Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 28 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Elephant9
‹Psychedelic Backfire I›

EKSTRAKT:90%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułPsychedelic Backfire I
Wykonawca / KompozytorElephant9
Data wydania31 maja 2019
Wydawca Rune Grammofon
NośnikCD
Czas trwania71:19
Gatunekjazz, rock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Ståle Storløkken, Nikolai Hængsle Eilertsen, Torstein Lofthus
Utwory
CD1
1) I Cover the Mountain Top12:06
2) Farmer’s Secret07:20
3) Habanera Rocket18:00
4) Skink / Fugl Fønix13:22
5) Actionpack109:20
6) Dodovoodoo11:12
Wyszukaj / Kup

Tu miejsce na labirynt…: W restauracji, ale czy do kotleta?
[Elephant9 „Psychedelic Backfire I” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Ostatniego dnia maja norweskie progresywno-jazzrockowe trio Elephant9 wydało dwie płyty koncertowe. Właśnie! Dwie oddzielne, a nie jeden podwójny album. Choć tytuł – taki sam dla oby wydawnictw, czyli „Psychedelic Backfire” – może być trochę mylący. Co zatem różni oba krążki? Fakt, że na drugim pojawia się gość specjalny zespołu – szwedzki gitarzysta Reine Fiske. Dzisiaj jednak zajmiemy się płytą pierwszą.

Sebastian Chosiński

Tu miejsce na labirynt…: W restauracji, ale czy do kotleta?
[Elephant9 „Psychedelic Backfire I” - recenzja]

Ostatniego dnia maja norweskie progresywno-jazzrockowe trio Elephant9 wydało dwie płyty koncertowe. Właśnie! Dwie oddzielne, a nie jeden podwójny album. Choć tytuł – taki sam dla oby wydawnictw, czyli „Psychedelic Backfire” – może być trochę mylący. Co zatem różni oba krążki? Fakt, że na drugim pojawia się gość specjalny zespołu – szwedzki gitarzysta Reine Fiske. Dzisiaj jednak zajmiemy się płytą pierwszą.

Elephant9
‹Psychedelic Backfire I›

EKSTRAKT:90%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułPsychedelic Backfire I
Wykonawca / KompozytorElephant9
Data wydania31 maja 2019
Wydawca Rune Grammofon
NośnikCD
Czas trwania71:19
Gatunekjazz, rock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Ståle Storløkken, Nikolai Hængsle Eilertsen, Torstein Lofthus
Utwory
CD1
1) I Cover the Mountain Top12:06
2) Farmer’s Secret07:20
3) Habanera Rocket18:00
4) Skink / Fugl Fønix13:22
5) Actionpack109:20
6) Dodovoodoo11:12
Wyszukaj / Kup
Elephant9 działa od 2006 roku w Oslo – robi to bez większego rozgłosu, ale regularnie wzbogaca swoją dyskografię i spotyka się z wielbicielami na żywo. W ciągu trzynastu lat formacja wydała pięć płyt studyjnych i jedną koncertową. Nie licząc oczywiście dwóch najnowszych albumów, które zaliczyć należy do drugiej kategorii. Aczkolwiek nie są to typowe wydawnictwa „live”. Zawierają bowiem materiał zarejestrowany nie w jakimś klubie muzycznym czy hali widowiskowej, ale w mieszczącej się w stolicy Norwegii (przy ulicy Bøgata 21) restauracji Kampen Bistro. Grupa prezentowała się tam przez cztery wieczory z rzędu – czasami w składzie trzyosobowym, a czasami w poszerzonym do kwartetu, gdy na scenie pojawiał się Reine Fiske. Nagrane utwory podzielono następnie na dwa osobne albumy noszące taki sam tytuł – „Psychedelic Backfire”. Pierwszy zawiera kompozycje wykonane w trio, drugi – w poszerzonej wersji składu. Publikę od czasu do czasu słychać w tle, ale nie jest ona elementem dominującym. Równie dobrze można by ją „wyciąć” i niczego nie zmieniłoby to w odbiorze muzyki.
Płyty Elephant9 – począwszy od „Dodovoodoo” (2008) i „Walk the Nile” (2010), poprzez „Live at the BBC” (2011), „Atlantis” (2012) oraz „Silver Mountain” (2015), aż po „Greatest Show on Earth” (2018) – obrazują ewolucję grupy. Choć raczej jakościową niż stylistyczną. W tym drugim przypadku muzycy pozostają bowiem wierni obranej przed kilkunastu laty drodze, polegającej na łączeniu elementów rocka progresywnego z fusion. W pierwszym natomiast – widać rozwój, zwłaszcza kompozytorski. Nie da się ukryć, że dobrym pomysłem było także nawiązanie współpracy z Fiskem; dwa album zarejestrowane z towarzyszeniem szwedzkiego gitarzysty (to jest „Atlantis” i „Silver Mountain”) prezentują się bowiem zdecydowanie najciekawiej. Bo też Reine to artysta wielkiego formatu.
Choć oczywiście muzykom tworzącym Elephant9 również nic zarzucić nie można. Każdy z nich ma ogromne doświadczenie, wynikłe z działalności w innych projektach. Przypomnijmy, że klawiszowiec Ståle Storløkken udzielał się na przykład – to tylko skromny wybór z jego przebogatej biografii – w Reflections in Cosmo, Humcrush i Motorpsycho. W zespole Møster! zetknął się z basistą Nicolaiem Hængslem Eilertsenem; z kolei perkusista Torstein Lofthus początkowo wspierał swym talentem Shining (do 2014 roku), a później między innymi Chrome Hill. Istotne jest również to, jak różną muzykę grali oni w wymienionych powyżej formacjach – od psychodelii i progresu po black jazz i free jazz.
Na pierwszą część „Psychedelic Backfire” trafiło sześć kompozycji wyjętych z trzech studyjnych płyt grupy nagranych w składzie trzyosobowym; przeważają – cztery na sześć – te najstarsze, czyli z albumów „Dodovoodoo” i „Walk the Nile”. Jest to o tyle zrozumiałe, że wymagały one najmniej zmian aranżacyjnych. Choć oczywiście nie oznacza to, że muzycy odegrali te utwory „jeden do jednego”, czy też nuta w nutę – pozwolili sobie bowiem na ich twórcze rozwinięcie i improwizacje. Na początek wydawnictwa wybrany został pochodzący z debiutu „I Cover the Mountain Top”. W wersji zagranej na żywo trwa on dwanaście minut, lecz jedna trzecia to klawiszowa introdukcja, w której dzieje się niewiele. Potraktować należy ją raczej jako zbudowany przez Storløkkena fundament całości – emocjonalny kierunek dalszego rozwoju. Nawet kiedy melduje się na pokładzie cały zespół, utwór ten utrzymywany jest w stonowanym nastroju, w czym największa jest oczywiście zasługa Stålego, grającego solówki na organach elektrycznych Rhodesa i Hammondach. Dopiero w końcowych sekwencjach trio nieco podkręca tempo i przydaje mocy.
„Farmer’s Secret” pochodzi, dla odmiany, z ubiegłorocznego albumu „Greatest Show on Earth” i, zgodnie z tytułem, zabiera słuchaczy w nieco inne rejony, kojarzone zazwyczaj z południem Stanów Zjednoczonych. Mamy tu więc – przynajmniej na początku – bluesowy hard rock z dodatkiem psychodelii. A kiedy dochodzą organy, wplątuje się w to jeszcze klasyczny jazz-rock. I tak do chwilowego wyciszenia, po którym następuje znacznie różniąca się stylem część druga – znaczona rytmicznymi „wariacjami” i zgrzytliwymi partiami klawiszy, które udanie zastępują gitarę. Na finał trio powraca do hardbluesowego punktu wyjścia, choć robi to z większym zaangażowaniem. Zagrany w restauracji Kampen Bistro „Habanera Rocket” (z płyty „Walk the Nile”) rozrasta się z kolei do osiemnastu minut; po części dzięki długiemu – podobnie jak w przypadku „I Cover the Mountain Top” – rozruchowi. Później sprawę bierze w swoje ręce lider tria, udowadniając przy okazji, że jest najprawdziwszym wirtuozem gry na organach. Im bliżej końca, tym bardziej robi się awangardowo; Storløkken sięga tu zarówno po Rhodesa, jak i wykorzystuje dźwięki mellotronu, by całość zakończyć zgrzytliwymi pasażami Hammondów.
Ponad trzynastominutowe „Skink / Fugl Fønix” to połączenie dwóch kompozycji z dwóch różnych płyt – „Dodovoodoo” i „Walk the Nile”. Ta pierwsza charakteryzuje się iście rockową dynamiką, która z czasem ewoluuje w stronę fusion i progresu (vide organy); drugiej bliżej do klasycznego rocka, zagranego bardzo emocjonalnie, ale i melodyjnie. „Actionpack1” to drugi z nowszych numerów Elephant9, którego początek potrafi swą energią zwalić z nóg. Przy okazji grupa wtrąca też przeróżne elementy z innych gatunków: mamy więc z jednej strony motyw orientalny, z drugiej hardrockowe Hammondy, z którymi kontrastuje znacznie delikatniejszy MiniMoog. W tle dwoją się i troją Eilertsen i Lofthus. Gdyby więc nawet Ståle dostał chwilowej zadyszki (ale, na szczęście, nie dostaje) – oni kontynuowaliby bieg do mety. Dosłownie „bieg”, bo tempo jest olbrzymie. Na finał albumu Norwegowie wybrali „Dodovoodoo” (wiadomo z jakiego krążka, prawda?), w którym ponownie rock miesza się z jazzem i bluesem (na otwarcie). Od mniej więcej połowy trio stawia już jednak wszystko na jedną kartę i postanawia pożegnać się w taki sposób, by widzowie długo jeszcze dochodzili do siebie. Wieńczą jazzowo w treści, ale rockowo w formie. Cóż, po lekturze „Psychedelic Backfire I” sięgnięcie po drugą część wydawnictwa nie jest już tylko obowiązkiem, jest koniecznością życiową!
koniec
18 czerwca 2019
Skład:
Ståle Storløkken – organy Hammonda, organy elektryczne Rhodesa, syntezator MiniMoog, mellotron
Nicolai Hængsle Eilertsen – gitara basowa
Torstein Lofthus – perkusja

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Tu miejsce na labirynt…: Ente wcielenie Magmy
Sebastian Chosiński

26 IV 2024

Chociaż poprzednia płyta Rhùn, czyli „Tozïh”, ukazała się już niemal rok temu, najnowsza, której muzycy nadali tytuł „Tozzos”, wcale nie zawiera nagrań powstałych bądź zarejestrowanych później. Oba materiały są owocami tej samej sesji. Trudno dziwić się więc, że i stylistycznie są sobie bliźniacze.

więcej »

Czas zatrzymuje się dla jazzmanów
Sebastian Chosiński

25 IV 2024

Arild Andersen to w świecie europejskiego jazzu postać pomnikowa. Kontrabasista nie lubi jednak przesiadywać na cokole. Mimo że za rok będzie świętować osiemdziesiąte urodziny, wciąż koncertuje i nagrywa. Na dodatek kolejnymi produkcjami udowadnia, że jest bardzo daleki od odcinania kuponów. „As Time Passes” to nagrany z muzykami młodszymi od Norwega o kilkadziesiąt lat album, który sprawi mnóstwo radości wszystkim wielbicielom nordic-jazzu.

więcej »

Tu miejsce na labirynt…: Oniryczne żałobne misterium
Sebastian Chosiński

24 IV 2024

Martin Küchen – lider freejazzowej formacji Angles 9 – zaskakiwał już niejeden raz. Ale to, co przyszło mu na myśl w czasie pandemicznego odosobnienia, przebiło wszystko dotychczasowe. Postanowił stworzyć – opartą na starożytnym greckim micie i „Odysei” Homera – jazzową operę. Do współpracy zaprosił wokalistkę Elle-Kari Sander, kolegów z Angles oraz kwartet smyczkowy. Tak narodziło się „The Death of Kalypso”.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.