Babak Nemati urodził się w Iranie, ale od trzydziestu lat mieszka z rodziną w Szwajcarii. Grą na gitarze zainteresował się jako czternastolatek. Początkowo poświęcał czas na przede wszystkim słuchanie i granie muzyki rockowej, z czasem jednak – już podczas studiów – „przerzucił” się na jazz. Ale rocka tak naprawdę nigdy nie zdradził, co udowadnia najnowsza płyta jego kwartetu – „Zarathustra” – będąca klasycznym przykładem fusion z dodatkiem bliskowschodniego folku.
Tu miejsce na labirynt…: Perska namiętność i słabość do rocka
[Babak Nemati Quartet „Zarathustra” - recenzja]
Babak Nemati urodził się w Iranie, ale od trzydziestu lat mieszka z rodziną w Szwajcarii. Grą na gitarze zainteresował się jako czternastolatek. Początkowo poświęcał czas na przede wszystkim słuchanie i granie muzyki rockowej, z czasem jednak – już podczas studiów – „przerzucił” się na jazz. Ale rocka tak naprawdę nigdy nie zdradził, co udowadnia najnowsza płyta jego kwartetu – „Zarathustra” – będąca klasycznym przykładem fusion z dodatkiem bliskowschodniego folku.
Babak Nemati Quartet
‹Zarathustra›
Utwory | |
CD1 | |
1) Caspian Sea | 06:41 |
2) Dear Old Man | 07:31 |
3) Zarathustra | 05:51 |
4) Hope | 06:16 |
5) The Elephant Song | 09:16 |
6) Bazaar | 05:05 |
7) Dance of the Dervish | 05:29 |
8) So Little Time | 08:14 |
9) Way Down East | 05:01 |
Nie jest może postacią w świecie jazzu szczególnie hołubioną, ale w ojczystej Szwajcarii – oczywiście pod warunkiem, że będziemy pamiętać, iż to jego druga ojczyzna – ceniony jest jako muzyk sesyjny i lider dwóch zespołów: Tria i Kwartetu. Do kraju Helwetów przybył ze swoimi rodzicami w 1984 roku; miał wtedy zaledwie osiem lat, a w paszporcie jako miejsce urodzenia wpisany Teheran. Rodzice Babaka Nematiego opuścili Iran z przyczyn politycznych, nie mogąc pogodzić się z fundamentalistycznymi rządami ajatollaha Ruhollaha Chomejniego. Naukę gry na gitarze Babak rozpoczął w wieku czternastu lat; jak wielu jego rówieśników w tamtym czasie, słuchał głównie muzyki rockowej. Dziwić może natomiast to, że wcale nie współczesnej, ale klasyki. Najchętniej sięgał bowiem po płyty Jimiego Hendriksa, Led Zeppelin, Pink Floyd oraz… Jamesa Browna. Dopiero z czasem zaczął doceniać jazz, dzięki czemu do grona ulubionych wykonawców Nematiego dołączyli Miles Davis, John Coltrane, Charlie Parker, Keith Jarrett, Chick Corea, Pat Metheny, John Scofield oraz Mike Stern. Całkiem pokaźne i zróżnicowane grono – od współtwórców free jazzu, poprzez hard- i post-bop, aż po jazz-rock i pianistykę jazzową.
W połączeniu z nieprzemijającym zamiłowaniem Irańczyka do klasycznego rocka oraz bliskowschodnimi korzeniami Babaka – musiało to zaowocować piorunującą mieszanką. I tak jest w rzeczywistości. Po ukończeniu studiów w Instytucie Muzyki Współczesnej w szwajcarskim Wintherturze Nemati rozpoczął na dobre działalność artystyczną; udzielał się w kilku prowadzonych przez innych formacjach, aż wreszcie postanowił stanąć na czele własnego bandu. Do współpracy nakłonił swoich szwajcarskich kolegów: basistę Beata Gislera, perkusistę Olafa Rytera oraz pochodzącego z Katalonii (urodzonego w Barcelonie) saksofonistę i flecistę Carlesa Perisa. Tak powstał zespół Babak Nemati Quartet, który zadebiutował jesienią 2012 roku albumem „Seven Good Wishes”. Trzy lata później ukazał się jego następca – krążek „Zarathustra”. Płyta, zarejestrowana w tym samym składzie co debiut, trafiła do sprzedaży w połowie września nakładem wytwórni Unit Records. Okładkę ozdobiło robiące ogromne wrażenie dzieło malarza i rzeźbiarza Seyeda Edalatpoura – rodaka Nematiego, urodzonego na początku lat 60. ubiegłego wieku w Szirazie, ale od 1983 roku mieszkającego na emigracji w Londynie.
Nemati nigdy nie wypierał się swojego pochodzenia; byłoby to zresztą wyjątkowo niemądre, aby odcinać się od tak bogatej i różnorodnej kultury, jaka powstała na obszarach dawnej Persji i współczesnego Iranu. Wpływy muzyki etnicznej Bliskiego Wschodu są więc obecne w jego twórczości, także tej jazzrockowej. Nie brakuje ich również na krążku „Zarathustra”, na który trafiło dziewięć instrumentalnych kompozycji, trwających w sumie niemal dokładnie godzinę. Zaskakiwać może fakt, że choć to Babak jest liderem formacji (przecież użyczył jej swego nazwiska), wcale nie gitara elektryczna jest instrumentem dominującym, ale… saksofony Perisa. Choć gwoli ścisłości należy dodać, że – w pewnym uproszczeniu oczywiście – Katalończyk gra to, co mu Irańczyk każe. Siedem na dziewięć utworów zostało bowiem skomponowanych przez Nematiego; pod dwoma pozostałymi jako autor podpisał się Beat Gisler. Gwoli ścisłości: szczególnych różnic stylistycznych między nimi jednak nie słychać. Pewnie dlatego, że Babak jest bardzo demokratycznym liderem i daje pograć także innym instrumentalistom – tym samym nikt nie ma prawa poczuć się pokrzywdzonym czy też zepchniętym na dalszy plan.
Album otwiera prawdziwa petarda w postaci „Caspian Sea” – utworu rozpoczętego przez majestatyczny pochód basu, do którego to instrumentu szybko dołącza saksofon. I wtedy zaczynają dziać się rzeczy magiczne. Peris pełnymi garściami czerpie z dorobku muzyki perskiej (czy szerzej: bliskowschodniej), a smaku tej kompozycji dodają zarówno kąsająca gitara, jak i motoryczna sekcja rytmiczna. Niesamowite wrażenie robi także finałowy dialog Babaka z Carlesem, podczas którego obaj panowie pozwalają sobie na ekscytujące słuchacza improwizacje. Po tak mocnym początku należy się chwila wytchnienia i tę zapewnia drugi w kolejności „Dear Old Man” (jeden z dwóch kawałków autorstwa Gislera) – z nastrojowym, lekko kołyszącym (może i do snu) saksofonem oraz delikatną gitarą w tle. Piękny, balladowy numer, który na ambitnej zabawie tanecznej mógłby robić za przytulankę. Do tańca, przynajmniej fragmentami, nadawałby się także tytułowy „Zarathustra”. Skoczną, folkową, zapadającą w pamięć melodię okraszają w nim grające unisono dęciaki (saksofony tenorowy i sopranowy), ale też – dopiero pierwsza, lecz nie ostatnia – solówka lidera. Z czasem utwór nabiera mocy i rozmachu; muzycy, powtarzając wprowadzony już na otwarciu motyw, podkręcają też tempo, co sprawia, że w końcówce łatwo stracić dech.
„Hope” z kolei ma wszelkie szanse, aby przypaść do gustu wielbicielom klasycznego modern jazzu. Wokół spokojnego rytmu owija się partia saksofonu (czy też raczej saksofonów, albowiem Peris sięga po oba te instrumenty), który praktycznie od początku do końca nadaje ton kompozycji. Gitara wychodzi z „ukrycia” dopiero w najdłuższym na całym albumie „The Elephant Song” – ale i tu rywalizuje o palmę pierwszeństwa z dęciakami. Gdy jednak udaje jej się wybić na plan pierwszy, Nemati raczy nas wirtuozerskim popisem swoich umiejętności. Najważniejsze jednak, że efektownym, ale wcale nie efekciarskim. W mocno zaprawionym bliskowschodnimi przyprawami utworze „Bazaar” w pierwszej części dominują radosne brzmienia folkowe, w drugiej za to robi się znacznie mroczniej i bardziej kontemplacyjnie. Z biegiem czasu na plan pierwszy wybija się gitara basowa, której towarzyszy rozedrgany saksofon i klimatyczna, chociaż z rockowym zacięciem, partia gitary Nematiego. Ponownie lżejszym kalibrem, co w dużym stopniu sugeruje zresztą już tytuł, charakteryzuje się „Dance of the Dervish” – drugie z dziełek Gislera, w którym po raz kolejny jazz-rock miesza się z modern jazzem i folkiem.
Bardzo mocnym akcentem albumu jest „So Little Time” – piękna, nostalgiczna (ponad ośmiominutowa) ballada, w której hipnotyczne partie saksofonów (grających pojedynczo bądź unisono) potrafią wprawić w trans. Mogłoby się wydawać, że taki właśnie utwór znakomicie nadaje się na finał. Nic z tego! Kwartet Babaka Nematiego zdecydował się bowiem zakończyć krążek równie mocnym akcentem, jakim rozpoczął. Dlatego na finał wybrzmiewa energetyczny „Way Down East”, w którym improwizację saksofonu napędza potężna sekcja rytmiczna, przełamuje ją zaś z mozołem budowana przez lidera gitarowa ściana dźwięku (momentami brzmi to jak wyimek z płyty klasyków post-rocka). Jak widać, współczesny jazz to bardzo pojemna szufladka, a Irańczyk na dodatek robi wszystko, by nie próbowano go w niej na siłę zamknąć. Są fragmenty, w których „Zarathustra” może kojarzyć się z dwiema wydanymi nie tak dawno płytami perkusisty Michaela Zeranga i zespołu The Blue Lights („
Songs from the Big Book of Love” oraz „
Hash Eaters & Peacekeepers”), ale nie spodziewajcie się prostego rozwinięcia pomysłów amerykańskiego perkusisty (z asyryjskimi korzeniami). Podejście obu artystów do materii jazzowej różni się bowiem zasadniczo – Zeranga ukształtowały eksperymenty freejazzowe, a Nematiego słabość do rocka.
Skład:
Carles Peris – saksofon tenorowy, saksofon sopranowy
Babak Nemati – gitara elektryczna
Beat Gisler – gitara basowa
Olaf Ryter – perkusja