Nie taki krautrock straszny: Od undergroundowego goryla do superbohaterów. Zagmatwane losy Missus BeastlySebastian ChosińskiNie taki krautrock straszny: Od undergroundowego goryla do superbohaterów. Zagmatwane losy Missus BeastlyKlein urodził się w grudniu 1957 roku w Herford; jego dołączenie do zespołu było więc w pewnym sensie powrotem do korzeni, bo przecież stamtąd pochodzili Lutz Oldemeier i Reinhard Wehmeyer – założyciele macierzystej formacji. W końcu lat 70. Marlon studiował muzykę klasyczną w Detmold; jako nastolatek już wcześniej udzielał się w Jack Bone Group (wystąpił z nią na festiwalu we Vlotho na tej samej scenie co Missus Beastly), potem wsparł swym talentem Real Ax Band Dietera Miekautscha (z którym w 1977 roku nagrał longplay „Nicht Stehenbleiben / Move Your Ass in Time”). Aż wreszcie trafił do… właśnie – do jakiego w końcu zespołu? Schmidl zdecydował ostatecznie o odrzuceniu szyldu Big Fun, który i tak nikomu nic nie mówił, i powrocie do Dr. Aftershave. Pod tą nazwą trio zagrało około pięćdziesięciu koncertów w Niemczech i Szwajcarii, po czym zdecydowało się nagrać materiał na następną płytę. I tak po raz trzeci muzycy pojechali do Stuttgartu, gdzie w drugiej połowie sierpnia 1980 roku zarejestrowali dziewięć nowych utworów. Niestety, nie znaleźli chętnych na ich publikację (odmówiło nawet chętne zazwyczaj szefostwo Schneeball). W efekcie nagrania powędrowały do szuflady Burkarda i spoczywały w niej dwadzieścia siedem lat – do chwili, w której postanowiło je przypomnieć nieocenione w takich przypadkach wydawnictwo Garden of Delights. Wielbiciele ambitniejszej muzyki w 1980 roku słuchali, jeśli nie punk rocka, to nowej fali; chętnych na fusion brakowało. Lektura albumu „In the Diving Bell” sprawia wrażenie, jakby Schmidlowi, Dömlingowi i Kleinowi zależało przede wszystkim na usatysfakcjonowaniu tych, którzy wprawdzie pamiętali jeszcze, czym jest jazz-rock, ale dużo bardziej interesowały ich brzmienia nowofalowych syntezatorów i nieskomplikowane popowe melodie. Syntezatory dominują więc niepodzielnie w „Ferrets Run”, „The Three Sons”, „Spiral Tape” i „Mysterious Pyramids”; „Resurrection Agents” zmierza w stronę funkowego easy-listening; szlachetne szczątki fusion ocalały natomiast w „Small Talk Buffy” i „The Real Shave”. Niezłe wrażenie pozostawiają po sobie głównie „Jazzy James” (z mocniejszymi akcentami perkusyjnymi) oraz utwór tytułowy (nastrojowy i niepokojący, w którym syntezatory brzmią znacznie mniej optymistycznie). Czy gdyby „In the Diving Bell” ukazało się w sprzedaży tuż po nagraniu, zmieniłoby to cokolwiek w historii grupy? Prawdopodobnie nie. Zawarta na płycie muzyka była zbyt popowa, aby zainteresować fanów poprzedniego wcielenia Dr. Aftershave (a o tych, którzy adorowali Missus Beastly, nie ma nawet co wspominać), i jednocześnie wciąż zbyt ambitna i skomplikowana, aby trafić do osób gustujących w aktualnych przebojach. W poszukiwaniu sensu Ostatecznie rozczarowany, podziękował kompanom za współpracę Norbert Dömling (dołączył wówczas na stałe do Electric Circus Toto Blankego), którego zastąpił Matthias Krüger z Elastic Rock Band (gdzie po rozstaniu z Burkardem znalazł swą przystań Jan Zelinka). Na krótko – o dziwo! – udało się ściągnąć do zespołu również Jürgena Benza, co sprawiło, że Schmidl zaczął nawet przemyśliwać o reaktywacji Missus Beastly. Ale to były jedynie mrzonki, pogrzebane wraz odejściem Jürgena. Nie widząc szans na dalszą aktywną i satysfakcjonującą artystycznie i finansowo działalność, w 1982 roku grupa rozpadła się. Tym razem definitywnie. W momencie rozwiązania jej dorobek nie imponował: były to zaledwie trzy longplaye sygnowane oryginalną nazwą Missus Beastly i jeden wydany jako Dr. Aftershave (drugi na razie nie ujrzał światła dziennego). W naszym stuleciu doszły trzy kolejne, wszystkie z archiwaliami. Ale to prawdopodobnie jeszcze nie koniec, o czym mogą świadczyć dołączane do kompaktowych reedycji koncertowe bonusy. Ile takich występów skrywają jeszcze archiwa radiowe bądź prywatne? Należy mieć nadzieję, że szperacze z Garden of Delights bądź Long Hair dotrą do nich i jeden z dwóch szyldów, pod jakimi funkcjonował zespół, pojawi się jeszcze kiedyś na okładce „nowego” albumu. A jak potoczyły się dalsze losy muzyków związanych z Missus Beastly i Dr. Aftershave? Wolfgang Nickel i Reinhard Wehmeyer przez jakiś czas przebywali w Indiach; gdy przyjeżdżali do kraju, ale także za granicą – zdarzało im się wspomagać na koncertach Embryo. Byli też nauczycielami muzyki, komponowali piosenki dla dzieci i ścieżki dźwiękowe do filmów. Friedemann Josch także przewinął się przez Embryo („Embryo’s Reise”, 1979; „Life”, 1981), a w 1981 roku znalazł się w założonym przez związanych na przestrzeni kilku lat z tym zespołem artystów etniczno-jazzowym kolektywie Dissidenten (dołączył do niego również Marlon Klein). Jürgen Benz znalazł etat w krautrockowo-jazzowym Munju („High-Speed Kindergarten”, 1977; „Moon You”, 1978); Dieter Miekautsch, o czym częściowo była już mowa, po latach spędzonych w Embryo założył Real Ax Band (i dał w nim szansę dalszego rozwoju Kleinowi). Do Embryo podążył też po rozstaniu z Dr. Aftershave Butze Fischer („Apo-Calypso”, 1977), a następnie odnalazł się w Guru Guru Sunband („Hey Du”, 1979). Locko Richter założył własny zespół progresywno-freejazzowy Agreement („Highways”, 1986; „Full of Zasadzkas”, 1988), ale zanim do tego doszło związał się z Aerą, w której czekał już na niego Lutz Oldemeier („Türkis”, 1979; „Live”, 1980). Klein – obok Dissidenten – udzielał się także w nowofalowym 1. Futurologischer Congress, afro-jazzowym projekcie holenderskiego pianisty Jaspera van’t Hofa Pili Pili, a ostatnio, zdaje się, wrócił do krautrockowo-psychodelicznych korzeni w Sun Temple Circus. Burkard Schmidl natomiast – po krótkiej przygodzie z Dissidenten i klawiszowcem Bernhardem Potschką (w Perxon) – poświęcił się nagrywaniu płyt z ambientem i new age. …i kiedy wydawało się już, że w temacie Missus Beastly wiemy wszystko, parę miesięcy temu wytwórnia Garden of Delights opublikowała album „Minden 1976”, zawierający archiwalne nagrania zarejestrowane przez zespół (w składzie czteroosobowym: Friedemann Josch – flet, saksofon sopranowy, Burkard Schmidl – fortepian elektryczny, syntezator, Norbert Dömling – gitara basowa, kontrabas, Butze Fischer – perkusja) podczas występu 23 stycznia 1976 roku w nadreńskim Minden. |
W połowie lat 70. zespół Can zmienił wydawcę. Amerykanów z United Artists zastąpili Brytyjczycy z Virgin. Pierwszym albumem, jaki ujrzał światło dzienne z nowym logo na okładce, był „Landed” – najsłabszy z wszystkich dotychczasowych w dorobku formacji z Kolonii.
więcej »Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj album z „trzecionurtowymi” kompozycjami Pavla Blatnego w wykonaniu Orkiestry Gustava Broma.
więcej »Pierwsza nagrana po rozstaniu z wokalistą Damo Suzukim płyta Can była dla zespołu próbą tego, na co go stać. Co z tej próby wyszło? Cóż, „Soon Over Babaluma” nie jest może arcydziełem krautrocka, ale muzycy, którzy w składzie pozostali, czyli Michael Karoli, Irmin Schmidt, Holger Czukay i Jaki Liebezeit, na pewno nie musieli wstydzić się jej.
więcej »Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski
Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski
Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski
Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski
Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski
Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski
Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski
Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski
The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski
T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski
Średnio udane lądowanie
— Sebastian Chosiński
Od krautu do minimalistycznego ambientu
— Sebastian Chosiński
Eins, zwei, drei, vier, fünf…
— Sebastian Chosiński
Czas (smutnych) rozstań
— Sebastian Chosiński
Nie zadzieraj z Czukayem!
— Sebastian Chosiński
Aneks, nie popłuczyny
— Sebastian Chosiński
Prywatna wyspa, prywatny zamek…
— Sebastian Chosiński
Spaghetti western, thriller, dramat…
— Sebastian Chosiński
Zdrowe dziecko i szczęśliwi ojcowie
— Sebastian Chosiński
Gdyby Wietnamczycy wiedzieli…
— Sebastian Chosiński
Klasyka kina radzieckiego: Co tam dolary, gdy można zarabiać ruble!
— Sebastian Chosiński
„Kobra” i inne zbrodnie: Wiem, ale nie powiem
— Sebastian Chosiński
Tu miejsce na labirynt…: Z Beskidów widać Jukatan, Afrykę i Japonię
— Sebastian Chosiński
UWAGA, MILICJA!: Śledztwo w samolocie
— Sebastian Chosiński
East Side Story: Zeus = Zero. Wielki Zero!
— Sebastian Chosiński
Non omnis moriar: Jak to jest płynąć „trzecim nurtem”…
— Sebastian Chosiński
PRL w kryminale: Mechanizm „afery skórzanej”
— Sebastian Chosiński
Tu miejsce na labirynt…: W cieniu Purpurowego Słońca
— Sebastian Chosiński
Tu miejsce na labirynt…: Mroczne zaułki Malmö
— Sebastian Chosiński
Kto nie ryzykuje, ten… w spokoju nie żyje
— Sebastian Chosiński