Tu miejsce na labirynt…: Tyle światów w jednym! [Taylor Ho Bynum PlusTet „Enter the PlusTet” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Freejazzowy big band to wcale nie jest taka rzadkość, jak mogłoby się wydawać. Wystarczy wymienić Angles 9 Martina Küchena, Audio One Kena Vandermarka, NU Ensemble i Fire! Orchestra Matsa Gustafssona czy Large Unit Paala Nilssen-Love’a. Teraz do tego grona dołączył PlusTet amerykańskiego kornecisty Taylora Ho Bynuma, który jesienią ubiegłego roku zadebiutował albumem „Enter the PlusTet”.
Tu miejsce na labirynt…: Tyle światów w jednym! [Taylor Ho Bynum PlusTet „Enter the PlusTet” - recenzja]Freejazzowy big band to wcale nie jest taka rzadkość, jak mogłoby się wydawać. Wystarczy wymienić Angles 9 Martina Küchena, Audio One Kena Vandermarka, NU Ensemble i Fire! Orchestra Matsa Gustafssona czy Large Unit Paala Nilssen-Love’a. Teraz do tego grona dołączył PlusTet amerykańskiego kornecisty Taylora Ho Bynuma, który jesienią ubiegłego roku zadebiutował albumem „Enter the PlusTet”.
Taylor Ho Bynum PlusTet ‹Enter the PlusTet›W składzie | Taylor Ho Bynum, Ingrid Laubrock, Jim Hobbs, Matt Bauder, Bill Lowe, Vincent Chancey, Steve Swell, Nate Wooley, Stephanie Richards, Mary Halvorson, Jason Hwang, Tomeka Reid, Jay Hoggard, Ken Filiano, Tomas Fujiwara |
Utwory | | CD1 | | 1) Sleeping Giant | 21:10 | 2) Three [for Me, We & Them] | 12:08 | 3) That Which Only… Never Before | 10:40 |
Zespoły freejazzowe kojarzą się zazwyczaj z niewielkimi formacjami – kwartetami, triami, a nierzadko nawet duetami. Większe składy są rzadkością. Nie bez powodu. Spróbujcie utrzymać kontrolę nad – na przykład – kilkunastoma muzykami, spośród których wielu ma ciągotki improwizacyjne. To, jakkolwiek zaskakująco może brzmieć podobne stwierdzenie w kontekście tego właśnie gatunku, wymaga ogromnego samozaparcia i samodyscypliny. Stać na to tylko najwybitniejszych liderów. Na szczęście takich nie brakuje. Wystarczy wymienić Szweda Martina Küchena ( Angles 9), jego rodaka Matsa Gustafssona ( NU Ensemble, Fire! Orchestra), Norwega Paala Nilssen-Love’a ( Large Unit) czy – uznawanego już za twórcę kultowego – Amerykanina Kena Vandermarka ( Audio One). Nie tak dawno do tego grona dołączył kolejny z artystów zza Atlantyku – kornecista Taylor Ho Bynum, który skompletował piętnastoosobowy big band o nazwie… PlusTet. Bynum urodził się w 1975 roku w Baltimore (w stanie Maryland). Od początku swej muzycznej kariery wierny jest muzyce jazzowej, a zwłaszcza jazzowi improwizowanemu. Dość powiedzieć, że ostrogi zdobywał u boku legendarnego czarnoskórego saksofonisty i klarnecisty Anthony’ego Braxtona; był też wziętym muzykiem sesyjnym. Dojrzawszy artystycznie, zaczął prowadzić własne zespoły – tak się złożyło, że coraz bardziej rozbudowane: od tria (vide Book of Three), poprzez kwartety (The Thirteenth Assembly, Convergence Quartet) i seksteto-septet (The Taylor Ho Bynum Sextet & 7-tette), aż po… piętnastoosobowy PlusTet, z którym oficjalnie wystartował na początku 2016 roku. Wtedy to – w ciągu dwóch styczniowych dni – w studiu należącym do wytwórni płytowej Firehouse 12 w New Haven (w stanie Cincinnati) odbyła się sesja nagraniowa, której pokłosiem okazała się płyta zatytułowana „Enter the PlusTet”. Zawarte na niej trzy rozbudowane kompozycje wyszły spod ręki lidera, który zgromadził w studiu artystów, z jakimi miał już wcześniej niejednokrotnie do czynienia. Nie sięgnął po ludzi przypadkowych, ale po takich, co do których miał pewność, że go nie zawiodą, że w mgnieniu oka zrozumieją jego intencje. Nie zabrakło w tym gronie gwiazd współczesnego jazzu improwizowanego, a największym blaskiem – obok samego Bynuma – lśnią gitarzystka Mary Halvorson („ Plymouth”), trębacz Nate Wooley („ Argonautica”) oraz puzonista Steve Swell („ Krakow Nights”, „ At Constellation”, „ Live in Copenhagen”, „ The Chicago Plan”). Jak na big band przystało, PlusTet może pochwalić się szczególnie rozbudowaną sekcją dętą, w której znalazło się miejsce aż dla dziewięciorga artystów; wrażenie robi też zestaw instrumentów: róg, waltornia, tuba, dwa puzony, dwie trąbki, cztery saksofony. Z kolei sekcję dętą wsparł dodatkowo wibrafonista. Na pierwszy ogień Bynum wybrał utwór najdłuższy – ponad dwudziestominutowy „Sleeping Giant”. I był to bardzo trafny wybór. Głównie dlatego, że pierwsze minuty doskonale obrazują grecki mit o powstaniu świata, rozpoczynający się od słów: „Na początku był chaos”. Za ten chaos odpowiadają przede wszystkim członkowie sekcji dętej PlusTetu, dobitnie przekonujący, że free jazz to ich naturalne środowisko. Pojedyncze dźwięki ich instrumentów bezlitośnie tną przestrzeń, precyzyjnie jak chirurgiczny skalpel. Wszystko zaś po to, aby zbudzić „drzemiącego giganta”. Kto się nim okazuje? Jest ich aż trzech: to kontrabasista Ken Filiano, bębniarz Tomas Fujiwara oraz wibrafonista Jay Hoggard, którzy po okresie pewnego rozpasania wprowadzają stabilizację. Od tej pory twardą ręką trzymają pozostałych; konsekwentnie budują fundament utworu, na którym swoje cegiełki kładą kolejni artyści. Chętnych nie brakuje: raz jest to puzonista Steve Swell, to znów skrzypek Jason Hwang, a pomiędzy nimi wiolonczelistka Tomeka Reid. Wkład dwojga ostatnich jest o tyle istotny, że dzięki nim PlusTet skręca na chwilę w stronę muzyki klasycznej, co zresztą w intrygujący sposób wzbogaca utwór. Mniej więcej w połowie, gdy już słuchacze znają chyba wszystkich uczestników sesji nagraniowej, wykluwa się to, co w „Sleeping Giant” zdaje się być najistotniejsze – przepiękny, nostalgiczny, niemal filmowy, przetwarzany przez kolejne instrumenty dęte, motyw przewodni. To apogeum utworu, po którym następuje już tylko długa, z czasem coraz bardziej refleksyjna, coda. Równie spokojnie i klimatycznie – od duetu wibrafonisty i jednego z trębaczy (Nate’a Wolleya? Stephanie Richards?) – zaczyna się „Three (for Me, We & Them)”. Ale tylko zaczyna. Kiedy bowiem „głos” zabiera Mary Halvorson, w ułamku sekundy zmienia się niemal wszystko. Dość powiedzieć, że nad freejazzowym PlusTetem zaczynają się zbierać… rockowe chmury. Nie trwa to jednak długo. Po tej zaskakującej wycieczce do innego świata, ma miejsce przeskok w zamierzchłą przeszłość – w lata 60. XX wieku, kiedy to w klubach muzycznych królował modern jazz spod znaku, by pozostać przy wykonawcach polskich, Krzysztofa Komedy bądź Jerzego Miliana (w bardziej awangardowej wersji). Pod koniec utworu – po intrygującej solówce perkusisty Tomasa Fujiwary – dyrygujący całą orkiestrą Taylor Ho Bynum nakłania swoich „podopiecznych” do podkręcenia tempa, dzięki czemu „Three…” nabiera prawdziwie bigbandowego rozmachu. Ale to jeszcze nie koniec zaskoczeń. Sporo niespodzianek kryje w sobie również kompozycja ostatnia – „That Which Only… Never Before”. Portretuje ona jeszcze inne oblicze amerykańskiego big bandu, chyba najbardziej nieoczekiwane. Po awangardowo-minimalistycznym wstępie PlusTet przeskakuje bowiem na tory… rockowo-psychodeliczne i zaczyna brzmieć jak rasowa formacja krautockowa z lat 70. (największa w tym zasługa Halvorson oraz grającego na gitarze barytonowej Matta Baudera). Bynum nie byłby jednak sobą, gdyby po paru minutach nie wykonał kolejnej wolty stylistycznej, a raczej – nie wrócił na najlepiej znane sobie poletko jazzowe. „Enter the PlusTet” otworzyły dęciaki i dęciaki dostojnie tę płytę wieńczą. Należy mieć tylko nadzieję, że to nie ostatnie spotkanie z orkiestrą Taylora Ho, co – było nie było – w pewnym sensie sugeruje tytuł albumu. Teraz trzeba tylko trzymać lidera za słowo. Skład: Taylor Ho Bynum – róg, dyrygent, kompozytor Ingrid Laubrock – saksofon tenorowy, saksofon sopranowy Jim Hobbs – saksofon altowy Matt Bauder – saksofon tenorowy, gitara barytonowa Bill Lowe – tuba, puzon basowy Vincent Chancey – waltornia Steve Swell – puzon Nate Wooley – trąbka Stephanie Richards – trąbka Mary Halvorson – gitara elektryczna Jason Hwang – skrzypce, altówka Tomeka Reid – wiolonczela Jay Hoggard – wibrafon Ken Filiano – kontrabas Tomas Fujiwara – perkusja
|