Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 8 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Muzyka

Magazyn CCXXXV

Podręcznik

Kulturowskaz MadBooks Skapiec.pl

Nowości

muzyczne (wybrane)

więcej »

Zapowiedzi

muzyczne

więcej »

Can
‹Prehistoric Future›

EKSTRAKT:60%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułPrehistoric Future
Wykonawca / KompozytorCan
Data wydania1984
Wydawca Tago Mago
NośnikKaseta
Czas trwania29:56
Gatunekrock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Michael Karoli, David C. Johnson, Holger Czukay, Irmin Schmidt, Jaki Liebezeit, Manfred „Manni” Löhe
Utwory
MC1
1) Side One15:46
2) Side Two14:10
Wyszukaj / Kup

Nie taki krautrock straszny: W cieniu studenckiej rewolty

Esensja.pl
Esensja.pl
W 1984 roku w Paryżu ukazała się sygnowana przez zespół Can kaseta zatytułowana „Prehistoric Future”. Było to wydawnictwo nieoficjalne i niezaaprobowane przez zespół. Mimo to po latach doczekało się również wydań winylowego i kompaktowego. Dlaczego cieszyło się aż taką popularnością? Ponieważ jest to najwcześniejszy znany materiał zarejestrowany przez niemiecką formację.

Sebastian Chosiński

Nie taki krautrock straszny: W cieniu studenckiej rewolty

W 1984 roku w Paryżu ukazała się sygnowana przez zespół Can kaseta zatytułowana „Prehistoric Future”. Było to wydawnictwo nieoficjalne i niezaaprobowane przez zespół. Mimo to po latach doczekało się również wydań winylowego i kompaktowego. Dlaczego cieszyło się aż taką popularnością? Ponieważ jest to najwcześniejszy znany materiał zarejestrowany przez niemiecką formację.

Can
‹Prehistoric Future›

EKSTRAKT:60%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułPrehistoric Future
Wykonawca / KompozytorCan
Data wydania1984
Wydawca Tago Mago
NośnikKaseta
Czas trwania29:56
Gatunekrock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Michael Karoli, David C. Johnson, Holger Czukay, Irmin Schmidt, Jaki Liebezeit, Manfred „Manni” Löhe
Utwory
MC1
1) Side One15:46
2) Side Two14:10
Wyszukaj / Kup
Pod koniec lat 70. ubiegłego wieku, po dekadzie aktywnej działalności koncertowej i nagraniowej, zespół Can rozpadł się. Jak się później okazało, jeszcze nie bezpowrotnie. Mimo to do stałej działalności w zasadzie już nie powrócił. Tworzący go dotąd muzycy zajęli się swoimi karierami solowymi. Zdawano sobie jednak sprawę z tego, że nawet jeżeli grupa przeszła do historii – to jednak jej zasługi dla światowego rocka są niepodważalne. A to oznacza, że należy właściwie zadbać o spuściznę po niej. Między innymi w tym celu w 1979 (inne źródła podają, że w 1980) roku Hildegard Schmidt, żona (współ)założyciela formacji Irmina Schmidta, stanęła na czele niezależnej wytwórni Spoon Records. Dzięki niej uratowano od zapomnienia między innymi jedne z najwcześniejszych nagrań Can – utwory zarejestrowane na przełomie lat 1968/1969 w Schloß Nörvenich pod Kolonią, które ukazały się na longplayu „»Delay« 1968” (1981).
Niedługo potem okazało się, że przepastne archiwa Irmina Schmidta i Holgera Czukaya skrywają jeszcze inne skarby. W ich posiadanie wszedł francuski dziennikarz muzyczny Pascal Bussy – wielki fan zachodnioniemieckiego zespołu, który na początku lat 80. powołał w Paryżu do życia wydawnictwo nazwane… Tago Mago. Nie pytając muzyków o zgodę, w 1984 roku nagrania te opublikował na wydanej w nakładzie dwóch tysięcy egzemplarzy kasecie magnetofonowej pod zgrabnym tytułem „Prehistoric Future”. Tak naprawdę jest to bootleg. Członkowie Can nigdy nie autoryzowali tego dzieła i trudno im się dziwić. Nie dlatego, że po latach chcieli się go wyprzeć, lecz z tego powodu, iż nie spełniało ono ich wygórowanych norm artystycznych i technicznych. Na kasetę trafiły bowiem dwie stuprocentowe improwizacje, które nie były przeznaczone do upublicznienia. Powstały prawdopodobnie podczas jednej z wielu prób, jakie zespół grywał w tamtym czasie w Schloß Nörvenich.
Kiedy to miało miejsce? W czerwcu 1968 roku, co pozwala autorytatywnie stwierdzić, że są to najwcześniejsze znane kompozycje zarejestrowane przez muzyków, którzy później znani byli pod szyldem Can. Gwoli ścisłości należy bowiem dodać, że w tamtym momencie grupa posługiwała się jeszcze nazwą The Inner Space (pod którą zresztą zarejestrowała ścieżkę dźwiękową do filmu „Agilok & Blubbo”). Ale skład był już jak najbardziej właściwy. Co oznacza, że w tej improwizowanej sesji wzięli udział: pianista i organista Irmin Schmidt, gitarzysta Michael Karoli, basista Holger Czukay oraz perkusista Jaki Liebezeit. Istotną rolę odegrał również Amerykanin David C. Johnson, który nie tylko zagrał na flecie, ale także dorzucił od siebie pocięte „wtręty” dźwiękowe puszczone z taśmy. Najbardziej zaskakującym uczestnikiem tego artystycznego spotkania był jednak niejaki Manni (czyli Manfred) Löhe, który użyczył swego głosu, jak również dograł co nieco na flecie i perkusjonaliach. By potem rozwiać się we mgle historii…
Dzisiaj trudno stwierdzić w stu procentach, jak te nagrania wyglądały w formie wyjściowej. Tym samym: czy Pascal Bussy przed skopiowaniem ich na kasety dokonał jakichś ingerencji i cięć. W sumie jest to niespełna pół godziny muzyki, którą Francuz podzielił na dwie części. Nie nadał tym improwizacjom tytułów: utwór na stronie pierwszej został opisany jako „Side One”, jego kontynuacja – „Side Two”. Elementem spajającym oba fragmenty jest wsamplowana wrzawa ulicy. Skądinąd wiadomo, że to odgłosy z protestów studenckich, jakie wybuchły w Paryżu w maju 1968 roku, a więc zaledwie miesiąc wcześniej. Choć był to okres, kiedy praktycznie w całej Europie młodzież buntowała się przeciwko zastanej rzeczywistości społecznej i politycznej. Lewicującym członkom Can ideały przyświecające studentom na pewno były bliskie.
Na „Side One” dominuje współczesna awangarda wymieszana z rockiem i psychodelią. Wszystko zaczyna się od improwizujących perkusjonaliów (vide Jaki Liebezeit i Manni Löhe), do których wkrótce dołącza gitara Michaela Karolego i głos Manfreda. To trochę nietypowa introdukcja, po zakończeniu której muzycy przez kilka sekund zastanawiają się, co dalej. Słychać jakieś gwizdy, gdzieś z boku odzywa się flet, pojawia się dźwięk puszczony z magnetofonu, wreszcie nowy wątek podrzuca Jaki. Od tego momentu muzyka płynie jak potężna fala, dołączają kolejne instrumenty, dźwięki zlewają się w magmę. I tak aż do przesilenia, po którym ponownie pozostają jedynie flet i perkusja (wraz z podrzuconym przez Johnsona z taśmy nagraniem chóru sakralnego). Stopniowo muzycy po raz kolejny nabierają mocy, z czasem przechodząc na coraz bardziej rockowe pozycje, z czego korzysta przede wszystkim Karoli. Trudno nazwać to, co gra, klasyczną solówką, ale słychać już, że ma ku temu i ciągotki, i predyspozycje.
„Side Two” otwierają nagrania z magnetofonu. Kiedy cichną, na placu boju pozostaje sekcja rytmiczna – wybijająca się na plan pierwszy gitara basowa Holgera Czukaya i pozostająca nieco w tyle (wcale nie jestem przekonany, że był to efekt zamierzony, raczej wynikający z niedostatków technicznych) perkusja Liebezeita. W każdym razie zespół rozkręca się. Karoli zaczyna grać rytmicznie, a rolę instrumentu solowego przejmuje flet. Przychodzi jednak taki moment, kiedy Michael ma szansę popisać się lekcjami wyciągniętymi od Franka Zappy, a wspomagają go w tym bardzo energicznie Holger z Jakim. Kolejny motyw podporządkowany zostaje organom Irmina Schmidta, które samym pojawieniem się sprawiają, że nastrój z miejsca staje się podniosły. Nie na długo jednak, ponieważ chwilę później rozbrzmiewa… dziecięca melodia, którą muzycy będą eksploatować również w soundtracku do „Agilok & Blubbo”. Końcówka należy z kolei do Liebezeita, który znajduje nawet czas na popis solowy. Niestety, niebawem nagranie zostaje stopniowo wyciszone.
Zawsze mam wątpliwości, czy tego typu niedopracowane, nieprzyklepane przez artystów dzieła powinny oglądać światło dzienne. I zawsze w takich sytuacjach odpowiadam sobie: Tak. Mimo wszystko – tak! Ujmy tak zasłużonemu zespołowi na pewno to nie przyniesie, a zaprzysięgli wielbiciele grupy dowiedzą się przynajmniej, jak rodziła się jedna z największych legend krautrocka. Poza tym naprawdę nie ma czego się wstydzić. Gdyby utwory te zostały zarejestrowane – nawet w takiej formie – w profesjonalnym studiu, miałyby wielką wartość. A tak tylko odrobinę mniejszą.
koniec
26 lutego 2024
Skład:
Michael Karoli – gitara elektryczna
Irmin Schmidt – organy, fortepian
David C. Johnson – flet, taśma magnetofonowa
Holger Czukay – gitara basowa, taśma magnetofonowa
Jaki Liebezeit – perkusja, instrumenty perkusyjne, flet

gościnnie:
Manfred „Manni” Löhe – głos, flet, instrumenty perkusyjne

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Nie taki krautrock straszny: Od krautu do minimalistycznego ambientu
Sebastian Chosiński

6 V 2024

Pierwsza nagrana po rozstaniu z wokalistą Damo Suzukim płyta Can była dla zespołu próbą tego, na co go stać. Co z tej próby wyszło? Cóż, „Soon Over Babaluma” nie jest może arcydziełem krautrocka, ale muzycy, którzy w składzie pozostali, czyli Michael Karoli, Irmin Schmidt, Holger Czukay i Jaki Liebezeit, na pewno nie musieli wstydzić się jej.

więcej »

Non omnis moriar: Siła jazzowych orkiestr
Sebastian Chosiński

4 V 2024

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj longplay z serii Supraphonu „Interjazz” z nagraniu dwóch czechosłowackich orkiestry pod dyrekcją Jana Ptaszyna Wróblewskiego i Gustava Broma.

więcej »

Nie taki krautrock straszny: Eins, zwei, drei, vier, fünf…
Sebastian Chosiński

29 IV 2024

Wydawana od trzech lat seria koncertów Can z lat 70. ubiegłego wieku to wielka gratka dla wielbicieli krautrocka. Przed niemal trzema miesiącami ukazał się w niej album czwarty, zawierający koncert z paryskiej Olympii z maja 1973 roku. To jeden z ostatnich występów z wokalistą Damo Suzukim w składzie.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.