Tu miejsce na labirynt…: Rytualne przekraczanie granic [Dr. Mint „Ritual” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Niedawno mieliśmy okazję przyjrzeć się najnowszej płycie solowej amerykańskiego trębacza jazzrockowego Daniela Rosenbooma „Book of Omens”; dzisiaj natomiast przedstawiamy inny, opublikowany w ostatnich miesiącach album, w którego powstaniu miał wydatny udział muzyk z Kalifornii – „Ritual” formacji Dr. Mint. I choć materiał, który ukazał się na tym krążku, ma już pięć lat – nie zestarzał się ani trochę.
Tu miejsce na labirynt…: Rytualne przekraczanie granic [Dr. Mint „Ritual” - recenzja]Niedawno mieliśmy okazję przyjrzeć się najnowszej płycie solowej amerykańskiego trębacza jazzrockowego Daniela Rosenbooma „Book of Omens”; dzisiaj natomiast przedstawiamy inny, opublikowany w ostatnich miesiącach album, w którego powstaniu miał wydatny udział muzyk z Kalifornii – „Ritual” formacji Dr. Mint. I choć materiał, który ukazał się na tym krążku, ma już pięć lat – nie zestarzał się ani trochę.
Dr. Mint ‹Ritual›Utwory | | CD1 | | 1) Invocation | 8:27 | 2) A Call to Heaven | 4: 58 | 3) Gathering Mass | 6:31 | 4) Incantion | 3:10 | 5) Drops in the Desert | 4:48 | 6) Dance of the Spirits | 7:04 | 7) Ascension of the Ancients | 6:50 | 8) Open the Skies | 5:30 | 9) The Calm | 4:34 | 10) And Then the Rain… | 9:34 |
W ubiegłym roku Daniel Rosenboom obchodził trzydziestą rocznicę urodzin. Można więc bez wahania określić go mianem artysty młodego. Pod warunkiem jednak, że w tym konkretnym przypadku młodość nie będzie traktowana jako synonim niedojrzałości. Jako muzyk Amerykanin (rodem z Los Angeles) jest już bowiem twórcą bardzo doświadczonym. O czym chyba dobitnie przekonaliśmy czytelników „Esensji”, recenzując wydany przed dwoma miesiącami krążek „ Book of Omens”. Poza działalnością sygnowaną własnym nazwiskiem (i płytami nagrywanymi w składach pięcio- i siedmioosobowym) Daniel udziela się również w kilku projektach pobocznych, jak chociażby The Modern Brass Quintet, Plotz! oraz Dr. Mint (czy też, jak chcą muzycy, DR. MiNT). Wszystkie te formacje mają jeden wspólny mianownik – wywodzą się z jazzu, najczęściej o silnym zabarwieniu awangardowym. Ostatnia z wymienionych grup została powołana do życia latem 2007 roku. Rosenboom miał już wtedy na koncie dwie publikacje: solowe „Bloodier, Mean Son” (2006) oraz wydany pod sztandarami Plotz! „Extraordinary Renditions” (2007) i szukał artystów, z którymi mógłby wykonywać na scenie – miał to być bowiem przede wszystkim projekt koncertowy – muzykę w stu procentach improwizowaną. W składzie zespołu znaleźli się saksofonista Gavin Templeton (znany także z Plotz!), gitarzysta Alex Noice, basista (o korzeniach marokańskich) Sam Minaie oraz bębniarz Caleb Dolister. Po raz pierwszy muzycy ci spotkali się w studiu nagraniowym 26 sierpnia 2007 roku; wykonali wówczas (i jednocześnie zarejestrowali) „z marszu” dwie suity awangardowo-jazzrockowe – „Visions and Nightmares” i „Apocalyptica” – które niemal równo sześć miesięcy później ukazały się na krążku zatytułowanym „Visions and Nightmares”. W dniu jego premiery Dr. Mint zagrał koncert promocyjny w Roy O. Disney Music Hall w Kalifornijskim Instytucie Sztuk w miejscowości Valencia. Występ ten pojawił się później na drugim albumie grupy, zawierającym ponad pięćdziesięciominutową suitę tytułową – „A New Symphony”. Krążek trafił do sprzedaży 1 października 2008 roku, dokładnie tego samego dnia, w którym światło dzienne ujrzały dwie inne produkcje Rosenbooma: solowa „Book of Riddles” oraz „Live 2008” Plotz!. Z kolei niespełna cztery tygodnie później, to jest 27 października, w tym samym miejscu w Valencii formacja zagrała dwa koncerty, które ostatecznie trafiły na płytę „Ritual”. Tyle że na ten radosny moment trzeba było czekać długich pięć lat. Album „Ritual” – trwający nieco ponad sześćdziesiąt minut – składa się z dwóch mniej więcej półgodzinnych improwizowanych suit, z których każda dzieli się na pięć, ściśle ze sobą powiązanych, części. „Act I” otwiera utwór zatytułowany adekwatnie do roli, jaką pełni – „Invocation”. Nie sposób go nie docenić – od pierwszych sekund na plan pierwszy wybija się trąbka lidera, dla której bardzo niepokojące, mroczne tło tworzą pełne sprzężeń gitara elektryczna Aleksa Noice’a oraz basowa Sama Minaie. Zwłaszcza drugi z muzyków odgrywa tu istotną rolę; on bowiem nadaje całości odpowiednie tempo. Daniel Rosenboom z kolei po partii otwierającej album na kilka minut odsuwa się w cień, aby powrócić w intrygującym dialogu z saksofonem Gavina Templetona, który z czasem przyćmiewa solówkę gitarową. Końcówka należy już niepodzielnie do Daniela, który w ostatnich sekundach oddaje pola dźwiękom wykreowanym przez instrumenty elektroniczne – po to tylko, by zbudowały one pomost prowadzący do kolejnej kompozycji. „A Call to Heaven” nasycone jest właśnie elektroniką, przez którą uparcie stara się przedrzeć bas. Gdy wreszcie mu się to udaje, po kilkudziesięciu sekundach dominacji instrument ten musi ustąpić miejsca dęciakom. Tym razem za łącznik z „Gathering Mass”, czyli utworem numer trzy, służy bowiem trąbka. To jeden z najciekawszych fragmentów płyty; ton nadają mu dochodzące z odległego planu dźwięki gitary, która obsesyjnie powtarza ten sam motyw. W kontraście do niego Rosenboom i Templeton budują swoje coraz bardziej „odjechane” improwizacje, które kończą się prawdziwie freejazzową orgią dęciaków. Najkrótsze z całego krążka „Incantion” ma całkiem sporo do zaoferowania – znajduje się tu bowiem miejsce i dla przesterowanej gitary basowej, i dla „skrzeczącej” trąbki, i dla soczyście rockowej sekcji rytmicznej, wreszcie dla grających unisono instrumentów dętych. „Act I” zamyka nastrojowy i stonowany „Drops in the Desert” – podany w wolnym tempie, jakby muzykom zależało na wyciszeniu emocji, które podbili wcześniejszymi kompozycjami. Jednocześnie numer ten udanie wprowadza słuchaczy w „Act II”. Pierwsza jego część, „Dance of the Spirits”, powtarza pewne motywy wykorzystane w poprzednim kawałku; formalnie jest też nieco mniej skomplikowany, można by wręcz rzec, że nawet trochę rozkołysany i, zgodnie z tytułem, roztańczony (co jest przede wszystkim zasługą rytmu nadawanego przez perkusistę). Uwagę przykuwa także solówka Templetona na saksofonie, po raz pierwszy tak wyrazista, wybijająca się ponad trąbkę Rosenbooma. „Ascension of the Ancients” zbudowano na bazie kontrastu – rockowa sekcja rytmiczna w połączeniu z podrasowaną fuzzem gitarą nadają temu kawałkowi prawdziwie rockowy, ba! niemal punkowy puls; z kolei dęciaki „poruszają” się wyjątkowo wolno, majestatycznie, dbając o stworzenie hipnotycznego nastroju. Co wynika ze zderzenia tych dwóch odmiennych światów muzycznych? Materia może nawet lekko schizofreniczna, ale dzięki temu niezwykle wciągająca i absorbująca uwagę. W „Open the Skies” Dr. Mint idzie jeszcze dalej. Przede wszystkim zdecydowanie zwycięża tu opcja rockowa; Noice zaś zaczyna w pewnym momencie budować taką ścianę dźwięku, że można odnieść wrażenie, iż mamy do czynienia z którymś z klasyków post-rocka. Rosenboom i Templeton natomiast po raz kolejny lojalnie ustępują pola kolegom. „The Calm” wydaje się najbardziej zachowawczym utworem na krążku; nie dzieje się w nim nic szczególnego do tego stopnia, że nawet gdyby został usunięty z płyty, nie byłoby czego żałować. Inna sprawa, że takie postępowanie nie mieści się w standardach przyjętych przez zespół. Rosenboom i jego kompani zdecydowali bowiem, że przygotowując materiał na płyty, nie dokonują w zarejestrowanych kompozycjach żadnych cięć, nie usuwają – jeśli im wierzyć – ani jednego dźwięku. „Act II” zamyka najdłuższy na „Ritual” utwór „And Then the Rain…” – notabene świetnie sprawdzający się w roli cody. Po raz kolejny znakomicie współpracują tu ze sobą wszyscy muzycy. Perkusista Caleb Dolister swoim charakterystycznym sposobem gry przydaje temu kawałkowi lekkości, Noice odpowiedzialny jest głównie za budowanie klimatu niepokoju, a Rosenboom i Templeton, prowadząc ze sobą specyficzny dialog – zrazu spokojny i wyciszony, z biegiem czasu coraz bardziej dynamiczny i intensywny – sprawiają, że kawałek ten nabiera sporego rozmachu; cytując polskiego poetę romantycznego – wzlatuje ponad poziomy. By ostatecznie w miarę bezpiecznie wylądować na dobrze znanym i pewnym gruncie. „Ritual”, choć jest wydawnictwem wciąż świeżym, mimo wszystko portretuje grupę z zamierzchłej przeszłości (pięć lat to jednak sporo). Dla fanów zespołu zapewne dużo bardziej ekscytującym przeżyciem byłaby możliwość zapoznania się z jej nowszymi dokonaniami. Ale to wymagałoby ze strony Rosenbooma, zaangażowanego obecnie w promocję „ Book of Omens”, dużego samozaparcia. Choć kto wie, może fakt wydania „Ritual” zadziała na Daniela i pozostałych muzyków jak katalizator. Skład: Daniel Rosenboom – trąbka, trąbka piccolo Gavin Templeton – saksofon tenorowy, saksofon altowy Alex Noice – gitara elektryczna, efekty dźwiękowe (elektroniczne) Sam Minaie – gitara basowa, efekty dźwiękowe (elektroniczne) Caleb Dolister – perkusja
|