Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 27 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Shelter

EKSTRAKT:70%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułShelter
Wykonawca / KompozytorShelter
Data wydania1 marca 2017
Wydawca Audiographic Records
NośnikCD
Czas trwania62:56
Gatunekjazz
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Ken Vandermark, Nate Wooley, Jasper Stadhouders, Steve Heather
Utwory
CD1
1) F-108:20
2) Accidentals Don’t Carry06:44
3) Burnt Njal08:49
4) J-107:13
5) Of Use03:31
6) Bartleby08:11
7) Drinks & Logistics07:36
8) B-106:29
9) Pan06:03
Wyszukaj / Kup

Tu miejsce na labirynt…: „Ich bin ein Berliner!”
[Shelter „Shelter” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Iluż to projektów motorem napędowym był już amerykański saksofonista Ken Vandermark? Z iloma muzykami z całego świata przyszło mu współpracować w ciągu swej trwającej od trzydziestu lat kariery? I wciąż mu mało. Najnowszy zespół, któremu lideruje, to międzynarodowy kwartet Shelter, którego debiutancka płyta ukaże się niebawem.

Sebastian Chosiński

Tu miejsce na labirynt…: „Ich bin ein Berliner!”
[Shelter „Shelter” - recenzja]

Iluż to projektów motorem napędowym był już amerykański saksofonista Ken Vandermark? Z iloma muzykami z całego świata przyszło mu współpracować w ciągu swej trwającej od trzydziestu lat kariery? I wciąż mu mało. Najnowszy zespół, któremu lideruje, to międzynarodowy kwartet Shelter, którego debiutancka płyta ukaże się niebawem.

Shelter

EKSTRAKT:70%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułShelter
Wykonawca / KompozytorShelter
Data wydania1 marca 2017
Wydawca Audiographic Records
NośnikCD
Czas trwania62:56
Gatunekjazz
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Ken Vandermark, Nate Wooley, Jasper Stadhouders, Steve Heather
Utwory
CD1
1) F-108:20
2) Accidentals Don’t Carry06:44
3) Burnt Njal08:49
4) J-107:13
5) Of Use03:31
6) Bartleby08:11
7) Drinks & Logistics07:36
8) B-106:29
9) Pan06:03
Wyszukaj / Kup
Tylko na pozór żywot wziętego muzyka freejazzowego wydaje się być usłany różami. Ciągłe podróże po całym świecie. Do tego niekończące się koncerty i sesje nagraniowe. Jeśli ktoś gustuje w życiu na walizkach, będzie zacierał ręce. Ale przecież nie można zapominać, że wiąże się to praktycznie z nieustanną pracą, z próbami, podczas których poznaje się od „zera” nowych partnerów, nierzadko takich, z którymi nigdy więcej artyście nie będzie już dane współpracować. A jeśli wszystko to odniesiemy do osoby Kena Vandermarka, musimy pamiętać jeszcze o jego obowiązkach wynikających z prowadzenia własnej wytwórni płytowej, Audiographic Records. I nie ma tu większego znaczenia, że istnieje ona głównie po to, aby publikować płyty właściciela i jego przyjaciół – trzeba wszak trzymać nad nią pieczę, dbając o to, by interes nie upadł. Podsumowując: wychodzi na to, że Vandermark musi być albo cyborgiem, który nie potrzebuje snu, albo przynajmniej kilka osób ukrywa się pod tym imieniem i nazwiskiem. Co oczywiście – w obu przypadkach – należy potraktować jako żart (czy udany, to już sprawa drugorzędna).
Najnowszy projekt Vandermarka („The Lions Have Eaten One of the Guards”, „Lightning Over Water”, „Schl8hof”) to międzynarodowy kwartet, w którym obok niego znaleźli sie jeszcze dwaj inni muzycy bardzo dobrze Kenowi znani. To amerykański trębacz Nate Wooley („Enter the PlusTet”, „Argonautica”) oraz holenderski (kontra)basista Jasper Stadhouders, znany z prowadzonej przez chicagowskiego saksofonistę grupy Made to Break („N N N”, „Before the Code”, „Before the Code: Live”, „Dispatch to the Sea”), w której w 2014 roku zastąpił Devina Hoffa. Skład uzupełnia jeszcze rezydujący w Berlinie, ale pochodzący z Australii perkusista Steve Heather, mający na koncie współpracę z wieloma formacjami z kręgu awangardy i jazzu improwizowanego (między innymi efzeg, Heaven And, Mrs Conception, Strung, Tone Dialling, Booklet czy Home Stretch). Aż dziw bierze, że do tej pory jego drogi artystyczne nie przecięły się ze szlakami przecieranymi przez Vandermarka.
I pewnie panowie dalej by się nie znali, gdyby nie ubiegłoroczna majowa eskapada Kena do Berlina, podczas której postanowił spędzić jeden dzień w studiu nagraniowym h2. Wraz z nim zameldowali się tam Wooley i Stadhouders; brakowało jedynie bębniarza. Czasu nie było zbyt dużo, poproszono więc o dogranie ścieżek perkusyjnych Heathera. Dla artysty, który od co najmniej kilkunastu lat grywa w zespołach freejazzowych (i pokrewnych stylistycznie), to tak naprawdę żaden problem. Zarejestrowany w Berlinie materiał Vandermark zabrał ze sobą za Ocean, tam go zmiksowano i przygotowano do publikacji. Projekt ostatecznie nazwano Shelter i taki też tytuł otrzymała płyta, która niebawem trafi do sprzedaży z logo Audiographic Records na okładce. To ponad godzina nagrań, które łączą w sobie klasyczne jazzowe improwizacje z muzyką konkretną i minimalizmem. W przeciwieństwie do wielu innych produkcji Vandermarka mniej tu pełnych szaleństwa poszukiwań (co nie znaczy, że nie ma ich wcale), więcej natomiast operowania ciszą bądź dźwiękami na pograniczu słyszalności.
Otwierająca album kompozycja „F-1” oparta jest głównie na instrumentach dętych – saksofonach Vandermarka i trąbce Wooleya – grających w duecie, unisono bądź solo. To nie dziwi, albowiem muzycy ci znają się jak „łyse konie”; mają nawet na koncie płyty nagrane jedynie we dwóch („East by Northwest”, 2015; „All Directions Home”, 2015). Bez problemu wchodzą więc w interakcję, dopełniając swoje partie. Wiedzą doskonale kiedy podążyć tym samym szlakiem, a kiedy na chwilę od siebie odejść. Potrafią też dać czadu, grając niezwykle energetycznie. Przez kilka pierwszych minut tak absorbują uwagę słuchaczy, że można nawet nie dostrzec pojawiającej się w tle sekcji rytmicznej. Dopiero w drugiej części Jasper i Steve wybijają się na plan pierwszy; ten pierwszy także jako gitarzysta (wcale nie basowy). W „Accidentals Don’t Carry” mamy z początku do czynienia z duetem saksofonowo-perkusyjnym, w którym elementem bardziej nieokiełznanym okazuje się – o dziwo! – bębniarz. Gdy już jednak udaje mu się nieco powściągnąć wyobraźnię, wprowadza jednostajny rytm, wokół którego zbudowana zostaje intrygująca solówka Wooleya.
W trzecim w kolejności „Burnt Njal” po raz pierwszy rozbrzmiewa kraakdoos (ewentualnie, z angielska, crackle box), na którym gra Steve Heather. To niewielkich rozmiarów instrument elektroniczny, który służy przede wszystkim do generowania zgiełku. On też odpowiada za eksperymentalne otwarcie utworu. Dalej jest już bardziej klasycznie, co oznacza, że raz pojawiają się frywolne dęciaki, innym znów razem czadowa improwizacja całego zespołu. „J-1” z kolei na tle wcześniejszych numerów wypada zaskakująco kameralnie, a zwieńczone zostaje mocną partią grających unisono saksofonu i trąbki. Melodyjnie i eksperymentalnie, ale też orkiestrowo i trochę rzewnie jest w krótkim „Of Use”, który szybko ustępuje miejsca znacznie dynamiczniejszemu „Bartleby”. Po saksofonowym wstępie Vandermarka uaktywnia się cały zespół; najwięcej jednak do powiedzenia mają członkowie sekcji rytmicznej, a zwłaszcza Stadhouders, którego partia na basie mocno wrzyna się w uszy. Trudno więc być zdziwionym, że kiedy z czasem dołączają do niego Ken i Nate, również nie oszczędzają ani siebie, ani słuchaczy.
Gdyby wypreparować samą tylko perkusję z początku utworu „Drinks & Logistics”, można by pomyśleć, że mamy do czynienia z kompozycją klasycznej grupy heavymetalowej. Heather gra bardzo motorycznie, mocno przy tym uderzając w bębny. Na szczęście nie brakuje też podążających za nim Vandermarka i Wooleya, których pojawiające się na przemian partie równoważą niestandardową grę Steve’a. Dopiero gdy Amerykanie milkną, a na polu bitwy pozostaje – oprócz Australijczyka – jedynie Holender, artysta z Antypodów może sobie spokojnie pohasać. W „B-1” – dla odmiany – zmuszony jest trzymać wyobraźnię na wodzy. Choć alarmistyczne dźwięki saksofonu czy gitary mogą działać na niego prowokująco, do samego końc zachowuje spokój. Album wieńczy kompozycja zatytułowana „Pan” – druga, w której pojawia się noise’owy kraakdoos. Można odnieść wrażenie, że tym razem Steve postanowił wypróbować cierpliwość słuchaczy; zgrzyty nie ustają bowiem nawet wtedy, gdy na plan pierwszy wybijają się – na tle hipnotycznego rytmu – dęciaki. Całkiem możliwe zresztą, że to świadomy zabieg, mający na celu niedopuszczenie do tego, by pozostali muzycy dali się ponieść nastrojowemu duetowi basu i perkusji.
Na ile istotny stanie się nowy projekt Kena Vandermarka dla samego twórcy, na razie nie sposób stwierdzić. Czy skończy się na jednej płycie, czy też w ślad za nią pójdą wkrótce koncerty, a może i kolejne nagrania – dopiero czas pokaże. Na pewno zagrana na żywo, przy udziale publiczności, muzyka Shelter zyskałaby jeszcze na wyrazistości i dynamice. Studio nagraniowe takim realizacjom sprzyja bowiem średnio.
koniec
7 lutego 2017
Skład:
Ken Vandermark – saksofon tenorowy, saksofon barytonowy, klarnet kontrabasowy
Nate Wooley – trąbka
Jasper Stadhouders – kontrabas elektryczny, gitara elektryczna
Steve Heather – perkusja, kraakdoos

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Tu miejsce na labirynt…: Ente wcielenie Magmy
Sebastian Chosiński

26 IV 2024

Chociaż poprzednia płyta Rhùn, czyli „Tozïh”, ukazała się już niemal rok temu, najnowsza, której muzycy nadali tytuł „Tozzos”, wcale nie zawiera nagrań powstałych bądź zarejestrowanych później. Oba materiały są owocami tej samej sesji. Trudno dziwić się więc, że i stylistycznie są sobie bliźniacze.

więcej »

Czas zatrzymuje się dla jazzmanów
Sebastian Chosiński

25 IV 2024

Arild Andersen to w świecie europejskiego jazzu postać pomnikowa. Kontrabasista nie lubi jednak przesiadywać na cokole. Mimo że za rok będzie świętować osiemdziesiąte urodziny, wciąż koncertuje i nagrywa. Na dodatek kolejnymi produkcjami udowadnia, że jest bardzo daleki od odcinania kuponów. „As Time Passes” to nagrany z muzykami młodszymi od Norwega o kilkadziesiąt lat album, który sprawi mnóstwo radości wszystkim wielbicielom nordic-jazzu.

więcej »

Tu miejsce na labirynt…: Oniryczne żałobne misterium
Sebastian Chosiński

24 IV 2024

Martin Küchen – lider freejazzowej formacji Angles 9 – zaskakiwał już niejeden raz. Ale to, co przyszło mu na myśl w czasie pandemicznego odosobnienia, przebiło wszystko dotychczasowe. Postanowił stworzyć – opartą na starożytnym greckim micie i „Odysei” Homera – jazzową operę. Do współpracy zaprosił wokalistkę Elle-Kari Sander, kolegów z Angles oraz kwartet smyczkowy. Tak narodziło się „The Death of Kalypso”.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.