Tu miejsce na labirynt…: Valparaíso, Helsingborg, Malmö [Agusa „Prima Materia” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Piąty studyjny album szwedzkiej Agusy, do której półtora roku temu dołączył chilijski perkusista Nicolás Difonis, nie wnosi do artystycznego portretu grupy nic nowego. A jednak to kolejna doskonała płyta, która powinna zauroczyć wielbicieli skandynawskiego folku progresywnego. Zapamiętajcie ten tytuł: „Prima Materia”!
Tu miejsce na labirynt…: Valparaíso, Helsingborg, Malmö [Agusa „Prima Materia” - recenzja]Piąty studyjny album szwedzkiej Agusy, do której półtora roku temu dołączył chilijski perkusista Nicolás Difonis, nie wnosi do artystycznego portretu grupy nic nowego. A jednak to kolejna doskonała płyta, która powinna zauroczyć wielbicieli skandynawskiego folku progresywnego. Zapamiętajcie ten tytuł: „Prima Materia”!
Agusa ‹Prima Materia›Utwory | | CD1 | | 1) Lust och fägring [sommarvisan] | 14:30 | 2) Under bar himmel | 10:19 | 3) Ur askan | 10:28 | 4) Så ock på Jorden | 07:17 |
Co może kierować człowiekiem, który decyduje się na opuszczenie pięknie położonego nad Pacyfikiem, słonecznego Valparaíso w Chile i przenosi się do pochmurnego szwedzkiego Helsingborga bądź Malmö? Bez najmniejszych wątpliwości przyczyna musi być ważna. W przypadku perkusisty Nicolása Difonisa chodziło przede wszystkim o… względy artystyczne i fascynacje muzyczne. W rodzinnym mieście ukończył konserwatorium, nie miał jednak zamiaru poświęcić się graniu muzyki klasycznej. Znacznie ważniejszy był bowiem dla niego jazz. Na dodatek jazz w wydaniu europejskim, a jeszcze precyzyjniej – skandynawskim. Spakował więc manatki i przeniósł się do Szwecji, gdzie kontynuował naukę najpierw w helsingborskim ES Musik Nicolaiskolan, a następnie w Musikhögskolan w nieodległym Malmö. W tym samym czasie Nicolás udzielał się w łączącym tak zwany nordic-folk z progresywnym jazz-rockiem Bülow Kvartett oraz funkowo-alternatywnym Race the Sunset, aby we wrześniu 2021 roku rozpocząć nowy etap swego muzycznego życia, jak dotąd na pewno najistotniejszy – jako bębniarz formacji Agusa. To zespół, który znajduje się na moim celowniku od początku swego istnienia, czyli od dziesięciu lat. W „Esensji” mogliście przeczytać o wszystkich dotychczasowych albumach studyjnych grupy (to jest „ Högtid”, 2014; „ Två”, 2015; „ Agusa”, 2017; „ En annan värld”, 2021) oraz jednym z trzech koncertowych krążków, które wyszły spod ręki zespołu kierowanego przez gitarzystę Mikaela Ödesjö, czyli „ Katarsis” (2016). Teraz przyszła kolej na dzieło najnowsze, wydaną w połowie lipca płytę „Prima Materia”, w której realizacji – obok Difonisa i Ödesjö – udział wzięli jeszcze flecistka (i okazjonalnie wokalistka) Jenny Puertas, klawiszowiec Roman Andrén oraz basista Simon Ström. Wierni fani Agusy bez trudu dostrzegą, że jedynym muzykiem, który nieprzerwanie trwa na stanowisku, jest Mikael. Nie ma więc najmniejszych wątpliwości, że to on właśnie jest dobrym duchem formacji i głównym dostarczycielem repertuaru, mówiąc prościej – artystą, który wskazuje kierunek i za każdym razem prowadzi do mety. Na przestrzeni dekady, a zwłaszcza od momentu, w którym światło dzienne ujrzał longplay „ Två”, dokonania kwintetu nie podlegają znaczącym ewolucjom. Ktoś mniej przychylnie nastawiony do szwedzkiej grupy mógłby stwierdzić nawet, że grają wciąż to samo i niemal tak samo. Czy aż tak bardzo się mylą? Gdyby ktoś z Was pokusił się o odsłuchanie wszystkich studyjnych albumów z rzędu, doszedłby zapewne do wniosku, że coś w tym stwierdzeniu jest na rzeczy. Wszak to wciąż jest mocno inspirowany folkiem skandynawskim rock progresywny, którego korzenie tkwią w dokonaniach takich formacji, jak Jethro Tull czy rodzime (dla Szwedów oczywiście) Fläsket Brinner i Berits Halsband. Tyle że Ödesjö potrafi za każdym razem odczytać to samo na nowo, doprawić potrawę inaczej niż poprzednio, uczynić ją nie „odgrzewanym kotletem”, ale najsmakowitszym, świeżutkim kąskiem. To wielka umiejętność, podarowana przez Najwyższego nielicznym. Na album „Prima Materia” składają się cztery rozbudowane kompozycje. Dla Agusy to żadna nowość; utwory trwające po dziesięć, piętnaście czy nawet dwadzieścia minut to dla tej grupy norma. Mikael lubi dać wybrzmieć motywom i dźwiękom. Lubi, gdy soliści dorzucają coś od siebie. Niemal każdy z utworów ma konstrukcję minisuity: od – zazwyczaj minutowej – introdukcji, poprzez poparte popisami solowymi (gitary, klawiszy bądź fletu) rozwinięcie, aż do punktu kulminacyjnego i następującego po nim wyciszenia. Tak jest we wszystkich numerach na najnowszym krążku Agusy: zarówno ponad czternastominutowym, otwierającym wydawnictwo „Lust och fägring (Sommarvisan)”, jak i krótszym o połowę, wieńczącym je „Så ock på Jorden”. Musiało się to wydać bardzo przyjazne mającemu przecież klasyczne wykształcenie Nicolásowi Difonisowi. „Lust och fägring (Sommarvisan)” zaczyna się nietypowo – od przenikających się ścieżek gitary akustycznej i organów Hammonda. Nie jest to szczególnie często spotykany duet, zwłaszcza kiedy nie towarzyszą im inne instrumenty. Tu jednak dość szybko Ödesjö dorzuca drugą partię gitary, tym razem elektrycznej, a Puertas dołącza z fletem. W tle natomiast subtelnie jazzuje sobie sekcja rytmiczna, dając odpowiedni fundament pod późniejsze solowe popisy Hammondów i rozwijającej ich wątek gitary. W części drugiej, nie licząc introdukcji, kwintet – dla odmiany – skręca w stronę bluesa, z czasem jednak wszystko staje się bardziej intensywne i rockowe. Jakby wczesnemu Jethro Tull dosypać do kolacji psychodelików i dopiero po niej wypuścić ich na scenę. Im bliżej końca, tym robi się ciężej. Organy brzmią tak majestatycznie, że gdyby w opisie płyty znalazła się informacja, iż gra na nich śp. Jon Lord, to nikt nie byłby tym zdziwiony. Mocarne otwarcie. Ale czy to w odniesieniu do tej formacji coś zaskakującego? W „Under bar himmel” Mikael wybrał na otwarcie inny skontrastowany duet: do swojej gitary (elektrycznej) dorzucił tym razem eteryczny flet Jenny. Efekt osiągnął przy tym podobny co w przypadku „Lust och fägring (Sommarvisan)”. Tyle że tu skupił się najpierw na przydaniu obu instrumentom większego rozmachu, a dopiero później zadbał o podbicie dynamiki. Aż do przesilenia w postaci solówki zagranej na przesterowanej gitarze. Po „burzy” następuje wyciszenie, za które odpowiadają głównie Puertas (liryczny flet), Ödesjö (subtelna gitara akustyczna) oraz Roman Andrén (leniwie płynące Hammondy). W trzecim w kolejności „Ur askan” wstęp rozpoczynają klawisze, nałożone na siebie nastrojowe syntezatory i organy, do których po kilkudziesięciu sekundach dołącza jeszcze flet. Swoją drogą to najbardziej zróżnicowana kompozycja na płycie: pojawiają się w niej zarówno wstawki orientalne, jak i klasyczny skandynawski folk progresywny, obok patetycznych Hammondów rozbrzmiewa przetworzony elektronicznie bas, ale i tak najdłużej pozostaje w pamięci zaśpiewany przez Puertas fragment pięknej hiszpańskiej pieśni. Płytę zamyka numer najkrótszy – nieco tylko ponad siedmiominutowy „Så ock på Jorden”. Zaskakuje on jednak już od pierwszych sekund, kiedy to okazuje się, że gitara akustyczna Mikaela towarzyszy wokalizom Jenny i… Nicolása. W dalszej części robi się już klasycznie Agusowo, co oznacza, że momenty stonowane (z fletem i „pudłem”) sąsiadują ze znacznie energetyczniejszymi (z gitarą, organami i dodatkowymi perkusjonaliami). W ostatnich minutach grupa zmienia nieco narrację: gra subtelniej, ale za to bardziej na luzie, w większym stopniu bawiąc się muzyką. Trzeba przyznać, że od początku swojej działalności pod tym szyldem Ödesjö trzyma poziom. Nawet jeśli na kolejnych albumach ofiarowuje swoim wielbicielom to, co doskonale już znają z poprzednich krążków – robi to mimo wszystko w taki sposób, że w czasie odsłuchu niemożliwe jest popadnięcie w znużenie. Nie przegapcie tej płyty! Skład: Mikael Ödesjö – gitara elektryczna, gitara akustyczna Jenny Puertas – flet, śpiew (3), wokaliza (4) Roman Andrén – organy Hammonda, syntezatory Simon Ström – gitara basowa Nicolás Difonis – perkusja, instrumenty perkusyjne, wokaliza (4)
|