Tu miejsce na labirynt…: Czterech muzyków na progresywnym aksamicie [Anima Morte „Upon Darkened Stains” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Po kolejnych płytach formacji Anima Morte nie należy oczekiwać przecierania nowych szlaków. Z drugiej strony trudno ją jednak zaliczyć do zespołów regresywnych, których związek z klasykami gatunku polega tylko na tym, że nagrywają utwory trwające po dziesięć minut. Szwedzi od początku istnienia założyli sobie, że grać będą muzykę w charakterystycznym stylu lat 70. XX wieku i robią to znakomicie. Dowodem na to najnowsze wydawnictwo – „Upon Darkened Stains”.
Tu miejsce na labirynt…: Czterech muzyków na progresywnym aksamicie [Anima Morte „Upon Darkened Stains” - recenzja]Po kolejnych płytach formacji Anima Morte nie należy oczekiwać przecierania nowych szlaków. Z drugiej strony trudno ją jednak zaliczyć do zespołów regresywnych, których związek z klasykami gatunku polega tylko na tym, że nagrywają utwory trwające po dziesięć minut. Szwedzi od początku istnienia założyli sobie, że grać będą muzykę w charakterystycznym stylu lat 70. XX wieku i robią to znakomicie. Dowodem na to najnowsze wydawnictwo – „Upon Darkened Stains”.
Anima Morte ‹Upon Darkened Stains›Utwory | | CD1 | | 1) Blessing of the Dead | 03:31 | 2) Illusion in the Catalyst | 07:02 | 3) Ephemeris | 04:25 | 4) Fear Will Pass Over Your Mind | 04:45 | 5) Wakeless | 05:40 | 6) Interruption | 03:44 | 7) The Darkest Pattern | 05:11 | 8) The Carrion Crow | 05:27 | 9) Echoing the Red | 05:19 | 10) Isomorphia | 04:59 | 11) First Snow on the Last Ashes | 03:48 | 12) Halls of Death | 07:03 |
Gdy w drugiej połowie lat 70. ubiegłego wieku wielką popularność w świecie zaczęły zdobywać włoskie horrory określane mianem giallo, widzowie zwrócili uwagę również na wypełniające je ścieżki dźwiękowe. Utwory te, często oparte na brzmieniach syntezatorów i czerpiące pełnymi garściami z dokonań rocka progresywnego i psychodelii, umiejętnie podkreślały duszną, przepełnioną strachem bohaterów atmosferę filmu. W pewnym stopniu to właśnie dzięki nim odniosły sukcesy obrazy Daria Argento (który szybko wyrósł na klasyka gatunku), Lucia Fulciego, Mario Bavy czy Sergia Martino. Niektórzy z twórców – jak chociażby stojący na czele zespołu Goblin Claudio Simonetti, Riz Ortolani czy Fabio Frizzi – zapewnili zaś sobie miejsca na listach najpopularniejszych (i najlepiej sprzedających się) włoskich kompozytorów. I choć w następnej dekadzie popularność giallo zaczęła stopniowo spadać, a kolejne filmy (powstające zresztą do dzisiaj) okazywały się być jedynie marnymi kopiami wcześniejszych, słuchacze wciąż chętnie wracają do starych soundtracków. Co więcej, stają się one inspiracją dla muzyków rockowych kolejnego pokolenia. Zwłaszcza tych pochodzących ze Skandynawii. Pierwszą jaskółką okazała się wydana przed siedemnastoma laty znakomita płyta „ Symphonic Holocaust”, pod którą – jako Morte Macabre – podpisali się ówcześni muzycy szwedzkich kapel progresywnych Anekdoten i Landberk. Poza jednym wyjątkiem – w postaci „Lullaby” Krzysztofa Komedy (z „Dziecka Rosemary” Romana Polańskiego) – album zawierał właśnie przeróbki tematów z włoskich horrorów i filmów dla dorosłych z lat 70. i początku lat 80. XX wieku. Wydawnictwo zostało wysoko ocenione, ale – co najważniejsze – natchnęło innych. W 2004 roku szlakiem wskazanym przez Reinego Fiske i jego przyjaciół postanowił podążyć klawiszowiec Fredrik Klingwall i powołał do życia zespół Anima Morte. Różnica między nową formacją a Morte Macabre była w zasadzie jedna, ale za to zasadnicza – Fredrik zdecydował, że zamiast nagrywać covery, będzie tworzył oryginalną muzykę w duchu lat 70., klimatem oraz rozwiązaniami brzmieniowymi i harmonicznymi nawiązującą do soundtracków Goblina z „Głębokiej czerwieni” („Profondo Rosso”, 1975) czy „Odgłosów” („Suspiria”, 1977). Klingwall nie był już wtedy postacią anonimową na rynku skandynawskim; od ośmiu lat stał na czele jednoosobowego projektu z pogranicza ambientu i muzyki klasycznej Rising Shadows, publikował także pod własnym nazwiskiem. Początkowo do współpracy namówił Stefana Granberga, gitarzystę punkowej formacji Steff & The Sixpacks. We dwójkę, wykorzystując jedynie instrumenty klawiszowe, nagrali EP-kę „Viva Morte!” (2007), ale jeszcze w tym samym roku światło dzienne ujrzało debiutanckie, pełnowymiarowe wydawnictwo Anima Morte – „Face the Sea of Darkness”, na którym zespół zaprezentował się fanom już jako kwartet. Skład uzupełnili: gitarzysta Daniel Cannerfelt (mający na koncie współpracę z thrashmetalowym Flagellation oraz gotycko-doomowym In Grey) i perkusista Teddy Möller (który, grając także często na innych instrumentach, dał się poznać jako muzyk Mayadome, Nocturnal Rites, Darkane, Loch Vostok, Wuthering Heights i The Hidden). Na drugi album zespołu – „The Nightmare Becomes Reality” – trzeba było poczekać cztery lata; następny – „Upon Darkened Stains” – ukazał się po trzech kolejnych, w końcu listopada ubiegłego roku, nakładem cenionej na północy Europy wytwórni Transubstans Records. Tak długie przerwy wynikały głównie z zaangażowania członków Anima Morte w działalność na innych polach. Poznawszy bliżej Cannerfelta, Klingwall przyłączył się na jakiś czas do Flagellation, a z Möllerem grał w progmetalowym Loch Vostok; stanął również na czele thrashowej kapeli Machinery, co kilka lat nagrywał też albumy solowe. Nic więc dziwnego, że sztandarowy projekt Szweda musiał cierpliwie czekać na moment, gdy cała czwórka będzie mogła poświęcić mu odpowiednio dużo czasu. Stało się to dopiero wiosną 2014 roku. W kilku studiach – w Sztokholmie, Örebro i Uppsali – zarejestrowano wreszcie premierowy materiał, a do udziału w nagraniach zaproszono znamienitych gości. Znaleźli się wśród nich między innymi: bębniarz i klawiszowiec Mattias Olsson (niegdyś w White Willow i Änglagård, obecnie w Necromonkey i Kaukasus), pianista David Lundberg (Gösta Berlings Saga, Necromonkey), flecista Ketil Vestrum Einarsen (Jaga Jazzist, White Willow, Kaukasus) oraz perkusista Thomas Olsson (współpracujący swego czasu z deathmetalowym The Project Hate MCMXCIX). Efekt niekiedy wspólnie, niekiedy osobno spędzonych przed mikrofonami godzin to dwanaście instrumentalnych kompozycji, trwających w sumie nieco ponad godzinę. Wsłuchując się w kompozycje zawarte na „Upon Darkened Stains”, nietrudno pozbyć się wrażenia, że wszystko to już gdzieś słyszeliśmy – i to zarówno na albumach sprzed lat, jak i produkcjach samego Anima Morte. Zespół nie zaskakuje więc słuchaczy niczym nowym, a jedynie to, w czym wyspecjalizował się już wcześniej, doprowadza do perfekcji. Jeśli zatem ktoś szuka w muzyce absolutnych nowości, dźwięków dotąd niesłyszanych, spokojnie może sobie płytę tę odpuścić – to wydawnictwo dla tych, którzy chcę przeżyć podróż w czasie. Cofnąć się o cztery dekady i zagłębić w świat pełen grozy, który w jednej chwili potrafi co prawda uwieść pięknem i spokojem, ale już w następnej doprowadza na skraj załamania nerwowego. Otwierający płytę utwór „Blessing of the Dead” spełnia właśnie pierwsze z zadań. Romantycznie brzmiące syntezatory w połączeniu z fortepianem, mellotronem i skrzypcami (na których gra, znany już z „The Nightmare Becomes Reality”, Jerk Wååg) wprowadzają w niezwykły klimat, działają hipnotyzująco i obezwładniająco. Zmienia się ten nastrój stopniowo wraz z następnym numerem: „Illusion in the Catalyst” znaczony jest bowiem tyleż spokojnymi klawiszowymi pasażami, co i ostrymi, progmetalowymi gitarami. Pojawiają się one także w „Ephemeris”, choć i tam nie brakuje fragmentów bardziej nostalgicznych, za które odpowiadają przede wszystkim partie fletów i gitary akustycznej (bywa nawet, że grających w duecie). Obok kompozycji wyróżniających się melodyjnym lejtmotywem i tym samym na dłużej zapadających w pamięć, nie brakuje też na płycie utworów o charakterze czysto ilustracyjnym; takie jest zakończenie „Illusion in the Catalyst” oraz cały „Fear Will Pass Over Your Mind”. Jego miałkość rekompensuje jednak następujący po nim „Wakeless” – jeden z najmocniejszych punktów całego „Upon Darkened Stains”, na którym panowie z Anima Morte najbardziej zbliżają się do charakterystycznego stylu Goblina (i przy okazji także Morte Macabre). Smakowite, progresywne solówki gitarowe (z mellotronem w tle) oraz nie mniej klimatyczne partie syntezatorów sprawiają, że przy tym kawałku serce każdego wielbiciela muzyki rockowej z lat 70. musi zabić mocniej! „Interruption” to w zasadzie kolejny przerywnik, po którym zespół serwuje kolejnego „killera” – tym razem w postaci „The Darkest Pattern”. Klawesynowe brzmienie syntezatora wprowadza nas w klimat „Profondo Rosso”, a pojawiające się później niepokojące motywy grane na klawiszach i gitarach mogą – i wcale nie ma w tym przesady – przyprawić o ciarki na plecach. W podobnym kierunku Anima Morte zmierza w „The Carrion Crow”, gdzie gitarzyści i organista przekazują sobie ten sam wątek i obudowują go kolejnymi dźwiękami. W „Echoing the Red” z początku dzieje się niewiele. Ale to zamierzony efekt, obliczony na „uśpienie” słuchacza, aby z tym większą satysfakcją poderwać go na nogi w dalszej części, kiedy utwór nabiera rozmachu i mocy, a gitarzyści do spółki z sekcją rytmiczną – wzorem kapel metalowych, w których na co dzień grywają – dorzucają do pieca. Znacznie łagodniejsze dźwięki płyną z głośnika w trakcie słuchania utworu „Isomorphia”, lecz i tu pierwszoplanową rolę pełni jeden z gitarzystów. W podobnym klimacie utrzymany jest „First Snow on the Last Ashes”, który gdyby wyciągnąć go z kontekstu i umieścić na radiowej playliście numerów świąteczno-bożonarodzeniowych, wcale nie zabrzmiałby pośród nich fałszywie. Ale przecież i klasycznym twórcom soundtracków do horrorów giallo trafiały się takie kompozycje. Album zamyka siedmiominutowy „Halls of Death”, w którym mamy do czynienia z pełnym rozmachu rockiem progresywnym, momentami ocierającym się – dzięki wykorzystaniu fletów i mellotronu – o dokonania wczesnego King Crimson (z czasów „In the Wake of Poseidon” czy „Islands”). Nastrojowe zakończenie, będące powrotem do poetyki „Blessing of the Dead”, udanie spina klamrą całe „Upon Darkened Stains”, pozwala też otrząsnąć się ze wszystkich fobii i -frenii, w jakie możemy popaść, słuchając płyty. Skład: Daniel Cannerfelt – gitara elektryczna, gitara akustyczna Fredrik Klingwall – organy, syntezatory, mellotron Stefan Granberg – gitara basowa, gitara elektryczna, gitara akustyczna, buzuki, syntezatory Teddy Möller – perkusja gościnnie: Mattias Olsson – perkusja, instrumenty perkusyjne, syntezatory David Lundberg – fortepian elektryczny Ketil Vestrum Einarsen – flet altowy, flet sopranowy, flet piccolo Jerk Wååg – skrzypce Thomas Olsson – instrumenty perkusyjne, elektroniczne instrumenty perkusyjne Johan Klingwall – głos
|