Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 29 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Muzyka

Magazyn CCXXXV

Podręcznik

Kulturowskaz MadBooks Skapiec.pl

Nowości

muzyczne

więcej »

Zapowiedzi

The Don Rendell – Ian Carr Quintet
‹Dusk Fire›

EKSTRAKT:90%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułDusk Fire
Wykonawca / KompozytorThe Don Rendell – Ian Carr Quintet
Data wydania1966
Wydawca Columbia Records
NośnikWinyl
Czas trwania48:31
Gatunekjazz
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Don Rendell, Ian Carr, Michael Garrick, Dave Green, Trevor Tomkins
Utwory
Winyl1
1) Ruth06:20
2) Tan Samfu05:52
3) Jubal07:15
4) Spooks05:21
5) Prayer05:50
6) Hot Rod05:36
7) Dusk Fire12:16
Wyszukaj / Kup

Non omnis moriar: Narodziny progresywnego jazzu

Esensja.pl
Esensja.pl
Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj drugi studyjny longplay kwintetu Dona Rendella i Iana Carra.

Sebastian Chosiński

Non omnis moriar: Narodziny progresywnego jazzu

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj drugi studyjny longplay kwintetu Dona Rendella i Iana Carra.

The Don Rendell – Ian Carr Quintet
‹Dusk Fire›

EKSTRAKT:90%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułDusk Fire
Wykonawca / KompozytorThe Don Rendell – Ian Carr Quintet
Data wydania1966
Wydawca Columbia Records
NośnikWinyl
Czas trwania48:31
Gatunekjazz
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Don Rendell, Ian Carr, Michael Garrick, Dave Green, Trevor Tomkins
Utwory
Winyl1
1) Ruth06:20
2) Tan Samfu05:52
3) Jubal07:15
4) Spooks05:21
5) Prayer05:50
6) Hot Rod05:36
7) Dusk Fire12:16
Wyszukaj / Kup
Kiedy w 1965 roku ukazał się w sprzedaży pierwszy longplay kwintetu prowadzonego przez angielskiego saksofonistę Dona Rendella (1926-2015) i szkockiego trębacza Iana Carra (1933-2009) – chodzi o „Shades of Blue” – trudno było nazwać obu muzyków debiutantami. Mieli bowiem na swoim koncie, zwłaszcza ten pierwszy, już kilka istotnych osiągnięć i zarejestrowanych płyt. Ich współpracownicy – pianista Colin Purbrook, kontrabasista Dave Green oraz perkusista Trevor Tomkins – także mieli czym się wykazać. W takiej sytuacji naprawdę nie może dziwić fakt, że udało im się nagrać album, który z miejsca uczynił ich jedną z najważniejszych formacji postbopowych na Wyspach Brytyjskich. Nieźle prezentowali się również na koncertach, czego po latach dowiodły wydawnictwa z archiwaliami (chociażby opublikowany przed dwoma laty „Blue Beginnings”).
Po świetnym debiucie nadszedł jednak moment, kiedy trzeba było potwierdzić swoją jakość i zabrać się za pracę nad kolejnym krążkiem. Rendell i Carr nie zwlekali długo, nie zatrzymywały ich nawet tak nieprzewidziane okoliczności, jak podjęta przez Purbrooka decyzja o pożegnaniu się z kolegami. Na jego miejsce z marszu zaangażowano nowego pianistę – Michaela Garricka (1933-2011). Miał on już bogate curriculum vitae. Swoją przygodę z jazzem rozpoczął jeszcze jako student londyńskiego University College (w 1959 roku ukończył tam literaturę angielską), później doskonalił umiejętności w murach Ivar Mairants School of Dance Music. Pierwsze doświadczenia z pracy w studiu nabył jako członek kwartetu, który przyjął nazwę – nomen omen – Quartet („Silhouette”, 1958; „Kronos”, 1959); później stał głównie na formacji sygnowanych własnym nazwiskiem – Michael Garrick Trio („Moonscape”, 1964), Quintet („October Woman”, 1965), Sextet („Promises”, 1965) czy Septet („Black Marigolds”, 1966).
Jak widać, Garrick miał wielką umiejętność dostosowywania się do okoliczności: świetnie radził sobie zarówno w składach kameralnych, jak i rozbudowanych. Co mógł potwierdzić grający z nim równolegle do swojego udziału w Kwintecie Rendella i Carra – kontrabasista Dave Green, który był zresztą głównym orędownikiem sprowadzenia Michaela na miejsce opuszczone przez Colina. Pianista postawił w zasadzie tylko jeden warunek: że dostanie wolną rękę w kontynuowaniu działalności solowej. I tak też się stało, do końca swojej aktywności w zespole, czyli do 1969 roku, nagrywał także – niejednokrotnie z pomocą kolegów z Kwintetu – własne albumy. Wróćmy jednak do najbardziej interesującego nas w tej chwili zespołu. Sesja nagraniowa, której owocem stał się drugi chronologicznie longplay „Dusk Fire”, odbyła się w londyńskim studiu Lansdowne (a więc tam, gdzie zarejestrowano „Shades of Blue”) i zajęła zaledwie dwa dni – 16 i 17 marca 1966 roku. Krążek jeszcze w tym samym roku trafił do sprzedaży z logo wytwórni Columbia na okładce.
To płyta znacznie dłuższa, jak na ówczesne warunki, od debiutu: album „Shades of Blue” zawierał trzydzieści osiem minut muzyki, na „Dusk Fire” jest jej natomiast ponad dziesięć minut więcej (mimo to wszystko zmieściło się na jednym winylu). A że kompozycji jest o jedną mniej, oznacza to jednocześnie, że dostarczyciele repertuaru – w tym przypadku była to trójka solistów: Rendell (który tym razem zdecydował się wzbogacić swoje instrumentarium o flet i klarnet), Garrick oraz Carr – zdecydowali się na utwory znacznie bardziej rozbudowane (tytułowy trwa na przykład ponad dwanaście minut). Krążek otwierają trzy dzieła Dona. Pierwsze to „Ruth”, w którym niemal od razu po fortepianowej introdukcji rozbrzmiewa urokliwie nastrojowa partia fletu, z czasem zachęcającego do wejścia z nim w dialog trąbkę. Takie właśnie – rozpisane na różne instrumenty – dialogi dęciaków będą motorem napędowym całej płyty, a wspierać je bardzo hojnie będzie w tym jeszcze pianista. Do tego nie zabraknie oczywiście typowych dla post-bopu improwizacji i pierwszą taką, zaserwowaną przez Garricka, słyszymy właśnie w „Ruth”.
To kompozycja zbudowana, jak i zresztą kilka innych, na zasadzie kontrastu: subtelny wstęp i finał skrywają pośrodku fragmenty dynamiczniejsze (aczkolwiek popis Michaela rodzi się z bardzo stonowanego i powolnego „marszu”). W „Tam Samfu” kwintet postanawia zabawić się na całego. To najbardziej skoczny i roztańczony, można wręcz powiedzieć, że żywiołowy rozdział całej opowieści. Pianista wydatnie wspiera tu – i to niemal przez całych sześć minut – sekcję rytmiczną (wzbogaconą o liczne perkusjonalia), co z kolei pozwala wykazać się grającym w duecie unisono Rendellowi i Carrowi. Nie brakuje też jednak popisów solowych, zwłaszcza Rendella na saksofonie. W „Jubal” Don jako kompozytor podąża w zupełnie odmiennym kierunku: znów jest leniwie i nastrojowo, Garrick gra z inklinacjami bluesowymi, a saksofonista i trębacz starają się za wszelką cenę nie naruszyć tej subtelnej, bazującej na melodyjnej liryce struktury. Zamykający stronę A longplaya „Spooks” to jedyne na tym krążku wspólne dzieło liderów projektu i zarazem pierwsze, w którym Rendell sięga po klarnet, konfrontując go ze skrzydłówką Iana. Momentami jest energetycznie, to znów delikatnie. Ale akurat takie nagłe zmiany nastroju w przypadku tego akurat zespołu nie powinny nikogo dziwić.
Stronę B liderzy zdecydowali się oddać we władanie nowemu pianiście. Jest on twórcą dwóch i współautorem (z Carrem) jednej kompozycji, które wypełniają całą drugą część albumu. „Prayer” (po latach Garrick nagra ten numer ze swoim Triem na płycie „Cold Mountain”) to piękna opowieść, która skrzy się przeróżnymi barwami: od nawiązań folkowych po swing (w obu przypadkach odpowiada za nie fortepian), od muzyki ilustracyjno-filmowej (za sprawą trąbki) po kołysankowe zwieńczenie, w którym pojawiają się nadzwyczaj zgodnie współgrające trąbka, klarnet i saksofon. „Hot Rod” zaskakuje z kolei intensywnością sekcji rytmicznej, która udziela się pozostałym muzykom, zwłaszcza rywalizującym ze sobą Rendellowi i Carrowi. Dopiero w drugiej części Garrick tonuje emocje – najpierw za sprawą partii fortepianu, a następnie solówki Trevora Tomkinsa. W finale tempo zostaje jednak ponownie podkręcone, w czym mają też swój udział Don i Rendell.
Najważniejszy utwór na płycie, zgodnie z zasadami stopniowania napięcia, artyści zostawili na zwieńczenie albumu – to tytułowy „Dusk Fire”, który bez wątpienia zasługuje na miano postbopowego arcydzieła. Co może nieco zaskakiwać, wszak mamy dopiero połowę lat 60. XX wieku, budowa tej kompozycji ma formę typowo progresywnej suity, które zawładną wyobraźnią wielbicieli rocka i fusion dopiero na początku następnej dekady. Można więc dojść do wniosku, że Michael Garrick i jego koledzy z Kwintetu wyprzedzili epokę o dobrych kilka lat. Tyle że jest to oczywiście progres w ujęciu i instrumentarium stricte jazzowym. Mamy więc długą introdukcję (niepokojący fortepian wspierany przez perkusję, a następnie hipnotycznie wciągającą całą sekcję rytmiczną), później dołączają kolejne instrumenty: nastrojowy klarnet, przepuszczona przez efekt trąbka (za kilka lat w ten sposób zacznie grać Miles Davis), wybije się też z czasem na plan pierwszy fortepian. Ba! nie braknie nawet miejsca na solówkę kontrabasu Dave’a Greena, którego Tomkins wspiera szamańskimi perkusjonaliami w tle. A rozpisane na cały kwintet dynamiczne zakończenie jeszcze bardziej podkreśla moc „Dusk Fire”. Nie ma co ukrywać, że zmiana pianisty wyszła zespołowi na dobre, ale o sile drugiego longplaya grupy decyduje też coraz lepsze zrozumienie między liderami projektu.
koniec
19 sierpnia 2023
Skład:
Don Rendell – saksofon tenorowy, saksofon sopranowy, flet, klarnet
Ian Carr – trąbka, skrzydłówka
Michael Garrick – fortepian
Dave Green – kontrabas
Trevor Tomkins – perkusja, instrumenty perkusyjne

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Non omnis moriar: Brom w wersji fusion
Sebastian Chosiński

27 IV 2024

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj najbardziej jazzrockowy longplay czechosłowackiej Orkiestry Gustava Broma.

więcej »

Nie taki krautrock straszny: Czas (smutnych) rozstań
Sebastian Chosiński

22 IV 2024

Longplayem „Future Days” wokalista Damo Suzuki pożegnał się z Can. I chociaż Japończyk nigdy nie był wielkim mistrzem w swoim fachu, to jednak każdy wielbiciel niemieckiej legendy krautrocka będzie kojarzył go głównie z trzema pełnowymiarowymi krążkami nagranymi z Niemcami.

więcej »

Non omnis moriar: Praga pachnąca kanadyjską żywicą
Sebastian Chosiński

20 IV 2024

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj wspólny album czechosłowackiej Orkiestry Gustava Broma i kanadyjskiego trębacza Maynarda Fergusona.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.