Tu miejsce na labirynt…: Luksemburski łącznik [Robert Golla „Luxembourg Visit” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Trwa proces przywracania na karty dziejów polskiego rocka, mieszkającego od początku lat 80. w Niemczech, gitarzysty Roberta Golli. Po przypomnieniu nagranych przez niego albumów „Too Much” i „Wojna światów – następne pokolenie” (w składzie formacji Józefa Skrzeka) pod koniec sierpnia nakładem GAD Records ukazuje się koncertowy krążek „Luxembourg Visit”. A na nim, obok własnych kompozycji Polaka, dziewięć bluesowo-rockowych klasyków.
Tu miejsce na labirynt…: Luksemburski łącznik [Robert Golla „Luxembourg Visit” - recenzja]Trwa proces przywracania na karty dziejów polskiego rocka, mieszkającego od początku lat 80. w Niemczech, gitarzysty Roberta Golli. Po przypomnieniu nagranych przez niego albumów „Too Much” i „Wojna światów – następne pokolenie” (w składzie formacji Józefa Skrzeka) pod koniec sierpnia nakładem GAD Records ukazuje się koncertowy krążek „Luxembourg Visit”. A na nim, obok własnych kompozycji Polaka, dziewięć bluesowo-rockowych klasyków.
Robert Golla ‹Luxembourg Visit›Utwory | | CD1 | | 1) Freeway Jam | 04:55 | 2) Love Rears Its Ugly Head | 03:24 | 3) Feeling Alright | 04:51 | 4) Little Wing | 04:46 | 5) Vienna | 04:40 | 6) After Eight | 05:39 | 7) You Can’t Always Get What You Want | 07:08 | 8) Led Boots | 05:31 | 9) Rambling on My Mind | 07:46 | 10) Walking Away Blues | 05:29 | 11) Big Band / Thirds Stone from the Sun | 08:19 | 12) You Can Leave Your Hat On | 06:57 |
Gdyby przed ponad czterema dekadami nie podjął brzemiennej w skutkach decyzji o emigracji z Polski Ludowej do Republiki Federalnej Niemiec, dzisiaj byłby zapewne uznawany za jednego z najwybitniejszych gitarzystów w dziejach polskiego rocka i bluesa. Porównywano by go z Apostolisem Anthimosem, Sławomirem Piwowarem, Tadeuszem Nalepą. Stało się inaczej i Robert Gola, który później dodał do swojego nazwiska drugie „l”, na długie lata zniknął z naszej orbity. Powoli w zapomnienie szły jego dokonania; występy w bluesowym Irjanie i z formacją Józefa Skrzeka, z którą nagrał longplay z muzyką na potrzeby filmu science fiction „ Wojna światów – następne stulecie” (1982) Piotra Szulkina. Zresztą, gdy płyta trafiła wreszcie do sprzedaży – z dużym, jak to w PRL-u bywało, opóźnieniem – Golla mieszkał już na „zgniłym Zachodzie”. Nie tylko mieszkał, ale również grał i koncertował. Powołał do życia zespół Too Much. Przebić się było jednak piekielnie trudno. Pozostawał więc na obrzeżach niemieckiej sceny. Mimo to, w miarę możliwości, dokonywał nagrań. W 2002 roku własnym sumptem wydał album „One to One”, dwa lata później zarejestrował materiał zatytułowany… „Too Much”, który do Polski dotarł jednak dopiero trzy lata temu za sprawą wytwórni GAD Records. Teraz jego polska dyskografia poszerza się o kolejne wydawnictwo – koncertowy krążek „Luxembourg Visit”. Dokumentuje on występ kwartetu Roberta Golli w sobotni wieczór 13 marca 1993 roku w luksemburskim Studio Club. Było to miejsce o tyle dobre do grania, że przy scenie klubowej funkcjonowało równocześnie studio nagraniowe; pojawiający się tam artyści wracali do domu od razu z kasetą DAT, która mogła stanowić punkt wyjścia do wydania płyty. I tak właśnie stało się w tym przypadku. Tyle że na płytę musieliśmy poczekać trzydzieści lat… Na scenie, obok wyposażonego w gitarę Roberta Golli, pojawiło się wówczas troje niemieckich artystów: wokalistka Stephanie Helbig (związana z alternatywną grupą Honk), basista Thomas Müller oraz perkusista Robert Pfaff (który z Gollą grywał już w latach 80. w zespole Too Much). Na repertuar złożyły się głównie – w trzech czwartych – covery, ale Polakowi udało się także przemycić kilka własnych kompozycji. Stylistycznie dominuje blues-rock, niekiedy zahaczający o hard-bluesa. Byłoby to zapewne słyszalne jeszcze bardziej, gdyby albo za mikrofonem stał mężczyzna, albo Stephanie miała nieco więcej charyzmy. Słuchając tych nagrań po trzydziestu latach, trudno bowiem pozbyć się wrażenia, że to właśnie Helbig jest najsłabszym elementem układanki. Jej czysty głos nie zawsze pasuje do piosenek płynących z głośników, zwłaszcza tych, które najlepiej znamy z wykonań Joego Cockera. Trochę szkoda, bo muzycznie „Luxembourg Visit” to bluesowo-rockowy majstersztyk, który ma wszelkie szanse przypaść do gustu wielbicielom zmarłego w styczniu tego roku Jeffa Becka (któremu notabene Golla zadedykował to wydawnictwo), Alexisa Kornera, Jimiego Hendrixa czy Jimmy’ego Page’a. Koncert otwiera zresztą utwór z longplaya Becka „Blow by Blow” (1975), aczkolwiek nie jest to kompozycja legendarnego gitarzysty, lecz jego klawiszowca Maxa Middletona. Chodzi o zagrany z prawdziwym rockowym ogniem „Freeway Jam”. O jego sile stanowi nie tylko wirtuozerski popis lidera projektu, ale również świetnie funkcjonująca, mocno pulsująca sekcja rytmiczna. Warto też od razu zaznaczyć, a ta uwaga dotyczy całej płyty – że bas i perkusja brzmią doskonale. Zwłaszcza pierwszy z instrumentów, który nie jest zepchnięty, jak to nieraz bywa, na drugi czy trzeci plan, ale często towarzyszy gitarze. Dzisiaj drugi w kolejności „Love Rears Its Ugly Head” może być zaskoczeniem, wtedy wydawał się wyborem jak najbardziej zrozumiałym. To numer zapożyczony z repertuaru Living Colour, który pierwotnie ukazał się trzy lata wcześniej na najlepszym krążku tej amerykańskiej formacji – „Time’s Up”. Polsko-niemiecki kwartet zwraca uwagę na to wszystko, co decydowało o sile oryginału; mamy więc zadziorną gitarę, funkującą sekcję rytmiczną, wreszcie mocny śpiew w stylu Janis Joplin, chociaż bez jej charakterystycznej chrypki. „Feeling Alright” to numer, który wyszedł spod ręki wokalisty brytyjskiego zespołu Traffic Dave’a Masona i początkowo ukazał się na jego debiutanckim longplayu (w 1968 roku); cały świat usłyszał o nim jednak dopiero rok później, kiedy na warsztat wziął go Joe Cocker i wydał na swoim debiucie – „With a Little Help from My Friends”. Kwartet Golli wykonuje go właśnie w wersji Cockerowskiej, w której blues miesza się z białym soulem, a pikanterii całości dodaje rozkręcająca się, coraz bardziej dynamiczna partia gitary. „Little Wing” to z kolei prawdziwy evergreen z repertuaru The Jimi Hendrix Experience, który ukazał się na longplayu „Axis: Bold as Love” (1967). Golla czuje ten kawałek jak mało kto, trudno więc być zaskoczonym faktem, że daje się ponieść Hendrixowskiej energii. Ba! tu nawet Stephanie Helbig śpiewa z groove’em, który należy docenić. Dwa kolejne utwory to dzieła własne gitarzysty. „Vienna” i „After Eight” dekadę później Robert zarejestrował w studiu na potrzeby albumu „ Too Much”. Skład towarzyszącego mu zespołu był już jednak zupełnie inny. Pierwszy ze wspomnianych numerów ciąży bardziej w stronę jazz-rocka z okolic Weather Report (może wpływ na to miał fakt, że lider amerykańskiej formacji Joe Zawinul urodził się właśnie w stolicy Austrii), drugi ma natomiast korzenie stricte bluesowe. Po „After Eight” następuje powrót do coverów. „You Can’t Always Get What You Want” to nieco mniej znany kawałek Micka Jaggera i Keitha Richardsa, wyjęty z klasycznego longplaya The Rolling Stones „Let It Bleed” (1969). W wykonaniu kwartetu Golli to kołysząca w nienachalnym rytmie reggae ballada, okraszona soczystą solówką gitarową. Za sprawą „Led Boots” zespół, tym razem okrojony do tria, czyli bez wokalistki, wraca do repertuaru Jeffa Becka; ten kawałek Middletona (znów!) ukazał się na albumie „Wired” (1976). Podobnie jak we „Freeway Jam” mamy tu ognistą mieszankę bluesa i hard rocka, która sprawia, że nawet dzisiaj, słuchając tego kawałka z płyty, trudno usiedzieć spokojnie. Ale Golla postanowił oddać podczas koncertu hołd nie tylko współczesnemu mistrzowi gitary, lecz także klasykowi przedwojennemu. Sięgnął bowiem po legendarne „Rambling on My Mind” Roberta Johnsona, czarnoskórego wokalisty i gitarzysty z Delty Missisipi, którego świat docenił dopiero na początku lat 60. XX wieku, gdy ukazała się płyta „King of the Delta Blues Singer” (1961). Kompozycja Johnsona potraktowana została jedynie jako punkt wyjścia; na bazie charakterystycznej gry Amerykanina na gitarze (vide tak zwany „bottleneck”) Golla buduje własny bluesowo-rockowy utwór, w którym płynnie przechodzi od opowieści stonowanej i nastrojowej do energetycznej. „Walking Away Blues” to kolejny utwór lidera, który zaczyna się jak kawałek country’owo-bluesowy, a kończy z rockowym groove’em. W „Big Band / Third Stone from the Sun” Robert połączył natomiast własny numer (znany ze wspominanego już „ Too Much”) z utworem Hendrixa z longplaya „Are You Experienced” (1967). Wyszła z tego nastrojowa bluesowa kompozycja, z melodyjnymi wstawkami gitary. Na koniec koncertu zespół wybrał przebój. „You Can Leave Your Hat On” to dzieło Randy’ego Newmana – wokalisty, klawiszowca i aranżera – który umieścił je na swoim solowym krążku „Sail Away” (1972). Naprawdę spore tantiemy spłynęły jednak do jego kieszeni za ten kawałek dopiero czternaście lat później, gdy sięgnął po niego Joe Cocker (LP „Cocker”), a reżyser Adrian Lyne zdecydował się umieścić tę właśnie wersję w ścieżce dźwiękowej swego erotycznego dramatu „9 i pół tygodnia” (1986). Kwartet Golli nie zmieniał jego soulowo-bluesowego klimatu, dorzucił natomiast rockową energię i kolejną soczystą solówkę gitarową. Zabieg okazał się skuteczny. Kiedy zespół dotarł do mety, publika nagrodziła go rzęsistymi i jak najbardziej zasłużonymi oklaskami. Swoją drogą ciekawe ile jeszcze takich perełek skrywa w swoim archiwum polski gitarzysta? Skład: Robert Golla – gitara elektryczna, muzyka (5,6,10,11) Stephanie Helbig – śpiew (2-4,6,7,9,10,12) Thomas Müller – gitara basowa Robert Pfaff – perkusja
|