Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 4 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Nurt
‹The Complete Radio Sessions 1972/1974›

EKSTRAKT:70%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułThe Complete Radio Sessions 1972/1974
Wykonawca / KompozytorNurt
Data wydania2013
Wydawca Kameleon Records
NośnikCD
Czas trwania48:11
Gatunekrock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Aleksander (Alek) Mrożek, Roman Runowicz, Kazimierz Cwynar, Ryszard Sroka, Julian Kurzawa, Włodzimierz Plaskota, Ryszard Misiek, Krzysztof Orłowski, Jacek Baran
Utwory
CD1
1) Kto ma dziś czas3:15
2) Piszę kredą na asfalcie5:29
3) Parter na klaustrofobię3:17
4) Syn strachu7:34
5) Morze ognia3:05
6) Holograficzne widmo4:12
7) Gato2:58
8) Różaniec czasu2:18
9) Akrobata4:26
10) Na odległość rąk2:44
11) Rock bez tytułu2:32
12) Impresja w E5:51
Wyszukaj / Kup

Tu miejsce na labirynt…: Awangardowe wykopki
[Nurt „The Complete Radio Sessions 1972/1974” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Swoją debiutancką płytę Nurt nagrał w październiku 1972 roku. Kilka miesięcy wcześniej miała miejsce sesja radiowa, podczas której wrocławianie zarejestrowali siedem utworów, spośród których sześć, choć w innych wersjach, trafiło następnie na longplay. Kolejna (i zarazem ostatnia) sesja w studiu radiowym odbyła się w maju 1974 roku; pozostało po niej pięć numerów. Całą dwunastkę zbiera opublikowany właśnie przez Kameleon Records album „The Complete Radio Sessions 1972/1974”.

Sebastian Chosiński

Tu miejsce na labirynt…: Awangardowe wykopki
[Nurt „The Complete Radio Sessions 1972/1974” - recenzja]

Swoją debiutancką płytę Nurt nagrał w październiku 1972 roku. Kilka miesięcy wcześniej miała miejsce sesja radiowa, podczas której wrocławianie zarejestrowali siedem utworów, spośród których sześć, choć w innych wersjach, trafiło następnie na longplay. Kolejna (i zarazem ostatnia) sesja w studiu radiowym odbyła się w maju 1974 roku; pozostało po niej pięć numerów. Całą dwunastkę zbiera opublikowany właśnie przez Kameleon Records album „The Complete Radio Sessions 1972/1974”.

Nurt
‹The Complete Radio Sessions 1972/1974›

EKSTRAKT:70%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułThe Complete Radio Sessions 1972/1974
Wykonawca / KompozytorNurt
Data wydania2013
Wydawca Kameleon Records
NośnikCD
Czas trwania48:11
Gatunekrock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Aleksander (Alek) Mrożek, Roman Runowicz, Kazimierz Cwynar, Ryszard Sroka, Julian Kurzawa, Włodzimierz Plaskota, Ryszard Misiek, Krzysztof Orłowski, Jacek Baran
Utwory
CD1
1) Kto ma dziś czas3:15
2) Piszę kredą na asfalcie5:29
3) Parter na klaustrofobię3:17
4) Syn strachu7:34
5) Morze ognia3:05
6) Holograficzne widmo4:12
7) Gato2:58
8) Różaniec czasu2:18
9) Akrobata4:26
10) Na odległość rąk2:44
11) Rock bez tytułu2:32
12) Impresja w E5:51
Wyszukaj / Kup
Patrząc z perspektywy czterdziestoletniej na pierwszą połowę lat 70. ubiegłego wieku w polskiej muzyce rockowej (tej o nieco ambitniejszej proweniencji), trzeba przyznać, że wcale nie działo się w niej tak źle. Choć oczywiście nie był to gatunek szczególnie hołubiony przez władze komunistycznej Polski Ludowej, a co za tym idzie – także przez państwowe (innych zresztą nie było) rozgłośnie radiowe i wytwórnie płytowe. Mimo piętrzonych przed młodymi artystami trudności udało się zaistnieć, a niekiedy nawet nagrać płyty – czasami single, niekiedy długogrające – takim kapelom jak Romuald i Roman, Klan czy Nurt. Także w tym okresie ujrzały światło dzienne najbardziej awangardowe albumy formacji Niemen („Requiem dla Van Gogha” i „Marionetki”), w której – obok lidera – udzielali się Józef Skrzek, Apostolis Anthimos, Jerzy Piotrowski, Helmut Nadolski i Andrzej Przybielski. Trzej pierwsi po rozstaniu z Czesławem Niemenem reaktywowali grupę SBB i rok później, wydając krążek koncertowy, rozpoczęli nową epokę w dziejach rocka nad Wisłą, Odrą i Wartą. Niestety, wielu grupom, jak chociażby legendarnemu krakowskiemu Zdrojowi Jana, w czasach świetności nie udało się wydać nic; dopiero przed dwoma laty ukazała się ich debiutancka płyta „cd”. Choć, kto wie, może jakiś wytrwały pasjonat dotrze w przyszłości do kawałków nagranych przez zespół Jacka Uklei i Ryszarda Antoniszczaka dla radia (a są takie!) i opublikuje je w wersji płytowej.
Wróćmy jednak do Nurtu, bo to właśnie ten zespół rodem ze stolicy Dolnego Śląska jest bohaterem dzisiejszej – drugiej z rzędu – edycji „Tu miejsce na labirynt…”. W styczniu 1972 roku wrocławscy muzycy wzięli udział w odbywającym się w wielkopolskim Kaliszu Festiwalu Młodzieżowej Muzyki Współczesnej (który wcześniej nosił jeszcze bardziej odjechaną nazwę: Ogólnopolski Festiwal Awangardy Beatowej). Zdobyli tam pierwszą nagrodę ex-aequo z zespołami Laboratorium (który kilka lat później stanie się legendą polskiego jazz-rocka) oraz Hall (po którym ślad zaginął). Ważniejsze jednak, że wpadli w oko – a raczej w ucho – Sławomira Pietrzykowskiego, jednego z najlepszych realizatorów dźwięku w czasach PRL-u. To on, urzeczony muzyką Nurtu, dzięki swoim wpływom otworzył grupie drogę do dokonania pierwszych profesjonalnych nagrań. Wszystko odbyło się bardzo szybko, albowiem w warszawskim studiu M-1 (przy ulicy Myśliwieckiej) wrocławianie zameldowali się już w lutym 1972 roku, a więc zaledwie miesiąc po sukcesie w Kaliszu. Przyjechali do stolicy w swoim najbardziej znanym i najbardziej twórczym składzie – z gitarzystami Alkiem (Aleksandrem) Mrożkiem i Romanem Runowiczem, basistą Kazimierzem Cwynarem oraz perkusistą Ryszardem Sroką. Nagrali wówczas siedem utworów; sześć z nich, choć w innych (niekiedy znacznie się różniących) wersjach, zarejestrują osiem miesięcy później jeszcze raz z myślą o debiutanckiej płycie.
W pewnym sensie sesja w studiu M-1 okazała się przetarciem przed nagraniem płyty, o czym oczywiście muzycy w tamtym czasie wiedzieć jeszcze nie mogli. Dlatego też, pracując pod okiem Pietrzykowskiego, postanowili dać z siebie wszystko. Starali się bardzo, aby potęga ich muzyki, obecna podczas koncertów, nigdzie nie umknęła, aby udało się jak największą cząstkę magii przenieść na taśmę. I tak też się stało. Utwory zrealizowane w Warszawie brzmią przede wszystkim ostrzej niż w wersjach opublikowanych rok później na longplayu, co przestaje dziwić, gdy zdamy sobie sprawę, że w tym przypadku za konsoletą siedział człowiek, który artystów doskonale rozumiał, a ich twórczość zwyczajnie cenił. Album „The Complete Radio Sessions 1972/1974” otwiera przebojowe „Kto ma dziś czas”, w którym Alek Mrożek po raz pierwszy, ale i nie ostatni, udowadnia, że nasłuchał się nie tylko Krzysztofa Klenczona (i Trzech Koron), lecz także Jimiego Hendricksa. Jeszcze lepsze wrażenie robi „Piszę kredą na asfalcie”, w którym to kawałku na głównego bohatera, obok gitarzysty, wyrasta także basista Kazimierz Cwynar. Warto zaznaczyć, że nawet dzisiaj polskie kapele rockowe rzadko decydują się na takie eksponowanie gitary basowej, jak robił to cztery dekady temu Nurt. Obojętnym nie pozostawia również radiowa wersja „Parteru na klaustrofobię” – krótsza o kilkadziesiąt sekund od płytowej, ale za to surowsza, ostrzejsza, nie tak wygładzona. Z charakterystycznym wokalem Romana Runowicza i zabawami wokalnymi pozostałych muzyków w części końcowej kompozycji.
Podobnie jak na płycie, najbardziej monumentalnym – nie tylko dlatego, że najdłuższym – fragmentem pozostaje, zaśpiewany przez Mrożka, „Syn strachu”. Tutaj trwa siedem minut i trzydzieści kilka sekund; na longplayu ponad dwie minuty dłużej. Wycięto głównie część instrumentalną, lecz to, co pozostało, i tak wystarcza, aby zrobić na słuchaczu wielkie wrażenie. Wita nas gitara Runowicza, która następnie ustępuje miejsca trąbce Juliana Kurzawy (w tamtym czasie lidera wiernych jazzowi tradycyjnemu i swingowi Samych Swoich). Co ciekawe, prezentuje on zupełnie inny styl grania niż Tomasz Stańko, a to w dużym stopniu zmienia charakter utworu. Kurzawa brzmi bardzo klasycznie, czysto, rzec by można – przewidywalnie; Stańko natomiast – w wersji z października 1972 roku – przydaje temu utworowi potężną dawkę freejazzowego szaleństwa. Tutaj szaleństwo (kontrolowane!) zaczyna się dopiero w drugiej części, kiedy to trąbka przenika się z partią kontrabasu (na którym zagrał gościnnie Włodzimierz Plaskota) i gongiem, co tworzy prawdziwą kakofonię dźwięków. W „Morzu ognia” śpiewa – dla odmiany – Kazimierz Cwynar i pewnie dlatego jest to także kolejny numer, w którym na plan pierwszy wybija się gitara basowa. Toczony przez ten instrument dialog z gitarą elektryczną to najbardziej jazzowy (swingowy) moment w nagraniach dokonanych w lutym 1972 roku, choć i w nim nie brakuje zagrywek czysto hardrockowych.
Radiowa wersja „Holograficznego widma” to w zasadzie numer zupełnie inny od tego, który trafił na album Polskich Nagrań. Przede wszystkim dlatego, że pojawia się w nim wokal (śpiewa Runowicz). Na longplayu utwór ten jest w całości instrumentalny, ponieważ z powodu nieustannych kłótni i przepychanek z realizatorką dźwięku Haliną Jastrzebską-Marciszewską muzycy nie zdążyli nagrać ścieżki wokalnej. Dlatego też nie chcieli w ogóle umieszczać go na płycie, lecz wytwórnia postanowiła inaczej. Zaczyna się ten kawałek jak klasyczny hard rock, z biegiem czasu ewoluuje jednak w kierunku rockowej awangardy, co dodatkowo podkreślają dźwięki syntezatorów, w finale zaś rozlegają się jeszcze dzwony rurowe. Ot, taki bonus, który czekał na zespoły mające szczęście nagrywać w profesjonalnych i doskonale wyposażonych w instrumenty studiach! Ostatnim utworem nagranym w Warszawie była instrumentalna, prawie sześciominutowa, „Impresja w E”, umieszczona, jak najbardziej słusznie zresztą, na końcu płyty. To jedyny numer, który nie znalazł się w nowej wersji na krążku winylowym. I trudno się dziwić. Bo choć brzmi fascynująco, mimo wszystko dość daleko odbiegał od średniej muzycznej zespołu. Właśnie w tej kompozycji Nurt najbardziej zbliżył się do tego, co prezentowała wówczas Grupa Niemen. Na największy odjazd pozwolił zaś sobie, obsługujący syntezatory, Mrożek – to on odpowiada za masę przedziwnych, kosmicznych, elektronicznych dźwięków. Swoją drogą, trochę szkoda, że wrocławianie w późniejszym czasie nie poszli właśnie w tym kierunku, wytyczonym kilka lat wcześniej przez Tangerine Dream na ich debiutanckim albumie „Electronic Meditation”. Ale – z drugiej strony – być może w ogóle nie powstałby wtedy album tak dobry jak „Nurt”.
We wrześniu 1972 roku zespół udał się w pamiętną trasę koncertową po Niemieckiej Republice Demokratycznej, po powrocie z której niemal od razu wszedł do studia Polskich Nagrań i zarejestrował materiał na debiutancki longplay. Niestety, już po jego wydaniu z Nurtem rozstał się (i wyjechał do Berlina Wschodniego) Runowicz; rozpoczęły się ciągłe przetasowania w składzie, które nie sprzyjały oczywiście ani stabilizacji, ani rozwojowi twórczemu. Mimo to powstawały kolejne utwory; część z nich nagrano w maju 1974 roku podczas następnej sesji radiowej – w pamiętającym jeszcze czasy niemieckie Dużym Studiu Polskiego Radia we Wrocławiu. Nurt był już wtedy de facto triem (Mrożek, Cwynar, Sroka), do którego dokooptowanych zostało paru gości. Sesję ze stolicy Dolnego Śląska otwiera instrumentalny „Gato” – poświęcony legendarnemu argentyńskiemu saksofoniście jazzowemu Gato (Leandro) Barbieriemu. Nic więc dziwnego, że – oprócz hardrockowej gitary – na plan pierwszy wybija się w nim saksofon tenorowy Ryszarda Miśka (później wieloletniego kierownika Polskiego Teatru Instrumentalnego). Kawałek jest krótki, ale wyjątkowo treściwy, skoro udało się w nim pożenić tak, zdawałoby się, odległe od siebie gatunki muzyczne jak hard rock i fusion. Podobnie jest też w pozostałych nagraniach. Chociażby w „Różańcu czasu”, w którym do saksofonu dochodzi jeszcze partia fletu (gra na nim znany dolnośląski jazzman Krzysztof Orłowski); śpiewa natomiast, jak i w innych utworach z tego okresu, Cwynar, który po odejściu Runowicza przejął obowiązki głównego wokalisty i wywiązywał się z nich co najmniej przyzwoicie.
Najlepsze wrażenie spośród numerów zarejestrowanych we Wrocławiu robi ten najdłuższy, trwający prawie cztery i pół minuty „Akrobata”. Dają tu o sobie znać przede wszystkim jazz-rockowe inklinacje muzyków Nurtu, choć akurat w warstwie wokalnej Cwynarowi najbliżej jest do bluesa. Mrożek-gitarzysta z kolei wprowadza nastrój typowy dla kapel hardrockowych, co jednak trochę – ale tylko trochę! – psuje solówka saksofonu. Może gdyby to była trąbka i gdyby grał na niej Tomasz Stańko, efekt byłby dużo ciekawszy… Zdecydowanie za to nie przekonują „Na odległość rąk” i „Rock bez tytułu” – oparte na schemacie rock’n’rollowym, jak na inne dokonania wrocławian brzmią, niestety, dość banalnie. Choć, gwoli sprawiedliwości, należałoby dodać, że pierwszy z nich na pewno dałoby się uratować i kto wie, czy grany na koncertach nie prezentował się dużo lepiej. Podsumowując: nagrania z 1974 roku są krótsze (z wyjątkiem „Akrobaty”), prostsze i wyrazistsze, jakby zespół chciał przekonać do siebie mniej wybredną publikę (choć oczywiście do przebojowości Czerwonych Gitar, No To Co czy Trubadurów wciąż było wrocławianom bardzo daleko). Być może było to skutkiem pożegnania się z kolegami Runowicza, a może po prostu muzycy uznali, że ze swoją wcześniejszą – ambitniejszą, o cechach awangardy rockowej – muzyką nigdzie się już nie przebiją. Tą lżejszą też zresztą świata nie zawojowali. W 1975 roku grupa przeszła do historii. Jej późniejsze wcielenia z dawnym Nurtem niewiele już miały wspólnego.
koniec
14 maja 2013
Skład:
  • Alek (Aleksander) Mrożek – śpiew (4), gitara, gitara klasyczna (4), syntezator (6,12), dzwony rurowe (6,12), gong (4), chórki
  • Roman Runowicz – śpiew (1-3,6), gitara (1-6,12), chórki
  • Kazimierz Cwynar – śpiew (5,8-11), gitara basowa, chórki
  • Ryszard Sroka – perkusja
Gościnnie:
  • Julian Kurzawa – trąbka (4)
  • Włodzimierz Plaskota – kontrabas (4)
  • Ryszard Misiek – saksofon tenorowy (7-9,11)
  • Krzysztof Orłowski – flet (8)
  • Jacek Baran – instrumenty perkusyjne (8,9)

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

W starym domu nie straszy
Sebastian Chosiński

2 V 2024

Choć szwedzki pianista Adam Forkelid aktywny jest na scenie jazzowej od dwóch dekad, „Turning Point” to dopiero czwarte wydawnictwo, na którego okładce ukazuje się jego nazwisko. Mimo że płyt nagrał przecież znacznie więcej. Wszystkie utwory, jakie znalazły się na najnowszym krążku, są jego autorstwa, ale w ich nagraniu wspomogli go trzej inni doświadczeni artyści.

więcej »

Tu miejsce na labirynt…: Od smutku do radości
Sebastian Chosiński

30 IV 2024

Wydany przed dwoma laty jazzowo-ambientowy album „Ghosted” Orena Ambarchiego, Johana Berthlinga i Andreasa Werliina był dla mnie nadzwyczaj miłym zaskoczeniem. Dlatego z wielkimi oczekiwaniami przystępowałem do odsłuchu jego kontynuacji. I tu również czekało mnie zaskoczenie, choć niekoniecznie takie, na jakiej liczyłem. Ale w końcu nie wszystko – na to, co dobre – musi powalać nas na kolana, prawda?

więcej »

Tu miejsce na labirynt…: Ente wcielenie Magmy
Sebastian Chosiński

26 IV 2024

Chociaż poprzednia płyta Rhùn, czyli „Tozïh”, ukazała się już niemal rok temu, najnowsza, której muzycy nadali tytuł „Tozzos”, wcale nie zawiera nagrań powstałych bądź zarejestrowanych później. Oba materiały są owocami tej samej sesji. Trudno dziwić się więc, że i stylistycznie są sobie bliźniacze.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.