Prowokacyjna nazwa Svenska Kaputt skrywa prawdziwą supergrupę, w której postanowili zewrzeć szeregi czterej muzycy doskonale znani ze szwedzkich scen: rockowej i jazzowej. Dość powiedzieć, że przewodzą jej gitarzysta Reine Fiske i saksofonista Jonas Kullhammar! Debiutancki album formacji, zatytułowany po prostu „Svenska Kaputt”, to porywający mariaż jazzu współczesnego z rockiem progresywnym.
Tu miejsce na labirynt…: „Svenska” jak najbardziej, lecz wcale nie „kaputt”
[Svenska Kaputt „Svenska Kaputt” - recenzja]
Prowokacyjna nazwa Svenska Kaputt skrywa prawdziwą supergrupę, w której postanowili zewrzeć szeregi czterej muzycy doskonale znani ze szwedzkich scen: rockowej i jazzowej. Dość powiedzieć, że przewodzą jej gitarzysta Reine Fiske i saksofonista Jonas Kullhammar! Debiutancki album formacji, zatytułowany po prostu „Svenska Kaputt”, to porywający mariaż jazzu współczesnego z rockiem progresywnym.
Svenska Kaputt
Utwory | |
CD1 | |
1) Tröstlösa Tårar | 11:14 |
2) Nötskalsmusik #5 | 09:48 |
3) Over Surnadal | 09:10 |
4) Syster Per | 06:43 |
5) Happy Ending? | 10:14 |
Praktycznie każdy z czterech muzyków udzielających się w pochodzącej ze Sztokholmu grupie Svenska Kaputt to instytucja w świecie jazzu bądź rocka. Każdy ma na koncie po kilkanaście (lub nawet kilkadziesiąt) płyt. Wszyscy znali się już wcześniej, grając wspólnie w różnych formacjach. Poza Szwecją największą sławę zdobył gitarzysta Reine Fiske, były muzyk takich legend skandynawskiego rocka progresywnego jak Landberk, Paatos i Morte Macabre, obecnie mający ogromny wpływ na poczynania Dungen i The Amazing, ale niestroniący też od przygodnych „skoków w bok”, czego dowodem chociażby rewelacyjny album „
Atlantis” (2012) nagrany z Norwegami z Elephant9. Bliskim przyjacielem Fiskego jest perkusista Johan Holmegard. Obaj panowie tworzą fundamenty Dungen i The Amazing, poza tym przed laty spotkali się również w psychodelicznej kapeli The Works, w której Holmegard bębnił na pełen etat, a Reine dogrywał gościnnie ścieżki gitary w studiu. Przed dwoma laty natomiast perkusista został także zaproszony przez saksofonistę Matsa Gustafssona do udziału w wielkim projekcie Fire! Orchestra (płyta „Exit!”), w którym zajął miejsce między innymi u boku Jonasa Kullhammara.
Kullhammar – urodzony w Nacka pod Sztokholmem w 1978 roku – to wielka postać szwedzkiego jazzu improwizowanego. Nie tylko od lat prowadzi własny kwartet, z którym nagrał już sześć albumów studyjnych, ale udziela się również w wielu innych formacjach (vide Kullrusk czy Nacka Forum). Dodatkowo od 2000 roku kieruje własną, niezależną wytwórnią płytową Moserobie Music Production, która do tej pory wydała około sześćdziesięciu produkcji z muzyką jazzową (i nie są to jedynie przejawy twórczej działalności właściciela). W swoim katalogu ma ona między innymi także krążki zespołu Hot Five, któremu lideruje (kontra)basista Torbjörn Zetterberg, będący notabene jedną drugą sekcji rytmicznej Jonas Kullhammar Quartet. A i to jeszcze nie wszystkie pola jego aktywności – swoim talentem wspiera on bowiem też kapele tworzone przez Alberto Pintona, Fredrika Nordströma i Håvarda Stubø. Jak więc widać, cała czwórka – a mowa tu o panach: Fiske, Kullhammar, Zetterberg i Holmegard – świetnie się zna; nie powinno więc dziwić, że gdy pewnego letniego dnia 2012 roku któryś z nich rzucił hasło: „A może nagramy coś wspólnie?”, odpowiedź brzmiała: „Pewnie!”.
Pierwszy koncert Svenska Kaputt – zaiste, wielki trzeba mieć dystans do własnego kraju, aby tak nazwać zespół – odbył się w połowie grudnia 2012 roku w klubie „Nefertiti” w Göteborgu, dwa miesiące po ukazaniu się debiutanckiej (i mamy nadzieję, że nie ostatniej) płyty kwartetu (wydanej oczywiście przez, inną sytuację trudno nawet sobie wyobrazić, Moserobie Music Production). Na album trafiło pięć kompozycji: dwie Zetterberga („Tröstlösa Tårar”, „Nötskalsmusik #5”), dwie Kullhammara („Syster Per”, „Happy Ending?”) i jedna napisana przez saksofonistę do spółki z Riskem („Over Surnadal”). Biorąc pod uwagę, że przy tworzeniu repertuaru udzielała się głównie para muzyków blisko związanych ze sceną jazzową, trudno się dziwić, że „Svenska Kaputt” więcej ma do zaoferowania właśnie wielbicielom tego gatunku. Obecność lidera Dungen jest jednak gwarantem, że i fani rocka znajdą na płycie coś dla siebie. Bo nawet jeśli uznać produkcję Szwedów za jazz, to jest to zdecydowanie jego wersja progresywna, z fragmentami zahaczającymi o dokonania Brytyjczyków z King Crimson, Soft Machine czy Nucleus z pierwszej połowy lat 70. ubiegłego wieku.
Płytę otwiera najdłuższy z zawartych na niej kawałków – liczący sobie ponad jedenaście minut „Tröstlösa Tårar” – i jest to początek nadzwyczaj klasyczny. Stonowany fortepian, w dalekim tle zaś dźwięki fletu – słowem: nastrój zadumy mamy gwarantowany! Dopiero po trzech minutach, gdy na środki do życia zaczynają zarabiać perkusista i gitarzysta, szwedzki kwartet zaczyna wzbijać się do lotu. I wrażenie z miejsca jest fantastyczne – to jazz-rock najwyższej próby, z pięknymi pasażami gitarowymi, których nie powstydziliby się Robert Fripp czy Allan Holdsworth. Uwagę przykuwa również partia saksofonu – zrazu bardzo subtelna, z czasem natomiast niestroniąca od improwizacji (choć pod kontrolą), po której ponownie funkcję instrumentu solowego przejmuje gitara. I tak niemal do finału, w którym zespół spina całość klamrą, w ostatnich kilkudziesięciu sekundach wracamy bowiem do punktu wyjścia – wyciszonego dialogu fortepianu z saksofonem i przewijającym się w tle fletem. Początek „Nötskalsmusik #5” utrzymuje nas w tym samym klimacie – muzycy donikąd się nie spieszą, zdają się kontemplować każdy dźwięk, zresztą z niezaprzeczalną korzyścią dla słuchaczy.
„Pierwsze skrzypce” ponownie grają tu Jonas Kullhammar i Reine Fiske. Ten pierwszy raczy swoich wielbicieli solówką saksofonu w stylu Charliego Parkera (przenosimy się więc w lata 40. bądź 50. XX wieku), drugi – dla równowagi – serwuje progresywną partię gitary, której powłóczyste dźwięki kojarzą się z najlepszą dla tej muzyki dekadą lat 70. Ale dużo ciekawego, zwłaszcza w warstwie rytmicznej, dzieje się również na dalszym planie. Warto wsłuchać się chociażby w docierający z oddali hipnotyczny rytm kontrabasu. Zetterberg (przypomnijmy: kompozytor tego utworu), choć wycofany za innych muzyków, także stara się dorzucić swoją cegiełkę do budowy odpowiedniego nastroju. Jest on zresztą podtrzymany również w powolnym, można by rzec, że wręcz ospałym „Over Surnadal”. Przez dziewięć minut czwórka Szwedów maluje przed naszymi oczyma (uszami) widok tyleż zapierający dech w piersiach, co niepokojący. Utworowi temu, wprowadzającemu w uzależniający trans, można tym samym przykleić etykietkę tyleż „jazzowego”, co „psychodelicznego”. Fiske i Kullhammar po raz kolejny co chwila zamieniają się rolami, ale tym razem nie po to, aby przekonywać o swoim niewątpliwym kunszcie artystycznym, ale by podkreślać nastrój nostalgii i kontemplacji.
„Syster Per” to popis – praktycznie od pierwszej do ostatniej minuty – Kullhammara. I zarazem kolejna podróż w odległe lata 50. i 60. ubiegłego wieku. Piękny motyw saksofonu (na bazie którego w ciągu dalszym zbudowana jest wyborna improwizacja) jest tu dodatkowo podkreślony smakowitą partią organów w tle. Jonas odgrywa również rolę pierwszoplanową w zamykającym „Svenska Kaputt” numerze „Happy Ending?”, który ewidentnie, w porównaniu z poprzednimi kawałkami, zaskakuje radosnym klimatem. Tak grało się jazz przed półwieczem, gdy był on nie tylko muzyką dla koneserów zgromadzonych w salach koncertowych, lecz służył również jako podkład do tańca. Kolejny wpadający w ucho temat otrzymujemy tutaj w kilku wersjach – podstawowej, granej przez saksofonistę, oraz poddanej modyfikacji przez gitarzystę, który stosując przetworniki i dodając z ich pomocą nieco „brudu”, przenosi go na grunt muzyki rockowej; w finale ponownie bierze go w swoje ręce Kullhammar, ale już przede wszystkim po to, by sobie poimprowizować. Album skandynawskiej supergrupy może budzić zdumienie – jest bowiem próbą (nie ukrywajmy, że bardzo udaną) stworzenia muzyki na styku jazzu klasycznego i improwizowanego (z pewnymi inklinacjami freejazzowymi), rocka progresywnego i fusion. Najdziwniejsze, że te różne przecież światy współistnieją na płycie Svenska Kaputt nie obok siebie, ale niejako wewnątrz, przenikając się i tworząc tym samym nową jakość. Jest w tym i posmak retro, i nuta jak najbardziej współczesnego szaleństwa.
Skład:
Reine Fiske – gitara elektryczna, instrumenty perkusyjne, organy Bontempi
Jonas Kullhammar – saksofon, flet, organy Hammonda
Torbjörn Zetterberg – gitara basowa, kontrabas, fortepian
Johan Holmegard – perkusja, instrumenty perkusyjne