Gdy w 1976 roku Martina Kratochvíl opuszczał Czechosłowację, by udać się na roczne stypendium do Stanów Zjednoczonych, Jazz Q (Praha) przestało istnieć. Odrodziło się jednak, choć znów w zmienionym składzie, po powrocie lidera do ojczyzny. Muzycy od razu też wzięli się do wytężonej pracy, czego efektem były dwie – nagrane w ostatnich tygodniach 1977 roku – płyty: z Heleną Vondráčkovą i pod własną nazwą. Tę ostatnią zatytułowano „Zvěsti”.
Tu miejsce na labirynt…: Jazz-rockowo-elektroniczny skok na parkiet
[Jazz Q „Zvěsti” - recenzja]
Gdy w 1976 roku Martina Kratochvíl opuszczał Czechosłowację, by udać się na roczne stypendium do Stanów Zjednoczonych, Jazz Q (Praha) przestało istnieć. Odrodziło się jednak, choć znów w zmienionym składzie, po powrocie lidera do ojczyzny. Muzycy od razu też wzięli się do wytężonej pracy, czego efektem były dwie – nagrane w ostatnich tygodniach 1977 roku – płyty: z Heleną Vondráčkovą i pod własną nazwą. Tę ostatnią zatytułowano „Zvěsti”.
Jazz Q
‹Zvěsti›
Utwory | |
CD1 | |
1) Klekánice | 6:19 |
2) Vzkříšení | 4:57 |
3) Šlépěj | 6:06 |
4) Jinotaj | 4:37 |
5) Tříšť | 4:29 |
6) Korouhvička | 4:30 |
7) Krůpěj | 5:06 |
8) Větroplach | 7:13 |
Martin Kratochvíl czekał niecierpliwie na tę wiadomość – w połowie lat 70. ubiegłego wieku otrzymał wreszcie roczne stypendium na naukę w renomowanym bostońskim Berklee College of Music. Był już wtedy w Czechosłowacji muzykiem bardzo znanym i popularnym; prowadzony przez niego zespół Jazz Q Praha miał na koncie trzy wyśmienite albumy: nagrane do spółki z Modrym Efektem Radima Hladíka „
Coniunctio” (1970) oraz – wydane pod własnym szyldem – „
Pozorovatelna” (1973) i „
Symbiosis” (1974). Zanim jednak spakował się, by wyruszyć za Ocean, zdążył jeszcze wejść do studia i na początku 1976 roku nagrać kolejny album (który na publikację czekał zresztą prawie rok) – „
Elegie”. Po powrocie ze Stanów Zjednoczonych Kratochvíl zdecydował się reaktywować kapelę i zaczął rozglądać się za dawnymi, sprawdzonymi współpracownikami. Okazało się, że gitarzysta František Francl i basista Vladimír Padrůněk udzielają się w prowadzonej przez Vladimír Mišika grupie Etc… i przynajmniej na razie nie mają zamiaru zmieniać na stałe barw. Co innego Luboš Andršt, który – mimo że na co dzień grał w jazz-rockowym Energit – ostatecznie zdecydował się przyjść z pomocą staremu przyjacielowi. Poza nim do Martina dołączyli jeszcze, znany już z „
Elegii”, Přemysl Faukner oraz zupełnie nowa twarz w Jazz Q – bębniarz Jaromír Helešic.
Zanim wykrystalizowało się nowe oblicze formacji, Kratochvíl skorzystał z zaproszenia legendarnej czechosłowackiej piosenkarki popowej Heleny Vondráčkovej i jesienią 1977 roku wraz z Andrštem, Helešicem i – uwaga! – Padrůnkiem, który zgodził się na udział w sesji studyjnej, akompaniował jej podczas nagrywania płyty „Paprsky” (1978). Powstała dość dziwna muzyka, w której Vondráčková starała się pożenić banalny pop ze znacznie ambitniejszymi dźwiękami z pogranicza rocka i jazzu. Całość brzmi ciekawie, ale mimo wszystko mało przekonująco. Nic więc dziwnego, że wkrótce drogi obu wielkich artystów – Heleny i Martina – się rozeszły. I bardzo dobrze, ponieważ dzięki temu Kratochvíl zyskał wreszcie czas, aby zająć się karierą Jazz Q. Na przełomie listopada i grudnia 1977 roku formacja – już bez Padrůnka, za to z Fauknerem (studentem medycyny) – zawitała do praskiego studia Dejvice, aby nagrać długo oczekiwany nowy longplay. Światło dzienne ujrzał on dopiero dwa lata później; Supraphon przygotował zresztą dwie jego edycje (z różnymi, choć podobnymi do siebie, okładkami) – na rynek czechosłowacki i zachodni (w drugim przypadku instrumentalnym utworom nadano tytuły angielskie), zaś w 1980 roku sprzedał jeszcze licencję wschodnioniemieckiej Amidze.
Autorem wszystkich kompozycji zawartych na płycie „Zvěsti” jest Martin Kratochvíl, dlatego nie należy się dziwić, że w każdej pierwszoplanową rolę odgrywają klawisze – głównie fortepian elektryczny Fendera, ale także fortepian klasyczny oraz syntezatory Mooga i Omni. Pozostałe instrumenty – gitary (elektryczna i akustyczna), sekcja rytmiczna i rozbrzmiewający w dwóch kawałkach saksofon sopranowy – zdają się pełnić tym razem rolę służebną, choć i im zdarza się, co prawda rzadko, wybić na plan pierwszy. Stronę A wydania analogowego otwiera ponad sześciominutowy utwór „Klekánice”, w którym na dobry początek obok klawiszy usłyszeć można subtelne dźwięki gitary akustycznej Luboša Andršta i saksofonu, na którym zagrał specjalnie zaproszony do studia Jan Martinec. Wszystko rozwija się bardzo wolno i dopiero w ostatniej części pojawia się gitara elektryczna – Andršt gra jednak tak, aby nie przyćmić lidera, a raczej wypełnić pozostawione przez niego miejsca. W podobnym nastroju utrzymane jest „Vzkříšení”, chociaż tutaj, dla odmiany, Kratochvíl pozwala sobie na syntezatorowy wojaż w przestrzeń kosmiczną; mocno wycofana sekcja rytmiczna dba zaś o to, aby w odpowiednim momencie sprowadzić go na Ziemię (dosłownie i w przenośni). Andršt natomiast dorzuca od siebie zaledwie kilkanaście dźwięków – ot tak, szczypta gitary, dla smaku.
„Šlépěj” można z kolei zaklasyfikować jako easy listening, ma bowiem charakter jazzowo-popowej hipnotycznej kołysanki, w której do snu starają się ułożyć słuchacza swingującymi pasażami basu i mooga Přemysl Faukner i Kratochvíl. W końcówce wreszcie może rozwinąć nieco skrzydła Andršt, którego gitara wdaje się w dyskurs z syntezatorem. Kto wychodzi z niego zwycięsko, trudno orzec, ponieważ w finale oba instrumenty zostają wyciszone. Zaserwowany na zwieńczenie pierwszej strony longplaya, liczący sobie cztery i pół minuty, „Jinotaj” to aż do przesady monotonna kompozycja zagrana jedynie przez lidera z wykorzystaniem syntezatora i fortepianu. Słychać w niej echa dokonań Klausa Schulze czy Isao Tomity, ale jednak w ich wykonaniu podobna muzyka brzmiała dużo bardziej przekonująco. Strona B również zaczyna się od subtelnego klawiszowego tła, ale w przeciwieństwie chociażby do utworu „Jinotaj”, „Tříšť” pięknie ewoluuje. Z biegiem czasu kompozycja staje się coraz dynamiczniejsza i zagrana z większym rozmachem i polotem – Kratochvíl wyczarowuje orkiestrowe smyczki, a Andršt rozpędza się ze swoją gitarą, co z kolei zmusza sekcję rytmiczną do skutecznej w finale pogoni. Efekt psuje jednak odrobinę „sprzedana” na koniec, pełna optymizmu, bliska stylistyce popowej melodyjka, która Polakom może kojarzyć się jednoznacznie z nie zawsze wysokich lotów dokonaniami artystów estradowych epoki Edwarda Gierka.
W świat rocka elektronicznego zabiera ponownie słuchaczy „Korouhvička”; tyle że tym razem lider decyduje się w dalszej części złamać schemat i wprowadza jazzowo-bluesowe podziały rytmiczne. Robi się dzięki temu ciekawiej, bo bardziej skomplikowanie. Porównując „Zvěsti” do poprzednich albumów Jazz Q, można dostrzec znaczącą woltę stylistyczną. Dla wielu dawnych fanów nowe, znacznie mniej rockowe i energetyczne oblicze zespołu mogło być niezbyt miłą niespodzianką. Trudno byłoby nawet odsądzać od czci i wiary tych, którzy po przesłuchaniu strony A krążka zrezygnowaliby ze zaznajomienia się z częścią drugą. A jednak straciliby dużo. Bo przedostatni na płycie „Krůpěj” to pięciominutowa porcja muzyki, która zdecydowanie powinna przypaść im do gustu. Po syntezatorowym wstępie Kratochvíl wreszcie serwuje słuchaczom, co prawda wciąż bogato podlany „sosem” elektroniki, klasyczny jazz-rock. Gdyby jeszcze tylko zdecydował się na wyeksponowanie perkusji i gitary! Zamykający całość „Větroplach” ma dwa oblicza. Z jednej strony nie brakuje w nim połamańców rytmicznych charakterystycznych dla muzyki fusion, z drugiej natomiast – obdarzony został promiennym, przebojowym – powtarzanym parokrotnie – motywem, który zapewne świetnie sprawdzał się również na parkietach tanecznych. Dość karkołomny był to mariaż, a nie zakończył się katastrofą tylko dlatego, że lider Jazz Q miał odpowiednio dużo oleju w głowie (i jednocześnie talentu), aby w kontrze do fragmentów zachęcających do radosnego podrygiwania zaprezentować też nieco bardziej nostalgiczną i mroczną cząstkę swej duszy.
„Zvěsti” jest muzyką skierowaną do specyficznego słuchacza, któremu nie przeszkadza fakt współistnienia na jednej płycie muzyki o proweniencji jazzowej i popowej, z pogranicza fusion i rocka elektronicznego. Który nie obraża się na wszędobylskość syntezatorów. Który będzie potrafił zajrzeć głębiej, pod polukrowaną powierzchnię, gdzie dostrzeże to, za co wcześniej pokochał praski ansambl. Ale to wymaga samozaparcia i dużej dozy ufności. Gdy płyta trafiła na półki sklepowe, Jazz Q miało już nagrany materiał na następny album. Mogło też pochwalić się kolejnym częściowo odnowionym obliczem. Częściowo, ponieważ po kilku latach przerwy u boku Kratochvíla ponownie stanęli František Francl i Vladimír Padrůněk. Poza tym pojawili się także perkusista Pavel Trnavský, który jak meteor przeleciał przez skład grupy w 1976 roku, oraz – po raz pierwszy w historii – śpiewający gitarzysta Oskar Petr. W tym składzie prażanie nagrali szósty studyjny longplay – „Hodokvas”.
Skład:- Martin Kratochvíl – fortepian, fortepian elektryczny Fendera, syntezatory
- Luboš Andršt – gitara, gitara akustyczna
- Přemysl Faukner – gitara basowa
- Jaromír Helešic – perkusja
Gościnnie:- Jan Martinec – saksofon sopranowy (1,8)