesłuchaniu tego winylowego krążka. Wszystkie utwory pochodziły z zasobów radia enerdowskiego, co świadczy o tym, że zapewne po dziś dzień gdzieś w jego archiwach spoczywają pełne zapisy tych występów. Miały one miejsce, patrząc chronologicznie, w berlińskim Kulturhaus Damenmoden (28 czerwca 1974), saksońskim Freibergu w ramach festiwalu Freiberg Jazztage (19 i 20 marca 1976), stołecznym Volksbühne (10 kwietnia 1977), katedrze w Merseburgu (17 września 1977) oraz berlińskim Kammerspiele (19 listopada 1977 roku). Petrowsky występował tam w składach sześciu-, cztero- i trzyosobowych, prezentując zarówno klasyczny free jazz (w większości przypadków), jak i utwory tak zwanego „trzeciego nurtu”, a nawet twórczość jazzową wymieszaną z world music. Z tych wstępnych informacji można już wyciągnąć przynajmniej jeden wniosek: po albumie tym na pewno nie można spodziewać się stylistycznej różnorodności, a zwłaszcza po jego stronie A, na której upchnięto wszystko, co tylko się dało. Dlaczego artysta na to się zgodził? Całkiem prawdopodobne, że na taki kształt płyty nie miał żadnego wpływu. Trzy pierwsze utwory na stronie A to fragmenty większych całości, o czym przekonują już same tytuły: „Aus «Eine Improvisation»”, „Aus «Hagener Schleife»” oraz „Aus «Hundert Maaßgelinzerte»”. Razem trwają nieco ponad siedem minut i wyraźnie słychać, że są wycięte z szerszego kontekstu. Po co? Naprawdę trudno zrozumieć ten zabieg, tym bardziej że jeżeli odjąć towarzyszące im oklaski, jak również wyciszone wstęp czy zakończenie – to każdy z nich trwa jeszcze o kilka sekund krócej. We wszystkich trzech przypadkach mamy tu do czynienia z impresjami freejazzowymi, o których jednak nie sposób napisać nic więcej, skoro kończą się, zanim na dobre zaczynają. Jedyne, na co warto zwrócić w nich uwagę, to siłą rzeczy mało rozbudowane solówki saksofonów, na których gra Petrowsky. O udziale innych muzyków też niewiele da się powiedzieć, a są to niekiedy artyści dużego formatu (jak Graswurm, Katzenbeier, Gleichmann, Koch i Sommer). Na szczęście trzy kolejne kompozycje prezentują już dokonania Petrowsky’ego w szerszym stopniu. „Stück für zwei Holzer” (z 1974 roku) to free jazz zagrany na etniczną nutę i modłę. Lider, zamiast saksofonu, gra tu na… fujarce. Ale to wcale nie oznacza, że jego improwizacja jest mniej ekscentryczna. Wręcz przeciwnie! Poczyna sobie tak, jakby chciał tym delikatnym, ludowym instrumentem zburzyć mury Jerycha. A pomagają mu w tym wydatnie Koch (grając na kontrabasie smyczkiem) oraz Sommer (wykorzystując perkusję i perkusjonalia do maksymalnego zagęszczania rytmu). Do wykonania „Lagegäste” (1977) Petrowsky zaprosił czwartego muzyka – organistę Hansa-Günthera Wauera, który zagrał na pochodzącym z połowy XIX wieku, zdobiącym katedrę merseburską legendarnym instrumencie zbudowanym przez organmistrza Friedricha Ladegasta. Wyszło z tego dość karkołomne – i średnio przekonujące – połączenie muzyki klasycznej z jazzem improwizowanym, któremu ton nadaje kilkuminutowy dialog saksofonu sopranowego z organami. Zamykający stronę A „Dreiklang” (1974) to nagrany w składzie trzyosobowym (lider, Koch, Sommer) najczystszej wody free jazz, stylowy, ale i nieco stonowany, co akurat dla wielbicieli tego gatunku może być istotnym minusem. Całą drugą stronę longplaya wypełniła natomiast jedna dwudziestotrzyminutowa kompozycja – „Wandertag in Freiberg” (zarejestrowana w tym samym zestawieniu osobowym). Muzycy sporo tu sobie pofolgowali, często zmieniając wątki i nastroje, przechodząc od fragmentów ostrych jak brzytwa do delikatnych i klimatycznych. W całość wpleciono też popisy solowe instrumentalistów; najwięcej ma oczywiście do powiedzenia Petrowsky, ale i Günter Sommer dostaje swoje „pięć minut” (w rzeczywistości niespełna trzy). Całość wieńczy natomiast delikatny pochód kontrabasu. Dlaczego podobna improwizacja nie znalazła się również na stronie A. Wtedy album byłby dużo bardziej reprezentatywny dla dokonań Ernsta-Ludwiga i znacznie strawniejszy dla słuchaczy. Bo tak to wyszła przedziwna składanka, która należy przede wszystkim rozpatrywać w formie ciekawostki (by nie rzec: kuriozum). 12 października 2019 Składy: Ernst-Ludwig Petrowsky – saksofon altowy (1,2,6), saksofon sopranowy (3,5,7), saksofon tenorowy (7), fujarka (4) Joachim Graswurm – skrzydłówka (1) Hubert Katzenbeier – puzon (1) Eberhard Weise – fortepian (1) Klaus Koch – kontrabas (1,2,4-7) Wolfgang Winkler – perkusja (1) Helmut Forsthoff – saksofon tenorowy (2) Jochen Gleichmann – trąbka (2) Hans Rempel – fortepian (2) Günter Sommer – perkusja (2-7), instrumenty perkusyjne (3-7) Ulrich Gumpert – puzon tenorowy (3) Kent Carter – kontrabas (3) Hans-Günther Wauer – organy Ladegasta (5) |
Wydawana od trzech lat seria koncertów Can z lat 70. ubiegłego wieku to wielka gratka dla wielbicieli krautrocka. Przed niemal trzema miesiącami ukazał się w niej album czwarty, zawierający koncert z paryskiej Olympii z maja 1973 roku. To jeden z ostatnich występów z wokalistą Damo Suzukim w składzie.
więcej »Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj najbardziej jazzrockowy longplay czechosłowackiej Orkiestry Gustava Broma.
więcej »Longplayem „Future Days” wokalista Damo Suzuki pożegnał się z Can. I chociaż Japończyk nigdy nie był wielkim mistrzem w swoim fachu, to jednak każdy wielbiciel niemieckiej legendy krautrocka będzie kojarzył go głównie z trzema pełnowymiarowymi krążkami nagranymi z Niemcami.
więcej »Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski
Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski
Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski
Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski
Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski
Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski
Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski
Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski
The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski
T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski
Brom w wersji fusion
— Sebastian Chosiński
Praga pachnąca kanadyjską żywicą
— Sebastian Chosiński
Znad Rubikonu do Aszchabadu
— Sebastian Chosiński
Gustav, Praga, Brno i Jerzy
— Sebastian Chosiński
Jazzowa „missa solemnis”
— Sebastian Chosiński
Prośba o zmiłowanie
— Sebastian Chosiński
Strzeż się jazzowej policji!
— Sebastian Chosiński
Fusion w wersji nordic
— Sebastian Chosiński
Van Gogh, słoneczniki i dyskotekowy funk
— Sebastian Chosiński
Surrealizm podlany rockiem, bluesem i jazzem
— Sebastian Chosiński
PRL w kryminale: Nie bądź jak kura w Wołominie!
— Sebastian Chosiński
W starym domu nie straszy
— Sebastian Chosiński
Klasyka kina radzieckiego: Gdy miłość szczęścia nie daje…
— Sebastian Chosiński
„Kobra” i inne zbrodnie: Rosjan – nawet zdrajców – zabijać nie można
— Sebastian Chosiński
Tu miejsce na labirynt…: Od smutku do radości
— Sebastian Chosiński
Nie taki krautrock straszny: Eins, zwei, drei, vier, fünf…
— Sebastian Chosiński
East Side Story: Ucz się (nieistniejących) języków!
— Sebastian Chosiński
PRL w kryminale: Człowiek z blizną i milicjant bez munduru
— Sebastian Chosiński
Tu miejsce na labirynt…: Ente wcielenie Magmy
— Sebastian Chosiński
Czas zatrzymuje się dla jazzmanów
— Sebastian Chosiński