Tu miejsce na labirynt…: Nowy muzyczny świat [Jazz Q „Elegie” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Pomiędzy nagraniem płyt „Symbiosis” i „Elegie” minęły trzy lata. Niby niewiele, ale w tym czasie zmieniła się cała epoka muzyczna. W rocku progresywnym zaczęły powoli, przynajmniej na jakiś czas, odchodzić do lamusa organy i fortepiany elektryczne, na plan pierwszy wysuwały się natomiast coraz popularniejsze syntezatory. Fascynacji tym ostatnim instrumentem uległ również Martin Kratochvíl i jego Jazz Q, co zresztą słychać bardzo wyraźnie w kilku utworach zawartych na „Elegiach”.
Tu miejsce na labirynt…: Nowy muzyczny świat [Jazz Q „Elegie” - recenzja]Pomiędzy nagraniem płyt „Symbiosis” i „Elegie” minęły trzy lata. Niby niewiele, ale w tym czasie zmieniła się cała epoka muzyczna. W rocku progresywnym zaczęły powoli, przynajmniej na jakiś czas, odchodzić do lamusa organy i fortepiany elektryczne, na plan pierwszy wysuwały się natomiast coraz popularniejsze syntezatory. Fascynacji tym ostatnim instrumentem uległ również Martin Kratochvíl i jego Jazz Q, co zresztą słychać bardzo wyraźnie w kilku utworach zawartych na „Elegiach”.
Jazz Q ‹Elegie›W składzie | Martin Kratochvíl, František Francl, Přemysl Faukner, Libor Laun, Jan Hrubý, Tomáš Procházka, Jiří Tomek, Lenka Filipová, Michal Gera, Ondřej Konrád, Michal Vrbovec, František Lhotka, Zdeněk Prouza, Jiří Cerha, Ladislav Kantor |
Utwory | | CD1 | | 1) Slunovrat | 5:23 | 2) Naděje | 7:13 | 3) Citadela | 3:08 | 4) Tanec | 3:51 | 5) Létavice | 5:18 | 6) Toledo | 7:34 | 7) Žravá dáma | 5:20 | 8) Věštba | 1:54 |
W 1973 roku prowadzony przez Martina Kratochvíla zespół Jazz Q Praha nagrał dwa znakomite albumy długogrające: „ Pozorovatelna” i „ Symbiosis”. Za ich powstanie odpowiadał skład, w którym główne role, poza liderem, grali – i to dosłownie – basista Vladimír Padrůněk i perkusista Michal Vrbovec; różni byli za to gitarzyści: w pierwszej sesji wziął udział Luboš Andršt (który krótko potem przeniósł się do grupy Energit, do której skaptował też Padrůnka), natomiast w drugiej – František Francl. Po wydaniu „Symbiosis” zaczęły się dalsze perturbacje personalne; funkcje gitarzysty basowego kolejno przejmowali Alexander Čihar, Karel Šedivý i Petr Kořínek, aż wreszcie przyszedł i został nieco dłużej Přemysl Faukner; za bębnami aż takiej rotacji nie było, ale zanim rozsiadł się za nimi Libor Laun, Kratochvíl wypróbował jeszcze Josefa Vejvodę. Poza tym w tym czasie kapeli towarzyszyli – i to zarówno w studiu, jak i na scenie – liczni goście, między innymi saksofonista sopranowy i skrzypek Jan Martinec oraz perkusjonalista Jiří Tomek, którego zresztą w trzech kawałkach można usłyszeć na „Elegiach”. Kolejną, czwartą w dyskografii, płytę formacja nagrała pomiędzy 28 stycznia a 22 lutego 1976 roku w praskim studiu Dejvice. Na publikację, nakładem Supraphonu, musiała ona jednak czekać rok. I to rok, w którym w historii Jazz Q wydarzyło się bardzo dużo, o czym będzie jeszcze okazja opowiedzieć. Album „Elegie” wypełniło osiem nagrań: z jednej strony bardzo odmiennych od tego, co grupa prezentowała wcześniej, z drugiej jednak – noszących wciąż ten charakterystyczny rys, który sprawiał, że już po kilku taktach można było rozpoznać, czyje to dzieło. Stronę A oryginalnego wydania winylowego otwiera „Slunovrat”. Od pierwszych sekund słychać wyraźnie, że także w muzyce Martina Kratochvíla pojawiło się „nowe”, czytaj: funkowo-dyskotekowe rytmy, wszechobecne w muzyce popularnej (i nie tylko) drugiej połowy lat 70. ubiegłego wieku. I trudno liderowi Jazz Q czynić z tego powodu jakiekolwiek zarzuty, skoro modzie tej nie oparło się nawet rodzime SBB; wystarczy włączyć wydanego pierwotnie jedynie na kasecie magnetofonowej „Jerzyka” oraz nagrany dla wschodnioniemieckiej Amigi longplay „SBB” (oba wydawnictwa z 1977 roku), by się o tym przekonać. Mimo że w utworze „Slunovrat” na pierwszym planie pojawia się przez większość czasu właśnie syntezator, Kratochvíl gra na nim dość mroczną melodię; wrażenie smutku pogłębiają jeszcze pojedyncze dźwięki gitary Francla i subtelne pasaże organowe. I chociaż kompozycja ta stwarza pozory lekkości, ma bardzo skomplikowaną fakturę rytmiczną, która zdecydowanie powinna przypaść do gustu wielbicielom jazz-rocka, rozkochanym w Jazz Q dzięki poprzednim albumom. Bogatym instrumentarium zaskakuje za to drugi kawałek na krążku, czyli trwające ponad siedem minut „Naděje”. Na początek słuchacze zostają uraczeni partią skrzypiec elektrycznych, na których gra Jan Hrubý, a następnie trąbki, za którą odpowiada Michal Gera. Grane przez nich melodie snują się powoli, wprowadzając nastrój hipnotycznej melancholii. Tak jest mniej więcej do połowy, kiedy to do głosu dochodzą akordy syntezatorowe; tym razem jednak Kratochvíl wykorzystuje klawisze przede wszystkim po to, aby wyczarować dźwięki prawdziwie kosmiczne, ale i pełne nostalgii. „Naděje” płynnie przechodzą w „Citadelę”, zaskakująco rozpoczętą dialogiem skrzypiec i perkusji, które następnie oddają pola gitarze basowej i syntezatorom, od czasu do czasu wspomaganym jeszcze przez gitarę akustyczną. Znów robi się mroczno, jak byśmy wybrali się podróż w miejsce nie tylko odludne, lecz otoczone na dodatek wyjątkowo mroczną (nie)sławą. Stronę A zamyka „Tanec” – z pulsującą, funkową sekcją rytmiczną, do której dochodzą conga (gra na nich Jiří Tomek); z rytmem tak szybkim i takimi „połamańcami” syntezatorowymi, że konia z rzędem należałoby dać temu, kto – wbrew tytułowi – zdołałby to zatańczyć. Otwierające drugą stronę longplaya „Létavice” wprowadzają słuchacza w zupełnie inny nastrój. Przez pięć minut zespół serwuje nadzwyczaj spokojną, melancholijną melodię, w której oprócz mooga i delikatnego basu usłyszeć można jedynie harmonijkę ustną (Ondřej Konrád) i – na bardzo, bardzo dalekim planie – wokalizę Lenki Filipovej. Po tej porcji ukojenia czeka nas teraz kilkanaście minut znacznie ostrzejszego uderzenia, w stylu znanym z wcześniejszych krążków Jazz Q. Najdłuższe na albumie „Toledo” – w porównaniu z tym, co można było usłyszeć jeszcze przed chwilą – zaskakuje dynamiką i energią; niemałe wrażenie pozostawia po sobie również mniej więcej dwuminutowe solo Kratochvíla na moogu. W drugiej części utworu natomiast lider pozwala w końcu „pohasać” gitarzyście. Francl rozpędza się powoli, by ostatecznie uraczyć nas kapitalną solówką. Pierwsze skrzypce gra on również w następnym numerze zatytułowanym „Žravá dáma”, w którym na przemian z obsługującym mooga Kratochvílem serwuje nam co chwila charakterystyczną, zadziorną melodię. Zamyka ten kawałek bluesowy pasaż gitarowy, w którym Franclowi towarzyszy pokaźne grono muzycznych przeszkadzajek – od indiańskiego, zrobionego z tykwy güiro, poprzez krowie dzwonki, marakasy, aż po latynoamerykańskie, kubańskie klawesy. Całość wieńczy niespełna dwuminutowa coda „Věštba”, która, dzięki wykorzystanemu instrumentarium (vide zwykły fortepian, skrzypce, dwie wiolonczele i gitara akustyczna), zabiera nas na moment w świat bliski muzyce klasycznej. Dobrze jest słuchać longplaya „Elegie” w taki sposób, jak słuchało się płyt przed ponad trzydziestu laty, a więc po pierwszych czterech utworach zrobić sobie krótką przerwę (wystarczy tyle, ile niegdyś zajmowało przełożenie winylu na drugą stronę). Jest to istotne, ponieważ strona A longplaya pomyślana została jako swoisty mini concept album; kompozycje są połączone ze sobą, a dodatkowym wspólnym mianownikiem jest wykorzystanie we wszystkich w bardzo szerokim zakresie syntezatora (co prawda moog to też syntezator, ale o nieco innym, charakterystycznym brzmieniu). Ten właśnie instrument sprawia, że muzyka Jazz Q nabiera nowego wymiaru – staje się strawniejsza dla mniej wyrobionych słuchaczy, lecz jednocześnie nie traci nic (albo prawie nic) na urodzie, jaka charakteryzowała utwory z poprzednich, klasycznych jazz-rockowych albumów. To oczywiście zasługa talentu kompozytorskiego Kratochvíla, który tym razem podpisał się pod wszystkimi numerami. Po nagraniu albumu z zespołem rozstał się Libor Laun, którego miejsce dwa miesiące później zajął, wcześniej związany z jazz-rockową Bohemią, Pavel Trnavský. Wraz z nim w Jazz Q zawitała wokalistka Jana Kratochvílova, która prawdopodobnie miała wypełnić lukę po Joan Duggan (Brytyjka bowiem nie tylko pożegnała się z grupą, ale w ogóle w 1975 roku opuściła Czechosłowację). Nie było to udane „małżeństwo” i w efekcie, nie pozostawiając żadnych wspólnych nagrań, Kratochvílova podziękowała panom i przeniosła się do formacji Kroky. W tym samym czasie lider Jazz Q otrzymał upragnione stypendium i mógł na rok wyjechać do Stanów Zjednoczonych, by uczyć się – między innymi pod okiem Gary’ego Burtona – w słynnym bostońskim Berklee College of Music. Gdy wrócił do Pragi, reaktywował kapelę w składzie z Andrštem (gitara) i Padrůnkiem (bas); jedyną nową postacią był perkusista Jaromir (w innych źródłach Jiří) Helešic. W tym zestawieniu Jazz Q pojawił się jako zespół akompaniujący Helenie Vondráčkovej na prawdopodobnie najambitniejszej z płyt, jakie wokalistka ta nagrała – longplayu „Paprsky” (1978). Po wyjściu ze studia odszedł ponownie Padrůněk, a na jego miejsce Kratochvíl przyjął po raz kolejny Fauknera. I znów muzycy weszli do studia – tym razem jednak, aby popracować na własny rachunek. Efektem ich starań okazał się nagrany na przełomie listopada i grudnia 1977 roku, ale opublikowany dopiero dwa lata później krążek „Zvěsti”. Skład:- Martin Kratochvíl – fortepian elektryczny, moog, syntezator (1-4), organy (1,5), fortepian (3,8), güiro (7)
- František Francl – gitara, gitara akustyczna (3), trójkąt (3)
- Přemysl Faukner – gitara basowa
- Libor Laun – perkusja (1-5,7,8)
Gościnnie:- Jan Hrubý – elektryczne skrzypce (2,3), skrzypce (8)
- Tomáš Procházka – instrumenty perkusyjne (3), klawesy (7)
- Jiří Tomek – conga (2,4,6)
- Lenka Filipová – wokaliza (5), gitara akustyczna (8)
- Michal Gera – trąbka (2), marakasy (7)
- Ondřej Konrád – harmonijka ustna (5)
- Michal Vrbovec – dzwonki krowie (7)
- František Lhotka – wiolonczela (8)
- Zdeněk Prouza – wiolonczela (8)
- Jiří Cerha – wokaliza (2)
- Ladislav Kantor – wokaliza (2)
|