Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 15 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Nie taki krautrock straszny: Od undergroundowego goryla do superbohaterów. Zagmatwane losy Missus Beastly

Esensja.pl
Esensja.pl
« 1 2 3 4 »

Sebastian Chosiński

Nie taki krautrock straszny: Od undergroundowego goryla do superbohaterów. Zagmatwane losy Missus Beastly

Podchodząc jednak do tych nagrań obiektywnie, czyli bez emocji i na dodatek z odpowiedniej perspektywy czasowej – należy podkreślić, że byłaby to ślepa uliczka, jeżeli zespół zdecydowałby się podążyć nią dalej. Zmiany były konieczne i musiały nastąpić jak najszybciej. Ale chyba nie takich zmian, jakie nastąpiły, spodziewali się wierni fani Missus Beastly. Otóż pod koniec 1974 roku z grupą rozstał się Marron (by zasilić szeregi formacji Hansa Kollera – Free Sound, a potem powołać do życia trio Giger / Lenz / Marron), parę miesięcy później natomiast – latem 1975 roku – taką samą decyzję podjął… Lutz Oldemeier, ostatni z członków-założycieli zespołu, jeden z jego „ojców chrzestnych”. Zastąpił go początkowo Brytyjczyk Jim McGillivray (wcześniej w hardrockowo-progresywnym Epitaph), a następnie – już po trzech miesiącach – dopiero zaczynający profesjonalną karierę Butze Fischer. Dodatkowo powrócono do starej koncepcji grania z klawiszowcem i tym sposobem do formacji dołączył Burkard Schmidl. W tym składzie grupa sporo koncertowała, będąc na przykład w drugiej połowie lat 70. stałym gościem festiwalu w nadreńsko-westfalskim Vlotho, co dokumentowały składanki z serii „Umsonst und Draussen” (1975: „Vloflutho”, 1976: „Slow One [Stoppt Strauß]”, 1977: „For Flü”, 1978: „Porta Erotica”).
Co ciekawe, na plakatach reklamujących występy zespołu wciąż widniała w tym czasie nazwa Missus Beastly, ale kolejną płytę studyjną muzycy sygnowali już nową – Dr. Aftershave. Wchodziły tu w rachubę kwestie kontraktowe. Po prostu prawa do nazwy historycznej miał Oldemeier, który znalazł się właśnie poza zespołem. Tym razem muzycy (a byli to: Josch, Dömling, Benz, Schmidl i Fischer) wybrali zdobywające coraz większy rozgłos wśród rockowych formacji w Niemczech studio Zuckerfabrik (mieszczące się w dawnej, powstałej w połowie XIX wieku fabryce cukru) w Stuttgarcie. Zameldowali się tam w styczniu 1976 roku. Jako że wszystko było nowe, na wydanie albumu podpisali kontrakt z niezależną wytwórnią, która dopiero co powstała – monachijską April (krótko potem przemianowaną na Schneeball). Wydany przez nią longplay „Dr. Aftershave and the Mixed-Pickles” (z podtytułem, który był jasną sugestią, czego należy się spodziewać: „For Missus Beastly”) ukazał się z numerem katalogowym 00001, chociaż w rzeczywistości był drugim („Bayern-Rock” łączącej rock z folkiem i przekazem politycznym grupy Sparifankal oznaczono jako 0000). Ale i to nie były jeszcze wszystkie niespodzianki.
Nie słuchajcie przy goleniu!
Poza wyżej wzmiankowaną piątką w nagraniu nowego materiału udział wzięła również spora gromadka gości, wśród nich związani w tym momencie z Embryo gitarzysta Roman Bunka, wokalistka Maria Archer i wibrafonista Christian Burchard (opisany na okładce jako „Cristiano”), a oprócz nich saksofonista tenorowy Wolli Fümmler (w rzeczywistości Wolfgang Thümmler) z Einhorn i perkusjonista Raimund Fuhrig (jako „Ömmes”), który razem z Fümmlerem udzielał się również w Johannislust Orchester i Skyline. Tym samym muzycznie album Dr. Aftershave jest znacznie bogatszy – i aranżacyjnie, i w kontekście inspiracji – od tego co proponował Missus Beastly. W „Miles All Along the Watchtower” pojawiają się inspiracje muzyką latynoamerykańską (spod znaku wczesnego Carlosa Santany) i wtręty funkowe (vide gitara Bunki); zaśpiewany przez Archer „High Life” bliski jest stylistyce soulowej (plus psychodeliczne syntezatory); z kolei energetyczny „Morning Sun” wykorzystuje rytmikę słonecznego reggae, przez co kojarzyć może się z dokonaniami takich formacji, jak… Osibisa czy nawet Boney M; „La Plage de Patscha Menga” i „Patscha Menga Underground” nawiązują natomiast – głównie w partiach fletu i saksofonu – do world music i równie dobrze mogłyby trafić na „We Keep On”, „Surfin’” czy „Bad Heads and Bad Cats”, czyli jedną z tych płyt Embryo, na których grupę Christiana Burkcharda wspierał Charlie Mariano.
Pozostałe utwory z „Dr. Aftershave and the Mixed-Pickles” – to jest „Gurus for Sale” i „Nothing Again” – to dynamiczny fusion, niekiedy zmierzający nawet w kierunku free jazzu, z wysmakowanymi partiami solowymi klawiszy (przede wszystkim fortepianu elektrycznego) i dęciaków (z naciskiem na saksofon). Płytę wieńczy trzyminutowe „For Evi” – rozpisana na fortepian akustyczny i gitarę basową nostalgiczna ballada dedykowana ówczesnej ukochanej kompozytora, czyli Burkarda Schmidla. Związek nie przetrwał, utwór pozostał, a dziewczyna przeszła do historii! Podobnie jak kolejny skład zespołu, z którym niebawem pożegnali się Jürgen Benz, Norbert Dömling oraz Butze Fischer. Ze starej gwardii pozostał jedynie Friedemann Josch i znacznie młodszy od niego stażem Schmidl. Za bębnami na jakiś czas zasiadł Freddy Setz, potem Rainer Römer, w końcu na początku 1978 roku przyszedł dyplomowany perkusista Jan Zelinka (Czech z pochodzenia, prawdopodobnie rodem z Monachium); przyjęto również nowego basistę – Matza Steinkego, którego potem zastąpił Locko (właściwie Otton) Richter (urodzony w Norymberdze). Na okładce kolejnej płyty – ponownie zarejestrowanej w stuttgarckiej Zuckerfabrik (w kwietniu tego samego roku) – muzycy zaprezentowali się jako superbohaterowie ze stajni DC Comics. Cała czwórka ma na sobie stroje nawiązujące do postaci Supermana, tyle że zamiast charakterystycznego „S” widnieje na ich niebieskich trykotach skrót „MB”. Co oznacza, że po porozumieniu się z Lutzem Oldemeierem powrócili do szyldu Missus Beastly.
Longplay „Space Guerrila” (1978) ukazał się nakładem Schneeball, czyli wytwórni, która stała się spadkobiercą April. Od strony muzycznej nie wnosił on jednak nic nowego do portretu grupy. Najlepiej prezentowała się otwierająca płytę kompozycja tytułowa – z jednej strony z zakusami freejazzowymi (flet), z drugiej z nawiązaniami do panującej wówczas ery disco (syntezatory). Przede wszystkim jednak jest to dynamiczny jazz-rock, zagrany bardzo rasowo i stylowo. Podobnie rzecz ma się z „Guitar for Sale”, „Hoffmannstropfen”, „Cose Dola (Dole Cosa)”, „For Flü” i zamykającym całość „King Garlic”. Chociaż i w tych utworach Missus Beastly często pozwalają sobie na improwizacje z pogranicza free jazzu i rocka. Nawiązania do „etnicznego” Embryo pojawiają się w utworze „Rahsaan Roland Kirk”, dedykowanym uhonorowanemu w tytule legendarnemu czarnoskóremu saksofoniście, słynącemu z tego, że potrafił grać jednocześnie na trzech saksofonach. Czy w studiu Friedemann Josch grał w tym samym czasie na kilku fletach – tego nie wiemy, ale faktem pozostaje, że nałożone na siebie ścieżki tego instrumentu nawiązują do niezwykłej techniki stosowanej przez Amerykanina. Repertuar „Space Guerrila” uzupełnia jeszcze umieszczony na koniec strony A numer „Fuzzy, Don’t Go to the Disco” – krótki (nieco ponad trzyminutowy), ale szalony, bo znajduje się w nim miejsce i na funkowy, klangujący bas, i na zagęszczony rytm generowany przez perkusję i gitarę elektryczną (na której w tym jednym kawałku zagrał Schmidl), i nawet na partię skrzypiec Richtera.
ZAKOŃCZENIE
Superbohaterowie są zmęczeni
„Space Guerrila” to bardzo przyzwoity album jazzrockowy, nie ustępujący swoim poprzednikom. Problem w tym, że powoli mijał już dobry czas dla takiej muzyki. Wielu wykonawców fusion albo w ogóle rezygnowało z dalszego grania, albo kierowało swe zainteresowania w znacząco odmienną stronę – ku twórczości łatwiejszej, przyjemniejszej, bardziej przebojowej, gwarantującej sukces komercyjny i tym samym zyski finansowe. O to nie było jednak wcale tak łatwo, bo konkurencja nagle zrobiła się olbrzymia. W Niemczech fusion trzymali się nieliczni, jak Passport Klausa Doldingera, Aera, do której w 1978 roku trafili Lutz Oldemeier i Locko Richter, Electric Circus gitarzysty Toto Blankego czy Snowball Curta Cressa i Kristiana Schultzego (by pozostać na niemieckich członkach zespołu). Na straconej reducie postanowił bronić się również Schmidl, do którego powrócił Dömling. Przez jakiś czas występowali jako Big Fun w składzie z perkusistą Jimem McGillivrayem – tym samym, który przewinął się przez Missus Beastly w lecie 1975 roku i nawet zdążył wziąć udział w organizowanych przez hamburską stację Norddeutscher Rundfunk (NDR) „warsztatach jazzowych” numer 106 (całkiem możliwe więc, że w archiwach NDR znajdują się niepublikowane jeszcze nagrania zespołu z połowy lat 70.). Ten epizod potrwał zaledwie kilka miesięcy. Jim, nie widząc szansy na większą popularność tria, pożegnał się z kolegami, którzy podjęli kolejną próbę ratowania grupy i zaprosili do współpracy perkusistę Marlona Kleina.
« 1 2 3 4 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Nie taki krautrock straszny: Średnio udane lądowanie
Sebastian Chosiński

13 V 2024

W połowie lat 70. zespół Can zmienił wydawcę. Amerykanów z United Artists zastąpili Brytyjczycy z Virgin. Pierwszym albumem, jaki ujrzał światło dzienne z nowym logo na okładce, był „Landed” – najsłabszy z wszystkich dotychczasowych w dorobku formacji z Kolonii.

więcej »

Non omnis moriar: Jak to jest płynąć „trzecim nurtem”…
Sebastian Chosiński

11 V 2024

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj album z „trzecionurtowymi” kompozycjami Pavla Blatnego w wykonaniu Orkiestry Gustava Broma.

więcej »

Nie taki krautrock straszny: Od krautu do minimalistycznego ambientu
Sebastian Chosiński

6 V 2024

Pierwsza nagrana po rozstaniu z wokalistą Damo Suzukim płyta Can była dla zespołu próbą tego, na co go stać. Co z tej próby wyszło? Cóż, „Soon Over Babaluma” nie jest może arcydziełem krautrocka, ale muzycy, którzy w składzie pozostali, czyli Michael Karoli, Irmin Schmidt, Holger Czukay i Jaki Liebezeit, na pewno nie musieli wstydzić się jej.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.