Tu miejsce na labirynt…: League niezwykłych dżentelmenów [Snarky Puppy, Metropole Orkestr „Sylva” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Połączenie fusion z muzyką o proweniencji klasycznej może dać, jak się okazuje, bardzo ciekawy efekt. Dowodem na to najnowszy album amerykańskiego kolektywu Snarky Puppy zrealizowany z udziałem kameralnej Metropole Orkestr. Występ opublikowany na albumie „Sylva” zarejestrowany przed rokiem podczas dwóch koncertów w holenderskim mieście Dordrecht.
Tu miejsce na labirynt…: League niezwykłych dżentelmenów [Snarky Puppy, Metropole Orkestr „Sylva” - recenzja]Połączenie fusion z muzyką o proweniencji klasycznej może dać, jak się okazuje, bardzo ciekawy efekt. Dowodem na to najnowszy album amerykańskiego kolektywu Snarky Puppy zrealizowany z udziałem kameralnej Metropole Orkestr. Występ opublikowany na albumie „Sylva” zarejestrowany przed rokiem podczas dwóch koncertów w holenderskim mieście Dordrecht.
Snarky Puppy, Metropole Orkestr ‹Sylva›W składzie | Michael League, Bob Lanzetti, Mark Lettieri, Chris McQueen, Bill Laurance, Cory Henry, Justin Stanton, Jay Jennings, Mike Maher, Chris Bullock, Nate Werth, Robert Searight, Metropole Orkestr |
Utwory | | CD1 | | 1) Sintra | 03:32 | 2) Flight | 06:03 | 3) Atchafalaya | 06:04 | 4) The Curtain | 15:09 | 5) Gretel | 04:21 | 6) The Clearing | 19:23 |
Do Polski sława Snarky Puppy dotarła dopiero przed rokiem, choć za granicą – a zwłaszcza w ojczyźnie, czyli w Stanach Zjednoczonych – to formacja bardzo ceniona od dłuższego już czasu. I aż dziw bierze, jak niepozornie zaczęła się jej historia. Jedenaście lat temu grający na gitarze basowej student Uniwersytetu Północnego Teksasu w Denton, Michael League, postanowił pograć sobie dla przyjemności jazz i funk, na którą to okoliczność skrzyknął kilku kolegów z uczelni. Szybko okazało się, że panowie prezentują całkiem niezły poziom, a sam lider jest nadzwyczaj zdolnym kompozytorem. Wtedy zapadła niezwykle ważna dla dalszego rozwoju grupy decyzja o przenosinach do Nowego Jorku; nową bazą wypadową Snarky Puppy stał się tym samym Brooklyn, mimo że część muzyków nadal mieszka na południu kraju, w teksańskim Dallas. Debiutancki album grupy – „The Only Constant” – ujrzał światło dzienne po dwóch latach działalności; kolejne natomiast rok („The World is Getting Smaller”) i dwa lata („Bring Us the Bright”) później. Popularność zespołu, a w zasadzie działającej na dość luźnych zasadach spółdzielni muzycznej, zaczęła zataczać coraz szersze kręgi. Umacniały ją zaś kolejne wydawnictwa: „Tell Your Friends” (2010), koncertowe „groundUP” (2012), „Family Dinner – Volume One” (2013), nagrane do spółki z pochodzącym z afrykańskiego Burundi pieśniarzem Bukuru Celestinem „Amkeni” (2013) oraz „We Like It Here” (2014). W roku ubiegłym o Snarky Puppy stało się głośno w całym świecie, kiedy grupa zdobyła nagrodę Grammy (za interpretację piosenki Brenda Russella „Something” z płyty „Family Dinner – Volume One”); wkrótce potem formacja ruszyła w trasę po Europie, docierając przy okazji także do Polski (w listopadzie). Parę miesięcy wcześniej band Michaela League’a zagrał niezwykły koncert w położonym w zachodniej części Holandii mieście Dordrecht. Jego niezwykłość polegała przede wszystkim na tym, że Amerykanom towarzyszyła na scenie – kierowana przez Anglika Julesa Buckleya (od sierpnia 2013 roku) – holenderska orkiestra Metropole. Jej początki sięgają końca drugiej wojny światowej; w odległej przeszłości akompaniowała ona artystom takiego formatu, jak Ella Fitzgerald, Dizzy Gillespie czy Al Jarreau; w ostatnich latach natomiast wspomagała na koncertach Elvisa Costello, Bono, Steve’a Vaia, Johna Scofielda, a nawet metalowców z Within Temptation. Znać profesjonalistów, prawda? Przygotowania do wspólnego występu ze Snarky Puppy nie zajęły więc big-bandowi z Hilversum dużo czasu, tym bardziej że jazz jest przecież poniekąd jego naturalnym środowiskiem. Na żywo oba zespoły przedstawiły się publiczności w dordrechtskiej sali Het Energiehuis w dwa kwietniowe wieczory – dziewiętnastego i dwudziestego – a pamiątką po nich jest wydany w kwietniu tego roku album „Sylva”. Na płytę trafiło sześć kompozycji lidera Snarky Puppy (w tym momencie liczącego sobie dwunastu muzyków), które w sumie trwają ponad pięćdziesiąt minut. Co istotne, w większości wcale nie były to „odgrzewane kotlety”, ale utwory przygotowane z myślą o tym konkretnym występie. Otwierający krążek numer „Sintra” pełni rolę introdukcji: rzewna melodia grana z początku jedynie przez smyczki (później również inne instrumenty) przypomina ścieżki dźwiękowe z filmów z lat 50. i 60. ubiegłego wieku. Pozwala rozmarzyć się i sięgnąć pamięcią w odległą przeszłość – przynajmniej do chwili, kiedy następuje mocne uderzenie dęciaków, za które odpowiadają trębacze Justin Stanton, Jay Jennings i Mike Maher oraz saksofonista Chris Bullock. Tym sposobem na scenie zameldowali się członkowie Snarky Puppy, którzy od tej pory już do samego końca odgrywać będą pierwszoplanowe role. W utworze „Flight” klimat pierwotnie jest podobny do „Sintry”; po raz pierwszy też pojawia się charakterystyczny motyw – który będzie jeszcze powracał w kolejnych numerach – tutaj grany przez Stantona na fortepianie elektrycznym. Z czasem wyręcza go na saksofonie tenorowym Bullock, któremu z kolei w tle delikatnie podgrywa na organach Cory Henry. Urzekający jest zwłaszcza finał, znaczony rozbudowaną „rozmową” instrumentów klawiszowych (oprócz piana Rhodesa, pojawiają się jeszcze organy i syntezator), przez które stopniowo przebijają się dęciaki. One też płynnie przechodzą w kolejną kompozycję – „Atchafalaya”. To najbardziej rozkołysany i funkujący fragment płyty, co w dużej mierze jest zasługą puzonisty Metropole Orkestr Vincenta Venemana i – w dalszej części – brzmienia skrzydłówek Jenningsa i Mahera. Partie instrumentów dętych przedzielone są natomiast solówką gitarową Chrisa McQueena, który najpierw przydaje całości sporej energii, by na finał – do spółki z grającym na syntezatorze Billem Laurance’em – ukoić skołatane nerwy i wyciszyć emocje. W piętnastominutowym „The Curtain” mamy z kolei do czynienia ze zmiennymi nastrojami: raz prym wiedzie orkiestra Julesa Buckleya (i robi to z ogromnym rozmachem), to znów holenderscy muzycy wycofują się, aby dać szanse solistom ze Snarky Puppy. I tak po kolei możemy usłyszeć wirtuozerskie popisy Jenningsa (ponownie na skrzydłówce), Michaela League (na gitarze basowej) oraz Henry’ego (na syntezatorach). Cory odzywa się zresztą jeszcze raz, w końcówce, kiedy to – przy akompaniamencie całej orkiestry – gra przepiękną, nostalgiczną melodię na fortepianie akustycznym. To uspokojenie okazuje się bardzo przydatne w kontekście tego, co czeka nas już chwilę później. „Gretel” bowiem to pełen rozmachu i monumentalny – z ducha bardzo rockowy – ponad czterominutowy fragment znaczony powolnym rytmem i grającymi unisono instrumentami dętymi; przez tworzoną przez nie ścianę dźwięku nie przebiłby się chyba nawet buldożer… Płytę zamyka najdłuższy w całym zestawie utwór „The Clearing”. Otwierają go subtelne dźwięki gitary elektrycznej Marka Lettieriego, którego wspomaga sekcja smyczkowa Metropole Orkestr. Później mamy do czynienia z bardzo różnymi inspiracjami: w jednej chwili robi się folkowo-orientalnie (vide klarnet i perkusjonalia), by w następnej rozbrzmiały dźwięki funku (dialog organów z wyeksponowanym basem i wybijające się na plan pierwszy dęciaki). Powraca też mocno „filmowy” lejtmotyw, obecny wcześniej we „Flight” i „The Curtain”. I tak do wyciszenia. Rozlegające się w pewnym momencie oklaski przekonują, że publika zgromadzona w Het Energiehuis w Dordrechcie musiała być przekonana, że to już koniec. Ale czekała ją jeszcze mała niespodzianka – deser w postaci kilkuminutowej porcji klasycznego jazz-rocka, charakterystycznego dla wcześniejszych dokonań Snarky Puppy. Mark Lettieri popisuje się tutaj solówką w klimacie lat 70., którą wciąga do zabawy także pozostałych muzyków. Orkiestra Buckleya nie daje się długo prosić i – zapewne zgodnie z wcześniejszym założeniem – spina cały ten concept-album klamrą w postaci doskonale znanego już z wcześniejszych podejść motywu przewodniego. Muzycy rockowi i jazzowi wielokrotnie nagrywali płyty z towarzyszeniem orkiestr, raz wychodziło to lepiej, raz – jak chociażby w przypadku pamiętnego albumu Metalliki „S&M” (1999) – fatalnie. Snarky Puppy na pewno mogą być ze swego dokonania dumni i chwalić się nim w przyszłości. Skład: Michael League – gitara basowa, syntezator basowy Bob Lanzetti – gitara elektryczna Mark Lettieri – gitara elektryczna Chris McQueen – gitara elektryczna Bill Laurance – fortepian akustyczny, fortepian elektryczny, syntezator Cory Henry – organy, klawinet, syntezator Justin Stanton – fortepian elektryczny, syntezator, klawinet, fortepian, trąbka Jay Jennings – trąbka, skrzydłówka Mike Maher – trąbka, skrzydłówka Chris Bullock – saksofon tenorowy, klarnet, klarnet basowy Nate Werth – instrumenty perkusyjne Robert Searight – perkusja oraz Metropole Orkestr pod dyrekcją Julesa Buckleya
|