Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 2 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Muzyka

Magazyn CCXXXV

Podręcznik

Kulturowskaz MadBooks Skapiec.pl

Nowości

muzyczne

więcej »

Zapowiedzi

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup

Esensja słucha: Drugi kwartał 2010
[ - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
« 1 2 3 »
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Jakub Stępień
EP-ka, zawierająca trzy kawałki istniejącego od 2007 roku polskiego zespołu, to całkiem dobrze ukazujący styl kapeli materiał promocyjny. FHE nazwali swoją muzykę stoner-core. Czy słusznie? O ile stonera jak na lekarstwo, gdzieś tam przebijają się echa Kyuss, to core już jest. Kompozycje nie odstają od tego co można na takiej scenie znaleźć. Jest ostro, energetycznie i ciężko. Riffy w „Popiół” i „Lex Vulgaris” prezentują się całkiem przyzwoicie i zapewne spełniają swoją rolę koncertowych wymiataczy, a same kawałki powinny przypaść do gustu miłośnikom takich gigantów jak Illusion, Proletaryat czy nawet Down. Te dwa numery zdecydowanie obrazują motto FHE: „w muzyce zawsze chodzi o pieprzony overdrive!”. Może dlatego nie przekonuje bardziej klimatyczny „Miodem po uszach”, gdyż zabrakło w nim… właśnie klimatu. Wrażenie na pewno robi produkcja i brzmienie, jak na EP wszystko jest soczyste i mięsiste (czy ktoś zamawiał stek średnio wysmażony?), za co trzeba kapelę pochwalić. Słabszą stroną są niestety teksty, sprawiające wrażenie pisanych ot tak, by były, ale na poprawę tego elementu chłopaki z FME mają jeszcze czas. Z ocenami poczekajmy na długogrający materiał.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Michał Perzyna [70%]
Bez wątpienia „Go” to album w pewien sposób wyjątkowy – chociażby przez pogodny, baśniowy nastrój, jaki udało się stworzyć wokaliście Sigur Rós. Swoje robi także charakterystyczny falset oraz obszerne i dynamiczne, orkiestrowe aranżacje (będące w dużej mierze dziełem Nica Muhly’ego). Jón Thor Birgisson, tworząc swój autorski projekt, nie ograniczał się w żaden sposób – dał upust zarówno swojej fantazji, jak i wokalnym możliwościom. Efektem jest pobudzający, ale eteryczny pop, wypełniony przez symfoniczne i pełne energii dźwięki. Niestety, nie do wszystkich one przemawiają, dlatego „Go” powinno trafić w ręce słuchaczy w pełni świadomych i akceptujących muzyczną drogę obraną przez Jóna. Jej doskonałą próbką jest chociażby utwór „Animal Arithmetic”.
Piotr „Pi” Gołębiewski [70%]
Jónsi to pseudonim wokalisty i lidera islandzkiego zespołu Sigur Rós, grupy, która zdobyła w naszym kraju spore grono fanów. Jej muzykę trudno zaklasyfikować, ponieważ daleko odbiega od utartego schematu zwrotka-refren. Podobnie jest z zawartością krążka „Go”. Tu również ciężko o jakiekolwiek porównania. To jakby ścieżka dźwiękowa dla sennych, baśniowych marzeń. Utwory są przesycone oniryczną aurą, ale przy tym są melodyjne, łatwo wpadają w ucho. Mimo bogactwa aranżacyjnego, specyficznego śpiewu wokalisty i faktu, że część tekstów jest w języku islandzkim, to jednak mamy do czynienia z bardzo przystępnym, niemal popowym materiałem. „Go” zdecydowanie bliżej do radosnego, energicznego grania znanego z ostatniej płyty Sigur Rós niż wciągających, ale trudnych w odbiorze utworów wypełniających wcześniejsze dokonania kapeli, jak „Takk…” czy „()”. Przede wszystkim jednak ten krążek to zastrzyk solidnej dawki pozytywnej energii.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Mieszko B. Wandowicz [70%]
Rzadko kiedy po nowym albumie zespołu działającego od 30 lat można spodziewać się poważnego wydarzenia nie tylko medialnego, lecz i artystycznego. Tymczasem Jaz Coleman et consortes swoimi dwoma ostatnimi studyjnymi krążkami sprawili, iż należy od nich oczekiwać pozycji niewtórnej i ciekawej – zwłaszcza że powracają w oryginalnym składzie. Z tego punktu widzenia mająca być przystawką przed pełną płytą EP-ka „In Excelsis” napawa nieprzesadnym co prawda, ale niepokojem – jest wyraźnie słabsza od rewelacyjnego albumu „Hosannas from the Basements of Hell” i słabo koresponduje z zapowiedziami „najważniejszego dzieła w karierze”. Mimo to pokazuje, że Killing Joke nadal jest zespołem co najmniej niebanalnym. Ubyło agresji – zarówno w warstwie instrumentalnej, jak i wokalnej – chociaż wciąż to muzyka znacznie mniej przystępna niż ta z czasów „Night Time”, a głos Colemana jest chropowaty i chrypiący. Symfoniczny patos „Invocation” z ostatniego krążka ustąpił miękkim, prawie pastelowym syntezatorom w „In Excelsis”; mniej jest mroku, więcej Beatlesów. Kojarzy się to trochę z tym, co Type O Negative zrobili na „Dead Again”. Osobną kwestią jest pojawiający się w dwu wersjach utwór „Ghost of Ladbroke Grove” – powolniejszy, mniej skoczny, niepokojący rytmicznie. Rzecz na poziomie najmocniejszych numerów grupy; robi wrażenie zwłaszcza w wersji dubowej. A premiera długograja we wrześniu.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Piotr „Pi” Gołębiewski [70%]
Dziwne jest to wydawnictwo – ni to singiel, ni to EP-ka. Z jednej strony ma promować album „Hurra!” przy pomocy utworu „Karinga”, z drugiej zawiera tyle nowych utworów, że spokojnie można go słuchać jako osobnego krążka – na dobrą sprawę lepszego niż ten regularny. Na „Hurra!” poza kilkoma świetnymi kawałkami znalazło się też dużo wypełniaczy i momentów mało porywających. Tu natomiast każdy numer jest wciągający i śmiało może kandydować do miana Kultowego evergreenu. Moimi faworytami są prześmiewczy „Kazimierz po dziadku Staszewski” ze słowami: „Jestem muzykiem w zespole, co był młodzieżowy / Lecz myślę, że nazwa zespołu nic państwu nie powie”, oraz „Party jednoosobowe” z jednym z najlepszych tekstów Kazika. Wartość tego krążka podwyższa również obecność dwóch najciekawszych kawałków z „Hurra!”, czyli „Karingi” (tylko czemu dwukrotnie, skoro w zasadzie obie wersje niczym się nie różnią?) i „Kiedy ucichną działa już”, który dzięki nieco zmienionej aranżacji jeszcze lepiej uwypukla gorzkie przesłanie. Szczerze mówiąc, jeśli miałbym wybierać, czy polecić komuś „Hurra!”, czy „Suplement”, bez wahania wybrałbym tę drugą pozycję.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Michał Perzyna [80%]
Pierwszy długogrający krążek formacji Kyte zapowiadany był bardzo entuzjastycznie. I chociaż Brytyjczycy mieli na koncie już kilka dobrze przyjętych EP-ek, to „Dead Waves” miało ostatecznie potwierdzić ich klasę i udowodnić, że porównania do Sigur Rós czy Coldplay nie były bezpodstawne. W istocie dwanaście rozmytych i nieco sennych kompozycji z pogranicza popu i subtelnej elektroniki ma w sobie coś wyjątkowego, co sprawia, że obok albumu nie można przejść obojętnie. Spokojny, kołyszący klimat, uzyskany dzięki połączeniu eterycznych aranżacji oraz męskiego, znacznie bardziej popowego wokalu, stanowi chyba w największym stopniu o atrakcyjności „Dead Waves”, które powinno urzec wszystkich miłośników downtempo spod znaku Boards Of Canada oraz popowych ballad kojarzonych z Coldplay. Co więcej, brzmienia serwowane przez Kyte w wielu momentach przypominają te z płyt świetnej islandzkiej formacji Bang Gang, a takie porównanie powinno wystarczyć za najlepszą recenzję krążka „Dead Waves”.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Michał Perzyna [60%]
Pierwsza dama polskiego dancehallu, jak zwykło określać się Marikę, powróciła po sporej przerwie z nowym albumem. Oczekiwania po debiucie, którym była płyta „Plenty” z 2008 roku, mogły być całkiem duże. Czy wokalistce udało się im sprostać? Z jednej strony mamy sporą dawkę pozytywnej muzyki o różnym nasileniu reggae i jego pochodnych, ale z drugiej trudno wskazać jakiś naprawdę przebojowy numer pokroju utworów „Moje Serce”, „So Sure” albo „Pieniądze Połamane”. Na dodatek Marika słabiej śpiewa w języku angielskim, a tego na nowym krążku jest jakby więcej (albo przynajmniej stał się bardziej zauważalny, drażniący). Co ciekawe, to wydawnictwo składa się z dwóch płyt, a druga z nich to zbiór remiksów, których autorami zostali m.in. O.S.T.R., Kameral, Sir Michu, Fox. Kilka z ich propozycji wypada nadspodziewanie dobrze – w paru przypadkach zdecydowanie korzystniej niż oryginały. „Put Your Shoes On/Off” to materiał pełny zabawy i beztroski, przeznaczony zarówno na letnie parkiety, jak i trochę spokojniejsze spotkania, a w takiej roli sprawdzi się całkiem nieźle.
« 1 2 3 »

Komentarze

27 VII 2010   22:38:44

"Before Today" - faktycznie rewelacyjna! Słyszałem jeszcze takie określenia "hypnagogic rock" (które kazały mi się tylko krzywo uśmiechnąć) ale jak zwał, tak zwał, a muzyka dobra na wszystko: i do odpłynięcia ciemną nocą, i w 40-stopniowym upale w zatłoczonym autobusie (solówka w Butt-House Blondies - oh yeah!). Czy płyta roku? Nie wiem. Ale zaskoczenie roku na pewno.

27 VII 2010   23:55:20

Dzięki Michał za Kyte. Nie znałem, a dobre:)

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Tu miejsce na labirynt…: Od smutku do radości
Sebastian Chosiński

30 IV 2024

Wydany przed dwoma laty jazzowo-ambientowy album „Ghosted” Orena Ambarchiego, Johana Berthlinga i Andreasa Werliina był dla mnie nadzwyczaj miłym zaskoczeniem. Dlatego z wielkimi oczekiwaniami przystępowałem do odsłuchu jego kontynuacji. I tu również czekało mnie zaskoczenie, choć niekoniecznie takie, na jakiej liczyłem. Ale w końcu nie wszystko – na to, co dobre – musi powalać nas na kolana, prawda?

więcej »

Tu miejsce na labirynt…: Ente wcielenie Magmy
Sebastian Chosiński

26 IV 2024

Chociaż poprzednia płyta Rhùn, czyli „Tozïh”, ukazała się już niemal rok temu, najnowsza, której muzycy nadali tytuł „Tozzos”, wcale nie zawiera nagrań powstałych bądź zarejestrowanych później. Oba materiały są owocami tej samej sesji. Trudno dziwić się więc, że i stylistycznie są sobie bliźniacze.

więcej »

Czas zatrzymuje się dla jazzmanów
Sebastian Chosiński

25 IV 2024

Arild Andersen to w świecie europejskiego jazzu postać pomnikowa. Kontrabasista nie lubi jednak przesiadywać na cokole. Mimo że za rok będzie świętować osiemdziesiąte urodziny, wciąż koncertuje i nagrywa. Na dodatek kolejnymi produkcjami udowadnia, że jest bardzo daleki od odcinania kuponów. „As Time Passes” to nagrany z muzykami młodszymi od Norwega o kilkadziesiąt lat album, który sprawi mnóstwo radości wszystkim wielbicielom nordic-jazzu.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

Inne recenzje

Kiedyś tutaj (znów) będziemy
— Przemysław Pietruszewski

Z tego cyklu

Grudzień 2013
— Sebastian Chosiński, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Dawid Josz, Mateusz Kowalski

… projektu R.U.T.A.
— Sebastian Chosiński

Październik 2013
— Sebastian Chosiński, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Michał Perzyna

Maj 2013
— Sebastian Chosiński, Łukasz Izbiński, Dawid Josz, Michał Perzyna

Kwiecień 2013
— Sebastian Chosiński, Łukasz Izbiński, Dawid Josz, Mateusz Kowalski

Marzec 2013 (2)
— Sebastian Chosiński, Łukasz Izbiński, Michał Perzyna, Przemysław Pietruszewski

Marzec 2013
— Łukasz Izbiński, Dawid Josz, Michał Perzyna, Przemysław Pietruszewski

Luty 2013
— Łukasz Izbiński, Dawid Josz, Michał Perzyna, Przemysław Pietruszewski

Grudzień 2012 (2)
— Łukasz Izbiński, Dawid Josz, Mateusz Kowalski, Michał Perzyna, Przemysław Pietruszewski

Grudzień 2012
— Mateusz Kowalski, Paweł Lasiuk, Michał Perzyna, Bartosz Polak

Tegoż twórcy

Tu miejsce na labirynt…: Ministerialny blask awangardy
— Sebastian Chosiński

Najdłuższy utwór w archiwum
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Tu miejsce na labirynt…: No mercy!
— Sebastian Chosiński

Kolorowy eklektyzm
— Dawid Josz

Powtórka z rozrywki
— Bartosz Polak

Aż po grób
— Przemysław Pietruszewski

Pot i Kreff – Made in Poland: Nagranie nie tylko do celów domowych
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Pot i Kreff: Kazik grać, k… mać!!!
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Jest nowy Kult. Hura?
— Jakub Stępień

Archiwum stanów depresyjnych
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Tegoż autora

Włoski Kurosawa
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Palec z artretyzmem na cynglu
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Magia i Miecz: Z niewielką pomocą zagranicznych publikacji
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Idź do krateru wulkanu Snæfellsjökull…
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Komiksowe Top 10: Marzec 2024
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

I ty możesz być Kubą Rozpruwaczem
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Po komiks marsz: Kwiecień 2024
— Paweł Ciołkiewicz, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Marcin Knyszyński, Marcin Osuch

My i Oni
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Wielki mały finał
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Piołun w sercu a w słowach brak miodu, czyli 10 utworów do tekstów Ernesta Brylla
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.