Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 29 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Muzyka

Magazyn CCXXXV

Podręcznik

Kulturowskaz MadBooks Skapiec.pl

Nowości

muzyczne

więcej »

Zapowiedzi

Nie taki krautrock straszny: Wyprostowani wśród tych co na kolanach. Agitation Free w drodze do wieczności

Esensja.pl
Esensja.pl
1 2 3 4 »
W pierwszej połowie lat 70. XX wieku, czyli w swym najbardziej twórczym okresie, gdy mieli wszelkie predyspozycje ku temu, by przed nimi „klękały narody”, wydali zaledwie dwie płyty studyjne. W kolejnych dekadach powracali jeszcze trzykrotnie, a ich dyskografia wzbogaciła się o liczne wydawnictwa z archiwaliami. Które jedynie potęgowały żal, że tak właśnie potoczyła się historia Agitation Free.

Sebastian Chosiński

Nie taki krautrock straszny: Wyprostowani wśród tych co na kolanach. Agitation Free w drodze do wieczności

W pierwszej połowie lat 70. XX wieku, czyli w swym najbardziej twórczym okresie, gdy mieli wszelkie predyspozycje ku temu, by przed nimi „klękały narody”, wydali zaledwie dwie płyty studyjne. W kolejnych dekadach powracali jeszcze trzykrotnie, a ich dyskografia wzbogaciła się o liczne wydawnictwa z archiwaliami. Które jedynie potęgowały żal, że tak właśnie potoczyła się historia Agitation Free.
Jest wielce prawdopodobne, że krautrock nigdy by się nie narodził, gdyby III Rzesza nie przegrała drugiej wojny światowej. I to nie tylko z tego powodu (chociaż ten jeden też by wystarczył), że totalitarne władze wytępiłyby w zarodku każdy przejaw sztuki awangardowej, eksperymentalnej i tym samym – z ich punktu widzenia – wynaturzonej i obcej niemieckiej duszy. Ale w takiej sytuacji zabrakłoby również drugiego niezwykle istotnego elementu – obcych wpływów, związanych z pobytem na terenie Republiki Federalnej Niemiec wojsk okupacyjnych (głównie brytyjskich i amerykańskich). W połowie lat 60. XX wieku wraz z anglosaskimi żołnierzami do Hamburga, Monachium czy Berlina Zachodniego docierała moda na zupełnie nową muzykę młodzieżową, jakże różniącą się od tego, co można było dotąd usłyszeć w niemieckim radiu i telewizji. Zamiast popularnych popowych szlagierów z głośników coraz częściej płynęły rhythm and blues, garażowy rock, wreszcie hipisowska psychodelia. Koncertujące w całym kraju zespoły z Wysp cieszyły się ogromną popularnością i szybko znajdowały naśladowców. Także wśród bardzo młodych Niemców, którzy marzyli o tym, by stać się lokalnymi odpowiednikami The Beatles, The Rolling Stones czy The Pretty Things. Ta fascynacja nie ominęła także kilku chłopców dorastających w berlińskim Charlottenburgu, którzy miłością do anglosaskiej muzyki nasiąkli jeszcze jako uczniowie szkół podstawowych.
Od „Tygrysów” do „Agitatorów”
Gdy w 1965 roku Lutz Ulbrich (później używający pseudonimu „Lüül”) został liderem i gitarzystą szkolnej formacji The Tigers (przemianowanej następnie na The Sentries), miał niespełna trzynaście lat. Mimo że uczył się grać na gitarze klasycznej, dużo bardziej interesowała go twórczość „czwórki z Liverpoolu”, którą na dodatek zaraził swego o rok młodszego kolegę, perkusistę Christophera Frankego. W tym samym czasie w innej szkole powstała, grająca przede wszystkim rhythmandbluesowe covery, grupa The Ugly Thing, której młodocianymi członkami byli między innymi gitarzysta Lutz „Ludwig” Kramer (rocznik 1952) oraz basista Michael „Fame” Günther (najstarszy z całego grona, bo urodzony w 1950 roku). Na początku 1967 roku drogi obu grup przecięły się, a kiedy krótko potem z The Ugly Thing odeszło kilku członków, naturalną koleją losu powstał pomysł połączenia sił. Tym sposobem we wrześniu bądź październiku (sami muzycy nie są do końca pewni) narodziła się nowa formacja. Nazwę wybrano przypadkowo, otwierając na chybił trafił słownik i przykładając palec (skąd my to znamy, prawda?). Padło na hasło „agitation”. Brzmiało nieźle, dlatego od tej pory nastolatkowie postanowili występować pod szyldem The Agitation. Dopiero po jakimś czasie dotarło do nich, że istnieje już inny zespół nazywający się dokładnie tak samo; wtedy zdecydowali się dodać drugi człon – Free.
Początkowo skład zespołu był jeszcze dość płynny. Podczas niektórych koncertów na scenie pojawiał się na przykład wokalista Michael „Micki” Duwe, ale nadzieja na to, że stanie się on etatowym frontmanem Agitation (wtedy wciąż bez Free) rozwiała się, kiedy w 1968 roku otrzymał propozycję dołączenia do berlińskiej ekipy musicalu „Hair”. Mniej więcej w tym samym czasie na trzy miesiące rozstał się z kolegami Kramer (zastąpiony przez Eckharta Kühna), który zasmakował kariery filmowej, grając w młodzieżowym telewizyjnym dramacie Wolfganga Staudtego „Die Klasse”. Ostatecznie wrócił jednak do „starych” kumpli i wraz z nimi 26 kwietnia 1969 roku zagrał koncert – ponoć po raz pierwszy pod rozszerzoną nazwą – w legendarnym już dzisiaj, od dawna nieistniejącym, undergroundowym klubie Zodiac, który powołali do życia muzycy formacji Cluster (Kluster): Conrad Schnitzler, Hans-Joachim Roedelius i Boris Schaak. To w nim pierwsze kroki stawiali także tacy zasłużeni dla rozwoju krautrocka wykonawcy, jak Ash Ra Tempel, Curly Curve i Tangerine Dream.
I kiedy mogło się wydawać, że teraz wszystko już pójdzie z górki, stało się dokładnie na odwrót. W 1970 roku z Agitation Free rozstali się bowiem Ludwig Kramer (tym razem definitywnie, przechodząc do zespołu Walpurgis) oraz Christopher Franke, który przyjął zaproszenie Edgara Froesego i zgodził się zastąpić Klausa Schulzego w Tangerine Dream (z czasem odstawiając bębny na rzecz syntezatorów). Na ich miejsce pojawili się natomiast gitarzysta Axel Genrich oraz perkusista Charly Weiss. I chociaż żaden z nich nie zagrzał długo miejsca w Agitation Free, to właśnie z nimi w składzie grupa zagrała 12 kwietnia 1970 roku w ramach Pierwszego Niemieckiego Progresywnego Popfestiwalu (tak górnolotnie nazwano imprezę odbywającą się w historycznej hali Berlin Sportpalast). Pech sprawił, że w tej samej imprezie wziął udział zespół Guru Guru, którego amerykański gitarzysta James Kennedy postanowił właśnie wrócić do ojczyzny. A że Maniemu Neumeierowi przypadła do gustu gra Axela, złożył mu intratną propozycję. Genrich nie zastanawiał się długo i niebawem ruszył w trasę koncertową z nowymi przyjaciółmi. Lutz Ulbrich musiał poszukać nowego muzyka, choć gwoli ścisłości w lipcu 1970 roku na próbę Agitation Free przyprowadził go Michael Günther. Wybór padł na Jörga Schwenkego (pieszczotliwie nazywanego przez kolegów „Joshim”), dotąd udzielającego się w grupie The Shatters, akompaniującej popowej wokalistce o pseudonimie Manuela.
Wśród Arabów i „czarnych pułkowników”
Jeden pożar został ugaszony, lecz wkrótce wybuchł kolejny, ponownie bowiem zabrakło bębniarza. Na szczęście bezrobotnych perkusistów w Berlinie w tamtym czasie nie brakowało, więc niemal z biegu zawsze znajdował się ktoś, kto godził się – na krócej bądź dłużej (z tym akurat bywało różnie) – zastąpić poprzednika. I tak po odejściu Weissa przez Agitation Free w ciągu kilku kolejnych miesięcy przewinęli się Gerd Klemke (z kompletnie już dzisiaj zapomnianej grupy Garlick Generation), Klaus Schulze (tak, nawet on!), aż wreszcie jesienią 1971 roku pojawił się i został na dłużej Burghard Rausch. Ostateczny skład formacji wreszcie zaczął się krystalizować. Brakowało tylko jednego istotnego elementu. W ciągu kilku lat, jakie minęły od powstania zespołu, muzycy nie tylko znacząco poprawili własne umiejętności – z czym nie było większych problemów, albowiem większość z nich i tak dokształcała się w tym kierunku, a nawet, osiągnąwszy odpowiedni wiek, rozpoczęła specjalistyczne studia – ale przede wszystkim wypracowali własny styl, daleki od tego, z czym startowali. Mając ciągotki klasyczne, a przy tym nie bojąc się eksperymentów oraz łączenia rocka z jazzem, uznali, że przydałby się również klawiszowiec. Zatrudnienie Christiana Brero było jedynie rozwiązaniem tymczasowym, powziętym na konkretny występ, podczas którego Agitation Free z jakiegoś powodu pojawiło się na scenie bez perkusisty. Z pomocą znów przyszedł Günther, który w tym samym czasie zaprzyjaźnił się z przybyszem z Hamburga – Michaelem Hoenigiem (czyli „Hönim”).
„Höni” urodził się w 1952 roku, był więc z tego samego pokolenia, co pozostali muzycy. Po przeprowadzce do Berlina Zachodniego, gdzie rozpoczął studia (socjologię i teatrologię), szybko wsiąknął w miejscowe undergroundowe środowisko. Pracował jako dziennikarz, wydawał nawet – od końca lat 60. – podziemne pisemko „LOVE”, ale oprócz tego udzielał się także muzycznie, od czasu do czasu wspomagając na koncertach zespoły Ash Ra Tempel i Tangerine Dream. Günther zaproponował mu, by został stałym członkiem Agitation Free, a Hoenig – w lutym 1971 roku – na to przystał. Pojawienie się „Höniego” znacząco wpłynęło na twórczość młodych berlińczyków. Nie tylko wzbogaciło instrumentarium grupy o klawisze, lecz otworzyło im oczy na – niekiedy bliskie minimalizmowi i muzyce elektroakustycznej (spod znaku Karlheinza Stockhausena czy Johna Cage’a) – eksperymenty z elektroniką. Jak brzmiało ówczesne Agitation Free, można dowiedzieć się, sięgając po wydany w 2012 roku longplay „1st” (Korusuro Records), który zawiera koncert zarejestrowany 24 marca 1972 roku w berlińskim klubie TU Alte Mensa. I chociaż amatorska jakość nagrań pozostawia wiele do życzenia, można w nich usłyszeć już podstawowe elementy składowe stylu formacji.
Całkiem możliwe, że te same kompozycje parę tygodni wcześniej muzycy wysłali na taśmie do „łowców talentów” w – należącej do kompanii Schott Music Publishing – wytwórni Music Factory. W każdym razie spodobały się one na tyle, że zespół został zaproszony do Moguncji, gdzie w lutym zagrał koncert, któremu przysłuchiwali się szefowie firmy. Decyzja była na „tak”, a cała wyprawa zakończyła się podpisaniem kontraktu. Wreszcie pojawiło się światełko w tunelu. Ale prawdziwa bomba miała dopiero eksplodować. W tym samym czasie (od 1969 roku) zachodnioniemieckim ambasadorem w Egipcie był, pochodzący z Berlina, Christian Nakonz, który, jak się okazało, blisko współpracował z Hartmutem Geerkenem, szefem finansowanego przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych kairskiego oddziału Goethe-Institut. Geerken był wielkim fanem free jazzu (do dzisiaj zresztą wydaje własnym sumptem swoje eksperymentalne płyty) i wymyślił sobie, że można przecież promować niemiecką kulturę w Egipcie, prezentując Arabom współczesną muzykę rockową. Od słowa do słowa… i stanęło na tym, że Nakonz wysłał list do Berlina z zaproszeniem dla Agitation Free. 4 kwietnia 1972 roku muzycy wsiedli do samolotu i – z przesiadkami w Monachium i Salonikach – odlecieli do Afryki Północnej. Geerken zorganizował im nie tylko występy w Kairze i Aleksandrii, ale również libańskich Trypolisie i Bejrucie oraz cypryjskiej Nikozji; w drodze powrotnej do ojczyzny muzycy zatrzymali się jeszcze w Grecji i 20 kwietnia zagrali w Atenach. Planowany był również (21 kwietnia) występ w Salonikach, lecz ostatecznie go odwołano, ponieważ tego samego dnia w kraju oficjalnie świętowano piątą rocznicę udanego zamachu stanu, w wyniku którego do władzy doszła antykomunistyczna i profaszystowska „junta czarnych pułkowników”.
1 2 3 4 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Non omnis moriar: Brom w wersji fusion
Sebastian Chosiński

27 IV 2024

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj najbardziej jazzrockowy longplay czechosłowackiej Orkiestry Gustava Broma.

więcej »

Nie taki krautrock straszny: Czas (smutnych) rozstań
Sebastian Chosiński

22 IV 2024

Longplayem „Future Days” wokalista Damo Suzuki pożegnał się z Can. I chociaż Japończyk nigdy nie był wielkim mistrzem w swoim fachu, to jednak każdy wielbiciel niemieckiej legendy krautrocka będzie kojarzył go głównie z trzema pełnowymiarowymi krążkami nagranymi z Niemcami.

więcej »

Non omnis moriar: Praga pachnąca kanadyjską żywicą
Sebastian Chosiński

20 IV 2024

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj wspólny album czechosłowackiej Orkiestry Gustava Broma i kanadyjskiego trębacza Maynarda Fergusona.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.