Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 28 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Muzyka

Magazyn CCXXXV

Podręcznik

Kulturowskaz MadBooks Skapiec.pl

Nowości

muzyczne

więcej »

Zapowiedzi

VAK
‹Aedividea›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułAedividea
Wykonawca / KompozytorVAK
Data wydania4 września 2015
NośnikCD
Czas trwania58:42
Gatunekjazz, rock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Aurélie Saintecroix, Juliette Drigny, Thomas Bourgenot, Alexandre Michaan, Franck Varnava, Joël Crouzet, Vladimir Mejstelman
Utwory
CD1
1) IJKL07:04
2) Aedividea14:02
3) Alzh11:05
4) Zeom09:50
5) Ellien06:53
6) Periscopy10:17
Wyszukaj / Kup

Tu miejsce na labirynt…: Dwa razy w tej samej wodzie
[VAK „Aedividea” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Zeuhl to największy wkład Francuzów do spuścizny światowego rocka. Co kryje się pod tą wyjątkowo obco brzmiącą nazwą? Swoiste połączenie rocka progresywnego z jazzem, awangardą i – w pewnym stopniu – także muzyką klasyczną. Coś pomiędzy krautrockiem a sceną Canterbury. Za twórców Zeuhlu uważa się istniejącą po dziś dzień Magmę Christiana Vandera. To z niej czerpie inspirację sekstet VAK, co słychać wyraźnie na jego debiutanckim „pełnometrażowym” albumie „Aedividea”.

Sebastian Chosiński

Tu miejsce na labirynt…: Dwa razy w tej samej wodzie
[VAK „Aedividea” - recenzja]

Zeuhl to największy wkład Francuzów do spuścizny światowego rocka. Co kryje się pod tą wyjątkowo obco brzmiącą nazwą? Swoiste połączenie rocka progresywnego z jazzem, awangardą i – w pewnym stopniu – także muzyką klasyczną. Coś pomiędzy krautrockiem a sceną Canterbury. Za twórców Zeuhlu uważa się istniejącą po dziś dzień Magmę Christiana Vandera. To z niej czerpie inspirację sekstet VAK, co słychać wyraźnie na jego debiutanckim „pełnometrażowym” albumie „Aedividea”.

VAK
‹Aedividea›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułAedividea
Wykonawca / KompozytorVAK
Data wydania4 września 2015
NośnikCD
Czas trwania58:42
Gatunekjazz, rock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Aurélie Saintecroix, Juliette Drigny, Thomas Bourgenot, Alexandre Michaan, Franck Varnava, Joël Crouzet, Vladimir Mejstelman
Utwory
CD1
1) IJKL07:04
2) Aedividea14:02
3) Alzh11:05
4) Zeom09:50
5) Ellien06:53
6) Periscopy10:17
Wyszukaj / Kup
Mogłoby się wydawać, że Zeuhl swoje najlepsze lata ma już dawno za sobą. Że tak naprawdę umarł w pierwszej połowie lat 80. ubiegłego wieku, kiedy to Christian Vander – lider i perkusista Magmy – zdecydował się rozwiązać zespół. Który zresztą trochę ponad dekadę później został przez niego reaktywowany, istnieje po dziś dzień i sądząc po jakości najnowszych produkcji (vide „Félicité Thösz” oraz „Slag Tanz”), ma się całkiem nieźle. Ale Zeuhl to nie tylko Magma. W latach 70. nad Sekwaną i Loarą, jak grzyby po deszczu, wyrastały formacje, które pełnymi garściami czerpały z dorobku Vandera i jego najbliższych współpracowników. O większości z nich historia już dawno zapomniała, ale przynajmniej kilka zapisało się w pamięci na dłużej, jak chociażby Eskaton, Weidorje, ZAO, Dün czy Shub-Niggurath. Z czasem w ich ślady poszli następni – młodsi, wyedukowani na mistrzach, pewnie też bardziej zdeterminowani, aby przebić się do świadomości słuchaczy. Na przykład – paryski sekstet VAK.
Grupa powstała w 2008 roku z inicjatywy perkusisty – to kolejne podobieństwo do Magmy! – Vladimira Mejstelmana. Przez pierwsze lata przewinęło się przez nią wielu muzyków, po których dzisiaj słuch już zaginął (między innymi Arnold Turpin, Lisa Delgado, Fabien Girard czy Alexis Bernaut). Trwalszy skład wykrystalizował się wiosną 2011 roku, kiedy to u boku Mejstelmana znaleźli się: wokalistka Aurélie Saintecroix, flecistka Juliette Drigny, gitarzysta Thomas Bourgenot, klawiszowiec Alexandre Michaan oraz basista Franck Varnava. W ciągu kolejnych miesięcy – pomiędzy lipcem a grudniem – parokrotnie wchodzili do studia nagraniowego, by w sumie zarejestrować cztery kompozycje, które ukazały się na wydanej własnym sumptem EP-ce „Vak” (wrzesień 2012). Po jej publikacji z grupą rozstał się Varnava, którego zastąpił Joël Crouzet. Z nowym basistą grupa ponownie zamknęła się w studiu (w listopadzie i grudniu 2013 roku), by zrealizować materiał, który ukazał się na drugiej EP-ce „Aedividea” (listopad 2014). Ten albumik także został wydany za prywatne pieniądze. Nakład był niewielki, więc płyta przepadła w zalewie innych produkcji. I pewnie ostatecznie pogrzebałoby to szanse Francuzów na zrobienie kariery, gdyby nie…
…gdyby nie firma Soleil Zeuhl, która specjalizuje się w promowaniu młodych wykonawców spod znaku francuskiej awangardy jazzrockowej. To właśnie za namową jej szefów panowie Mejstelman i Bourgenot zdecydowali się jeszcze raz wziąć na warsztat utwory zawarte na obu EP-kach i zmiksować je na nowo, z myślą o płycie długogrającej. Nowe wydanie „Aedividea” – poszerzone o trzy (z czterech) numery z „Vak” (wyrzucono „Reeht”) – ujrzało światło dzienne na początku września. I pozostawia po sobie świetne wrażenie. To blisko godzina klasycznego Zeuhlu z domieszką progresywnego metalu spod znaku Toola i Fantômasa Mike’a Pattona. Otwiera ją, pochodząca z pierwszej EP-ki, kompozycja „IJKL”, której ton w pierwszych sekundach nadają bas Varnavy i syntezator Michaana. Nie trwa to jednak długo, ponieważ już w połowie pierwszej minuty zespół uderza z całą mocą – pokręcone rytmy wsparte zostają progresywną gitarą; w tych fragmentach kłaniają się słuchaczom klasycy jazz-rocka, co jeszcze mocniej podkreśla wykorzystanie w instrumentarium charakterystycznego brzmienia fortepianu elektrycznego. Nie można też jednak zapominać o wokalizie Aurélii Saintecroix, która – wzorem Vandera – posługuje się jakimś „obcym” językiem (może nawet jest to osławiony kobaïański).
Tytułowa „Aedividea” to czternastominutowy utwór (z drugiej EP-ki), który ma charakter minisuity. Składa się z kilku różniących się od siebie dość znacznie części. W każdym razie początek jest bardzo nastrojowy, co jest zasługą klawiszy Michaana i z czasem coraz bardziej wyeksponowanego fletu Juliette Drigny. Po pierwszym przesileniu głos „zabiera” – i to dosłownie – Saintecroix, która śpiewa tak pięknie, jakby całymi latami zasłuchiwała się w Annie Haslam z Renaissance. Ale to wciąż tylko wstęp do tego, co czeka nas w dalszym ciągu, czyli bardzo energetycznego prog-metalu, w końcówce okraszonego na dodatek klasycznym, szalonym Zeuhlowskim wokalem. Po drodze mamy natomiast jeszcze kilka zmian nastroju, w tym zapadający w pamięć dialog fortepianu z gitarą. „Alzh” (z 2011 roku) to kontynuacja, choć przecież utwór powstał wcześniej, tych najbardziej awangardowych fragmentów „Aedividei” – z połamanymi rytmami, symfonicznym rozmachem, psychodelicznym transem i wpasowanym w to natchnionym śpiewem. Choć nie brakuje tu również spokojniejszych momentów, kiedy prym wiedzie flecistka. Równie zróżnicowany jest „Zeom” (sprzed dwóch lat), w którym fragmenty subtelniejsze ścierają się z prawdziwie rockowym ogniem, a piękno miesza się z szaleństwem.
„Ellien” to kompozycja, która otwierała debiutancką płytkę VAK; w pewnym sensie wprowadzała więc słuchaczy do muzycznego świata paryżan i go definiowała. Jeśli i teraz tak ją potraktujemy, powinniśmy stwierdzić, że obietnica została spełniona. Jest w niej bowiem odpowiednia doza jazz-rocka (z kapitalną partią solową fortepianu elektrycznego) i szczypta psychodelii, a nawet progmetalowa motoryka (z wyeksponowaną gitarą Thomasa Bourgenota). Album zamyka ponad dziesięciominutowy utwór „Periscopy” (z drugiej EP-ki), który skonstruowany jest według dokładnie tych samych zasad, co wszystkie poprzednie. Różni się za to w szczegółach – dialogiem fletu i gitary, odjechaną wokalizą, delikatną partią fortepianu. Nie sposób w tej chwili odpowiedzieć na pytanie, czy VAK zagości na dłużej na scenie rockowej – choć biorąc pod uwagę wcześniejsze perypetie zespołu, należy uznać, że muzycy tak łatwo się nie poddadzą – ale wejście na nią mają (dzięki wsparciu Soleil Zeuhl) konkretne i rokujące nadzieje. Kto wie jednak, czy bardziej zaskakującym faktem nie jest to, że gatunek, który swoje apogeum przeżywał cztery dekady temu, wciąż okazuje się atrakcyjny i kreatywny.
koniec
15 października 2015
Skład:
Aurélie Saintecroix – śpiew
Juliette Drigny – flet
Thomas Bourgenot – gitara elektryczna
Alexandre Michaan – fortepian elektryczny, syntezatory
Franck Varnava – gitara basowa (1,3,5)
Joël Crouzet – gitara basowa (2,4,6)
Vladimir Mejstelman – perkusja

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Tu miejsce na labirynt…: Ente wcielenie Magmy
Sebastian Chosiński

26 IV 2024

Chociaż poprzednia płyta Rhùn, czyli „Tozïh”, ukazała się już niemal rok temu, najnowsza, której muzycy nadali tytuł „Tozzos”, wcale nie zawiera nagrań powstałych bądź zarejestrowanych później. Oba materiały są owocami tej samej sesji. Trudno dziwić się więc, że i stylistycznie są sobie bliźniacze.

więcej »

Czas zatrzymuje się dla jazzmanów
Sebastian Chosiński

25 IV 2024

Arild Andersen to w świecie europejskiego jazzu postać pomnikowa. Kontrabasista nie lubi jednak przesiadywać na cokole. Mimo że za rok będzie świętować osiemdziesiąte urodziny, wciąż koncertuje i nagrywa. Na dodatek kolejnymi produkcjami udowadnia, że jest bardzo daleki od odcinania kuponów. „As Time Passes” to nagrany z muzykami młodszymi od Norwega o kilkadziesiąt lat album, który sprawi mnóstwo radości wszystkim wielbicielom nordic-jazzu.

więcej »

Tu miejsce na labirynt…: Oniryczne żałobne misterium
Sebastian Chosiński

24 IV 2024

Martin Küchen – lider freejazzowej formacji Angles 9 – zaskakiwał już niejeden raz. Ale to, co przyszło mu na myśl w czasie pandemicznego odosobnienia, przebiło wszystko dotychczasowe. Postanowił stworzyć – opartą na starożytnym greckim micie i „Odysei” Homera – jazzową operę. Do współpracy zaprosił wokalistkę Elle-Kari Sander, kolegów z Angles oraz kwartet smyczkowy. Tak narodziło się „The Death of Kalypso”.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.